Autor: Roch Brada

  • Dawno Roch nic nie pisał

    Czołem,

    dawno Roch już nic nie pisał, ale zajęć ma od groma; najprzyjemniejsze z nich śpi właśnie obok Rocha siedzącego w ciemnym pokoju gdzie jedynym źródłem światła jest matryca laptopa. Niczym haker włamujący się Emacsem przez Sendmaila siedzi i stuka w klawisze. Jedyna różnica to taka, że Roch dobrał się na sekundę do klawiatury i próbuje zaktualizować swój dawno zapomniany blog. Nawet nie wie od czego zacząć swoją opowieść.

    Pracuje tam gdzie pracował, robi to co robił, jedynym znakiem, że czas nieustannie posuwa Rocha jest jego córka, która rośnie jak na drożdżach. Co chwilę Żonka wynosi ubranka, które już są za małe na Michalinkę. To jednak prawda, że widzimy jak starzejemy się po naszych dorastających dzieciach. Zakres obowiązków znacząco Rochowi się powiększył jednak ogarnia to i Misia nagradza go uśmiechem i buziakami, a jak Roch zacznie ją masować po pleckach to już w ogóle dzidzia się rozpływa.

    Rower stoi w garażu, czasem Roch zagada do niego, zapyta co tam, ale nie jeździ na nim. Nawet nie to, że nie ma czasu, ale po prostu woli spędzić go z dzieckiem, bo i tak mają go mało dla siebie. Za rok, jak Misia już będzie mogła to Roch będzie jeździł z nią na rowerze. Póki co główka jeszcze nie jest stabilna i czasem jeszcze lubi uciec.

    A zatem najbliższy rower za jakiś rok, oby notki były ciut częściej.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rower idzie w odstawkę

    Dawno Roch nie pisał nic na blogu, ostatnio coś przebąkiwał, że wraca do pedałowania, ale koniec końców rower Rocha idzie w odstawkę do czasu kiedy Michalinka będzie mogła towarzyszyć Rochowi i Żonce we wspólnych wypadach.

    A oto śliczna Michalinka:
    I dla niej Roch rezygnuje z roweru (do czas aż sama zacznie jeździć).
    PS.
    Z bloga ciągle nie rezygnuje, od czasu do czasu notki będą, ale bardziej wózkowe niż rowerowe 😉
  • Hat-trick. Rowerowy

    Weekend, jak wiadomo, upłynął pod chmurką. Bo kiedy Roch ma wolne wtedy pogoda się pier…dzieli i trzeba siedzieć w domu. Od jakiegoś roku Roch ma dużo innych zajęć w domu niż komputer, bo się ożenił no i nieść musi kaganek małżeński. Jemu się to nawet podoba, chyba, że akurat spadają kartofle i takie tam historie epizodyczne. Ale wracając do meritum; po deszczowym weekendzie Roch postanowił skorzystać z okazji i dziś zabrał z sobą rower do Tarnowskich Gór.

    Z Tarnowskich Gór Roch pojechał do pracy* na rowerze. Z pracy wybrał się no rowerze z kolegą z pokoju i razem pojechali gdzieś na Seget. Tam się rozjechali każdy w swoją stronę, czyli Roch uderzył na Suchą Górę, w okolice Radzionkowa i w końcu do Tarnowskich Gór. Tam odpoczął trochę i wrócił do Częstochowy samochodem (kondycja jeszcze nie pozwala Rochowi na 60 kilometrowy wypad rowerowy). Jako, że Żonka jeszcze odbywała \”Babski wieczór\” to Roch wykorzystał okazję i zrobił jeszcze 10 kilometrów.

    Łącznie wyszło ich 40. Od roku, albo i dłużej, Roch nie zrobił takiego dystansu. Ale w końcu udało mu się i dziś ciachnął czterdziestkę. Na dowód tego trzy wykresy z pedałowania.

    Roch pozdrawia Czytelników. PS. *Jedyna reklama na blogu.

  • Wieczorna przebieżka

    Po dwóch dniach przerwy rowerowej spowodowanej \”przelotnymi\” opadami deszczu Roch znowu wsiadł na rower. W końcu zaczął pracować nad swoją kondycją; w ostatnim czasie zapuścił się, ale kondycyjnie jeszcze daje radę. Roch ma zamiar wyrobić kondycję na tyle żeby móc z Koyotem pojechać na Jurę. Po dzisiejszym spotkaniu z nim powzięte zostały pewne ustalenia. Pierwsze z nich to wspólne pedałowanie po pracy, a drugie to wypad na jakąś Jurę.

    W sumie to dawno się nie widzieli, a jeszcze dawniej nie pedałowali, ale w sumie nic dziwnego skoro Roch wybył za siedem gór, siedem lasów i za siedem rzek. Ale w nieprzeniknionej Rochowej podświadomości zrodził się plan. Skoro i tak Roch jeździ na \”czarny Śląsk\” do pracy* to może zabrać z sobą rower i zostawić samochód w Tarnowskich Górach, a do Bytomia dojechać już przywiezionym rowerem. W drodze powrotnej skoczy sobie na Suchą Górę i dalej na Seget i może nawet do Rept Śląskich, o ile kondycja w początkowej fazie rozjeżdżenia się na to Rochowi pozwoli.

    Ogólnie rzecz biorąc Roch reaktywuje się zarówno na polu rowerowym jak i blogowym. Założenie jest takie, że rower zostanie zintensyfikowany, a co za tym idzie także notki na blogu będą się pojawiały częściej niż jedna na kwartał, a w sumie kilka(naście) w roku. I oby Roch w tym postanowieniu wytrwał jak najdłużej.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Wszelakiej maści reklamodawcom, ogłoszeniodawcom i innym dawcom Roch nieustannie dziękuje, ale nie skorzysta. Wciąż, mimo grubej pajęczyny na blogu, przychodzą do Rocha maile z ofertą zarobku, reklamowania i ogłaszania.

    *Jedyna reklama na blogu. Zamierzona w dodatku.

  • Początki dobrego

    No i Roch wziął się w końcu w garść i wsiadł na rower. Notka będzie krótka, bo Roch już w pracy siedzi, ale w telegraficznym skrócie Roch skoczył na objazd Częstochowy. Wersja asfaltowa, bo kręcił się w okolicy centrum, ale dziś ma śmiały plan wypuścić się w jakieś pola. Jak się zgubi to Żonka go znajdzie (albo i nie — to zależy jak bardzo się zgubi).

    Rowerowanie jest fajne, nawet tyłek go nie boli, a i szczątkowa kondycja jest zachowana. To na tyle, Roch zabiera się za pracę.

  • Relacja z bytomskiego rowerowania

    Nie żeby Roch dopiero co do siebie doszedł po ostatniej wyprawie rowerowe. Po prostu znowu mu się zapomniało, ale już nadrabia swoje przeoczenie. Otóż Rochowi, jak już wcześniej wspominał, przyszło jechać na rowerze do pracy, ale nie z Częstochowy, a z Tarnowskich Gór, bo samochód miał umówiony na wizytę naprawczą no i musiał jakoś dostać się do pracy, która jest w Bytomiu. Wybór padł na rower; był jeszcze autobus, ale Roch z racji wrodzonego lenistwa nie chciał iść na przystanek, jechać do dworca i później jeszcze jechać do Bytomia.

    Na rowerze było łatwiej. O dziwo nawet się nie zmęczył, nie łapały go skurcze i nawet dobrze mu szło. Zadyszka była, ale kondycja Rocha zastała dawno w tyle. Zaniedbał się i to mocno, ale pisząc tę notkę ma na ustach wyraźne i głośne postanowienie, że w tym sezonie nie będzie dupą i będzie jeździł. Wstępne postanowienie to dwie godziny dzienni na rowerze. Na początku będzie raczej trudno wysiedzieć, ale koniec końców uda się spełnić normę.

    Żeby bardziej się zmotywować, Roch napisze sobie nowe statystyki a i serwis, który obsługuje jego ślady GPS zostanie zmieniony. Wszystko zacznie się od początku, nawet ból dupy będzie nowy, ale to już dla Rocha nie jest obce. Pora zacząć uzupełniać magnez (magnes?) bo kawa jedna go wypłukuje.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Tylko blog zostanie stary, ale to chyba dobrze.

  • Wielkie przygotowania do rowerowania

    Blog wbrew pozorom nadal jest indeksowany przez Google, a Roch ciągle chce coś na nim napisać, ale koniec końców nie ma siły / czasu / chce mu się spać. W ostatniej notce, a kiedy to było, pisał, że dzidzia będzie chłopcem, a później okazało się, że to dziewczynka. Dziewczynka tatusia. I tak Roch jest ojcem dziewczynki o słodkim imieniu Michalina. Przygotowania do powitania Michasi idą pełną parą. Pierwszy urlop został spożytkowany na załatwienie papierków i urzędów, teraz Roch skrobie łóżeczko i pomaga Żonce w codziennych czynnościach, które dla niej są coraz trudniejsze.

    Dużo by pisać, ale komentarz Żonki jest jednoznaczny: \”to będzie reaktywacja roku\”. I chyba taka będzie. Otóż jutro Roch musi zostawić samochód u mechanika, a do pracy jakoś musi dojechać. No i przypomniał sobie, że w garażu ma rower. To urządzenie, na którym jeździł, ale przestało bo jakoś przestało mu się chcieć. Jutro jednak znowu wsiądzie na rower i zastanawia się co poczuje. Może znowu zakocha się w rowerze? Przed Rochem zakup dwóch rowerów; jeden dla Michasi i drugi dla Żonki, bo po porodzie chce jeździć na rowerze. Z Michasią i pewnie z Rochem.

    Zatem jutro pierwszy od bardzo długiego czasu wypad rowerowy; w końcu Roch pochwali się swoim rowerem, który wciąż jest dla niego ważny, choć Roch już nie jeździ tyle ile kiedyś, ale rezygnując z roweru zyskał coś równie ważnego. Rodzinę.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak to jest kiedy Roszek kopnie Rocha ?

    I kto by pomyślał, że Rochowi przyjdzie na blogu pisać o piłce nożnej. A właśnie wczoraj wieczorem z Rochowej głowy Franek lub Michalina (płeć okazała się jeszcze nie wiadomą) zrobił lub zrobiła piłkę w którą kopał / kopała. Na początku Roch próbował wyczuć ruchy, ale nic i nic.

    \”Teraz\” – mówiła Żonka
    \”Nic nie czuję..\” – Odpowiadał zawiedziony swoją znieczulicą Roch.
    \”O i teraz… \” – mówiła dalej – \”czułeś?\”
    \”No nie, nic nie czułem\” – Odpowiadał Roch.

    Aż w końcu przyłożył ucho do okolic pępka i słuchał.

    \”Nie czuję, ale słyszę\” – mówił uradowany – \”takie bulgotanie słyszę\”

    Aż w pewnym momencie owo tajemnicze bulgotanie ucichło, a po chwili \”łup\”, \”łup\”. Roch zebrał dwa siarczyste kopniaki prosto w ucho. Pierwszy raz poczuł to czym wszyscy inni się tak podniecają. To były ruchy ich dziecka. Żonka czuła je dużo wcześniej, a Rochowi dopiero teraz dane zostało poczuć co to znaczy kop małej osoby w brzuszku Żonki.

    Co tu dużo pisać, uczucie zajebiste, nie ma porównania i nie można tego opisać. Po prostu trzeba położyć głowę na okrąglutkim brzuszku Żonki i chwilę poczekać. Na pewno dostanie się kopniaczka. Słodkiego kopniaczka w ucho.

  • Odwilż idzie. Pora myśleć o rowerach.

    Wiadomo, każda notka musiała by zaczynać się tak samo, od słów \”dawno już Roch nie pisał…\”. Jednak tak to już bywa; Rochowi czas zaczął się kurczyć, ale to akurat dobrze — czas poświęca dla Żonki i małego Frania, który co prawda jeszcze okupuje brzuszek Żonki, ale reaguje na głos, a i dzwoneczek zrobiony z Żonkowego pępka działa na niego pobudzająco. Każde wyjście do sklepu kończy się ze śpioszkami, pajacykami, ramperkami i innymi kombinezonami w koszyku.

    Jeszcze nie dawno Roch każdą złotówkę wydawał na rower, wtedy nazywało się to cyklozą. Teraz Roch z dziką przyjemnością chodzi do sklepów \”dzieciaczkowych\” i wydaje pieniądze na Frania i to nazywa się… tatusiostwem. Ale to nie tak, że Roch nie myśli o rowerku dla małego Franka, pierwszy (a i drugi) jest już wybrany. Pierwszy to oczywiście bardziej \”chodak\” niż rowerek. To będą początki syna \”cudownego dziecka dwóch pedałów\”, ale na tym nie koniec.

    Roch ma w planach zrealizowanie swojego niezrealizowanego marzenia i drugim rowerkiem będzie, oczywiście, Cannondale. Roch zawsze chciał, a Franek będzie miał. Rochowy Cube jest dla niego idealny, a Franek zacznie od razu z wysokiego \”C\”. A później to już wiadomo, cała trójka na rowerach, więc i notki będą potrójnie rowerowe. Trzeba też będzie pomyśleć o dwóch psach, którym też trzeba zapewnić transport. Więc jakaś przyczepka będzie musiała znaleźć swoje miejsce w garażu. Już teraz Roch i Żonka myślą o zmianie samochodu na jakiś autobus, a później trzeba będzie myśleć o psiej przyczepce.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Podsumowanie roku 2012

    Z lekką obsuwą, ale u Rocha już tak jest, że czasem mu się zapomina o różnych sprawach. Mamy już rok 2013, jaki on będzie to okaże się za jakiś czas, kiedy to będziemy świętowali nadejście roku 2014. Teraz to jedna wielka niewiadoma. Jednak na blogu zrodziła się \”nowa świecka tradycja\”, czyli coś w rodzaju rachunku sumienia. Idąc tropem za latami 2007, 2008, 2010, 2011 pora podsumować rok 2012, a się działo.

    Zaczęło się jeszcze w grudniu roku poprzedzającego 2012, a jeśli chodzi o ścisłość to należy celować w okolice października. Wtedy to Roch poznał swoją przyszłą żonę. Spotykali się nie bacząc na odległość, która ich dzieliła. W końcu nie każdy jest w stanie dojeżdżać 60 km, ale Roch jakoś tak czuł, że odległość w tym wypadku nic nie znaczy. Pracował już wtedy, miał własne pieniądze i samochód.

    W styczniu Roch, w romantycznej scenerii kabiny samochodowej na środku skrzyżowania, oświadczył się swojej dziewczynie, a teraz już narzeczonej, a w niedalekiej przyszłości Żonie. Padło TAK i już wyjścia nie było, trzeba było się żenić, co Rocha cieszyło i radowało. Jednak — jak to u Rocha bywa — życie dało mu kopniaka, żeby nie było zbyt kolorowo.

    W lutym zmarło się Rocha tacie; diagnoza – sepsa. Nie było ratunku, wtedy Roch po raz pierwszy — choć nie ostatni — sprawdził możliwości samochodu. Wsparcie ze strony Narzeczonej było ogromne, do tego stopnia, że wypuściła się w śnieżycę do Tarnowskich Gór żeby pomóc Rochowi załatwić wszystko co było do załatwienia. Trzeba było żyć dalej.

    W marcu potwierdziły się przypuszczenia, że przyszła Żonka Rocha jest w ciąży. Radość, gratulacje i wspólne plany. Życie nabrało tempa, jakiegoś większego i głębszego sensu, ale — jak to u Rocha bywa — życie dało mu i im obojgu kopa żeby nie było zbyt kolorowo. Wtedy Roch po raz drugi i ostatni sprawdził możliwości samochodu. Nie wyszło, niestety. Trzeba żyć dalej, ale było bardzo ch*wo, bo inaczej nie można napisać.

    Kwiecień — przeprowadzka, wspólne mieszkanie i wspólny remont. Wizyty w marketach budowlanych, wybieranie kolorów farb, meble i inne pierdółki. Kasa szła jak szalona, ale wspólne mieszkanie było coraz bliżej. Plan był prosty; jeśli uruchomią kuchnię i łazienkę to się wprowadzą. I tak się stało przed samymi Świętami Wielkanocnymi. W sypialni stało tylko łóżko, salon był składem budowlanym zakrytym szmatą na dwóch patykach, bo nie było drzwi (i nadal nie ma). To właśnie są wspomnienia dla których warto żyć.

    Maj upłynął na planowaniu ślubu; Roch nie chciał przekładać tego po raz drugi. Jednak ze strony przyszłej Żony padł jeden warunek:

    – \”Jak będzie podłoga w salonie to będzie ślub\” – Powiedziała i pojechała do pracy.

    To była sobota. Roch z dużą pomocą przyszłego Teścia położył podłogę w salonie i już nie było wyjścia. Wtedy też został ustalony termin ślubu na lipiec. I zaczął się szał ślubny. Oboje chcieli skromną uroczystość, bez pompy, bez przepychu i bez tego fałszywego blichtru, który zazwyczaj towarzyszy takim uroczystością, Miał być skromny ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego i później obiad dla rodziny.

    Czerwiec to załatwianie sukienki ślubnej, obrączek, garnituru, zaproszeń i jeżdżenie z radosną nowiną, że oto dwoje ludzi chce związać się węzłem małżeńskim. W tle kończenie remontu i perspektywa zmiany pracy. Roch poczuł, że w obecnym miejscu pracy nie osiągnie nic więcej, ale z drugiej strony jakąś prace miał, ale z trzeciej strony to był ostatni dobry moment na jej zmianę. W tym miesiącu była także podróż przed ślubna. Tydzień w górskiej ciszy, brak zasięgu i możliwe wilki pod drzwiami. Egipty i Cypry wymiękają.

    Lipiec to miesiąc kluczowy; ktoś powiedziałby, że to koniec wolności, a Roch mówił, że to początek czegoś nowego. Dopełnienie i osiągnięcie kolejnego levelu. Ślub. Data idealna: 28 lipiec 2012, godzina 12:00. Samo południe. To musiało się udać. I się udało. Choć urzędniczka myliła Rocha nazwisko, ale w papierach się zgadza. Od tego dnia jest mąż i żona. Lipiec to także nowa praca. Open-E. Nowy etap i ostatni gwizdek na zmianę pracy. Dla ciekawskich – nocy poślubnej nie było, za dużo wina dostali od gości, a w nocy na balkonie było jakieś 30 stopni ciepła.

    Sierpień, wrzesień i październik to miesiące kiedy to Żona siłą i gwałtem zmusiła Rocha do złożenia (w końcu) obiecanego w maju roweru. Później wycieczki rowerowe, przejażdżki i aktywne spędzanie czasu. Jak się później okaże to ostatnie rowerowe przejażdżki, a dlaczego to okaże się pod koniec roku. Na ten czas rower królował, a Roch dostał stałą umowę w Open-E i awansował. Byli bezpieczni, a to było kluczowe. Dlaczego to okaże się pod koniec roku.

    W listopadzie test ciążowy pokazał dwie kreski. Teraz znowu życie Rocha nabrało tej głębi, którą kiedyś stracił. Znowu na lusterku z dumą powiesił małe buciki, które cały czas z nim były. Od razu pojechali do lekarza, ten zajął się Żoną i dzieckiem i zajmuje się nimi do dziś. Teraz musiało się udać — życie nie może w końcu być tylko złe. Każde wyjście do sklepu kończyło się jakimś miniaturowym ciuszkiem, który na metce miał magiczne cyfry 58 – 62 cm.

    Grudzień to przygotowania do wspólnych Świąt, choinka i kolędy. Pierwsze Święta, w których Roch widział sens. On, Żona, dzidziuś, labradorzyca Tekila i ktoś jeszcze. Mały labrador. Drugi labrador, który zamieszkał z nimi. Płeć dzidziusia też jest znana. To chłopak. Na imię ma Franek. Najlepszy prezent na Mikołaja.

    Taki, mniej więcej, był rok 2012 u Rocha. Ktoś powie, że było źle. Bo było, ale też było dobrze. Trzeba pamiętać, żeby plusy ujemne nie przesłoniły nam plusów dodatnich. W 2012 podziało się wiele, ale widocznie tak musiało być. Teraz mamy 2013, na pewno będzie inny, a czy zły czy dobry? Na pewno będzie dobry, szczególnie czerwiec, ale o tym na bieżąco i w podsumowaniu.

    Blog trochę przymarł, ale też Roch ma więcej zajęć niż kiedyś. Wcześniej był komputer i rower, teraz Roch ma rodzinę, której chce poświęcić każdą sekundę swojego życia, więc blog siłą rzeczy musiał dostać mniejszy priorytet, ale to nie znaczy, że Roch o nim zapomniał. Blog jest częścią jego życia i jako taki istaniał będzie, a przecież niedługo znowu będzie miał o czym pisać. Rowerek dla syna już jest wybrany 😉

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wesołych Świąt; spóźnione, ale szczere

    Z okazji kończących się już Świąt Roch życzy wszystkim czytelnikom, a w sumie to obserwatorom bloga wszystkiego co najlepsze; zdrowia szczęścia, pomyślności, dostatku i spokoju, długich tras rowerowych i równych ścieżek. A tak w ogóle to czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Oby Wam było nie gorzej niż jest teraz, a najlepiej żeby było jeszcze lepiej.

    ****
    A w życiu prywatnym? No więc wraz z Żonką żyją sobie spokojnie gdzieś w \”świętym mieście\”, chodzą na spacery, podjadą teściów w niedzielę. W ostatnim czasie Żonka i Roch dowiedzieli się że będą mieli dziecko. Dokładnie pisząc to \”w ostatnim czasie\” oznacza cztery miesiące, bo tyle Roch nie pisał na blogu albo nie chwalił się tym. Płeć też jest znana i imię już wybrane. Franek, bo takie imię wybrali dla niego rodzice, ma już 13 tygodni, jest zdrowy i reaguje na głos taty czytającego mu Pinokia.
    Czasu Roch ma mało, stara się jak tylko może odciążyć Żonkę od szarości codzienności, jeżdżą do lekarza, kupują Frankowi ubranka i szukają wózka z misiem i fotelika, choć ten drugi jest już wybrany – miniaturowa wersja sportowego fotela Recaro. Co miesiąc razem z Żoną jeździ do lekarza żeby usłyszeć od doktora \”ładną ciążę pan zrobił\”, to powoduje u Rocha dumę, taką ojcowską.
    I pewnie niektórzy wiedzą, że Żonka i Roch mają także labradorzycę Tekilę, od kilku dni mają drugiego labradora, pięcio-tygodniowego Rikiego, puchatą kulkę, która biega, sika i gryzie wszystko co znajdzie na swojej drodze. Więc dwa labradory też zajmują Rochowi czas, w końcu oba muszą być w równym stopniu wybawione.

    Teraz trochę tego co u Rocha w ostatnich miesiącach się podziało w życiu zawodowym. Jak wiadomo w lipcu zaczął on pracę w nowej firmie, później przydarzył mu się awans i związanie się na stałe z Open-E. Później nie miał na co narzekać, praca i kolejne wydania kolejnych wersji oprogramowania sprawiły, że całkowicie zapomniał o Bożym świecie, poza domem i rodziną. Obiecał bowiem sobie, że nigdy nie przyniesie pracy do domu i skutecznie trzyma się tej zasady.