Autor: Roch Brada

  • Deszcz na koniec miesiąca

    Roch myślał, że zakończy miesiąc w siodle, ale pogoda – jak zawsze – zadecydowała inaczej. O ile rano było jeszcze ładnie, o tyle popołudniu zaczęło padać. Początkowo delikatnie mżyło i Roch myślał o rowerze, ale po tym jak lunęło “pełną parą” to Roch stracił resztki nadziei na to, że ostatnia rubryka w statystykach zapełni się czymś innym niż tylko zerami.

    Skoro już Roch poruszył temat statystyk to trzeba będzie się pochwalić, bo w marcu już Roch trochę jeździł i parę kilometrów przybyło, choć to jeszcze nie jest szczyt Rochowych możliwości. Trochę padało, trochę było ciepło. Ogólnie miesiąc należy zaliczyć do udanych, bo rower był w ruchu, a Roch miał sporo zabawy. Jak zawsze można sobie statystyki zobaczyć:

    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Prawie lotnisko

    Początkowo Roch planował wypad w kierunku Pniowca, może nawet gdzieś dalej, ale koniec końców Roch wybrał się w kierunku Pyrzowic, żeby sprawdzić jak trasa dojazdowa wygląda po zimie. O ile pierwsza część – dojazd Nowym Chechłem – jest Rochowi dobrze znana, o tyle część “środkowa” była mu nieznana. W lesie, po zimie, pełno połamanych drzew, ale na szczęście są już pocięte i czekają na wywóz z lasu.  Najciekawszym etapem była przeprawa przez mały “stawik”, który rozlał się i teraz jest to duży staw, w którym Roch o mały włos nie wykąpał się. Trzeba będzie znaleźć jakiś objazd, bo wody wciąż przybywa.

    Kiedy Roch już był na asfalcie, przed Brynicą stwierdził – po spojrzeniu w niebo – że pogoda może zrobić mu niespodziankę i postanowił zawrócić do Świerklańca. Pierwsza próba dojechania do lotniska spełzła na niczym, ale i tak aparat został w domu więc Roch mógłby tylko pooglądać startujące Wizzy. Następnym razem Roch uzbroi się w aparat i dojedzie pod sam płot i zrobi kilka zdjęć. Zbliża się okres około świąteczny, a więc Roch będzie miał sporo czasu na takie wycieczki.

    – Ślad GPS trasy: Prawie Pyrzowice
    – Dane wypadu: BikeBrother

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rekreacyjnie i towarzysko

    Nie ma co ukrywać, że Roch wczoraj został przeciągnięty i dziś nie pozostało mu nic innego jak tylko regeneracja sił. Jednak nie można było nie iść na rower, bo trzeba kręcić kilometry i odnawiać kondycję. Próbując połączyć przyjemne z pożytecznym Roch umówił się z Koyocikiem na spotkanie czysto towarzyskie, choć z rowerami u boku.

    Spotkanie nastąpiło na Świerklańcu, a towarzyszył im deszcz, który raz padał, a raz nie, ale ogólnie dało się to wytrzymać. Ze Świerklańca Roch z Koyocikiem pojechali na Chechło, oczywiście lasem, i tam ponownie dokonali odpoczynku. Rower był czysto rekreacyjny, bez zbędnego wysiłku i szarpania się, bo na to przyjdzie czas. Póki co Rocha jeszcze bolą nogi, jednak ostro się zapuścił.

    Wczoraj Roch obiecał, ze wrzuci zdjęcie, jak tylko przyjdą na maila. Oto jedno z nich (profil Rocha, przypominającego pączka w maśle):

    Roch z profilu. W tle trzy rowery, bo jak jeździć to nie na jednym rowerze.

    – Ślad GPS trasy: Świerklaniec – Chechło.
    – Dane wypadu: BikeBrother

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Najpierw deszcz, później awaria

    Początkowo niedziela, podobnie jak sobota, zapowiadała się smętnie i pochmurno, ale wraz z upływem czasu, który dodatkowo dziś przyśpieszyliśmy, robiło się coraz ładniej. Tuż po obiedzie Roch wyszedł na rower, bo był umówiony na wypad w kierunku Suchej Góry. Kiedy towarzystwo się zjechało zapadła decyzja co do pierwszej części trasy, która obejmowała właśnie wymarzoną Suchą Górę. Na miejscu okazało się, że jest sucho i całkiem miło, więc można było się dobrze bawić nie myśląc o tym, że zaraz straci się przyczepność i grawitacja o sobie przypomni w bardzo bolesny sposób.

    Tuż za Rochem i towarzyszami podążała granatowa chmura, która nie wróżyła nic dobrego, ale bez zbędnych obaw, Roch – z Suchej Góry – pojechał do Radzionkowa, a stamtąd w kierunku Księżego Lasu. Zabójczy podjazd spowodował u Rocha “zabójczą” ilość uderzeń serca na minutę, pulsometr wskazał 194 ud/min przy czym piszczał na Rocha, bo ten przekroczył górną skalę, ale czasem zwyczajnie trzeba docisnąć, bo “wygrywa ten, kto zada sobie większy ból”. Z Księżego Lasu Roch pojechał na Kopiec, czyli w okolice Piekar Śląskich.

    Tam był pierwszy, i ostatni, postój, na którym Roch doszedł do siebie, a mięśnie przestały palić z bólu. Kolejnym punktem były Piekary Śląskie i Świerklaniec, do którego Roch dojechał lasem. Nie udało się uciec przed deszczem i kilka chwil Roch spędził pod drzewem, czekając aż przestanie padać. Wtedy też doszło do awarii, która była o tyle dziwna, bo nie można zgubić aż trzech śrubek mocujących zębatki korby. Można zgubić jedną, góra dwie, ale trzy to pech. Na jednej nie dało się jechać, więc Roch wykręcił swoją i dał Michałowi, żeby dokończyć ten przewspaniały wypad.

    Tak więc Roch, z trzema śrubkami, a Michał z dwoma śrubkami, pojechali dalej, bo akurat deszcz przestał padać. W Świerklańcu było widać skutki opadów, a mokry asfalt spowodował, że Roch też był trochę bardziej mokry. Ze Świerklańca pora było wrócić do domu, oczywiście przez Nowe Chechło, bo inaczej się nie da, a przynajmniej jest to mniej bezpieczne, bo nie wiadomo kto ile wypił niedzielnego wina.

    Już pod domem skończyła się energia w GPS, więc ślad jest krótszy o jakieś 7 km, ale to co najważniejsze zapisało się. Roch już dokonał obróbki i wszystko jest online, czyli:

    – Ślad GPS trasy: Sucha Góra.
    – Dane wypadu: BikeBrother

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Powstały zdjęcia z wypadu, jak tylko dojdą na maila to Roch się pochwali.

  • Gdzieś w polach

    Zgodnie z tym, co wszelkie prognozy pogody przepowiadały, dziś trochę się rozpadało. Rankiem Roch myślał, że cały dzień upłynie pod znakiem siedzenia w domu, ale wraz z upływem czasu robiło się coraz ładniej. Powoli przestawało padać i szanse na to, że Roch jednak wsiądzie na rower rosły. Wszystko stało się jasne w momencie, w którym Roch znalazł towarzysza wyprawy; wiedział wtedy, że szanse na rower wzrosły do 100% i można śmiało wyjść, choć deszczowe chmury nad Rochem ciągle wisiały. Jednak warto było podjąć ryzyko zmoknięcia.

    Na początek Roch pojechał na Dolomity, tak jak wczoraj, ale z Dolomitów Roch udał się do Radzionkowa, a później pedałując przez pola dojechał do Suchej Góry. Na polach mnóstwo gliny, która z opon przeniosła się na Rocha, ale czasem trzeba zacisnąć zęby i przełknąć gliniany syf, który odrywa się od opon. Z Suchej Góry Roch ponownie wybrał się na Dolomity i odpoczywał na trawce. Nogi zwisały ze skarpy, a Roch myślał, co będzie jak owa skarpa się oberwie i poleci z Rochem w dół. Wyobraźnia Rocha nie zna granic i w każdym momencie działa. Na szczęście nic się nie oberwało, czego dowodem jest dzisiejsza notka.

    Na zakończenie obowiązkowo Roch dokonał lansu przez miasto, bo dzień bez lansu jest dniem straconym. Ogólnie wypad należy zaliczyć do bardzo udanych szczególnie, że kilometrów wyszło 24, a i puls był w miarę wysoki, co oznaczało, że Roch zmęczył się, a 1 521 kcal, które udało się spalić tylko to potwierdza. Dzięki czujności jednego z czcigodnych Czytelników Roch odkrył nowy serwis do gromadzenia różnych statystyk i postanowił, że skorzysta z jego dobrodziejstw. Dane dzisiejszego wypadu można obejrzeć w serwisie BikeBrother.

    Śladu GPS Roch nie ma, bo bojąc się deszczu Roch zrezygnował z zapisu. Może jutro, o ile pogoda dopisze, uda się coś zapisać, a na jutro szykuje się całkiem obiecujący wypad. Oby tylko pogoda dopisała.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pod górkę pedałuje Roch

    Jak Roch obiecał tak zrobił i wyszedł na rower. Postanowił, że dzień dzisiejszy (dawno już nie było zacnego pleonazmu) upłynie pod znakiem wjeżdżania pod górkę, bo tak jest trudniej niż zjeżdżanie w dół choć i to bywa trudne. Jednak dziś Roch wjeżdżał. I tak, na początek skierował się ku Dolomitom, gdzie o mały włos nie przejechał go jakiś TIR z piaskiem pędzący po polnej drodze. Okazało się, że w okolicy powstaje kolejne “elitarne” osiedle domków jednorodzinny dla prezesów, bo chyba tylko ich stać na kwotę 5 tyś z metr kwadratowy.

    Kiedy już Roch uporał się z Dolomitami podskoczył na Suchą Górę, bo to po drodze i kolejna okazja do wjeżdżania pod górkę. Z Suchej Góry podjechał do Rept, bo kilometrów było mało, a jak już jeździć to trzeba przeskoczyć granicę dwudziestu kilometrów, bo mniej to już obciach. Kondycja powoli wraca, już nic Rocha nie boli i nie łamie, pozostaje tylko przeć do przodu i kuć żelazo póki gorące.

    Z okazji dzisiejszego wypadu pojawił się kolejny ślad GPS, który można obejrzeć w serwisie Crossingways. Na uwagę – tak, Roch się chwali – zasługuje przewyższenie jakie Roch zaliczył, bo jak wjeżdżać to na poważnie. Wszystkie ślady można zobaczyć też u Rocha, na stronie Mapa wypadów. Nawet kolorki udało się zmienić.

    Na zakończenie Roch pragnie zainteresować wszystkich, którzy wiedzą co to rower, artykułem w kwietniowym numerze Elektroniki dla Wszystkich, który omawia “elektryfikację” roweru, czyli zrobienie czegoś na wzór roweru z elektrycznym napędem. Roch jest na etapie uzyskiwania zgody Redakcji EdW na publikację fragmentu artykułu na blogu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzień wolnego dla roweru

    Lokomotywa EU07

    Postanowił był Roch, że czwartek będzie dniem odpoczynku dla roweru, bo dzielnie znosi na swoim siodełku Rocha, który przybrał słuszną linie wagową. W zamian za rowerowy odpoczynek Roch zabrał plecak z aparatem i poszedł, a jakżeby inaczej, na stację poobserwować pociągi, które zatrzymują się przy peronach. Znowu Rochowi się poszczęściło, bo do kolekcji trafił EU07, którego Roch jeszcze nie miał w swoich skromnych zbiorach.

    Jednak Roch nie był sam na stacji; trochę dalej zebrały się dwie panny, które z peronów zrobiły plener zdjęciowy i robiły sobie zdjęcia (zamiast lokomotywom). Roch stwierdził, że takich “lokomotyw” jeszcze nie ma w swojej kolekcji i też zaczął im – tym pannom – robić zdjęcia. Pech chciał, że Rochowi wyładował się akumulator i dzień zdjęciowy musiał się skończyć, ale na karcie znalazły się lokomotywy i panny, choć tych drugich Roch nie będzie publikował.

    Jutro Roch wsiada na rower i pedałuje, a gdzie to okaże się jak już Roch będzie siedział na siodełku. Być może pojawi się kolejny ślad GPS wycieczki, bo Rochowi spodobało się takie pełne inwigilowanie swojej Rochowatości.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsze prawdziwe cross country

    – “Cudna pogoda, cudna” – Zachwycał się Roch.

    Zaiste pogoda była zacna, ciełpo, termometr pokazał 18°C, a Roch zostawił kurtkę w domu i założył cieplejszą koszulkę. Po wyjściu z klatki Roch odetchnął pełną piersią, a wiosenne powietrze połechtało jego kubki smakowe i inne, o których istnieniu Roch nie ma pojęcia. Zapragnął pojeździć po górkach i krzakach, bo asfalt powoli się Rochowi nudzi. Na pierwszy ogień poszły Repty, bo Roch dawno tam nie był, a to całkiem przyjazne miejsce.

    W krzakach już sucho i można śmiało uprawiać kolarstwo; Roch zapragnął odwiedzić jeszcze Dolomity, bo tam też jest przyjemnie, choć błota może być więcej. Na miejscu okazało się, że jest sucho, ale jakieś wielkie i ciężkie samochody rozjeździły drogę, którą przyszło jechać Rochowi. Głębiej nie wjeżdżał, ale jutro – o ile pogoda znowu zrobi dobrze Rochowi i jego kubkom – wybierze się w głąb Dolomitów i wyskoczy gdzieś w okolicach Suchej Góry.

    Z ostatnich nowości Roch zaczął zapisywać ślady GPS swoich wycieczek, póki co Roch kalibruje się i szuka miejsca, w którym mógłby to publikować, bo Google Maps ma jakieś dziwne ograniczenia i nie wczytuje się cała trasa. Na zachętę Roch wrzuca ślad dzisiejszej trasy, być może stanie się to – jak statystyki – tradycją i kolejną blogową fanaberią.

    <p>&amp;amp;amp;lt;p&amp;amp;amp;gt;&amp;amp;amp;amp;amp;lt;p&amp;amp;amp;amp;amp;gt;It seems that your Browser is not able to show embedded Frames:&amp;amp;amp;amp;amp;lt;br /&amp;amp;amp;amp;amp;gt;You can see the embeded Page under the following Link:&amp;amp;amp;amp;amp;lt;br /&amp;amp;amp;amp;amp;gt;&amp;amp;amp;amp;amp;lt;a href=\”http://www.crossingways.com/Track/Repty_10506/IFrame.en\”&amp;amp;amp;amp;amp;gt;GPS Track Reptyon crossingways.com&amp;amp;amp;amp;amp;lt;/a&amp;amp;amp;amp;amp;gt;&amp;amp;amp;amp;amp;lt;/p&amp;amp;amp;amp;amp;gt;&amp;amp;amp;lt;/p&amp;amp;amp;gt;</p>

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Znowu w siodle

    Pogoda zrewanżowała się Rochowi, który przez ostatnie dwa dni walczył z przeciwnościami losu skrytymi pod postacią deszczu, a czasem nawet wiatru. Dziś wszystkie “anse” przeszły do historii, bo pogoda w końcu zrobiła się wiosenna, czyli słoneczko świeciło, było ciepło i bezwietrznie. Dzięki temu Roch zrzucił kolejną warstwę ubrań i czuł się o wiele swobodniej, choć i tak dopiero w samej koszulce będzie mu dobrze, ale do tego jeszcze trochę czasu zostało.

    Dziś był wyjątkowy dzień; mianowicie Roch wybył na swój pierwszy wypad z pulsometrem. Początkowo nie potrafił się przyzwyczaić do tego, że coś ma na ręce, ale w końcu zapomniał o tym. Te chwile zapomnienia przerywało tylko piszczenie, gdy Roch zaczynał się męczyć. Kiedy już osiągnął trzy piknięcia, co według instrukcji oznacza “Power Zone”, popadł w samouwielbienie, bo czuł, że ma ten “power”. Ogólnie fajny bajer, można śledzić swój puls, co daje dużo frajdy, szczególnie gdy przejeżdża jakaś rowerzystka i zaczyna się piszczenie, no i w końcu Roch wie jaki ma średni puls. Na odcinku 22 km okazało sie, że średnia Rocha to 156 uderzeń na minutę.

    Coraz bardziej Rochowi podoba się jeżdżenie i monitorowanie się, a informacja, że Roch spalił 1145 kcal spowodowała u niego nagły rozrost ego. Pozostaje tylko rozszerzyć statystyki i zacząć gromadzić kolejne dane. Niedługo Roch będzie musiał się zgłosić do GIODO, bo przetwarza on coraz większą bazę danych.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Pierwsze 100 kilometrów w tym roku.

  • Deszcz gadżetów

    Wczoraj Roch nie chciał zasiadać przed blogiem, bo miał drżące ręce, a to z powodu psikusa jaki pogoda mu sprawiła. Jak już wcześniej pisał na weekend zaplanowany był wypad rowerowy z Koyocikiem, ale pogoda zdecydowała inaczej i to w momencie zapinania kasku, a więc już na końcu, bo Roch ubiera się od stóp do głów. Rozpadało się i nie było widać końca tych opadów, a dzięki temu Roch musiał siedzieć w domu, bo przecież w deszczu – przynajmniej w marcu – to żadna przyjemność.

    Dziś też pogoda była niepewna więc Roch siedział w domu, bo nie warto ryzykować powrotu w deszczu lub, co gorsza, rozbierania się jak już się ubrało. Jednak dzień wcale nie był stracony, bo okazało się, że do Rocha przyszedł gadżet, o którym pisał i pisał i nic z tego pisania nie wynikało. Teraz może oficjalnie ogłosić, że Roch zanabył drogą kupna pulsometr, który ułatwi mu powrócenie do swojej normalnej wagi. Jutro pierwsza próba, a jak wszystko się uda i Roch przegryzie się przez instrukcję obsługi to może w statystykach pojawią się nowe pozycje. To się okaże.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwszy wiosenny kapuśniaczek

    Nic nie wskazywało na to, że pogoda zrobi Rochowi psikusa, a jednak tak się stało. Zaczęło się od tego, że Roch zapuścił się w las, w którym było mokro, grząsko, a Roch miał ogólne fuj na widok tego, co spod kół pryskało. Koniec końców Roch skończył na asfalcie, ale kilka pierwszych kilometrów czekał aż leśne błoto odklei się od opon (i od Rocha). Kiedy już dojechał do Świerklańca musiał odpocząć, bo mięśnie nóg jeszcze mają chwile słabości. Korzystając z przystanku zrobił zdjęcia roweru i swojej pączkowatości, aby udowodnić, że jego pisanie o rowerze nie jest tylko pisaniem, a pupa i nogi bolą naprawdę.

    Po zasłużonym odpoczynku Roch zaplanował odwiedzenie Piekar Śląskich, ale tuż po wyjechaniu ze Świerklańca załapał go pierwszy wiosenny kapuśniaczek, który towarzyszył mu całą drogę do domu. Z wizyty w Piekarach Śląskich nic nie wyszło, bo Roch uskuteczniał ucieczkę przed deszczem, bo kto wie co z tego mogło być. Na szczęście do samego domu deszcz nie przybrał na sile, a Roch mógł spokojnie wrócić do domu pozostając przy tym suchy.

    Kilometrów udało się zrobić więcej niż wczoraj, bo licznik pokazał liczbę 30, a średnia prędkość 20,34 km/h. Niestety pod koniec Rochowi padły nogi i nie mógł ich zmusić do większego wysiłku. Roch chciał, a one nie i nic się na to nie poradzi, bo jak nogi powiedzą “nie” to żadne krzyki i płacze ich nie przekonają do naciskania na pedały. To jeszcze nie a to forma, która umożliwiała Rochowi kręcenie średnich prędkości na poziomie 30 km/h przez długi, długi czas, ale i to Roch odzyska, bo chcieć to móc.

    Na zakończenie pączkowaty Roch:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rowerowe popołudnie

    Roch powoli rozkręca się, a w raz z nim rozkręca się blog, który przez zimę zarósł trochę pajęczyną, ale tak to jest jak ma się sezonowe hobby. Dzisiejsza pogoda była jeszcze lepsza niż wczoraj i dlatego Roch odważył się założyć kask. Trochę wiatr przeszkadzał, ale Roch nie będzie aż tak marudził, bo idealne warunki zdarzają się niezwykle rzadko i trzeba korzystać z tego, co się ma, a zaczyna się mieć coraz więcej.

    Roch wybrał się do Świerklańca, bo to jedyna droga, która w całości jest wyłożona asfaltem i można bezpiecznie i sucho jechać. W pewnym momencie Roch podjął próbę wjechania w las, ale po tym jak przednie koło zapadło się w błocie stwierdził, że to nie ma sensu, bo jeszcze jest grząsko, a błotna kąpiel to żadna przyjemność. Po dojechaniu na miejsce Roch chciał wyjąć telefon i zrobić zdjęcie, ale ostatecznie nie schodził z siodełka, bo była szansa na to, że ponownie nie usiądzie na nie. Niestety, jeszcze trochę boli, ale już nie tak jak za pierwszym razem.

    Na weekend pogoda zapowiada się zacnie i już pojawiają się pierwsze plany uskutecznienia wypadu w szerszym gronie. Ile z tych planów wyjdzie to okaże się w chwili ostatecznego dogadania szczegółów, ale Roch nie ukrywa, że wspólny, rowerowy, wypad z Koyocikiem byłby dopełnieniem sezonu, który Roch chyba już zaczął na dobre.

    Dziś udało się przejechać 22 km ze średnią prędkością 23,15 km/h, ale na początek nie ma co się napinać, bo rowerowa mądrość mówi, że “udany sezon rowerowy to taki, który został zaczęty spokojnie i bez szaleństw”, co Roch usilnie wdraża w życie.

    Roch pozdrawia Czytelników.