Autor: Roch Brada

  • Nagły atak epoki lodowcowej

    Wydarzenia dnia wczorajszego spowodowały, że Roch nie miał czasu na sklecenie kilku, mniej lub bardziej, składnych zdań. Najważniejszym wydarzeniem była ponowna wizyta na lotnisku, bo trzeba było przywieźć obieżyświatów z ich wojaży po Świecie. Według tablicy przylotów, lot W06 112 miał się skończyć szczęśliwym lądowaniem o 1700. Po chwili jednak okazało się, że ma już 40 minut poślizgu i nie było sensu wybierać się na lotnisko jak jeszcze nie było lądowania.

    Roch uruchomił radar, na którym widać latające nad Polską samoloty i sprawdzał, gdzie aktualnie znajduje się maszyna i czy już ląduje, czy jeszcze nie. W końcu zniknęła z radaru, co oznaczało, że albo wylądowała, albo się rozbiła. Tak, czy inaczej można było jechać. A na drogach lodowisko, bo drogowcy nie spodziewali się, że wieczorem może nastać epoka lodowcowa i samochody zaczną niespodziewanie gubić kierunek jazdy. W końcu udało się jakoś dojechać, a i wrócić.

    Po powrocie Roch nie miał już siły na nic, sprawdził tylko pocztę i poszedł spać. A dziś nic się nie działo, w końcu nudny dzień, w którym nic się nie działo, poza tym, że padał śnieg i zrobiło się trochę zimniej. Jednak już jest z górki, kilka miesięcy i można będzie inaugurować sezon rowerowy, a i lotniczo-pociągowy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogodowe psikusy

    Święta A.D 2009 można uznać za dokonane; prezenty rozdane, życzenia złożone, potrawy zjedzone, czyli wszystko zgodnie z tradycją. Jednak w tej beczce miodu znalazła się łyżka dziegciu, którą był brak śniegu. Wszyscy przyzwyczaili się do białych Świąt, ze śniegiem i mrozem, a tu szaro i ciepło, a miejscami nawet bardzo ciepło. Za to po Świętach pojawiły się pierwsze opady śniegu połączonego z deszczem, bo temperatura wciąż powyżej zera, choć już coraz mniej.

    Roch zaplanował wizytę w zaprzyjaźnionym Adventure żeby umówić się na wizytę, bo rower wymaga kilku napraw, trzeba mu zaaplikować przegląd no i – co najważniejsze – trzeba wymienić olej w Bomberku. Na miejscu okazało się, że wszystkie części, które Roch, ewentualnie, mógłby potrzebować są na miejscu i nie trzeba będzie na nic czekać. Znając jednak swój rower Roch wie, że będzie czekał na przednie zębatki, bo one nie są “towarem pierwszej potrzeby”.

    Teraz pozostaje tylko rozkręcić rower, umyć go i zaciągnąć na zaplecze sklepu, gdzie zostanie przeprowadzona operacja “rower 2010”, bo trzeba nadrobić tegoroczne zaległości w kilometrach. Roch, oczywiście, na bieżąco będzie informował o postępach w akcji “rower 2010”.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Trochę ruchu, trochę zdjęć

    W końcu Roch oderwał się od stołu i wyszedł na zewnątrz; pogoda ponownie dopisała, pachniało wiosną i taka też była temperatura. Roch, z plecakiem na plecach, i towarzystwem u boku wybrał się na pociągi. Po drodze wypadało jeszcze zahaczyć o pobliskie lodowisko, na którym ludzie walczyli z grawitacją. Kilka upadków Roch uwiecznił, ale i tak te najefektywniejsze przeszły Rochowi obok nosa.

    Później poszli na stacje z nadzieją, że coś pojedzie i prawie pojechało. Zatrzymało się pod semaforem, postało i wróciło, czyli manewry szły pełną parą, choć lokomotywa w pełni elektryczna. Niestety, Święta spowodowały to, że innych pociągów było jak na lekarstwo i na prawdziwe polowanie trzeba będzie się wybrać już po Świętach.

    Jeszcze chwila wypatrywania, czy coś z oddali nie nadjeżdża i powrót na lodowisko, a  stamtąd prosto do domu, bo już zaczynało robić się zimno i ciemno. Jednak warto było ruszyć się sprzed stołu, bo taka wycieczka ożywiła Rocha i spowodowała, że minione już Święta nie były z cyklu tych siedzących.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • To za dużo, nawet jak dla Rocha

    Gdyby na nowo pisać definicję Świąt brzmiała by ona mniej więcej: Święta służą bezkarnemu obżarstwu połączonemu z permanentnym brakiem ruchu. Tak też jest w przypadku Rocha, który przez cały dzień nie rusza się, a pogoda aż prosi żeby zabrać aparat na jakąś wycieczkę. O ile z obżarstwem Roch sobie poradził, bo każdą propozycję ucinał krótkim i stanowczym “nie”, o tyle z rekreacją nie było już tak różowo.

    Jednak jutro Roch planuje śmiały wypad na stację, może jakaś świąteczna lokomotywa się trafi, a jeśli nie to i tak warto iść i spalać świąteczne kalorie. Całe szczęście ten okres roku nie trwa wiecznie i niedługo Roch nie będzie pamiętał o tym wszystkim, a jedyny ślad po Świętach A.D 2009 pozostanie na Rochowym blogu.

    Tak więc do jutra i oby pogoda dopisała tak jak dziś. Wtedy jakieś zdjęcia na pewno powstaną.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niebanalnych Świąt!

    W ferworze świątecznej walki Roch śpieszy złożyć wszystkim Czcigodnym Czytelnikom najlepsze i najszczersze życzenia wesołych, rodzinnych, pogodnych i udanych Świąt, oby Wam się dobrze wiodło, Internet ciągle przyśpieszał, a pingi malały. Również, a może w szczególności, wszystkim jeżdżącym na rowerach Roch życzy nieskończonego łańcucha, pancernych dętek, równych dróg i jak najmniejszej ilości korzeni, które potrafią niespodziewanie wyrosnąć tuż pod kołem, a także bezpiecznych wycieczek rowerowych.

    Tym, którzy miast rowerowej kierownicy trzymają w ręku aparat fotograficzny Roch życzy, aby zdjęcia nie były prześwietlone, nieustannie dobrego światła, wytrzymałych migawek i niekończącej się pamięci, a przede wszystkim wielu okazji do udanych i celnych pstryknięć.

    Na teraz tyle, ale można się spodziewać wieczornej notki.

    Wesołych Świąt!

  • Drzewko zwane choinką

    – “Choinkę trzeba ubrać” – Wydobyło się z kuchennych czeluści.

    Jednak Roch udał, że nie słyszy tego złowieszczego zdania, ale w końcu został postawiony pod murem i chcąc nie chcąc musiał zabrać się za robotę, a tej trochę było. Najpierw pozbycie się zbędnych gałązek, potem przycięcie, a w końcu wykopanie zgrabnej dziury w doniczce i zamocowanie krzaka w miejscu do tego przeznaczonym. Z każdym pociągnięciem siekierką Roch drżał o swoje członki, które w każdej chwili mogły paść ofiarą ułańskiej fantazji Rocha.

    Na szczęście Roch nic sobie nie obciął; pozostała jeszcze kontrola poziomu i pionu i można było wieszać to, co znajdowało się dookoła Rocha, czyli bombki, grzybki, bałwanki, które wiekowo są równe z Rochem, jakieś łańcuchy, korale i wszystko co nawinęło mu się pod rękę. Po godzinie Roch usiadł i powiedział, że ma dość, bo ubieranie choinki, choć odbywa się tylko raz w roku, jest bardzo męczące. Z rozebraniem będzie łatwiej, ale to jak w życiu – rozebrać jest zawsze łatwiej niż ubrać.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak się stąd wydostać?

    Brak orientacji w terenie dał się Rochowi we znaki; jako dobry i uczynny sąsiad obiecał innym sąsiadom, że zawiezie ich na lotnisko, bo mają zamiar spędzić Święta z córką, która wyemigrowała z kraju. Roch, korzystając z okazji, załatwił swoją prywatę, bo zabrał aparat licząc na to, że coś “sfoci”. Droga szybko minęła, nie to co rowerem i przez las.

    Na miejscu Roch pobrał bilecik i podjechał pod budynek z napisem “Terminal A”, wyładował bagaże, pożegnał się życząc udanego startu i jeszcze bardziej udanego lądowania; postanowił też, że weźmie aparat i pójdzie na taras. Pech chciał, że nic fajnego nie stało, a jego “Guru lotniczy” mówił, żeby “Wizzów nie focić”. Roch zapakował się z powrotem do samochodu i rozpoczął próbę wyjechania z przepastnego parkingu, przy którym te hipermarketowe to pikuś.

    – “Hmm, może tutaj.. Nie.. Zakaz wjazdu.. Ale tam coś jest..” – Duma Roch, kręcąc się jak bąk w kwiatku.

    W końcu udało się zlokalizować bramki i mógł spokojnie wyjechać z lotniska. Nie ma się co dziwić, Roch na lotnisku bywa “od tyłu”, a tam tylko płot i pola, więc nie ma problemu z wyjechaniem. Teraz już nie będzie i tego problemu, a w planach jest kolejna wizyta, tym razem z “Guru lotniczym”, który ma do Rocha sporo cierpliwości i cały czas coś podpowiada, doradza.

    Wycieczka udana, choć jest lekki niedosyt, bo Roch wrócił z pustą kartą.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Życie bez Sieci

    Przy okazji ponadprzeciętnych mrozów padła Rochowi sieć. Od wczoraj kabel doprowadzający życie do Rochowego komputera był jakiś taki zwiotczały i bez życia. Normalnie płynęły w nim miliardy bitów, tętni zero-jedynkowe życie, a od wczoraj wszystko jakby zamarło. Życie bez Internetu jest jakby nudniejsze, ale nie niemożliwe. Roch skutecznie zorganizował sobie czas z dala od komputera.

    Słupek rtęci od rana piął się w górę, aż finalnie wskazał zero, czyli o 15° więcej niż wczoraj, co Rocha niezmiernie cieszy, bo skończy się obawa o to, że Roch wyjdzie i nie odpali samochodu, albo coś w nim pęknie. Poza tym Roch czuł się jakby było lato, bo różnica temperatur jest kolosalna.

    Na zakończenie trzeba wspomnieć o tym, że od dzisiaj dnia przybywa! Tak, dzień robi się coraz dłuższy choć póki co jest to bardziej efekt psychologiczny niż realne wydłużenie dnia, ale zawsze coś. Teraz będzie z górki i już niedługo Roch będzie pedałował na rowerze lub robił zdjęcia.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Przykleić język do klamki. Bezcenne.

    W ramach zabijania zimowej nudy Roch obserwował termometr, który ani myślał ruszyć się z poziomu -10°C; po chwili wpatrywania się w niebieski słupek i to Rochowi się znudziło. Ptaków w karmniku też nie było, pewnie im też było zimno i nie chciało się latać po jedzenie. W końcu Roch otworzył okno i zaczął robić własny śnieg. Posłużył mu do tego celu spryskiwacz (czy jak tam to się zwie) do kwiatków. Po chwili generowania śniegu Roch stwierdził, że ręka już jest zamarznięta, bo śnieg miast padać osadzał się na przedramieniu.

    Chcąc iść na całość Roch przyłożył czubek języka do metalowej części po czym stwierdził, że przymarzł do niej i teraz ma problem. Jednak po chwili język był wolny, a Roch szczęśliwy, bo przypomniały mu się czasy dzieciństwa, gdzie oprócz lizania różnych rzeczy, jadł śnieg (tą białą część), jeździł na sankach i miał w głębokim poważaniu wszystko, co nie przynosiło mu radochy.

    Ot i tak – w prosty, acz niebezpieczny sposób – Roch zafundował sobie odrobinę rozrywki w te mroźne dni. Jednak już pojawiają się jakieś konkurencyjne niże, wyże i inne izobary, które skutecznie podniosą słupek rtęci w okolice zera (ci odważniejsi wieszczą nawet okolice plus dziesiątki) i powróci normalność, czyli ciepło, ciepło i jeszcze raz ciepło.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Minus szesnaście

    Zima dała o sobie znać i to przez krakanie Rocha, który pozwolił sobie drwić z tego, że zimy w tym roku nie będzie. Teraz tego żałuje i to bardzo, bo termometr wskazuje -16°C, a to nie wróży nic dobrego. W dodatku słońce zachodziło “na czerwono”, czyli lepiej nie będzie. Tak niska temperatura powodowała u Rocha permanentny strach przed jakimkolwiek wyjściem z domu, a wyjść trzeba było.

    Po powrocie do domu gorąca herbata, ale bez “prundu”, bo jeszcze trzeba było wyjść. Jednak Roch uzbroił się w Buffa, który latem służył mu jako bandanka, zakładana pod kask. Uniwersalność tego wynalazku spowodowała, że zimą Roch będzie jej używał jako szalika, którego nigdy nie miał, ale taka temperatura chyba zweryfikuje fakt nieposiadania przez Rocha szalika.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Świątecznych porządków moc

    Rok można podzielić na dwa okresy; okres porządków wiosennych i okres porządków świątecznych. Roch – poza tym, że nie lubi poniedziałku – żyje od okresu do okresu. Akurat dziś nastał okres porządków świątecznych, a wszystko zaczęło się od sakramentalnego:

    – “Rochu, porządek już zrobiłeś?” – Padło trudne pytanie.

    Odpowiedź była oczywista na tyle, że Roch ją przemilczał. Twórczy nieład panuje u Rocha niezależnie od pory roku i okresu, który akurat Roch przechodzi. Tak więc na środku leży rower, a właściwie to, co z niego zostało, w kącie koła, biurko można zlokalizować tylko po komputerze, bo akurat na niego musiało znaleźć się miejsce. Patrząc na to wszystko Roch stwierdził, że dość i trzeba tę stajnie Augiasza, a właściwie Rocha, uporządkować.

    – “Backup.. backup.. backup.. zdjęcia.. backup.. dokumenty.. backup” – Mruczał Roch przeglądając płyty, które były wszędzie.

    W sumie backupów były dwa worki; to efekt pedantycznej wręcz dbałości o Rochowe dane zapisane w postaci cyfrowej. Niektóre osoby spędzają niedzielę w rodzinnym gronie, a Roch robi kopie zapasowe. I tak od 2007 roku, bo taka znalazła się najstarsza płyta.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Miękki, biały puch

    W końcu spadł owoc zbliżenia pary wodnej i niższej temperatury, czyli śnieg. To dziecko procesu zwanego resublimacją pokryło wszystko co mogło, łącznie z nowo wybudowanym i zamocowanym karmnikiem, który Roch budował co najmniej tyle, ile zajmuje wybudowanie dwupoziomowej, okazałej willi, ale liczy się efekt końcowy, a ten jest w miarę sympatyczny.

    Z okazji opadu śniegu i spadku temperatury Rochowi padł akumulator w samochodzie, co zresztą nie jest dziwne, bo średnio co dwa lata Roch budzi się z ręką w nocniku, a właściwie w śniegu. Wstępne naładowanie pokaże, czy to chwilowy grymas, czy definitywny kres życia akumulatora. Cytując lekarzy to “najbliższe 24 godziny będą decydujące”. O ile rano wszystko zażre będzie można mówić chwilowej niedyspozycji, w przeciwnym wypadku Megi dostanie pod choinkę nowy akumulator.

    Poza przygodami motoryzacyjnymi są też przygody poślizgowe, bo pod puszystym i skrzypiącym śniegiem kryją się lodowe niespodzianki, które mogą przypominać, że grawitacja jednak działa i to, co pionu nie trzyma przyjmuje pozycję horyzontalną, która w większości przypadków boli, oj boli. Jeśli do weekendu śnieg nie przestanie padać, to wypad w Dolomity będzie całkiem możliwy. Mowa oczywiście o tych Dolomitach lokalnych, a nie tych globalnych, w których burżuazja lansuje się ze swoimi węglowymi kijkami i kosmicznymi butami narciarskimi.

    Roch pozdrawia Czytelników.