Autor: Roch Brada

  • Podsumowanie roku 2012

    Z lekką obsuwą, ale u Rocha już tak jest, że czasem mu się zapomina o różnych sprawach. Mamy już rok 2013, jaki on będzie to okaże się za jakiś czas, kiedy to będziemy świętowali nadejście roku 2014. Teraz to jedna wielka niewiadoma. Jednak na blogu zrodziła się \”nowa świecka tradycja\”, czyli coś w rodzaju rachunku sumienia. Idąc tropem za latami 2007, 2008, 2010, 2011 pora podsumować rok 2012, a się działo.

    Zaczęło się jeszcze w grudniu roku poprzedzającego 2012, a jeśli chodzi o ścisłość to należy celować w okolice października. Wtedy to Roch poznał swoją przyszłą żonę. Spotykali się nie bacząc na odległość, która ich dzieliła. W końcu nie każdy jest w stanie dojeżdżać 60 km, ale Roch jakoś tak czuł, że odległość w tym wypadku nic nie znaczy. Pracował już wtedy, miał własne pieniądze i samochód.

    W styczniu Roch, w romantycznej scenerii kabiny samochodowej na środku skrzyżowania, oświadczył się swojej dziewczynie, a teraz już narzeczonej, a w niedalekiej przyszłości Żonie. Padło TAK i już wyjścia nie było, trzeba było się żenić, co Rocha cieszyło i radowało. Jednak — jak to u Rocha bywa — życie dało mu kopniaka, żeby nie było zbyt kolorowo.

    W lutym zmarło się Rocha tacie; diagnoza – sepsa. Nie było ratunku, wtedy Roch po raz pierwszy — choć nie ostatni — sprawdził możliwości samochodu. Wsparcie ze strony Narzeczonej było ogromne, do tego stopnia, że wypuściła się w śnieżycę do Tarnowskich Gór żeby pomóc Rochowi załatwić wszystko co było do załatwienia. Trzeba było żyć dalej.

    W marcu potwierdziły się przypuszczenia, że przyszła Żonka Rocha jest w ciąży. Radość, gratulacje i wspólne plany. Życie nabrało tempa, jakiegoś większego i głębszego sensu, ale — jak to u Rocha bywa — życie dało mu i im obojgu kopa żeby nie było zbyt kolorowo. Wtedy Roch po raz drugi i ostatni sprawdził możliwości samochodu. Nie wyszło, niestety. Trzeba żyć dalej, ale było bardzo ch*wo, bo inaczej nie można napisać.

    Kwiecień — przeprowadzka, wspólne mieszkanie i wspólny remont. Wizyty w marketach budowlanych, wybieranie kolorów farb, meble i inne pierdółki. Kasa szła jak szalona, ale wspólne mieszkanie było coraz bliżej. Plan był prosty; jeśli uruchomią kuchnię i łazienkę to się wprowadzą. I tak się stało przed samymi Świętami Wielkanocnymi. W sypialni stało tylko łóżko, salon był składem budowlanym zakrytym szmatą na dwóch patykach, bo nie było drzwi (i nadal nie ma). To właśnie są wspomnienia dla których warto żyć.

    Maj upłynął na planowaniu ślubu; Roch nie chciał przekładać tego po raz drugi. Jednak ze strony przyszłej Żony padł jeden warunek:

    – \”Jak będzie podłoga w salonie to będzie ślub\” – Powiedziała i pojechała do pracy.

    To była sobota. Roch z dużą pomocą przyszłego Teścia położył podłogę w salonie i już nie było wyjścia. Wtedy też został ustalony termin ślubu na lipiec. I zaczął się szał ślubny. Oboje chcieli skromną uroczystość, bez pompy, bez przepychu i bez tego fałszywego blichtru, który zazwyczaj towarzyszy takim uroczystością, Miał być skromny ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego i później obiad dla rodziny.

    Czerwiec to załatwianie sukienki ślubnej, obrączek, garnituru, zaproszeń i jeżdżenie z radosną nowiną, że oto dwoje ludzi chce związać się węzłem małżeńskim. W tle kończenie remontu i perspektywa zmiany pracy. Roch poczuł, że w obecnym miejscu pracy nie osiągnie nic więcej, ale z drugiej strony jakąś prace miał, ale z trzeciej strony to był ostatni dobry moment na jej zmianę. W tym miesiącu była także podróż przed ślubna. Tydzień w górskiej ciszy, brak zasięgu i możliwe wilki pod drzwiami. Egipty i Cypry wymiękają.

    Lipiec to miesiąc kluczowy; ktoś powiedziałby, że to koniec wolności, a Roch mówił, że to początek czegoś nowego. Dopełnienie i osiągnięcie kolejnego levelu. Ślub. Data idealna: 28 lipiec 2012, godzina 12:00. Samo południe. To musiało się udać. I się udało. Choć urzędniczka myliła Rocha nazwisko, ale w papierach się zgadza. Od tego dnia jest mąż i żona. Lipiec to także nowa praca. Open-E. Nowy etap i ostatni gwizdek na zmianę pracy. Dla ciekawskich – nocy poślubnej nie było, za dużo wina dostali od gości, a w nocy na balkonie było jakieś 30 stopni ciepła.

    Sierpień, wrzesień i październik to miesiące kiedy to Żona siłą i gwałtem zmusiła Rocha do złożenia (w końcu) obiecanego w maju roweru. Później wycieczki rowerowe, przejażdżki i aktywne spędzanie czasu. Jak się później okaże to ostatnie rowerowe przejażdżki, a dlaczego to okaże się pod koniec roku. Na ten czas rower królował, a Roch dostał stałą umowę w Open-E i awansował. Byli bezpieczni, a to było kluczowe. Dlaczego to okaże się pod koniec roku.

    W listopadzie test ciążowy pokazał dwie kreski. Teraz znowu życie Rocha nabrało tej głębi, którą kiedyś stracił. Znowu na lusterku z dumą powiesił małe buciki, które cały czas z nim były. Od razu pojechali do lekarza, ten zajął się Żoną i dzieckiem i zajmuje się nimi do dziś. Teraz musiało się udać — życie nie może w końcu być tylko złe. Każde wyjście do sklepu kończyło się jakimś miniaturowym ciuszkiem, który na metce miał magiczne cyfry 58 – 62 cm.

    Grudzień to przygotowania do wspólnych Świąt, choinka i kolędy. Pierwsze Święta, w których Roch widział sens. On, Żona, dzidziuś, labradorzyca Tekila i ktoś jeszcze. Mały labrador. Drugi labrador, który zamieszkał z nimi. Płeć dzidziusia też jest znana. To chłopak. Na imię ma Franek. Najlepszy prezent na Mikołaja.

    Taki, mniej więcej, był rok 2012 u Rocha. Ktoś powie, że było źle. Bo było, ale też było dobrze. Trzeba pamiętać, żeby plusy ujemne nie przesłoniły nam plusów dodatnich. W 2012 podziało się wiele, ale widocznie tak musiało być. Teraz mamy 2013, na pewno będzie inny, a czy zły czy dobry? Na pewno będzie dobry, szczególnie czerwiec, ale o tym na bieżąco i w podsumowaniu.

    Blog trochę przymarł, ale też Roch ma więcej zajęć niż kiedyś. Wcześniej był komputer i rower, teraz Roch ma rodzinę, której chce poświęcić każdą sekundę swojego życia, więc blog siłą rzeczy musiał dostać mniejszy priorytet, ale to nie znaczy, że Roch o nim zapomniał. Blog jest częścią jego życia i jako taki istaniał będzie, a przecież niedługo znowu będzie miał o czym pisać. Rowerek dla syna już jest wybrany 😉

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wesołych Świąt; spóźnione, ale szczere

    Z okazji kończących się już Świąt Roch życzy wszystkim czytelnikom, a w sumie to obserwatorom bloga wszystkiego co najlepsze; zdrowia szczęścia, pomyślności, dostatku i spokoju, długich tras rowerowych i równych ścieżek. A tak w ogóle to czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Oby Wam było nie gorzej niż jest teraz, a najlepiej żeby było jeszcze lepiej.

    ****
    A w życiu prywatnym? No więc wraz z Żonką żyją sobie spokojnie gdzieś w \”świętym mieście\”, chodzą na spacery, podjadą teściów w niedzielę. W ostatnim czasie Żonka i Roch dowiedzieli się że będą mieli dziecko. Dokładnie pisząc to \”w ostatnim czasie\” oznacza cztery miesiące, bo tyle Roch nie pisał na blogu albo nie chwalił się tym. Płeć też jest znana i imię już wybrane. Franek, bo takie imię wybrali dla niego rodzice, ma już 13 tygodni, jest zdrowy i reaguje na głos taty czytającego mu Pinokia.
    Czasu Roch ma mało, stara się jak tylko może odciążyć Żonkę od szarości codzienności, jeżdżą do lekarza, kupują Frankowi ubranka i szukają wózka z misiem i fotelika, choć ten drugi jest już wybrany – miniaturowa wersja sportowego fotela Recaro. Co miesiąc razem z Żoną jeździ do lekarza żeby usłyszeć od doktora \”ładną ciążę pan zrobił\”, to powoduje u Rocha dumę, taką ojcowską.
    I pewnie niektórzy wiedzą, że Żonka i Roch mają także labradorzycę Tekilę, od kilku dni mają drugiego labradora, pięcio-tygodniowego Rikiego, puchatą kulkę, która biega, sika i gryzie wszystko co znajdzie na swojej drodze. Więc dwa labradory też zajmują Rochowi czas, w końcu oba muszą być w równym stopniu wybawione.

    Teraz trochę tego co u Rocha w ostatnich miesiącach się podziało w życiu zawodowym. Jak wiadomo w lipcu zaczął on pracę w nowej firmie, później przydarzył mu się awans i związanie się na stałe z Open-E. Później nie miał na co narzekać, praca i kolejne wydania kolejnych wersji oprogramowania sprawiły, że całkowicie zapomniał o Bożym świecie, poza domem i rodziną. Obiecał bowiem sobie, że nigdy nie przyniesie pracy do domu i skutecznie trzyma się tej zasady.

  • Będzie rowerowo. O zgrozo!

    Normalnie Roch zapomniał jak to jest pisać notkę na blogu; albo pisze o sprawach organizacyjnych takich jak moderowanie komentarzy albo o tym jak mu w pracy idzie. Dziś, prawie że o północy będzie wielkie zaskoczenie. Roch napisze o wycieczce rowerowej, którą uskutecznił wraz z Żonką. Było słoneczne południe i aż żal było nie iść na rower, a że Żonka w pełni podziela zapał do jazdy na rowerze więc sama Rocha ciągnęła na rower.

    Cel nie był sprecyzowany, ale zaczął się klarować kiedy Roch pędził ratować teściową, później już miał wolne, świat i teściowa uratowani więc można było zająć się czerpaniem przyjemności ze wspólnego sobotniego południa, które spędzali razem. Celem, w końcu, okazała się Wręczyca Wielka, gdzie w romantycznej scenerii, bo na środku parkingu, zjedli pizze i wypili po \”pifq\”. Przy okazji obserwowali lokalnych tambylców, którzy jak to w sobotę spędzali czas w sklepach, ryneczkach i ploteczkach.

    Przy okazji Roch nauczył się nowego słowa i teraz wszystko chachmęci. W drodze powrotnej, przez las oczywiście, poszli na grzyby. Uzbierali kilka, Roch znalazł dorodnego maślaczka, rumianego jako lico swej Żonki jedynej. Tą notką udowadnia, że był to maślak, a nie muchomor bo dalej żyje i widzi co pisze (wszak maślak polski był, a nie czeski).

    Na zakończenie trasa sobotniego wypadu: Kalej – Wręczyca Wielka i jeszcze poprzednia z pewnej niedzieli w Tarnowskich Górach: Dolomity.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Zdjęcie, co by niedowiarkom udowodnić, że Roch żyje, a nie jak Lenin w mauzoleum pod balsamem spoczywa.

  • Moderowanie komentarzy – sprawa organizacyjna.

    Krótko będzie bo Roch w pracy jest; Od pewnego czasu pojawiły się sprytne reklamy pod postacią komentarzy do wpisów, z linkami do stron oferujących usługi (jakiekolwiek). Jak wiadomo Roch jest przeciwny jakiejkolwiek reklamie na blogu więc z ciężkim sercem włączył moderowanie wszystkich komentarzy.

    Spokojnie, nie będzie to dyktatura, filtrowane będą jedynie komentarze jawnie siejące reklamami.
    Wieczorem może będzie więcej.
    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Po długiej nieobecności

    Pewnie każdy już myślał, że blog umarł, że Rochowi się nie chce, a to wcale nie jest prawda. Przez półtora miesiąca nie miał on Internetu; poza tym Internet go już nie ciągnie. Przejadł się zwyczajnie. Teraz Roch jest szczęśliwym mężem i nie w głowie mu te Internety, ale skoro już się pojawił w routerze to Roch wyjaśni parę spraw. Z końcem lipca, o czym Roch donosił, wszedł w związek małżeński zawiązując tym samym podstawową komórkę zwaną rodziną, co zostało potwierdzone przed Urzędnikiem, Świadkami, Gośćmi, a przede wszystkim przed dwojgiem ludzi, którzy spędzą resztę życia razem.

    Później Rocha odcięło od tych Internetów, ale to dobrze – w pracy Roch miał co robić, a po powrocie chciał resztę czasu oddać Żonce, a nie komputerowi. Taki miesięczny odpoczynek dobrze mu zrobił – zrozumiał, że poza Siecią jest całkiem fajnie, że najwyższy czas stać się Rochem. Dziś kolejny sukces, Roch związał się z Open-E na dłużej, na kilka lat przynajmniej. Wszystko co sobie zaplanował, że zrobi przed trzydziestką mu się spełniło, ale nie chce spoczywać na laurach, teraz pora na kolejny etap. Rocha kusi bycie własnym szefem i nie wykluczone, że teraz pójdzie w tym kierunku.

    A jeśli chodzi o sprawy rowerowe to Żonka dostała rower i teraz razem jeżdżą, o czym Roch napisze w kolejnej notce. Teraz tylko taka wprawka co by Roch przypomniał sobie jak obsługuje się bloga. Na ten czas to wszystko.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Blog istnieje

    Od miesiąca Roch nie ma internetu. Dlatego nic nie pisze. Ale pisał będzie.

  • Mąż i Żon(k)a.

    Jak zawsze: zdjęcie mówi więcej niż tysiąc słów.

    akt

    Żonka i Roch pozdrawiają Czytelników.

    PS.
    Reszta zdjęć dostępna na Flickrze.

  • To nie tak, że blog umarł całkiem

    Wszystkim tym, którzy sieją defetyzm pod postacią obumarcia bloga Roch daje stanowczy odpór, pisząc, że Roch ma się dobrze, tylko nie ma za bardzo czasu. Wszystko przez zmianę pracy, która zbiegła się z wydaniem produktu, czyli zamieszaniem przed którym nawet Roch nie był w stanie uciec. Poza tym Roch musi wypełnić inne obowiązki i przyjemności wynikające z tego, że z małego Roszka stał się dorosłym Rochem. Więc na komputer nie ma czasu, a poza tym w pracy nasiedzi się dostatecznie dużo.

    Blog ma się całkiem dobrze, Roch też, ale jeszcze nie przestawił się na późniejsze przyjeżdżanie z pracy i czasem brakuje mu dnia żeby napisać notkę — ale to nie jest tak, że Roch całkiem zapomniał o blogu i Czytelnikach. Wręcz przeciwnie, jest mu głupio, że Was zaniedbuje, ale jeszcze chwila i Roch wskoczy na właściwe tory i zorganizuje sobie to, co pozostało mu z dnia po powrocie z pracy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsze koty za płoty

    Można powiedzieć, że pierwsze koty za płoty; w nowej pracy Roch odnalazł się całkiem sprawnie, choć firma większa, a tym samym ludzi do zapamiętania więcej i pomieszczeń biurowych do ogarnięcia też więcej. W każdym razie Roch dostał się do najlepszego zespołu, który ma najlepsze biuro bo dokładnie na przeciwko kuchni. Wystarczy zrobić dwa kroki i jest się w kuchni, gdzie można zrobić sobie herbatę lub coś tam podgrzać.

    Póki co Roch nie koduje nic, raczej wdraża się, ogarnia niezliczoną ilość kont, które musi pamiętać i stawia pierwsze kroki w produkcie Open-E. Pierwsze dni, czy nawet tygodnie, są zawsze trudne i nie ma co narzekać, że coś nie idzie — od tego są \”starsi\” koledzy żeby pomogli, czy podpowiedzieli co i jak zrobić lub gdzie kogoś znaleźć. Jak już Roch wdroży się całkowicie to pewnie będzie mu łatwiej, póki co jest za dużo informacji.
    Roch pozdrawia Czytelników.
    PS.
    Sigma Team @ work!
  • Ostatni tydzień w starej pracy

    W niecały tydzień po urlopie Roch może powiedzieć, że zmiana pracy wyjdzie mu na dobre. O ile do momentu powrotu z urlopu miał jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, czy iść w nieznane tak teraz nie ma najmniejszego cienia wątpliwości, że obecna praca nie daje mu tego, czego on oczekuje po roku i czterech miesiącach pracy. O projektach, które przez ten czas zrobił nikt nawet nie pamięta, a obecny jest na tyle nieważny, że szefostwo nie zapytało co będzie z nim, jak Roch już pożegna się z pracą. Jednak Roch nie chce wyciągać tu wszystkich \”brudów\”, niech zostaną one tam gdzie są. Praca była, pieniądze również i to się liczy. A najważniejsze jest to, że Roch ma już jakieś zawodowe doświadczenie.

    Czego oczekuje po swojej nowej pracy? Przede wszystkim możliwości rozwoju, bo tylko po to Roch zmienił pracę. Nie chcę on siedzieć nad jednym kiedy technologiczny świat prze do przodu. W pewnym momencie Roch wypadłby z obiegu, a on tego nie chce. Szczególnie teraz, kiedy z Żonką mają wspólne plany budowy domu i potomstwa. Żonka miała rację — teraz był ostatni dzwonek żeby podjąć ryzyko zmiany pracy, później Roch nie odważyłby się na to — jednak dobro dzieci jest dla niego i Żonki najważniejsze.
    Ktoś powie, że korporacja to blichtr i zachłyśnięcie się wielkością firmy — dla Rocha nie ma to znaczenia, on idzie tam zrobić kawał dobrej roboty, co zostanie zauważone. Oczywiście na słupku wykresu wydajności, bo nie ma co się oszukiwać — Roch będzie trybikiem numer 1243532 w maszynie zwanej Open-E, ale jeśli ten słupek na wykresie przyczyni się do lepszej przyszłości jego rodziny to Roch będzie tym numerem i będzie wyciągał ten słupek coraz wyżej, ale nie zaniedbując przy tym rodziny. Do tej pory udawało mu się nie przynosić pracy do domu i dalej tak będzie.
    Dzisiejsza notka w pewnym sensie jest umową i wyjaśnieniem dlaczego Roch ma takie parcie na korporację. Po prostu duże firmy bardziej dbają o swoje numerki. Ta mroczna strona korporacji była, jest i będzie mu obca i nieznana.
    * * * *
    Jeszcze słowo na temat ostatnich wakacji i pobytu w Buczynowej Dolinie. Obiecane zdjęcia są już na Flickr.  A poniżej pokaz slajdów, było fajnie, aż miło się to wspomina. A dom w tamtej okolicy Roch wybuduje!

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Powrót do szarej rzeczywistości

    No i już po wakacjach i po urlopie. Przez całe dwa tygodnie Roch z Żonką relaksowali się i uskuteczniali leniwcowanie. Pierwszy tydzień to wyjazd do Gorlic i okolic. Zero jakiegokolwiek zasięgu, w dodatku droga  była otwierana tylko od godziny 6:00 do 8:00 i od 10:00 do 11:00, a później aż do 16:00 była zamknięta. Do najbliższego miasta mieli 12 kilometrów, za to widoki urzekły Żonkę. Wcale to Rocha nie dziwi, okolice Beskidu Niskiego są genialne.

    W poniedziałek, zaraz po przyjeździe Roch musiał załatwić sprawę urzędową związaną z wytyczeniem granic na ich działce, a później już tylko błogie lenistwo. Psica szalała, świeże powietrze udzieliło się i jej, zwiedzała okoliczne krzaki, biegała po polu. Była w swoim żywiole. Urlop jak najbardziej udany, szkoda, że się skończył, ale ferie zimowe ponownie spędzają u siebie, czyli w okolicach Beskidu Niskiego.

    Podczas pobytu powstał też plan wybudowania domu w tamtej okolicy. Start jest dobry, mają działkę budowlaną z genialnym widokiem na góry, pod samym lasem. Maksymalnie w ciągu trzech lat Roch chce tam mieszkać z Rodzinką; małe Roszki będą miały gdzie biegać, a poranna kawa z widokiem na góry to jest coś.

    Oczywiście są zdjęcia, ale jeszcze nie obrobione, Roch skończy dziś i da znać na blogu, facebook\’u i Google+, że już są.

    Na teraz to tyle — Roch żyje, blog istnieje, ale sami rozumiecie: urlop, rzecz święta.

  • Ostatnie chwile z zasięgiem

    Nadszedł w końcu czas urlopu; od piątku, od godziny 15:00 Roch jest szczęśliwym urlopowiczem. A tuż po dwutygodniowym urlopowaniu się, Roch zamierza złożyć wypowiedzenie umowy o pracę, co uczyni z nieukrywaną satysfakcją ponieważ atmosfera zaczyna robić się ciężka. Jednak nie o tym Roch będzie rozprawiał.

    Niedziela to ostatni dzień z jakimkolwiek zasięgiem, od jutra Roch nie ma zasięgu w telefonie, Internetu też nie ma i jedyne co ma to błogi spokój w Buczynowej Dolinie. Żonka z Rochem już są spakowani, a w chwili pisania tej notki Żonka śpi obok siedzącego Rocha. Wieczorem ostatnie przygotowania, czyli spakowanie sprzętu foto, zabranie Psicy i jedzenia dla niej. Jeszcze tylko wizyta w Tarnowskich Górach żeby zgarnąć trzecią urlopowiczkę i można ruszać w nieznane. Na cały tydzień.

    Później jeszcze tydzień lenistwa i w końcu dwa tygodnie lekkiego lenistwa, bo przecież Roch nie będzie się przemęczał w pracy, oby tylko do pierwszego lipca, a później już całkowita zmiana. Tak więc, kończąc notkę, wszystkim udanego odpoczynku, pogody, gorącego grilla i udanych wakacji. Po powrocie będą zdjęcia, nawet takie z analogowego aparatu (o ile będzie coś poza czernią), bo i takie zabierają z sobą.

    Roch pozdrawia Czytelników.