Autor: Roch Brada

  • A po rowerze czas na deszcz

    Wczoraj było ładnie, chciało się jeździć i było z kim uprawiać rower, a dziś jest brzydko i choć było by z kim jeździć to nie ma jak, bo co chwilę z nieba spada deszcz. Nawet gdyby przestało padać to i tak asfalt byłby mokry i też nie dałby się jeździć (niby dla chcącego nic trudnego, ale Roch jest niechcący). Pozostaje więc siedzieć w domu i przeglądać serwis aukcyjny w poszukiwaniu tego, co do nowej ramy by się założyło korzystając z zimowej przerwy, tak aby w sezonie 2012 wyjechać na całkiem lanserskiej maszynce.

    Jutro początek nowego tygodnia i rower znowu będzie miał odpoczynek, a Roch będzie musiał chciał iść do pracy żeby móc realizować swoje zachcianki. Teraz ma się fajnie, bo na biurku leży mu jakiś sterownik i cały czas mruga diodami więc jest kolorowo i żywo. Trzeba jeszcze podjechać do zaprzyjaźnionego Adeventure po niebieskie śrubki, które zostaną wkręcone w piasty i nadadzą smaczku rowerowi.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A po burzy czas na rower

    \”Kolejny tydzień z głowy\” — Pomyślał Roch wstając o 700 rano.

    I tak też rozpoczęła się leniwa sobota, która przyniosła ładną pogodę, choć wietrzną, i pewne ustalenia odnośnie składania roweru, o których Roch już wspominał był, ale wtedy to jeszcze nic pewnego. Teraz natomiast Roch jest zdecydowany i zmotywowany by zacząć składać nowy rowerek. Na początek trzeba kupić jakąś ramę i właśnie w tym celu Roch odwiedził zaprzyjaźniony Adventure. Po przejrzeniu parunastu marek Roch stwierdził, że nie ma nic — na tyle oryginalnego i unikalnego — co mógłby kupić, a jeśli jest to kosztuje górę pieniędzy jak na przykład Specialized S-Works.

    W końcu niezastąpiony Koyocik podrzucił Rochowi kilka propozycji i Roch zdecydował się na całkiem ładną ramę, za rozsądne pieniądze i dostępną w zaprzyjaźnionym Adventure. Kolor \”anodized black\” dopełnia całości, a fakt, że jest dostępna od ręki powoduje to, że po wypłacie Roch dokonuje zakupów. Jeszcze może w tym sezonie Roch pokaże się na nowym-starym rowerze, a przez zimę złoży ładną maszynkę do cross country.

    Dziś natomiast Roch jeździł w okolicach Świerklańca, a w zasadzie siedział i spożywał kawę z Koyocikiem. W dalszym ciągu planowany jest wypad do Lublińca, ale ostatnio pogoda nie dopisuje i strach ryzykować jakiejś ulewy. Dopiero dziś zrobiło się znośnie i można było rozprostować kości. Jutro, o ile pogoda pozwoli, ponowne pedałowanie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niedziela z przebojami

    Co prawda już poniedziałek, w dodatku pora drugiego śniadania, ale Roch czuje się w obowiązku nadrobić zaległości, bowiem niedziela była rowerowa, a notki wciąż brak. Od samego początku Roch planował odwiedzić lotnisko i nawet rozpoczął przygotowania, które skończyły się gdzieś w okolicach Nowego Chechła ponieważ wtedy zadzwonił Koyocik z propozycją wspólnej kawy w Świerklańcu. Roch lubi kawę, szczególnie w dobry towarzystwie więc zboczył z wytyczonej drogi po spotkał się z Przyjacielem.

    Po kawie Roch kontynuował pedałowanie na lotnisko licząc, że spotka tam CargoJeta, ale nic takiego tam nie stało. W dodatku ktoś zajął jego ulubione podkłady i Roch musiał się wpychać \”na siłę\” bo w końcu to jego miejscówka i nikt nie może go stamtąd wyrugować. Było kilka startów, na szczęście tylko jeden WizzAir więc dało się wytrzymać. Kilka nowych zdjęć można znaleźć na Flickr.

    Po powrocie Roch musiał znaleźć jakiego dyżurującego lekarza; potem zastrzyk, maść i po dwukrotnym ukąszeniu trzmiela (czy innego drapieżcy) nie ma prawie śladu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Teraz Roch idzie podrywać panią z LIDLa.

  • Spokojna przejażdżka

    W końcu nastał weekend i Roch mógł zacząć regenerować się po całym tygodniu większego (lub mniejszego) wysiłku związanego z wymyślaniem coraz to nowych rozwiązań, a także uczeniem się, bo do doskonałości jeszcze mu daleko. W dodatku przyszło mu poprawiać po kimś kod, co nie jest łatwym zadaniem szczególnie kiedy komentarz brzmi mniej więcej tak: \”przypisanie do zmiennej\”. W tym momencie nasuwają się setki pytań, na które nie ma kto odpowiedzieć, ale nie o tym miało być, w końcu jest sobota.

    Jak w prawie każdy weekend Roch starał się jeździć na rowerze. Dziś na szczęście pogoda dopisała więc można było organizować jakieś rowerowe towarzystwo, ale ostatecznie Roch jeździł sam, bo rano nie mógł, a popołudniu nie było chętnych. Skoro Roch jeździł sam to wybrał się na Dolomity na szybką przejażdżkę i powrót do domu. Samemu jeździ się nudno i nawet nie pomogła nawet muzyka.

    Po raz kolejny Roch musi przesunąć zapowiadany wypad  do Lublińca, tym razem z powodu niepewnej pogody czyli burz, które rozszalały się nad Rochową okolicą. Jeśli tylko pogoda dojdzie do siebie wtedy Roch zrealizuje zapowiadaną wycieczkę choćby tylko w jedną stronę. W każdym razie plan już jest, droga mniej więcej znana, chęci też są. Brakuje tylko jakiejś stabilnej pogody.

    Na koniec mapka z GPSu, kilometrów mało (o ile GPS dobrze je zliczył), ale za to rower zaliczony: Dolomity.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Świętowanie i uzgadnianie

    Zapowiadane niedzielne burze okazały się kolejnym wymysłem niektórych szamanów pogodowych, choć trzeba im oddać to, że rano dwa razy zagrzmiało, ale nie padało pomimo, że na mapach były chmurki nad Katowicami. Była więc okazja pojeździć w przyjacielskim gronie i poczynić pierwsze ustalenia co do atakowania Lublińca. Wyjazd planowany jest na przyszły weekend, a powrót — całkiem możliwe — będzie za pomocą PKP. O szczegółach będzie na bieżąco.

    Jeśli chodzi o dzisiejsze pedałowanie to na początek Roch odwiedził Koyota, a później wspólnie popedałowali przez las w stronę Tarnowskich Gór. Na koniec wypadu jeszcze świętowanie u \”Szwejka\”. Są zdjęcia, ale mogą się trafić nieletni czytelnicy i Roch nie chce ich demoralizować, a poza tym reklama piwa jest możliwa bodaj po 23 więc ni jak nie można pokazać zdjęć.

    Pozostaje zamówić dobrą pogodę na weekend, żeby planowany wypad odbył się (i zakończył) bezdeszczowo.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Różowe popołudnie

    Korzystając z dobrej pogody Roch postanowił pojeździć na rowerze; nie miał jakiegoś sprecyzowanego celu, choć Lubliniec czeka na zdobycie, więc pojechał na lotnisko. Sobota zazwyczaj była bardziej ruchliwa niż niedziela, a poza tym na jutro zapowiadane są burze, więc lepiej było dziś posiedzieć pod płotem, a jutro — ewentualnie — pójść pojeździć rekreacyjnie w przyjacielskim gronie.

    Pod płotem jak zawsze, czyli gorąco, ale Roch zaopatrzył się w butelczynę wody i co chwilę popijał żeby się zbytnio nie odwodnić, a przy okazji zabić pragnienie. Pod terminalem było pusto, ale przez 40 min wylądowały trzy WizzAir\’y, a po kolejnych czterdziestu minutach cała ta trójka wystartowała. Na Rochowym Flickr zrobiło się różowo, ale na szczęście trafił się jeden prywatny samolot, który ten trend przełamał. Warto się nim pochwalić:

    Cessna T182T

    Jutro, o ile pogoda pozwoli, ostatni dzień jeżdżenia.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsze wdrożenie Roch ma za sobą

    Dawno Roch nic nie pisał, ale też okazji nie było, bo musiał przygotować się do wyjazdu i pierwszego wdrożenia  na kopalni. Początkowo miało to być w poniedziałek, ale wpadł prezes z niezapowiedzianą wizytą i trzeba było przełożyć wyjazd na wtorek. Kiedy wtorek nastał Roch musiał załatwić papierki, czyli delegację, zabrać co potrzeba i można było jechać. Oczywiście sam Roch nie jechał, bo miał towarzysza bardziej doświadczonego, który był mentorem dla Rocha.

    Na miejscu, czyli na KWK Sośnica-Makoszowy pierwszym problemem okazała się ochrona, które nie za bardzo chciała uwierzyć w to, że nic nie jest wnoszone, potem nie było nikogo kompetentnego, który mógłby otworzyć biuro, w końcu okazało się, że komputer nie ma internetu, a próba \”włamania\” się do sieci skończyła się niepowodzeniem. Ostatecznie udało się wszystko wdrożyć, Internet też się znalazł, ale w delegacji Roch spędził prawie osiem godzin.

    Teraz pozostało rozliczyć się z papierków, oddać jakieś protokoły i spokojnie doczekać do weekendu, czyli do rowerowania.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Poranne jeżdżenie

    Pogoda ostatnio nie była łaskawa dla Rocha; ciągle padało, a w Katowicach dochodziło do tego, że pokonanie 20 metrów z firmy do samochodu kończyło się mokrą koszulką i zalanymi butami. Dziś, chcąc pokonać wredną pogodę, umówił się z Koyocikiem na poranne jeżdżenie. Co prawda to Koyocik wyciągnął Rocha na rower, ale koniec końców Roch też był zadowolony z tego, że jeździł rano, bo popołudniu może zająć się pisaniem notki i zabawą wyświetlaczem LCD.

    Rowerowanie było tradycyjne, czyli kawa w Świerklańcu i powrót do Tarnowskich Gór. Po powrocie jeszcze wizyta w zaprzyjaźnionym Adventure ponieważ Roch ma chrapkę na nową ramę. Póki co jeszcze nic nie pisze, bo dystrybucja tej firmy w Polsce leży i kwiczy i trzeba będzie uruchomić kontakty żeby \”znajomy znajomego, który ma znajomego i ten znajomy ma znajomego, który pracuje w sklepie, w którym wszyscy się znają i kochają\” mógł zorganizować jedną sztukę ramy za rozsądne pieniądze. Okazuje się, że aby teraz kupić samą ramę, bez reszty roweru, trzeba się nieźle nagimnastykować, ale od czego ma się zaprzyjaźniony Adventure.

    Jeśli wszystko pójdzie dobrze to już na przyszły sezon Roch powinien mieć \”nowy stary\” rower, koniecznie w czerwonym kolorze, bo jeśli kupować Ferrari wśród rowerów to musi mieć klasyczny, czerwony, kolor i równie klasyczny żółty napis choć o taki zestaw jest coraz trudniej. Na zakończenie mapka z trasą: Poranne jeżdżenie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Wyświetlacza działa. Pora na komunikację z komputerem.

  • Lubliniec opanowany!

    Od jakiegoś czasu Rocha nosi żeby pojeździć po Lublińcu i okolicach, ale nie chciał pchać się drogą nr 11, która jest najszybsza, ale też najruchliwsza. W końcu siadł do mapy, popytał znajomych i okazało się, że można do Lublińca dojechać całkiem przyjemnie nie czekając na to, aż któryś TIR zepchnie Rocha do rowu. Obrazek przedstawia tylko ogólny kierunek jazdy bowiem do Kalet Roch dojedzie przez las, z Drutarni ma prosto do Koszęcina, a stamtąd już prosta droga do Lublińca. Według mapy wychodzi jakieś 45 km, co przy Rochowej kondycji jest sporym dystansem, ale z Lublińca można przecież wrócić pociągiem za jedyne 8 zł (+5 zł za przewóz roweru). Tak więc najbliższy pogodny weekend należy do Rocha i Lublińca. Być może pojawią się jakieś zdjęcia, a na pewno ślad GPS, bo taką eskapadę wypada zarejestrować.

    Poza tym u Rocha pracowicie; wczoraj impreza urodzinowa wiceprezesa i obżeranie się ciastem truskawkowym, dziś Roch rozwiązał parę problemów więc idzie ku dobremu, a na pewno nie jest nudno. O dalszych losach projektu \”Rowerem do Lublińca\” Roch będzie informował na bieżąco.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W końcu pogoda dopisała

    Czwarty — i ostatni — dzień długiego weekendu zaowocował samymi sukcesami. Po pierwsze Roch przegryzł się przez dokumentację sterownika HD44780 dzięki czemu udało mu się zainicjować wyświetlacz, a nawet zacząć wyświetlać coś więcej niż tylko mrugający kursor. Do zrobienia pozostało wyświetlanie tekstu w drugiej linii i potem komunikacja z komputerem, żeby wyświetlić dowolny tekst, a nie tylko to co na sztywno wpisze się w kodzie programu. Sukces i tak spory, bo Roch tracił już wiarę w to, że kiedykolwiek uruchomi ten diabelski wynalazek, ale w końcu udało się.

    Kolejnym sukcesem była pogoda, która z godziny na godzinę poprawiała się. Kiedy Roch wyjeżdżał na spotkanie Koyocika niebo było jeszcze zachmurzone, ale im dalej jechali tym robiło się coraz ładniej i cieplej. Co prawda obiecywana trasa Tarnowskie Góry – Lubliniec nie została zrealizowana, ale ostatecznie też było długo i pod górkę. Jednak Lubliniec zostanie zdobyty, tylko trochę później. GPSa Roch nie włączał dlatego śladu trasy nie ma, ale wśród punktów postojowych był Świerklaniec i kawa, którą wypili żeby trochę się pobudzić.

    Ostatecznie dobrze się jeździło, przynajmniej ostatniego dnia Roch trochę się zmęczył, ale i tak długi weekend zostaje zaliczony do udanych. Następny już w sierpniu, przy okazji Rochowych urodzin.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejna porcja deszczu

    Trzeci dzień długiego weekendu upłynął pod znakiem przelotnych opadów, które skutecznie zniechęciły Rocha do jakiejkolwiek aktywności rowerowej. Poza tym nie było nikogo chętnego do pedałowania, a \”samemu to można się ogolić\”, co też Roch uczynił. Napady deszczu spowodowały to, że Roch zasiadł do wyświetlacza i męczył go próbując coś w nim zepsuć lub wyświetlić. Ostatecznie udało mu się zamrugać kursorem, ale to akurat jest banał, bo wystarczy wysłać 0x0F na linię danych. Wyświetlenie czegoś więcej to już jest wyższa szkoła jazdy. Na szczęście w poniedziałek Roch będzie miał możliwość zasięgnięcia języka u mądrzejszych.

    Poza ciągnięciem tematu wyświetlacza Roch spał, bo chciało mu się, a była ku temu okazja ponieważ w domu cicho i chłodno było. Dzień jakoś minął, a jutro rower z Koyocikiem, o ile wszystko będzie pójdzie dobrze to trasa Tarnowskie Góry – Lubliniec (i okolice). Oczywiście olewając pociąg chyba, że będzie taka potrzeba, ale nic na to nie wskazuje. Dawno Rocha nie było w Lublińcu, ale też nie miał powodu i ochoty na wypady w tym kierunku. Teraz Roch się przejedzie, choćby zobaczyć minę pewnych osób.

    Tak więc do jutra, może notka będzie bardziej rowerowa.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda nie wytrzymała

    Korzystając z drugiego dnia przedłużonego weekendu Roch wyskoczył do miasta na elektroniczne zakupy, potem polutował trochę kabelków i w końcu chciał iść na rower, ale pogoda pogorszyła się i Rochowi odechciało się ryzykować jakiejś burzy, czy innej wichury. Zasiadł Roch przed biurkiem i zaczął montować to, co wcześniej zlutował. W końcu miał wszystko połączone, sprawdzone i mógł podłączyć wyświetlacz.

    Dzięki własnoręcznie złożonemu Arduino wyświetlacz zagadał, a Roch doszedł do etapu zamrugania kursorem na wyświetlaczu. Do wyświetlenia czegokolwiek jeszcze trochę mu zostało, ale jest już na dobrej drodze. Potem, z drugiej strony, podłączy komputer i napisze mały programik w .NET, który będzie wyświetlał różne informacje i tak skończy się rok 2011.

    Dziś z roweru nici, ale są jeszcze dwa dni i może uda się jeszcze wskoczyć na rower. Nawet z kimś u boku.

    Roch pozdrawia Czytelników.