Autor: Roch Brada

  • Dziura w wiadrze z deszczem

    Ktoś chyba zapomniał zgłosić obsłudze technicznej wiadra z deszczem faktu, że owo wiadro jest dziurawe i leje się z niego trzeci dzień niemalże bez przerwy. Rocha szczególnie to boli, bo Megi zaczyna być zalewana przez padający deszcz, a magik od szyberdachu dopiero w przyszłym tygodniu się tym zajmie i do tej pory auta nie ma gdzie schować. Co więcej na rowerze też nie można jeździć, bo nie wiadomo kiedy spadnie deszcz, a jak już spadnie to jest ulewny i żadna kurtka go nie zatrzyma.

    Roch, wszelkimi możliwymi sposobami usiłuje wymóc na pogodzie aby się poprawiła, ale on coś go nie słucha. O weekendzie nawet Roch nie myśli, bo pewnie będzie szary i nudny, oby tylko nie padało, bo trzeba będzie przerejestrować samochód na amfibię, a tego Roch by nie chciał, bo obecny wpis w dowodzie rejestracyjnym bardzo mu odpowiada.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Burzowe szczęście

    Powoli zaczyna Roch rozgryzać pogodę, która nie chce się poprawić, choć mamy już połowę maja i teoretycznie powinna być ładna, słoneczna aura, która powinna zachęcać do wypadów rowerowych. Tymczasem pogoda zachęca, ale do siedzenia w domu, bo jak tu wyjść na rower kiedy nie wiadomo, czy będzie padać, czy nie, a może będzie burza, a może tylko deszcz?

    Jednak dziś Rochowi udało się oszukać pogodę i pojeździć przed tym jak rozpadało się. Co prawda Roch pojechał tylko do Miasteczka Śląskiego i z powrotem, ale w tych okolicznościach to i tak wiele. W drodze powrotnej już goniły go deszczowe chmury, ale na szczęście nie miał daleko do domu. Tuż po wejściu do domu zaczął padać deszcz, a chwilę później nadeszła burza, ale Rochowi już to nie przeszkadza, wszak pojeździł na rowerze.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Całkiem bezpiecznie

    W końcu Roch znalazł prognozę pogody, która sprawdza się w 100%. Według tejże prognozy miało padać w okolicach godziny 1700 i tak też było, choć z ilością opadów nie trafili, bo według strony miał być \”light rain\”, a była przelotna burza z oberwaniem chmury. Jednak godzina się zgadzała, a to dla Rocha liczy się najbardziej, bo trzeba wiedzieć kiedy zjeżdżać do domu. Pogodę można sobie sprawdzić na stronie: yr.no.

    Dziś Roch wybrał wariant terenowy trasy i pojechał na Dolomity, żeby trochę pojeździć po korzeniach ponieważ dawno tam nie jeździł. Z Dolomitów Roch podskoczył do Świerklańca, bo kilometrów było mało, a trzeba było dopedałować do 1 100 km, bo tyle aktualnie wskazuje Rochowy licznik.

    Być może do weekendu Roch dokręci do 1 200 km, a potem do kolejnej okrągłej liczby i tak do końca sezonu. Kilometrów nadal jest mało, ale taki miesiąc deszczowy, niestety.

    – Dane wypad: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ten zły i niedobry deszcz

    Po ostatnich przygodach, w których przyszło Rochowi uczestniczyć, zrobił się on strachliwy i przezorny, bo przed każdym wyjazdem sprawdza prognozę pogody żeby nie da się zaskoczyć pogodzie. Na dziś pogodowy przekaz był jasny: popołudniu może popadać przelotnie, ale nic specjalnego nie powinno się dziać.

    W związku z tym Roch postanowił, że przewiezie gdzieś swoje jestestwo, ale niezbyt daleko, bo zasada ograniczonego zaufania nakazywała Rochowi powstrzymanie się przed wypadem gdzieś pod lotnisko, albo jeszcze dalej. Celem był Świerklaniec, ale w połowie drogi niebo zaszło chmurami i prognoza – ta, o przelotnych opadach – zaczęła się sprawdzać. Roch szybko wrócił do domu i już nie planował z niego wychodzić szczególnie, że doprowadzenie roweru do stanu używalności po ulewie to ciężka robota.

    Wszędzie był piach, a najwięcej zebrało się na łańcuchu, co w połączeniu ze smarem zrobił idealną pastę ścierną. Roch musiał wyczyścić łańcuch, a udało się to dopiero za pomocą benzyny ekstrakcyjnej, która normalnie służy Rochowi do odtłuszczania płytek. Potem jeszcze przetrzeć obręcze, wyczyścić klocki hamulcowe, pozbyć się resztek piachu z ramy.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Długo, pochmurnie, ulewnie i burzowo

    Na wstępie należą się wyjaśnienia, dlaczego Roch wziął się za pisanie dziś, a nie wczoraj i dlaczego notka pojawia się rano, a nie pod wieczór. Otóż wczoraj przyszło Rochowi wzywać wóz serwisowy, pod postacią Megi i jadącego w niej Taty Rocha, ponieważ pogoda w ciągu dosłownie paru chwil załamała się i nadeszła ogromna burza z piorunami i nie było jak dojechać do domu, ale zacznijmy od początku.

    Wszystko zaczęło się od wypadu do Kalet, gdzie Roch zwiedzał ruiny fabryki produkującej papier, potem pojechał przez las do Bibieli i tam zwiedzał zatopioną kopalnię, a później sobie tylko znanym sposobem dojechał do Brynicy i podskoczył na lotnisko, bo przecież takiej okazji nie mógł zmarnować.

    Na lotnisku zaczęło się odrobinę chmurzyć, ale Roch zdążył jeszcze pojechać do Sączowa i objechać cały Świerklaniec dookoła i dopiero w samym parku zaczęło padać, ale Roch nie poddawał się i wracał do domu. Poddał się dopiero w Nowych Chechle, po tym jak temperatura spadła, wiatr zaczął wiać, a niebo co chwilę rozbłyskało się od piorunów. Roch powiedział \”dość\” i wezwał wóz serwisowy.

    Całe szczęście, że ktoś był w domu, a Roch stał w miejscu dobrze znanym, a na jakiś Dolomitach, gdzie dojazd graniczy z cudem, a i wytłumaczenie jak tam dojechać byłoby znacznie utrudnione, bo \”pojedziesz wzdłuż nasypu, na końcu skręcisz w prawo, a potem pierwsza w lewo\”. Pierwsze pytanie byłoby o nasyp, a drugie jak dojechać do nasypu. Przy tym hasło \”Nowe Chechło\” było jak współrzędne GPS z dokładnością do sekund.

    Całe szczęście Roch dojechał do domu samochodem, a sprzętowi nic nie jest, ale dziś następuje regeneracja i choćby się waliło i palił to Roch i rower odpoczywają. Za dużo wrażeń jak na jeden weekend. Na zakończenie dane wypadu (niedokończonego).

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Trochę zabrakło do pełni szczęścia

    Wczoraj Roch zapowiadał, że pierwszy tysiąc kilometrów jest już tuż tuż i tylko patrzeć jak licznik przeskoczy, a Roch podskoczy z radości. Plan na dziś był więc prosty, bo zostało 40 km do pełni szczęścia i tyle też Roch chciał przejechać. Żeby być w miarę pewnym tego, że ów dystans zostanie dokonany wybrał się aż do Piekar Śląskich.

    W drodze powrotnej Roch nie spoglądał na licznik, bo nie chciał stracić ochoty do jeżdżenia, ale podświadomie czuł, że zbliża się do dzisiejszego minimum. W końcu dojechał do Świerklańca, pokręcił się chwilę i wrócił do domu. Cały czas nie patrzył na licznik, ale czuł, że 40 km zbliża się.

    Pod domem okazało się, że do pełni szczęścia zabrakło 9 km, ale Rochowi już nie chciało się jeździć i z lekkim mankiem wrócił do domu. Jutro też jest dzień, oby tylko pogodny, bo dziś było nawet znośnie.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wszystkie drogi prowadzą na lotnisko

    Według aktualnej pogody, która wyświetla się Rochowi na dolnym pasku, jest pogodnie i ciepło, bo aż 17°C, ale nie było wcale tak kolorowo. Roch postanowił, że pójdzie na rower, bo kilometrów wcale nie jest dużo, a patrzeć tylko jak Rochowi skończy się rok i ogłosi, że licznik pokazuje wynik trzycyfrowy, zamiast czterocyfrowego.

    Planu specjalnego nie było, choć była chęć jazdy; na rozgrzewkę Roch przejechał się wewnętrzną drogą PKP do Miasteczka Śląskiego, a stamtąd prosto do Żyglina i dalej do Brynicy. Chcąc już wracać do domu Roch stwierdził, że \”skoro już jestem w Brynicy, to do lotniska mam rzut beretem\” i postanowił, że podskoczy na lotnisko, popatrzy, poobserwuje, odpocznie i wróci do domu.

    Kulki w piastach jeszcze nie zdążyły przestać się kręcić, a pod bramę podjechał Airport security, który prześwietlił Rocha, czy aby nie jest terrorystą chcącym zestrzelić samolot. Pewnie Rochowy zarost wzbudził podejrzenia, a i kask z daleka może przypominać turban więc czujność specsłużb lotniskowych była jak najbardziej uzasadniona. Po chwili samochód odjechał, a Roch dalej stał i patrzył w niebo.

    Jako, że nic nie startowało i nie lądowało Roch wsiadł na rower i pomknął w stronę domu, bo robiło się już późno, ale za to coraz bardziej słonecznie i ciepło. Pod domem słońce już ładnie grzało, choć chmury jeszcze straszyły. Oby weekend stał pod znakiem słońca i ciepła.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Byle do tysiąca

    Złej pogody ciąg dalszy i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie ten stan rzeczy ulegnie zmianie. Roch, trochę z przymusu, zaczął się już do tego przyzwyczajać i pochmurne niebo przestało na nim robić wrażenie. Do pierwszego tysiąca brakuje Rochowi jeszcze 100 km, a to można nawet w jeden weekend przejechać, a więc dziś Roch odpuścił sobie dalekie pedałowanie.

    Aby jeszcze bardziej zmniejszyć ilość potrzebnych kilometrów Roch pojechał na Pniowiec, bo jakoś dalej nie chciało mu się jechać, a i pogoda nie była aż taka pewna. W dodatku padły baterie w mp3grajku i zrobiło się cicho, nie licząc szumu opon i wiatru, która czasem stawiał opór. Oby weekend był znośny, bo w końcu trzeba osiągnąć ten tysiąc.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zimny powrót do normalności

    Można oficjalnie ogłosić, że pochmurna i deszczowa majówka dobiegła końca. Z planów, które Roch snuł zostało zrealizowane nie więcej niż 1%, bo tylko raz był na rowerze i tylko 20 km zrobił, a planował szalone 100 – 150. Pogoda po raz kolejny zagrała na Rochowym nosie, ale na szczęście majówka już jest historią lecz brzydka pogoda wręcz przeciwnie. Nad Rochem zagościł jakiś złośliwy front atmosferyczny, który sprowadził pochmurne niebo i temperaturę w okolicach 10°C.

    Początkowo Roch nie planował wsiadać na rower, ale ostatecznie wybrał się i to nie byle gdzie, bo dojechał aż do Księżego Lasu, do którego jechał przez Ptakowice, Zbrosławice i Kamieniec, a w drodze powrotnej zahaczył jeszcze o Wilkowice i ponownie skończył w Ptakowicach. Trasa była zaprzeczeniem praw fizyki, bo gdzie Roch nie jechał tam miał pod górkę i pod wiatr, ale od czasu do czasu należy się zmęczyć i poczuć, że nogi jednak pracują.

    Po powrocie Roch stwierdził, że trasę powtórzy, ale z GPS żeby było widać przewyższenia jakie trzeba pokonać i mieć kolejny unikalny ślad jakieś dalszej wycieczki. Jeszcze tylko dane dzisiejszego wypadu:

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak to na majówkę przystało

    Plany na majówkę Roch miał śmiałe, bo i do Pyskowic chciał jechać i na lotnisko wyskoczyć, ale jak zawsze pogoda szybko je zweryfikowała. Wczoraj Roch siedział w domu, bo deszcz go skutecznie uziemił, choć pod koniec dnia zrobiło się całkiem pogodnie, ale Rochowi już nie było dane wyjść na rower. Liczył, że dziś będzie inaczej, ale się przeliczył. Od rana lało, choć wszelkie wykresy pogodowe usilnie twierdziły, że nie pada.

    W końcu, bliżej popołudnia przestało padać i Roch w akcie desperacji, nie czekając na wyschnięcie asfaltu, poszedł na rower. Planu nie było żadnego, bo Roch nie wiedział ile taki bezdeszczowy stan się utrzyma. Chcąc być blisko domu pojechał do… Miasteczka Śląskiego i z powrotem. Pogoda na szczęście wytrzymała i Roch wrócił do domu suchy, nie licząc tylko tego, co spod kół okazjonalnie prysnęło na Rocha.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Lotnisko, a jednak się udało

    Po długich dyskusjach i ustaleniach ze swoim Guru Lotniczym zostało ustalone, że piątek jest dniem regeneracji i jedziemy na lotnisko. Roch chciał zabrać aparat z sobą, ale ostatecznie wybrał się bez niego lecz z planem, że jeden dzień majówki \”poświęci\” na lotniskowy foto wypad. Pod bramą lotniska Roch zaobserwował dwa lądowania i jeden start, a więc wizyta była udana.

    W drodze powrotnej Roch miał cały czas pod wiatr, a w okolicach mostu na Brynicy minął go znajomy samochód, Roch machał, ale jeszcze jest wolniejszy od samochodu. Pozostało pedałować dalej i walczyć z wiatrem, który nie chciał zmienić kierunku i utrudniał mu pedałowanie.

    Majówka zapowiada się ciekawie i są szansę, że Roch ponownie wsiądzie do pociągu (nie)byle jakiego i będzie ściskał w dłoni siodełko, ale to się okaże, bo póki co jest dziura budżetowa, w której dna nie widać, a Roch zamówił kolejny rowerowy bajer.

    Koniec miesiąca, a więc pora się chwalić, bo już jest czym. W kwietniu udało się wypedałować całkiem okrągłą liczbę 555 km, co Rocha niezmiernie cieszy, a to dopiero początek. Więcej można zobaczyć po kliknięciu na link:

    Roch pozdrawia Czytelników.