Autor: Roch Brada

  • Różowe popołudnie

    Korzystając z dobrej pogody Roch postanowił pojeździć na rowerze; nie miał jakiegoś sprecyzowanego celu, choć Lubliniec czeka na zdobycie, więc pojechał na lotnisko. Sobota zazwyczaj była bardziej ruchliwa niż niedziela, a poza tym na jutro zapowiadane są burze, więc lepiej było dziś posiedzieć pod płotem, a jutro — ewentualnie — pójść pojeździć rekreacyjnie w przyjacielskim gronie.

    Pod płotem jak zawsze, czyli gorąco, ale Roch zaopatrzył się w butelczynę wody i co chwilę popijał żeby się zbytnio nie odwodnić, a przy okazji zabić pragnienie. Pod terminalem było pusto, ale przez 40 min wylądowały trzy WizzAir\’y, a po kolejnych czterdziestu minutach cała ta trójka wystartowała. Na Rochowym Flickr zrobiło się różowo, ale na szczęście trafił się jeden prywatny samolot, który ten trend przełamał. Warto się nim pochwalić:

    Cessna T182T

    Jutro, o ile pogoda pozwoli, ostatni dzień jeżdżenia.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsze wdrożenie Roch ma za sobą

    Dawno Roch nic nie pisał, ale też okazji nie było, bo musiał przygotować się do wyjazdu i pierwszego wdrożenia  na kopalni. Początkowo miało to być w poniedziałek, ale wpadł prezes z niezapowiedzianą wizytą i trzeba było przełożyć wyjazd na wtorek. Kiedy wtorek nastał Roch musiał załatwić papierki, czyli delegację, zabrać co potrzeba i można było jechać. Oczywiście sam Roch nie jechał, bo miał towarzysza bardziej doświadczonego, który był mentorem dla Rocha.

    Na miejscu, czyli na KWK Sośnica-Makoszowy pierwszym problemem okazała się ochrona, które nie za bardzo chciała uwierzyć w to, że nic nie jest wnoszone, potem nie było nikogo kompetentnego, który mógłby otworzyć biuro, w końcu okazało się, że komputer nie ma internetu, a próba \”włamania\” się do sieci skończyła się niepowodzeniem. Ostatecznie udało się wszystko wdrożyć, Internet też się znalazł, ale w delegacji Roch spędził prawie osiem godzin.

    Teraz pozostało rozliczyć się z papierków, oddać jakieś protokoły i spokojnie doczekać do weekendu, czyli do rowerowania.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Poranne jeżdżenie

    Pogoda ostatnio nie była łaskawa dla Rocha; ciągle padało, a w Katowicach dochodziło do tego, że pokonanie 20 metrów z firmy do samochodu kończyło się mokrą koszulką i zalanymi butami. Dziś, chcąc pokonać wredną pogodę, umówił się z Koyocikiem na poranne jeżdżenie. Co prawda to Koyocik wyciągnął Rocha na rower, ale koniec końców Roch też był zadowolony z tego, że jeździł rano, bo popołudniu może zająć się pisaniem notki i zabawą wyświetlaczem LCD.

    Rowerowanie było tradycyjne, czyli kawa w Świerklańcu i powrót do Tarnowskich Gór. Po powrocie jeszcze wizyta w zaprzyjaźnionym Adventure ponieważ Roch ma chrapkę na nową ramę. Póki co jeszcze nic nie pisze, bo dystrybucja tej firmy w Polsce leży i kwiczy i trzeba będzie uruchomić kontakty żeby \”znajomy znajomego, który ma znajomego i ten znajomy ma znajomego, który pracuje w sklepie, w którym wszyscy się znają i kochają\” mógł zorganizować jedną sztukę ramy za rozsądne pieniądze. Okazuje się, że aby teraz kupić samą ramę, bez reszty roweru, trzeba się nieźle nagimnastykować, ale od czego ma się zaprzyjaźniony Adventure.

    Jeśli wszystko pójdzie dobrze to już na przyszły sezon Roch powinien mieć \”nowy stary\” rower, koniecznie w czerwonym kolorze, bo jeśli kupować Ferrari wśród rowerów to musi mieć klasyczny, czerwony, kolor i równie klasyczny żółty napis choć o taki zestaw jest coraz trudniej. Na zakończenie mapka z trasą: Poranne jeżdżenie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Wyświetlacza działa. Pora na komunikację z komputerem.

  • Lubliniec opanowany!

    Od jakiegoś czasu Rocha nosi żeby pojeździć po Lublińcu i okolicach, ale nie chciał pchać się drogą nr 11, która jest najszybsza, ale też najruchliwsza. W końcu siadł do mapy, popytał znajomych i okazało się, że można do Lublińca dojechać całkiem przyjemnie nie czekając na to, aż któryś TIR zepchnie Rocha do rowu. Obrazek przedstawia tylko ogólny kierunek jazdy bowiem do Kalet Roch dojedzie przez las, z Drutarni ma prosto do Koszęcina, a stamtąd już prosta droga do Lublińca. Według mapy wychodzi jakieś 45 km, co przy Rochowej kondycji jest sporym dystansem, ale z Lublińca można przecież wrócić pociągiem za jedyne 8 zł (+5 zł za przewóz roweru). Tak więc najbliższy pogodny weekend należy do Rocha i Lublińca. Być może pojawią się jakieś zdjęcia, a na pewno ślad GPS, bo taką eskapadę wypada zarejestrować.

    Poza tym u Rocha pracowicie; wczoraj impreza urodzinowa wiceprezesa i obżeranie się ciastem truskawkowym, dziś Roch rozwiązał parę problemów więc idzie ku dobremu, a na pewno nie jest nudno. O dalszych losach projektu \”Rowerem do Lublińca\” Roch będzie informował na bieżąco.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W końcu pogoda dopisała

    Czwarty — i ostatni — dzień długiego weekendu zaowocował samymi sukcesami. Po pierwsze Roch przegryzł się przez dokumentację sterownika HD44780 dzięki czemu udało mu się zainicjować wyświetlacz, a nawet zacząć wyświetlać coś więcej niż tylko mrugający kursor. Do zrobienia pozostało wyświetlanie tekstu w drugiej linii i potem komunikacja z komputerem, żeby wyświetlić dowolny tekst, a nie tylko to co na sztywno wpisze się w kodzie programu. Sukces i tak spory, bo Roch tracił już wiarę w to, że kiedykolwiek uruchomi ten diabelski wynalazek, ale w końcu udało się.

    Kolejnym sukcesem była pogoda, która z godziny na godzinę poprawiała się. Kiedy Roch wyjeżdżał na spotkanie Koyocika niebo było jeszcze zachmurzone, ale im dalej jechali tym robiło się coraz ładniej i cieplej. Co prawda obiecywana trasa Tarnowskie Góry – Lubliniec nie została zrealizowana, ale ostatecznie też było długo i pod górkę. Jednak Lubliniec zostanie zdobyty, tylko trochę później. GPSa Roch nie włączał dlatego śladu trasy nie ma, ale wśród punktów postojowych był Świerklaniec i kawa, którą wypili żeby trochę się pobudzić.

    Ostatecznie dobrze się jeździło, przynajmniej ostatniego dnia Roch trochę się zmęczył, ale i tak długi weekend zostaje zaliczony do udanych. Następny już w sierpniu, przy okazji Rochowych urodzin.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejna porcja deszczu

    Trzeci dzień długiego weekendu upłynął pod znakiem przelotnych opadów, które skutecznie zniechęciły Rocha do jakiejkolwiek aktywności rowerowej. Poza tym nie było nikogo chętnego do pedałowania, a \”samemu to można się ogolić\”, co też Roch uczynił. Napady deszczu spowodowały to, że Roch zasiadł do wyświetlacza i męczył go próbując coś w nim zepsuć lub wyświetlić. Ostatecznie udało mu się zamrugać kursorem, ale to akurat jest banał, bo wystarczy wysłać 0x0F na linię danych. Wyświetlenie czegoś więcej to już jest wyższa szkoła jazdy. Na szczęście w poniedziałek Roch będzie miał możliwość zasięgnięcia języka u mądrzejszych.

    Poza ciągnięciem tematu wyświetlacza Roch spał, bo chciało mu się, a była ku temu okazja ponieważ w domu cicho i chłodno było. Dzień jakoś minął, a jutro rower z Koyocikiem, o ile wszystko będzie pójdzie dobrze to trasa Tarnowskie Góry – Lubliniec (i okolice). Oczywiście olewając pociąg chyba, że będzie taka potrzeba, ale nic na to nie wskazuje. Dawno Rocha nie było w Lublińcu, ale też nie miał powodu i ochoty na wypady w tym kierunku. Teraz Roch się przejedzie, choćby zobaczyć minę pewnych osób.

    Tak więc do jutra, może notka będzie bardziej rowerowa.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda nie wytrzymała

    Korzystając z drugiego dnia przedłużonego weekendu Roch wyskoczył do miasta na elektroniczne zakupy, potem polutował trochę kabelków i w końcu chciał iść na rower, ale pogoda pogorszyła się i Rochowi odechciało się ryzykować jakiejś burzy, czy innej wichury. Zasiadł Roch przed biurkiem i zaczął montować to, co wcześniej zlutował. W końcu miał wszystko połączone, sprawdzone i mógł podłączyć wyświetlacz.

    Dzięki własnoręcznie złożonemu Arduino wyświetlacz zagadał, a Roch doszedł do etapu zamrugania kursorem na wyświetlaczu. Do wyświetlenia czegokolwiek jeszcze trochę mu zostało, ale jest już na dobrej drodze. Potem, z drugiej strony, podłączy komputer i napisze mały programik w .NET, który będzie wyświetlał różne informacje i tak skończy się rok 2011.

    Dziś z roweru nici, ale są jeszcze dwa dni i może uda się jeszcze wskoczyć na rower. Nawet z kimś u boku.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Spokojne jeżdżenie

    Zgodnie z zapowiedziami pojawia się pierwsza \”długoweekendowa\” notka. Po burzowej nocy zrobił się całkiem ładny, choć pochmurny, dzień. Nie chcąc ryzykować kolejnej burzy Roch nie oddalał się zbytnio od domu, ale też nie chciał kręcić się po mieście, bo to przecież jest nudne. W końcu pojechał w stronę Dolomitów, tam pojeździł po błocie, a nawet w nie wpadł. Tylna opona nadaje się do wymiany, bo bieżnik nie \”wgryza\” się już w błoto tak jak kiedyś.

    Z Dolomitów Roch pojechał do Rept gdzie trafiło się pełno powalonych drzew i jeżdżenie nie było zbyt możliwe więc szybko wyjechał z parku i zrobił jeszcze rundkę po mieście. Pogoda była całkiem znośna, choć jest parno więc w nocy pojawią się kolejne burze. Jeśli jutro pogoda będzie co najmniej taka jak dziś to Roch zaatakuje lotnisko chyba, że ktoś będzie chciał jeździć z Rochem to zmiana kierunku będzie jak najbardziej możliwa.

    Na koniec ślad gps z dowodem rzeczowym Rochowego pedałowania: Dolomity – Repty.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwszy długi weekend

    Powoli, małymi kroczkami, Roch zaczął poznawać pracowniczy los, aż do momentu kiedy biorąc jeden dzień wolnego mógł mieć całe cztery dni odpoczynku. Nie mógł nie skorzystać z okazji szczególnie, że musiał sobie odpocząć, bo nawet horoskop zalecał odpoczynek od pracy. W związku z tym Roch poprosił o urlop, który dostał i nie musi sam siedzieć w firmie.

    Te cztery dni Roch przeznaczy głównie na sen, trochę roweru, może jakieś dobre piwko w Szwejku, byle dalej od komputera, z którego Roch będzie korzystał od czasu do czasu. Notki będą pojawiały się regularnie, a dzisiejsza jest wstępem do całej serii. Oby tylko pogoda dopisała.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niedziela bez deszczu (prawie)

    Wczorajsze prośby zostały wysłuchane i niedziela była bez deszczu, ale pochmurna i wietrzna, a dzięki temu trochę zimna, ale lepsze to niż +30°C w cieniu. Po obiedzie Roch połączył się Koyotem i ustalili wspólnie, że spotykają się na kawie w Świerklańcu. Roch oczywiście spóźnił się, ale nie przewidział tego, że pod wiatr będzie jechał. W końcu jednak dojechał, wypił kawę, przeczekał lekki deszcz i pojechali w kierunku Chechła.

    U celu chwila odpoczynku (głównie dla Rocha) i powrót do domu przez las, bo tam mniej wiało. Od teraz może padać ile chce, Roch i tak siedzi od 700 do 1500 w klimatyzowanym pomieszczeniu więc to co za oknem się dzieje mało go interesuje. Przyszły weekend prawdopodobnie będzie należał tylko do Rocha, bo Koyocik wypada z obiegu, a nikt inny nie pali się do pedałowania. Po drodze mamy jeszcze dzień wolny, a może nawet przedłużony weekend, więc notki powinny być częstsze.

    Na zakończenie zapis trasy do kliknięcia i obejrzenia: Świerklaniec – Chechło. Kilometrów wyszło całkiem sporo zważywszy to, że Rocha kondycja jest daleko w lesie, ale — z perspektywy czasu — bez licznika jeździ się całkiem przyjemnie. Przynajmniej Roch z nikim nie porównuje długości… wypadów. Na każde takie pytanie odpowiada \”nie wiem, nie mam licznika\” i obserwuje zdziwienie rysujące się na twarzy pytającego.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Samochód umyty – lało będzie przez tydzień

    Od początku sobota była pochmurna, ale nic nie zapowiadało deszczu. Po porannych obowiązkach Roch zjadł obiad i pomknął na spotkanie z Koyocikiem i Utkiem. Oboje byli ograniczeni czasowo więc szybka kawa i powrót do domu. Roch zabrał się z nimi i dojechał aż pod lotnisko, w międzyczasie startowały dwa WizzAir, ale pogoda nie dopisała i Roch nie miał na plecach aparatu.

    B747-400F on EPKT/KTWSkoro już jesteśmy przy lotniczych sprawach to mało kto wie, że w czwartek i piątek lądowały dwie sztuki, tak dobrze czytacie Czcigodni — dwie sztuki, Boeingów 747-400F linii AtlasAir, o których Roch pisał w notce Pierwszy prawdziwy spotting. Tym razem były aż dwa, ale o takich godzinach, że Roch był w pracy, a nie może sobie pozwolić na luksus urlopu bo \”przylatuje samolot\”. I tak już uważany jest za świra, bo paraduje w koszulce z Boeingiem 747 na plecach. O wizycie JumboJet\’ów można przeczytać na stronach Dziennika Zachodniego, a samego B747 można zobaczyć na obrazku obok.

    Bardzo fajnie, że nasze lotnisko idzie w ruch cargo, bo to i fajniejsze samoloty, a i dla lotniska prestiż, bo \”ruchem cargo otwiera oczy niedowiarkom\” (trawestując cytat z Misia). Oby więcej takich samolotów. Wracając jednak do roweru: w drodze powrotnej Roch złapał deszcz, ale lekki i przelotny i na szczęście wrócił suchy do domu.

    Później pojechał umyć samochód i tym samym rozpoczął okres opadów deszczu, bo tak jest zawsze — czysty samochód = deszcz przez tydzień, co najmniej. Jutro mogłoby jeszcze nie padać, w końcu ostatni wolny dzień to trzeba go spędzić na rowerze.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Finał na lotnisku. Bez prawie.

    Po wczorajszym prawie wypadzie Roch postanowił, że dziś będzie wypad z finałem na lotnisku, bo dawno nie jechał w tym kierunku, a przed nim jeszcze zaległy dzień spottera (ale tym razem nie będzie zapeszał) i trzeba potrenować. Na miejscu trochę pusto było. Kilka samochodów stało, było kilka osób, a Roch siedział na podkładach i popijał wodę mineralną, którą szczęśliwie kupił w jedynym otwartym sklepie. W końcu zrobił się jakiś ruch.

    Jednak testy ustawień spowodowały to, że większość zdjęć jest poruszona, ale w końcu testy to testy i lepiej teraz stracić, ale ustawić optymalnie aparat na dzień spottera. Jak w każdą niedzielę tak i w tą był CargoJet, czyli niedzielę można zaliczyć do udanych, bo w końcu tylko dla niego Roch jechał dwadzieścia kilometrów. I dla przyjemności pedałowania oczywiście, ale to każdy już wie. Na Rochowym Flickrze można znaleźć kilka nowych zdjęć. Na większości z nich są stali bywalcy, ale zdjęcie jest zdjęcie.
    Następnym razem Roch wybierze inne miejsce żeby wprowadzić jakieś urozmaicenie w zdjęciach. A następny raz dopiero za tydzień, czyli można spokojnie wybrać inne miejsce.
    Roch pozdrawia Czytelników.