Autor: Roch Brada

  • Pierwsza dłuższa trasa

    Popołudniu nie dało się pojeździć więc Koyocik z Rochem spotkali się o 900 w Świerklańcu, który był startem do dłuższego pedałowania. Plan był prosty: objechać lotnisko, ale Roch wprowadził pewną modyfikację, która polegała na jeździe w przeciwną stronę. Bo takie ciągłe objeżdżanie lotniska od progu 09 do 27 przez Zendek i Zadzień jest nudne, a trasa Zadzień-Zendek, czyli odwrotnie jest mało monotonna. Pierwszy podjazd w Brynicy Roch zauważył dopiero jak widział go za plecami.

    \”Coś jest nie tak, zawsze się męczyłem\” — Pomyślał Roch.

    Następne dwa czekały na niego w Ożarowicach, też nie zrobiły na nim większego wrażenia, na górze Roch nie czuł zmęczenia, pulsometr ani jęknął na temat śmierci, Roch nawet nie zbliżył do granicy 198 uderzeń na minutę. Wychodziło na to, że wraz z nowym rowerem wróciła Rochowi chęć do jazdy. Całą trasę, czyli 60 kilometrów, Roch z Koyocikiem przejechali w 2 godz. 38 min, czyli całkiem nieźle, ale nie czas się liczył.

    Roch do tej pory nie czuje zmęczenia i myśli żeby jeszcze wieczorem gdzieś pojechać. Ogólnie zmiana roweru była mu potrzebna, nawet Koyocik zauważył, że w końcu zmęczył się przy Rochu, czyli tempo było całkiem dobre. Geometria jest przecudna, ale o tym Roch już pisał, kolana mu się rozeszły i przestały go łapać skurcze. W końcu Roch nie zostaje w tyle na podjazdach, walczy i pedałuje coraz mocniej. Szkoda tylko, że to koniec lata, ale ostatnimi czasy Roch popełnia same nietrafione decyzje.

    Tak, czy inaczej zmiany spowodowały powrót Rocha do świata rowerowego. Na zakończenie zapis śladu GPS pierwszego przejazdu: Pierwszy wypad na Cube LTD.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Cube LTD by Roch

    Powiało świeżością, Rochowi serce szybciej zabiło, podobnie jak przed tygodniem kiedy myślał, że znowu jest zakochany. Spocone dłonie, szybszy oddech i ten dreszczyk emocji. Coś ściskało mu żołądek, zaczynał się nowy etap w życiu. W końcu po dwóch godzinach Roch cieszył się nowym rowerem, całkiem nowym, fajnym i przeładnym. Dzięki zaprzyjaźnionemu Adventrue Roch ma nowy rower. Całe to składanie roweru jest lepsze od zakochania, bo przynajmniej wie się co jest na końcu i czego można się spodziewać. Jednak efekt końcowy przeszedł najśmielsze oczekiwania i Roch zwyczajnie był zaskoczony.

    Shimano XTRW tym wydarzeniu towarzyszył mu Koyocik, największy Przyjaciel i towarzysz rowerowy. Po złożeniu roweru nadszedł czas ważenia. Wynik, który osiągnął Roch to 12,9 kg z ciężkimi kołami i oponami. Amortyzator też swoje waży, ale jego Roch nie będzie wymieniał. Wrażenia z jazdy niesamowite; po pierwsze fajniejsza geometria, rama jest dłuższa niż poprzednia, korba spowodowała, że Rochowi \”rozeszły\” się nogi i w końcu kolana są w jednej linii ze stopami. Napęd jest stary, ale wyczyszczony i działa o niebo lepiej. Nowe linki i pancerze spowodowały, że wszystko działa doskonale. Nowa przerzutka Shimano XTR dodaje rowerowi kultowości i powoduje, że zmiana przełożeń jest prawie niezauważalna.

    Dzisiaj tylko jazda testowa, oblot i regulacja wysokości sztycy, położenia siodełka. Wszystko już ustawione, dokręcone i wyregulowane. Tylko siadać i jeździć. Pierwsza jazda odbędzie się jutro rano, oczywiście z Koyocikiem. Trasa nieznana, ale na pewno na nowym rowerze i z takim towarzyszem będzie to sama przyjemność. Na koniec obowiązkowe zdjęcie:

    Cube LTD

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Podziękowania za motywację do złożenia roweru należą się zaprzyjaźnionemu Adventure i Koyotowi. To oni zadawali Rochowi kopniaki i dzięki temu ma teraz nowy rower.

  • Wielkie przygotowania

    Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Roch nie wytrzyma do przyszłego sezonu. Obecnie trwają przygotowania do przełożenia części ze starego roweru do nowego. Wszystko powinno być; korba jest, przednia przerzutka jest, naprawiony suport jest. Reszta części powinna pasować, jedynie co trzeba będzie wymienić to pancerze, bo długość na pewno nie będzie pasowała. Nie pozostaje nic innego jak tylko pojechać do zaprzyjaźnionego Adventure i przełożyć części.

    Prawdopodobnie nastąpi to w najbliższą sobotę, tak żeby w niedzielę rower był gotowy i można było odbyć inaugurację z Koyotem. Roch nie wytrzymał, stojąca obok biurka rama nie dawała mu spokoju, a w dodatku Koyot miał wszystko, czego Roch potrzebował. Pora w końcu założyć rower, nie po to Roch zbierał na ramę, żeby teraz stała owinięta w szmatki. Nie wiadomo, czy lakier z niej nie zszedł, ale w sobotę wszystko będzie wiadome.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pedałowanie i kompletowanie części

    Shimano XTAkcja \”Roch składa rower\” trwa w najlepsze; na pierwszy ogień poszła wspominana już korba. Roch odebrał ją w Świerklańcu i musiał ją jakoś dowieźć do domu. Do plecaka nie mieściła się, więc burza mózgów spowodowała to, że korba jechała na Rochowych plecach. Na szczęście nie spadła, nie zgubiła się i Roch może ogłosić, że pierwszy element do nowego roweru już jest. I Roch miał już przekładać części, ale wykoncypował, że przednia przerzutka ni jak nie jest kompatybilna z nową ramą. Przecież średnica jest inna. Kolejny element, który trzeba kupić. Na szczęście był Koyocik i jego przepastny magazyn części rowerowych.

    Shimano XTKoyot, poza tym, że jest najlepszym Przyjacielem Rocha, jest też dla niego takim starszym bratem; z tą różnicą, że zamiast butów po starszym bracie Roch dziedziczy części do roweru, które są w stanie sklepowym, prawie jakby nie używane. Koyotowi należą się ukłony za to, że jego cykloza jest większa niż Rocha. Przednia przerzutka też już jest kupiona i to chyba koniec elementów, które nie pasowałby do nowego roweru. Teraz tylko znaleźć jakiś deszczowy weekend, ładnie uśmiechnąć się do zaprzyjaźnionego Adventure i przełożyć resztę części do nowej ramy. Jeśli wszystko dobrze pójdzie i nie będzie dalszych niekompatybilności to rower jeszcze w tym roku ujrzy światło dzienne. Przez zimę będzie solidna motywacja żeby schudnąć. W końcu nowa rama jest podwójnie cieniowana, a Roch potrójnie pogrubiony. Będzie musiał to zmienić.

    Dziś Roch pokręcił trochę po okolicy, ale samotna jazda to już nie jest to co Roch lubi szczególnie; żeby jeszcze miał jakąś muzykę to byłoby co innego, a tak skrzypiący łańcuch skutecznie obrzydzał Rochowi pedałowanie. Po jakiejś godzinie wrócił do domu. Po opublikowaniu notki Roch położy się spać, trzeba odespać cały tydzień. Tak więc wszelkie komentarze piszcie cicho, żeby Rocha nie obudzić.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Leniwa niedziela

    W końcu zrobiło się ciepło, czyli w okolicach 20°C, a nie jak dotychczas 30 i więcej. Kiedy Roch wyszedł na zewnątrz to pierwsze co chciał zrobić to wrócić po jakąś cieplejszą bluzę, bo było mu zimno, ale po chwili organizm Rocha skalibrował się uznał, że temperatura jest całkiem w porządku i można śmiało pojeździć. Początkowo celem były jakieś krzaczaste tereny, ale ostatecznie Roch skomunikował się z towarzyszem od pedałowania i wspólnie pojechali pooglądać pociągi.

    Zresztą dziś był dzień regeneracyjny więc jakieś dłuższe wypady nie były wskazane, a na ławeczce w Miasteczku Śląskim Roch relaksował się oglądając pociągi, a trafił się nawet jakiś TLK, który tylko przeleciał przez stację. Potem zabrał się do domu i sprawdził, za pomocą GPS, ile to przejechało mu się kilometrów i wyszło mu, że całe 30, a nawet nie poczuł tego w nogach. To chyba pierwszy znak, że kondycja wraca. Na dniach Roch kupi korbę do nowego roweru i przerzuci resztę części i może uda się jeszcze w tym sezonie pojeździć na nowym rowerze.

    Na zakończenie film i wszyscy kibicujemy Mai:

    [vimeo http://www.vimeo.com/28055735 w=500&h=281]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ufff jak gorąco!

    Od tygodnia Roch przeżywa istne męczarnie, temperatura nie chce zejść poniżej 25°C i Roch nie potrafi normalnie funkcjonować. Klimatyzacja w pracy nie wyrabia, w piątek już zaczęła strajk ostrzegawczy niczym kolejarze z Przewozów Regionalnych. Stan Rocha najlepiej odda fragment wiersza J. Tuwima:

    \”Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
    Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha:
    Buch – jak gorąco!
    Uch – jak gorąco!
    Puff – jak gorąco!
    Uff – jak gorąco!
    Już ledwo sapie, już ledwo zipie(…)\”

    Wczoraj wieczorem topił smutki w kawie, wracał już prawie po zmroku i nie miał już ochoty na pisanie notki. Niby słońca nie było, a wystarczyło zatrzymać się i już robiło strasznie gorąco. Dzisiaj natomiast Roch postanowił, że pojedzie na lotnisko. Upał jest dalej, ale wiatr trochę pomaga i wydaje się, że jest chłodniej. Na lotnisku pustki, samolotom też chyba jest gorąco. Jedynie Ryanair odważył się wystartować.

    Po powrocie do domu Roch zaczął zajadać się lodami. Jak nie może schłodzić się od zewnątrz to przynajmniej w Rochu będzie zimno. Jutro niedziela, według prognoz ma być o dziesięć stopni mniej, a to już jest bardzo dobrze. Na koniec ślad GPS: Lotnisko i odważny rodzynek:

    Boeing 737-8AS

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Boli, piecze i szczypie

    W końcu Roch porwał się na dłuższy wypad; dłuższy, czyli taki powyżej dwudziestu kilometrów. Motywacją było nowe towarzystwo, które do wspólnego pedałowania zaprosił Koyocik. Motywacja była silna ponieważ towarzystwo było płci przeciwnej, czyli Roch nie mógł wyjść na mięczaka i choć pulsometr co chwilę mu przypominał, że to już nie pora na szaleństwa, to Roch zagryzał wargi i parł do przodu. Celem było lotnisko i dookoła lotniska. Pod każdą górkę Koyot wyrywał, a Roch nie chciał zostawać w tyle, w końcu budził się w nim samczy pierwiastek alfa.

    W połowie drogi nadszedł kryzys, ale jedna z towarzyszek mocno naciskała na pedały i Rochowi nie wypadało zostać w tyle. Co chwilę spoglądał w niebo, że niby obserwuje samoloty, a tak naprawdę odchylał głowę żeby tętnice były w stanie doprowadzić krew i tlen do mózgu. Inaczej Roch dawno by zemdlał. Po pierwszym postoju dał o sobie znać tyłek. Bolał, palił i piekł jakby ta część Rocha zeszła do piekielnych czeluści, ale Roch zagryzł wargi i usiadł na siodełko. Przez chwilę myślał, że siedzi na sztycy, a siodełko zostało w domu, ale w końcu przeszło.

    Dojechali do Świerklańca, gdzie nastąpił drugi postój. Roch myślał, że siedzi na krześle odwróconym do górny nogami, ale mylił się, Tyłek bolał jakby Roch siedział na jądrze Ziemi. Kawa tylko pobudziła Rocha i ciało chciało, ale nogi już nie mogły. Od Świerklańca do Tarnowskich Gór Roch jechał na stojąco, siedzenie powodowało ból, stanie zresztą też, ale to tylko dwanaście ostatnich kilometrów. Towarzyszki chyba też zaliczyły kryzys co Rochowi było na rękę.

    Tarnowskie Góry. Roch widział już miękkie krzesło, zimną butelkę wody, na której siedzi i komputer, ale nie. Jeszcze tu, jeszcze tam. Roch zagryza wargi. Bolą wargi, nogi i tyłek. Najważniejsze, że do domu ma mniej więcej taką samą drogę z każdego punktu. Kierunek jazdy dobry. W końcu pożegnanie, podziękowanie i zapowiedź, że to nie był koniec. Roch jedzie sam, na stojąco, dobrze, że ma z górki to pedałować nie musi. Wargi odpoczywają. W końcu dom, jeszcze tylko wnieść rower na czwarte piętro i można siadać.

    Wszystko boli, piecze i szczypie, ale warto było, bo w końcu nowe znajomości rowerowe, choć Rochowi włączyła się aspołeczność, ale Roch pociesza się, że \”I’m not antisocial, I’m just not user friendly.\”. Może, a wręcz na pewno, przy następnym rowerowaniu Roch pokaże, że zna więcej wyrazów niż tylko \”boli mnie tyłek\” lub \”bolą mnie nogi\”. Na zakończenie katorżnicza trasa w postaci śladu GPS: Dookoła lotniska.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rozgrzewka przed dłuższym wypadem

    I jest długo wyczekiwana sobota; Roch umysłowo odpoczywa od tych wszystkich ramek, modbusów, crc z którymi na co dzień ma do czynienia. Mentalnie Roch nastawiał się na wypad do Lublińca, o którym pisał tu, tu, tu, tu i jeszcze tu. Jednak Koyocik miał inny plan; dziś rekreacyjna jazda, a jutro ostateczny atak na legendarny Lubliniec, o którym Roch pisze i pisze. Rochowi nawet to odpowiadało, bo dziś odpocznie i przygotuje się do jutrzejszego wysiłku, który niechybnie go czeka, ale pogoda ma dopisać wiec jakoś to będzie, oby tylko było z górki.

    Skoro dziś była rekreacja to punktami na trasie były miejsca, w których można było wypić kawę, posiedzieć i pogadać o różnych rzeczach. W końcu wyszło na to, że Roch to mściwa bestia albowiem jedzie do Lublińca nie tylko dla przyjemności, ale też dla własnych interesów, żeby komuś zrobić na złość i pokazać, co straciła. Konkluzja całej tej rozmowy była następująca: \”nie możesz być cyniczny, musisz się jeszcze rozmnożyć\” i coś w tym jest.

    Jutro zatem, o ile pogoda dopisze, wielki dzień — Roch jedzie do Lublińca, albo w innym, alternatywnym, kierunku ponieważ Koyot przygotowuje trasę w kierunku Siewierza, a dodatkowo zobowiązał się do zorganizowania żeńskiego dopingu, który umilałby i uatrakcyjniał wypad.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Dzisiejszy ślad GPS: Sobotnia rekreacja.

  • Roch kupuje rower. Część czwarta. Ostatnia.

    Od ostatniej części cyklu \”Roch kupuje rower\” minęło trochę czasu, ale w końcu oficjalnie jest on zakończony. Przynajmniej jeśli chodzi o zakup ramy, bo przed Rochem jeszcze trochę wydatków, ale to za czas jakiś, najpewniej wtedy kiedy spadnie śnieg, czyli koło grudnia. Wczoraj był telefon z zaprzyjaźnionego Adventure, że rama jest. Kiedy Roch przyjechał mógł otworzyć karton i był pierwszą osobom, nie licząc pakowacza, który dotykał swoją ramę. Nikt przed nim nie otworzył kartonu, nikt nie dotykał jego ramy. Był to jeden z tych momentów kiedy słowo \”dziewica\” nabierało magicznego znaczenia.

    Jednak żeby mieć ramę \”na już\” musiał odkręcić to, co na ramie wisiało, bo nie było mu to potrzebne. Trochę zeszło, ale w końcu w ramie zostały stery i sztyca i taką też Roch powiesił na wadze, która pokazała 1,73 kg co dobrze wróży ponieważ Roch chce mieć lekki rowerek do cross country. W domu zrobił parę testowych zdjęć, oczyścił ramę ze smaru i położył na honorowym miejscu. Dziś będzie musiał ją gdzieś schować, bo trzy miesiące z ramą na łóżku nie będą należały do najprzyjemniejszych. Najważniejsze, że jest, a to, że Rocha odrobinę zaskoczyła cena to inna sprawa. W końcu zarabia to może spełniać swoje mniejsze i większe zachcianki.

    Cube LTD

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Świąteczna przejażdżka

    Trzeci dzień byczenia się; na szczęście to już ostatni wolny dzień i od jutra znowu będzie działo się trochę więcej niż w takie przedłużone weekendy. Chcąc wykorzystać ten ostatni dzień Roch wskoczył na rower i przewiózł się rekreacyjnie po okolicy. Po wczorajszych i przedwczorajszych wojażach dziś Roch chciał jedynie poczuć wiatr we włosach niekoniecznie męcząc się przy tym.

    Jakiegoś konkretnego celu Roch nie miał, objechał dookoła okolicę, wyszło mu jakieś dziewięć kilometrów (według GPS) i wrócił do domu. Zbyt parno jak dla Rocha, poza tym nie było nic do picia, bo Roch nie zabrał plecaka. W końcu miała to być lekka przejażdżka, a nie jakieś \”wielkie\” pedałowanie. Na zakończenie zapis śladu z przejażdżki: Świąteczna przejażdżka.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Lekkie XC

    Normalnie niedziela jest ostatnim wolnym dniem, ale tak się akurat złożyło, że ta jest półmetkiem długiego weekendu i Roch postanowił to wykorzystać. Pojechał na Dolomity, żeby trochę pojeździć po krzakach, a że jeździł sam to był sobie panem. Te rejony zna lepiej niż własną kieszeń, ale to co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Jakieś schody, jakieś ścieżki, jakieś drogowskazy w końcu jakieś ławki i jakieś punkty widokowe. W ostatni bastion swobodnego pedałowania wdarła się cywilizacja ze swoimi \”udogodnieniami\”. Ścieżki, kiedyś pokryte błotem i gliną, wysypane zostały jakimś żwirem, w dodatku zostały ubite żeby lepiej się po tym chodziło.

    Pora umierać, bo nie ma już gdzie jeździć; ostatnie miejsce, w którym można było rozpędzić się z górki i nie liczyć się z tym, że ktoś na końcu będzie robił zdjęcie kwiatka albo zostawi rower na środku zjazdu, a sam będzie palił papierosa zostało ucywilizowane. Żeby nie publiczny charakter bloga Roch wyraziłby swoje zdanie w bardziej dobitny sposób, ale nie wypada pisać, że to zwykłe sk***o. Jutro Roch pojedzie sprawdzić co zmieniło się na Suchej Górze, ale to już nie są Tarnowskie Góry, więc nie liczy się. Wypad udany, o ile można uznać, że jazda po prawie wyasfaltowanej drodze to cross country. Ślad z dzisiejszego rowerowania: Dolomity (i nie tylko).
    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Prawie udany wypad do Lublińca

    \”Będzie lało\” — pomyślał Roch jadąc na umówione spotkanie z Koyocikiem.

    I od tego wszystko się zaczęło. Plan na sobotę był prosty — dojechać do Lublińca, ale od początku Roch krakał, że będzie burza. Z Miasteczka Śląskiego, gdzie był umówiony z Koyotem pojechali lasem w kierunku Pniowca, aby stamtąd uderzyć do Tworoga i tam zacząć się martwić jak jechać dalej, ale Roch nie mógł wytrzymać bez gadania.

    \”O tam\” — pokazywał palcem Roch na chmurę — \”będzie lało, widzisz jaka chmura\” — kontynuował.
    \”Nie będzie, a najwyżej nas zmoczy\” — uspokajał Koyot.

    Ujechali kawałek, a Roch dalej swoje.

    \”A tam to już w ogóle, patrz jak granatowo, zmoczy nas\” — Utyskiwał na trudy jazdy w urojonym deszczu.
    \”Bokiem przejdzie\” — Odpierał Koyot.
    \”Ale to już bokiem nie przejdzie, będzie padać\” — Nie poddawał się Roch.

    I w takiej atmosferze dojechali do Pniowca. Na miejscu zaczęło lekko kropić, ale Roch nawet chciał dalej jechać, jednak po chwili zagrzmiało i to spowodowało wylanie się z Rocha strachu.

    \”O zagrzmiało, że nie dość, że nas zmoczy, to jeszcze zabije\” — narzekał Roch.

    W końcu zamiast zaatakować Lubliniec zaatakowali Tarnowskie Góry i \”U Szwejka\” żeby przeczekać. Faktem jest, że grzmiało, a nawet padało, ale nie było jakiegoś gigantycznego oberwania chmury, a i nikogo nie zabiło. W końcu przyszedł solidniejszy opad, zmoczyło Rocha, Koyocik przeczekał i popedałował w swoją stronę.

    Tradycyjnie już wypad nie doszedł do skutku przez zbytnią bojaźń Rocha, który w lekkim deszczu widzi ulewę, a w jednym grzmocie koniec swojego żywota. Następnym razem się uda. Na zakończenie zapis szczątkowej trasy: Prawie Lubliniec.

    Roch pozdrawia Czytelników.