Autor: Roch Brada

  • Spokojne jeżdżenie

    Zgodnie z zapowiedziami pojawia się pierwsza \”długoweekendowa\” notka. Po burzowej nocy zrobił się całkiem ładny, choć pochmurny, dzień. Nie chcąc ryzykować kolejnej burzy Roch nie oddalał się zbytnio od domu, ale też nie chciał kręcić się po mieście, bo to przecież jest nudne. W końcu pojechał w stronę Dolomitów, tam pojeździł po błocie, a nawet w nie wpadł. Tylna opona nadaje się do wymiany, bo bieżnik nie \”wgryza\” się już w błoto tak jak kiedyś.

    Z Dolomitów Roch pojechał do Rept gdzie trafiło się pełno powalonych drzew i jeżdżenie nie było zbyt możliwe więc szybko wyjechał z parku i zrobił jeszcze rundkę po mieście. Pogoda była całkiem znośna, choć jest parno więc w nocy pojawią się kolejne burze. Jeśli jutro pogoda będzie co najmniej taka jak dziś to Roch zaatakuje lotnisko chyba, że ktoś będzie chciał jeździć z Rochem to zmiana kierunku będzie jak najbardziej możliwa.

    Na koniec ślad gps z dowodem rzeczowym Rochowego pedałowania: Dolomity – Repty.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwszy długi weekend

    Powoli, małymi kroczkami, Roch zaczął poznawać pracowniczy los, aż do momentu kiedy biorąc jeden dzień wolnego mógł mieć całe cztery dni odpoczynku. Nie mógł nie skorzystać z okazji szczególnie, że musiał sobie odpocząć, bo nawet horoskop zalecał odpoczynek od pracy. W związku z tym Roch poprosił o urlop, który dostał i nie musi sam siedzieć w firmie.

    Te cztery dni Roch przeznaczy głównie na sen, trochę roweru, może jakieś dobre piwko w Szwejku, byle dalej od komputera, z którego Roch będzie korzystał od czasu do czasu. Notki będą pojawiały się regularnie, a dzisiejsza jest wstępem do całej serii. Oby tylko pogoda dopisała.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niedziela bez deszczu (prawie)

    Wczorajsze prośby zostały wysłuchane i niedziela była bez deszczu, ale pochmurna i wietrzna, a dzięki temu trochę zimna, ale lepsze to niż +30°C w cieniu. Po obiedzie Roch połączył się Koyotem i ustalili wspólnie, że spotykają się na kawie w Świerklańcu. Roch oczywiście spóźnił się, ale nie przewidział tego, że pod wiatr będzie jechał. W końcu jednak dojechał, wypił kawę, przeczekał lekki deszcz i pojechali w kierunku Chechła.

    U celu chwila odpoczynku (głównie dla Rocha) i powrót do domu przez las, bo tam mniej wiało. Od teraz może padać ile chce, Roch i tak siedzi od 700 do 1500 w klimatyzowanym pomieszczeniu więc to co za oknem się dzieje mało go interesuje. Przyszły weekend prawdopodobnie będzie należał tylko do Rocha, bo Koyocik wypada z obiegu, a nikt inny nie pali się do pedałowania. Po drodze mamy jeszcze dzień wolny, a może nawet przedłużony weekend, więc notki powinny być częstsze.

    Na zakończenie zapis trasy do kliknięcia i obejrzenia: Świerklaniec – Chechło. Kilometrów wyszło całkiem sporo zważywszy to, że Rocha kondycja jest daleko w lesie, ale — z perspektywy czasu — bez licznika jeździ się całkiem przyjemnie. Przynajmniej Roch z nikim nie porównuje długości… wypadów. Na każde takie pytanie odpowiada \”nie wiem, nie mam licznika\” i obserwuje zdziwienie rysujące się na twarzy pytającego.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Samochód umyty – lało będzie przez tydzień

    Od początku sobota była pochmurna, ale nic nie zapowiadało deszczu. Po porannych obowiązkach Roch zjadł obiad i pomknął na spotkanie z Koyocikiem i Utkiem. Oboje byli ograniczeni czasowo więc szybka kawa i powrót do domu. Roch zabrał się z nimi i dojechał aż pod lotnisko, w międzyczasie startowały dwa WizzAir, ale pogoda nie dopisała i Roch nie miał na plecach aparatu.

    B747-400F on EPKT/KTWSkoro już jesteśmy przy lotniczych sprawach to mało kto wie, że w czwartek i piątek lądowały dwie sztuki, tak dobrze czytacie Czcigodni — dwie sztuki, Boeingów 747-400F linii AtlasAir, o których Roch pisał w notce Pierwszy prawdziwy spotting. Tym razem były aż dwa, ale o takich godzinach, że Roch był w pracy, a nie może sobie pozwolić na luksus urlopu bo \”przylatuje samolot\”. I tak już uważany jest za świra, bo paraduje w koszulce z Boeingiem 747 na plecach. O wizycie JumboJet\’ów można przeczytać na stronach Dziennika Zachodniego, a samego B747 można zobaczyć na obrazku obok.

    Bardzo fajnie, że nasze lotnisko idzie w ruch cargo, bo to i fajniejsze samoloty, a i dla lotniska prestiż, bo \”ruchem cargo otwiera oczy niedowiarkom\” (trawestując cytat z Misia). Oby więcej takich samolotów. Wracając jednak do roweru: w drodze powrotnej Roch złapał deszcz, ale lekki i przelotny i na szczęście wrócił suchy do domu.

    Później pojechał umyć samochód i tym samym rozpoczął okres opadów deszczu, bo tak jest zawsze — czysty samochód = deszcz przez tydzień, co najmniej. Jutro mogłoby jeszcze nie padać, w końcu ostatni wolny dzień to trzeba go spędzić na rowerze.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Finał na lotnisku. Bez prawie.

    Po wczorajszym prawie wypadzie Roch postanowił, że dziś będzie wypad z finałem na lotnisku, bo dawno nie jechał w tym kierunku, a przed nim jeszcze zaległy dzień spottera (ale tym razem nie będzie zapeszał) i trzeba potrenować. Na miejscu trochę pusto było. Kilka samochodów stało, było kilka osób, a Roch siedział na podkładach i popijał wodę mineralną, którą szczęśliwie kupił w jedynym otwartym sklepie. W końcu zrobił się jakiś ruch.

    Jednak testy ustawień spowodowały to, że większość zdjęć jest poruszona, ale w końcu testy to testy i lepiej teraz stracić, ale ustawić optymalnie aparat na dzień spottera. Jak w każdą niedzielę tak i w tą był CargoJet, czyli niedzielę można zaliczyć do udanych, bo w końcu tylko dla niego Roch jechał dwadzieścia kilometrów. I dla przyjemności pedałowania oczywiście, ale to każdy już wie. Na Rochowym Flickrze można znaleźć kilka nowych zdjęć. Na większości z nich są stali bywalcy, ale zdjęcie jest zdjęcie.
    Następnym razem Roch wybierze inne miejsce żeby wprowadzić jakieś urozmaicenie w zdjęciach. A następny raz dopiero za tydzień, czyli można spokojnie wybrać inne miejsce.
    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Finał prawie na lotnisku

    Ostatnio finałów było sporo, ale Roch nigdy nie dojeżdżał. Lizał cukierek przez szybę. Dziś chciał pojechać na lotnisko, ale dzień tak mu się ułożył, że wolny było dopiero o 1500 i zanim zebrał się, zanim dojechał to już trzy samoloty wystartowały i znając życie to już nic nie startowałoby, a na lądowanie trzeba by dołożyć ekstra dwadzieścia kilometrów. Roch podjął męską decyzję i zawrócił, bo nie było sensu jechać i siedzieć pod płotem jak kołek.

    Tak się złożyło, że Roch lasem dojechał do Chechła i chciał strzelić kilka fotek \”candid\” lachonów w bikini, ale doszedł do wniosku, że lubi swój aparat, a starcie z jakimś opalonym \”karkiem\” nie należy do tego, co Roch lubi robić. Pojechał więc do domu i tam zajął się swoim własnoręcznie zrobionym Arduino. Mikrokontrolery są fajne, szczególnie jak wszystko działa.

    Na koniec Roch pragnie poinformować, że na dziś ma dosyć jakiejkolwiek aktywności i wszystko ma tam, gdzie ten wróbelek:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Jutro Roch dojedzie na lotnisko. Choćby miał na rzęsach stanąć.

  • Rocha ulubiony monopolista

    Roch, który od jakiegoś czasu ma za kolegów \”geeków\” postanowił, że nauczy się tego, co oni już potrafią, czyli programowania mikrokontrolerów w C. W tym celu złożył dawno temu programator, żeby móc ożywić te mikrokontrolery, ale programator nie chciał działać i Roch postanowił kupić wypasionego gotowca, taki jaki jest wykorzystywany przez Firmę.

    \”Z Gliwic to nawet Poczta sobie poradzi\” — pomyślał Roch wybierając Pocztę jako dostarczyciela paczki.

    Dziś okazało się, że Poczta ma gdzieś klienta, a koszty przesyłki, które są wysokie — jak na wątpliwą jakoś usługi — obejmują jedynie transport do najbliższego oddziału, a nie do samych drzwi. Dzięki temu Roch zamiast programatora ma awizo, które jutro musi zamienić na paczkę, a przy okazji odstać swoje w kolejce.

    Roch ma nadzieję, że w roku 2013, kiedy zostanie uwolniony rynek pocztowy, pierwszą firmą, która zbankrutuje będzie właśnie Poczta Polska, a na jej miejsce wjedzie choćby Deutsche Post, która będzie realizowała swoją pracę rzetelnie.

    Z okazji tej notki powstało hasło dnia: \”Polak czego się nie dotknie to wszystko spieprzy\” (stadiony, autostrady i przewiezienie paczki na odcinku 23 kilometrów).

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Na poprawę humorów:

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=QYlFn5q_UQk]
  • Finał prawie w Katowicach

    Pierwszy niedzielny plan zakładał, że Roch wraz z Koyocikiem i jeszcze jedną osobą pojadą na Jurę, ale wymiękł był Roch stwierdzając, że z jego kondycją dojedzie najwyżej do połowy drogi i padnie na zawał serca. Druga wersja niedzielnego planu zakładała wypad do Katowic, celem odwiedzenia dawno nieodwiedzonego znajomego z pewnego forum komputerowego, dzięki któremu Roch poznał Koyocika. To był bardziej realistyczny plan ponieważ do Katowic (i z powrotem) jest tyle ile wynosi połowa drogi na Jurę, czyli w zasięgu Rochowej kondycji.

    Do wypadu Roch się przygotował; nalał wody do worka, nasmarował łańcuch i uzupełnił powietrze w oponach. Jednak kiedy było już tuż tuż nadeszły chmury i było \”czuć zapach deszczu\”. Szybki telefon do Katowic, informacja, że w Katowicach jest gorzej, a nad Tychami to już całkiem źle spowodował, że Roch z Koyocikiem ani myśleli o wypadzie do Katowic. Za to powstał nowy plan, żeby za tydzień zapakować się w samochód, a z Katowic, na rowerach, atakować Pszczynę.

    Niedzielne plany zostały zupełnie pokrzyżowane, a w ramach rekompensaty pojechali nad wodę pooglądać \”lachony\” w bikini. O szczegółach Roch nie będzie pisał, nie chce wyjść na seksistę. Koniec pedałowania nastąpił w \”Szwejkowej Gospodzie\” gdzie Roch zachwycał się browarniczym kunsztem naszych południowych Przyjaciół. Na koniec niedzielny ślad gdzie Roch był.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Sobotnie jeżdżenie

    Ponownie blog zaszedł pajęczyną, ale u Rocha coraz więcej się dzieje, a poza tym popołudniami Roch woli poleżeć na łóżku, niż siedzieć przed komputerem. Z zaległości należy wspomnieć o tym, że Roch po okresie próbnym związał się z Firmą na dłużej, a przy okazji dostał podwyżkę, bo Roch sprawdził się, był koleżeński i Firma ma z niego pożytek. Tak więc na polu zawodowym sukcesy, sukcesy i jeszcze więcej obowiązków. W niedługim czasie Rocha czeka bój z pisaniem kodeka VoIP, który będzie obsługiwał komunikację z urządzeniami.

    Jeśli o rower chodzi to nic nie jest lepiej, ale też nie jest gorzej; weekendami Roch pedałuje, w tygodniu rower odpoczywa, kondycja leży i kwiczy, ale Roch nie odpuszcza i jeździ, a przynajmniej stara się jeździć. I tak dzisiaj Roch pojechał do Świerklańca, a stamtąd w kierunku Chechła i chciał jeszcze podjechać do Miasteczka Śląskiego, ale jakoś zaczęło się dziwnie chmurzyć i Roch wolał uniknąć ewentualnej burzy, które w ostatnim czasie szaleją nad Katowicami i Tarnowskimi Górami.

    Jutro kolejny dzień w siodle, oby z kimś, bo samemu niefajnie się jeździ.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rowerem na lotnisku

    Niedziela okazała się dużo ładniejsza niż sobota więc Roch nie czekając na to, aż ktoś się odezwie w sprawie rowerowania wskoczył na rower i pojechał na lotnisko. W niedzielę nie ma wielkiego ruchu, ale sam fakt posiedzenia pod płotem jest już wystarczająco relaksujący. Wystartowały zaledwie dwa samoloty, a w dodatku nie było CargoJeta, ale i tak opłaciło się przejechać 40 kilometrów.

    Co tu dużo pisać: na Flickr pojawiły się dwa zdjęcia, dużo to nie jest, ale też Roch nie wrócił z pustymi rękoma. Jutro zaczyna się nowy tydzień i znowu rower będzie stał, a i blog będzie rzadziej aktualizowany, ale za to przyszły weekend będzie stał pod znakiem wypadu w Jurę (o ile pogoda się nie zepsuje) więc będzie o czym pisać.
    Roch pozdrawia Czytelników.
    PS.
    Niektórzy mieli ciężki powrót do domu:
  • Victor(ek)

    Od czwartku szamani od pogody straszyli, że nad południe nadciąga straszny Victor, który sieje chaos i spustoszenie, ale na szczęście nie gwałcił. Miał być deszcz, wiatr i grad. Jednym słowem miał być armagedon. Z całego Victora ostał się jeno deszcz, ale za to mocny. Na tyle mocny, że pozatykane odpływy w Megi nie podołały i trochę wilgoci przedostało się do wnętrza. Podszybie nadaje się do czyszczenia, co Roch zrobi w poniedziałek, czyli będzie druga wycieczka autobusem do pracy gdyż samochód pojedzie do mechanika.

    W sobotę Roch robi zamiennie dwie rzeczy: jeździ na rowerze albo śpi; dziś robił to drugie, bo ślady po Victor(ku) nie wyschły i Rochowi nie chciało się brnąć przez kałuże. Jutro jednak pogoda ma być dużo ładniejsza, a asfalt dużo suchszy więc Roch nie odpuści okazji i trochę pojeździ na rowerze. Może nawet podjedzie na lotnisko z aparatem, bo dawno już tam nie był. Wszystko to uzależnione jest od pogody i od tego, czy Victor(ek) przestanie \”straszyć\”.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Deadline

    Jak wszystko na świecie tak i projekty nad którymi Roch pracuje mają swój ostateczny termin; jednak Roch stara się zrobić wcześniej i mieć czas na spokojne testowanie, a także na oglądanie zdjęć samolotów na dwóch 22 calowych monitorach, które doskonale sprawdzają się przy dużych zdjęciach. Tydzień zbliża się ku końcowi i Roch musiał zameldować się w \”Centrum Sterowania Wszechświatem\” jak zwykł nazywać \”centralę\”.

    \”Skończyłem poprawki, ale nie wiem czy jeszcze mam czas na dopieszczenie\” — Zawiadomił Roch Szefa.
    \”Do poniedziałku masz spokój, chłopaki jeszcze kończą swoją część\” — Odpowiedział Szef.
    \”Na poniedziałek będzie na serwerze\” — Odpowiedział Roch.

    Czyli Roch ma całe dwa dni na sprawdzenie, czy nowe ramki dobrze są skonstruowane, czy CRC-16 jest dobrze liczone i kilka innych rzeczy, które odpowiadają za poprawną komunikację między kartą, a oprogramowaniem. Kolejnym, najważniejszym, impulsem do ciężkiej pracy jest kończąca się na dniach umowa, którą \”Szef wszystkich Szefów\” mu przedłuży (oby).

    Na koniec najlepsze życzenia dla wszystkich mam, tych obecnych i tych przyszłych, z okazji Waszego święta. Pociechy z dzieci i wnuków, skoro Roch nie stara się to może Wasze pociechy się przyłożą.

    Roch pozdrawia Czytelników.