Autor: Roch Brada

  • Rozwiązanie kolejnej tajemnicy

    Zdaje się, że Roch wspominał coś o zmianach w życiu zawodowym, ale do końca nie jest pewien, więc teraz, kiedy już jest wszystko jasne może napisać wprost co znowu u niego się zadziało. Otóż Roch dostał ofertę pracy, poszedł na rozmowę kwalifikacyjną, rozwiązał test techniczny i od lipca zaczyna pracę w nowej firmie. \”Trochę\” większej od obecnej, z centralą w USA, a więc Roch zaliczył kolejny level, czyli praca w korporacji. Jeśli o szczegóły chodzi to firma nazywa się Open-E i zajmuje się produkcją oprogramowania do zarządzania pamięciami masowymi.

    Torcik Open-EDlaczego Roch o tym pisze? Żeby zgrabnie przejść do tego, co wydarzyło się wczoraj, kiedy to przyjechał do swojej Żonki, która pracowała w pocie czoła i pod koniec dostał przecudny tort z okazji jego osobistego sukcesu, co też przełoży się na Rocha Rodzinę. Zamurowało go, bo pierwszy raz dostał tort. Co więcej na torcie był napis \”Gratulacje!!! Open-E\” co Rocha dodatkowo wzruszyło pomimo, że walczył z rowerem, który nie chciał zmieścić się w bagażniku, bo tradycją się już stało, że Roch przyjeżdża do Żonki, a Ona odwozi go do domu samochodem. Naprawdę miłe to uczucie, gdy ktoś bliski łączy się w naszym szczęściu.

    I na tym chyba pora zakończyć. W pracy Roch też ma torcik, więc jest co robić jeść.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Dla tych ciekawych co Roch będzie robił w nowej firmie: Młodszy programista Python.

  • Podsumowanie Jurajskiego pedałowania

    Dla tych, którym nie chce się czytać, przy poniedziałku, wersja krótka: wszystko boli i jeszcze pewnie długo będzie bolało.

    Dla tych, którzy wyrażają ochotę na przeczytanie czegoś dłuższego: oczywiście z zaplanowanej trasy nic nie wyszło bowiem Roch z Koyotem pojechali po swojemu, czyli tak żeby się zgubić, a nawet żeby zatoczyć koło i z Olsztyna wrócić się do Częstochowy i jeszcze raz do Olsztyna. Ogólnie wypad należy uznać za… męczący, bo Roch w zasadzie z marszu pojechał na Jurę bez jakiegoś wcześniejszego przygotowania.

    Oczywiście Roch uskutecznia przejażdżki z Żonką, ale są one bardziej dla przyjemności, niż dla treningu żeby nie umierać na Jurze, a kilka kryzysów Rochowi się zdarzyło. Głównie na gigantycznych podjazdach ciągnących się nieraz po kilka kilometrów. Nogi Rochowi nie wytrzymywały i łapały go skurcze, ale jechał dalej, no bo zawrócić to wstyd, a Żonka była poza domem więc nawet nie miał kto Rocha ściągnąć do domu.

    Celem oczywiście był Mirów i pierogi, ale Roch nie dokonał konsumpcji bo nie miał nawet siły pogryźć pieroga. Zjadł trochę frytek, wypił ze dwa \”niebieskie napoje w smaku nie podobne do niczego\” i powoli dogorywał. W końcu nadszedł ten czas, że trzeba było wracać, ale już normalnie, bez jeżdżenia po górkach. Prosto do Częstochowy, czyli jakieś 46 kilometrów dzieliło Rocha od szczęścia w ramionach Żonki. Nie ujechali więcej niż 500 metrów i Roch znowu zaliczył skurcz. Nogi ewidentnie nie dawały rady, ale w końcu przestało go kurczyć i jakoś dojechał do domu.

    Ogólnie wyszło 120 kilometrów, z czego większość to szukanie drogi i powrót na właściwą trasę. Jechało się dobrze, ale na następny raz (czyli nie wcześniej niż za pół roku albo i dłużej) Roch chyba będzie musiał odrobinę potrenować, bo takie jeżdżenie z marszu nie jest dobre, a przynajmniej nie tyle kilometrów.

    A wieczorem Roch poszedł z Żonką na spacer i było fajnie.

    Na koniec zapis śladu GPS: Jura (20-05-2012).

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsze przecieki co do trasy

    Prawdopodobnie wszystko i tak ulegnie zmianie, ale po wczorajszych konsultacjach z Koyotem powstał zarys trasy jaką pojadą. Oczywiście celem niedzielnego wypadu są pierogi w Mirowie i w tym kierunki będą pedałować. Po drodze przejadą przez Mstów, Świętą Annę i Niegową. Po drodze przejadą jeszcze przez Złoty Potok żeby dojechać na pierogi.

    Droga powrotna nie jest do końca znana, bo plan jest taki żeby przejechać się pociągiem do Częstochowy, ale  nie wykluczone, że wrócą na rowerach, choć nie do końca wiadomo jaką trasą, w każdym razie kierunek powrotny to Częstochowa.  Znając życie (i Rocha kondycję) to plan ulegnie zmianie, co będzie widoczne na śladzie GPS.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zapowiedź Jury

    Tak się złożyło, że ostatnio Roch i Żonka mają dużo na głowie; Roch praktycznie nie wysiada z samochodu tylko jeździ i jeździ. W dodatku czeka na informację, czy do masy zajęć dojedzie mu zmiana pracy na bardziej korporacyjną więc oboje nie mogą narzekać na brak zajęć. Dzięki temu blog trochę zarósł pajęczyną, ale w najbliższą niedzielę — o ile pogoda nie pokrzyżuje mu planów — zrobi wielkie odkurzanie.

    Niedawno, przy okazji jakiejś wódki, Roch umówił z Koyocikiem na wypad na Jurę; z Częstochowy Roch ma na Jurę jakieś 15 – 20 kilometrów i jest już w okolicach Olsztyna. A stamtąd prosto do Bobolic na pierogi i powrót do domu. Termin został zaakceptowany przez Koyota, więc najbliższa niedziela stoi pod znakiem Jurowania się, a wieczorem Żonka będzie musiała chciała przytulić Rocha, któremu 100 kilometrów będzie wychodziło bokiem.

    Jednak sezon rowerowy zostanie w końcu zainaugurowany tak jak było to kiedyś, czyli z Koyotem, na Jurze, z pierogami na talerzu. Do tej pory jeździ z Żonką po okolicy i coraz dalej się wypuszczają. Roch musi skończyć składanie roweru dla swojej ładniejszej połówki, bo z Nią też Roch chce jechać na pierogi.Wtedy to już będzie pełna inauguracja sezonu rowerowego.

    * * * *

    Poza planowaną Jurą jest też cała masa innych planów, które Roch chce zrealizować, a w których Żonka wspiera go, a czasem daje kopniaka w doopę mówiąc \”zrób to, nie wiem dlaczego zakładasz, że nie uda się\” i pewnie tylko dlatego Roch znajduje w sobie siły żeby startować do korporacji. Wiadomo, że najbardziej zależy nam na szczęściu tej drugiej osoby. Roch ma identycznie i tak mu zostanie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ustroń, Ustroń i po Ustroniu

    Wiadomo, że wszystko co dobre szybko się kończy, tak też było z ostatnim — weekendowym — wypadem do Ustronia. Po powrocie z pracy Roch zapakował Kropka walizkami, które spakowała Żonka i po chwili jechali w kierunku Katowic żeby dojechać do Ustronia. Droga jak to w piątek wieczorem, przed Katowicami tłoczno, a później już z górki. Na miejscu byli przed godziną 2000. Pokoik już czekał i był o niebo lepszy od tego z pierwszego wyjazdu. Właściciele mili, przyjaźni, pokój fajowy. Gdyby ktoś chciał do Ustronia oto sprawdzony adres: Villa Izabela.

    ...a w środku pełno prąduPiątek w Ustroniu był przerażający; nie było gdzie zjeść kolacji, dobrze, że Żonka spakowała trochę wałówki. Trochę się pochodziło, fajne wspomnienia wróciły. W sobotę było dużo lepiej, przynajmniej obiad można było zjeść, a i wypić jakiegoś grzańca dało się, co też Roch z Żonką czynili, a Żonka nawet uwieczniła Rocha zanurzonego w kubku z czymś bliżej nieokreślonym. W każdym razie sok z gumijagód spełnił swoje zadanie i każdemu Roch poleca. Potem jeszcze wizyta na \”Ustrońskim\”, czyli lokalnym piwie i można wracać do pokoju.

    Zaraz, zaraz.. mam pomysł!Oczywiście między spożywaniem soku z gumijagód były też zdjęcia, bo Roch miał jakieś parcie na chodzenie z aparatem, co Żonce zupełnie nie przeszkadzało, bo i ona lubi z nim latać więc oboje robili to co lubili, a w dodatku wspólnie. Niedziela to krótki wypad w góry i powrót do domu. Po drodze podjechali jeszcze na lotnisko, ale tam tylko wiatr hulał, więc zdjęć — poza WizzAirem — nie ma.

    Ogólnie wypad należy zaliczyć do bardzo udanych, bo w końcu udało się gdzieś z Żonką wybrać. Następny plan przewiduje Szczyrk lub Zakopane, ale kiedy to nikt nie wie. Teraz trzeba pochodzić i pozałatwiać pewne sprawy, a w międzyczasie skończyć remont. W życiu zawodowym Rocha też może zajdą zmiany, które Rochowej rodzinie wyjdą na dobre, ale o tym dopiero później. Póki co nie ma co zapeszać, a trzeba wziąć się ostro do roboty, żeby ten cholerny początek roku zaczął w końcu sprzyjać. Bo ileż można?

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Pokaz zdjęć z Ustronia jest tutaj:

  • Ustroń. Po raz drugi.

    Od ostatniego wypadu do Ustronia minęło jakieś trzy miesiące i właśnie dziś Roch wraz z Żonką jadą na kolejną wizytę w tamte rejony. Oboje muszą odpocząć od wydarzeń ostatnich tygodni, a najlepiej jest zresetować się na obczyźnie. Notki na blogu i tak pojawiają się sporadycznie, ale w ten weekend na pewno żadnej nie będzie ponieważ Roch jedyne co zabiera — z elektronicznych rzeczy — to aparat. Bardzo potrzebuje, nie tylko on zresztą, spokoju i relaksu żeby wszystko jakoś przetrawić.

    Tym razem wizyta w Ustroniu już prawie wiosenna, pogoda ma być całkiem niezła więc powinno dać się zrobić jakieś fajne zdjęcia. Planowany powrót nastąpi w niedzielę w godzinach popołudniowych, a więc weekend zapowiada się całkiem przyjemnie. Dłuższa relacja nastąpi po powrocie z wycieczki.
    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Pierwsza guma, czyli inauguracji ciąg dalszy

    I doszło do kolejnego pedałowania Rocha razem z Żonką; pogoda zacna, choć zimno. Na polu walki z remontem zrobił się spokój więc można było zająć się mieszkaniem \”na swoim\” i wykańczaniem tego, co już jest zrobione. Po powrocie z pracy Roch poszedł na rower, a właściwie to Żonka mobilizowała Rocha żeby wskoczył w spodenki i pojeździł wraz z Nią.

    Rocha nie trzeba było namawiać zbyt długo i w końcu wyprowadził rowery i pojechali przed siebie. Już na wstępie Roch wjechał na szkło, ale powietrze zostało w przednim kole, więc Roch uznał, że skoro powietrze nie zdecydowało się zejść to można jechać dalej. No i tak się pedałowało wspólnie, aż do momentu kiedy powietrze w drugim kole zapragnęło wydostać się z opony.

    I tym sposobem Roch ponownie zainaugurował sezon rowerowy, przebijając oponę. Na szczęście dało się dojechać do domu, ale Rochowi nie chciało się już łatać dętki, poza tym zrobiło się zimno i razem z Żonką postanowili, że zostaną w ciepłym domu, bejcując maskownice. I to by było na tyle z ostatnich rowerowych przygód Rocha. Niestety, ale pogoda nie rozpieszcza jeszcze Rocha, który trochę zdziadział, bo kiedyś 10°C było dla niego ciepłym wyjazdem rowerowym, a teraz jest Rochowi zwyczajnie zimno.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Pompka i \”zestaw ratunkowy\” został w domu. A już prawie go Roch zabrał z sobą.

  • Pierwszy rower w tym roku

    No i stało się; choć jeszcze Roch nie może ogłosić pełnej inauguracji sezonu rowerowego to już jeździł na rowerze z Żonką. Trasa nie zbyt długa, ale za to poznał kawałek miasta, z którym związał się przy pomocy Żonki. Trochę było lasów, trochę piaszczystych ścieżek i trochę asfaltu, czyli w sumie wszystko Roch już zaliczył. Teraz pozostaje zainaugurować sezon z Koyotem, czy odbyć szaleńczą jazdę po wąskich ścieżkach gdzieś w okolicy.

    Niestety Roch wyszedł z obiegu i zapomniał zapisać ślad GPS nowej trasy w nowym mieście, ale jutro też jest plan rowerowy więc na pewno pojawi się zapis GPS (o ile Roch nie zapomni włączyć odbiornika w telefonie). Jeśli chodzi o cyferki to prezentują się one całkiem zacnie jak na pierwszy raz. Już po kilku minutach w siodełku Rocha zaczął boleć tyłek, później doszły nadgarstki i na końcu stopy, bo odzwyczaiły się od sztywnych SIDI (tak, Roch się lansuje).

    Na pierwszy raz wyszło 12 kilometrów, ale tak jak Roch pisze — rozbolało go wszystko i pewnie kolejnych 12 by nie wytrzymał, ale jeśli zacznie jeździć regularnie to rowerem dojedzie do Koyota, a to jest w okolicach 60 kilometrów wiec dystans jak za dawnych dobrych czasów, które — Roch ma nadzieję — wrócą szybko.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • I co dalej?

    Już dawno Roch nie pisał nic na blogu, ale też wydarzenia ostatnich dni są dla niego na tyle przytłaczające, że nie ma ochoty na kontakt ze Światem. Najlepiej byłoby wystrzelić się w kosmos i tam już zostać. To, co się wydarzyło jest zbyt osobiste żeby pisać o tym publicznie, więc ta sprawa zostanie tajemnicą Rocha i jego Żonki.

    Poza tym Roch walczy na polu malowanie; pomalowana jest już kuchnia i łazienka, w kolejce czeka przedpokój i sypialnia. Na rower nie ma czasu, a właściwie czas jest, ale nie ma ochoty. Tak jak na inne rzeczy, które Roch kiedyś robił z przyjemnością. Są takie sprawy, które zmieniają człowieka. Na zawsze.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wieści z placu boju

    Długo Roch nie gadał nic na blogu, ale też ma więcej \”obowiązków\”, bo w końcu z singla i \”cudownego dziecka dwóch pedałów\” awansował na męża i ojca i teraz musi przede wszystkim myśleć o swojej rodzinie, a nie o zrobieniu sobie dobrze przy pomocy roweru (choć i notka typowo rowerowa niedługo się pojawi). Żonka czuje się doskonale, Roch z dziką przyjemnością realizuje jej ciążowe zachcianki i czerpie z tego masę pozytywnych emocji. Nawet, kiedy w środku nocy musi chce się ubrać i pojechać po zachciewajkę.

    Na chwilę obecną Roch malował kuchnię, bo mebelki — w trakcie pisania tej notki — montują się, a Żonka raportuje każdy postęp prac (oczywiście Żonka ma zakaz noszenia i dźwigania). Po powrocie do domu czeka Rocha miła niespodzianka, bo jedno pomieszczenie jest już na wykończeniu, a dziś Roch zabiera się za malowanie sypialni, a kiedy skończy to położy panele i można się przeprowadzać już na swoje. Do końca remontu jeszcze trochę zostało, ale przynajmniej sypialnia i kuchnia zostaną oddane do użytku. Resztę na bieżąco Roch z Teściem będzie ogarniał.

    ****

    Jeśli o rower chodzi to Roch postara się wyrwać w niedzielę na jakąś rundkę, ale wcześniej zaplanowany jest długi spacer z Żonką połączony z wyjazdem gdzieś \”za miasto\”. W tygodniu Roch pracuje, ale w weekend nie ma nic ważniejszego od spaceru z Żonką. Taka to już świecka tradycja się zrodziła i Rochowi ona bardzo odpowiada. Do ogarnięcia pozostają jeszcze dwie kwestie, m.in większy samochód, bo do Kropka fotelik, wózek, dziecko i Żonka się nie zmieszczą, więc trzeba zacząć myśleć o czymś bardziej rodzinnym (jakie to fajne słowo).


    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Już wszystko wiadomo

    Notka będzie bardzo krótka. Niech zdjęcie przemówi samo za siebie. Od Rocha tylko: ma 7 tygodni, jest zdrowe i bardzo ruchliwe. Po rodzicach. Oczywiście.

    7 tydzień

    Roch pozdrawia Czytelników.