Autor: Roch Brada

  • Ni to jesień, ni to wiosna

    Po pogodnym weekendzie i w miarę pogodnym poniedziałku nadeszła jesienna plucha, która skutecznie zabiła w Roch resztki ochoty do robienia czegokolwiek. Na domiar złego przyniesiono Rochowi jakiś zasilacz żeby kabel przelutować. Na pytanie, czy nie można obciąć Roch usłyszał, że nie no i musiał siąść do lutownicy i wylutować nieszczęsny kabel pomimo wewnętrznego “nie chce mi się”.

    Za usługę w dniu, w którym Roch miał leniwca skasował podwójnie, bo trzeba było zwlec się z łóżka i wykazywać się jakąś aktywnością i uwagą, żeby nie poparzyć się grotem. Po tej niewolniczej pracy Roch zaległ na łóżku i zasnął. Kiedy wstał, nadal nie chciało mu się nic robić i zasiadł przed komputerem, żeby przynajmniej nie zasnąć. Choć i to jest trudne.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kto pamięta Rochowego robota ręka do góry

    Jakiś czas temu Roch zarzekał się, że zrobi swojego pierwszego robota, który miał jeździć, śpiewać i tańczyć. Jednak wraz z upływem czasu pomysł zdawał się umierać śmiercią naturalną, a i zapału i mobilizacji nie było. W końcu Roch przypomniał sobie o tym, że coś z tym fantem trzeba zrobić. Dziś powstała płytka, która będzie – po podłączeniu silniczków – jeździła, a przynajmniej taki jest zamysł.

    Roch zrobił płytkę, która udała się za pierwszym razem, co jest wielkim sukcesem szczególnie, że żelazko od czasów pracy dyplomowej trochę w szafie przeleżało. Po skonstruowaniu uchwytu na żelazko, Roch przyciął resztkę laminatu, który gdzieś tam się ostał i zaczął przenoszenie tonera z papieru na miedź. Kiedy już wszystko było gotowe Roch chciał wywiercić otwory, ale robiło się ciemno i precyzyjna robota nie była możliwa. O ile chęci ponownie Rocha nie opuszczą to może uda się skończyć to, co od dawna planuje.

    Poza tymi elektronicznymi “zajawkami” Roch nie robił nic, co warto by przekształcić w ciąg zero-jedynkowy i umieścić to gdzieś w przepastnych głębinach Internetu. Aparat leży w plecaku, bo poniedziałkowa pogoda nie zachęcała do wyjścia, a jutro podobno ma być jeszcze gorzej. Oby tylko następna niedziela była ładna, to może jakieś cargo się trafi na lotnisku.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejny “plener” za Rochem

    Świat fotografii pochłania Rocha – i jego skromne finanse – coraz bardziej. O ile o rowerze Roch nadal pamięta i odczuwa tęsknotę do całkiem przyjemnego ucisku jego czterech liter przez siodełko, to mając do wyboru aparat i rower wybiera rower tfu. aparat. Rower Rocha oczekuje na nowy napęd i ogólny przegląd, który Roch zamierza przeprowadzić w zaprzyjaźnionym Adveture.

    Początkowo Roch chciał jechać z Koyocikiem na lotnisko żeby zobaczyć lądujące Cargo, ale okazało się, że dziś nie ląduje. Pozostała miła, bo rowerowa, perspektywa spotkania się z Przyjacielem, ale Roch zaczął mieć wątpliwości co do stanu swojej kondycji, a co za tym idzie do możliwości pokonania osiemnastu kilometrów w rozsądnym tempie. W końcu Roch z żalem przyznał, że sezon rowerowy dla niego jest zakończony, co Koyocik przyjął ze zrozumieniem.

    Po obiedzie Roch zabrał plecak, aparat i poszedł polować na jakiegoś bażanta, bo w końcu kiedyś muszą się pokazać. Na zachętę wziął trochę ziarenek słoneczka, bo może akurat znajdzie się jakiś amator słonecznika. Długo nie trzeba było czekać i daleko w polu pojawił się pierwszy, którego Roch zaszedł od tyłu i “ustrzelił” z aparatu.

    Na zakończenie trafiła się sójka (Garrulus glandarius), co Rocha wybitnie ucieszyło. Na zakończenie skromna galeria:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Emocje opadły, a napięcie wzrosło

    Po wczorajszych emocjach związanych z długim, grubym i czarnym obiektywem, który Roch sprawił sobie już pod choinkę, przyszła pora na przetestowanie możliwości tego cacuszka. Na razie Roch tylko wyszedł na balkon i pstryknął wieżę kościała oddalonego o jakieś 800 – 900 metrów od miejsca, w którym Roch stał. Zdjęcie oczywiście robione “z ręki”, a i warunki pogodowe nie sprzyjały. Roch będzie postrachem pilotów, którzy już nie ukryją się w małym “okienku” ciasnego kokpitu.

    Popołudniu Roch pojechał do Koyota, uskuteczniać drugie podejście do zasilacza, tym razem nowego, ale trzeba było przełożyć starą wtyczkę, gdyż Chińczycy nie znają pojęcia “kompatybilność”. Po krótkim dumaniu, mierzeniu i sprawdzaniu wtyczki został obcięte i rozpoczęła się operacja przeszczepu starego do nowego.

    Po skończonej operacji trzeba było sprawdzić, czy pacjent żyje, bo pomimo udanego zabiegu mógł zejść w wyniku powikłań pooperacyjnych. Szybki przelot miernikiem po pinach wykazał, że nowy zasilacz i stara wtyczka działają wyśmienicie. Podłączenie do multipleksera również przebiegło bez problemów i dopiero dziś można ogłosić, że wszystko żyje. Roch połowicznie zrehabilitował się, ale felernego mostka nie zapomni jeszcze przez jakiś czas.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jest długi, czarny i gruby

    Dziś dla Rocha jest szczególny dzień, czekał długo, marzył i wyobrażał sobie jaki będzie ten pierwszy raz. Jak wiadomo pierwsze razy są zawsze trudne, a czasem nawet bolesne. Roch bał się tego, ale chęć przeżycia tego pierwszego, z pierwszych, razu była silniejsza od nawet najgorszego bólu przeszywającego Rochowe ciało.

    Spocone dłonie, suchość w ustach, kompletny brak śliny, mętlik w głowie, nagłe zwątpienie w swoje możliwości, ciało zlane lodowatym potem, szybszy oddech, walące serce, ale Roch odważył się i wziął go w dłoń. Pierwszy kontakt był miły, ale wyczuwalnie niepewny i niezgrabny. Spocone dłonie powodowały, że chwyt nie był pewny i w każdej chwili mógł się on wymsknąć z dłoni Rocha.

    Był gruby, długi i czarny, ale Roch chciał więcej; ścisnął go mocniej, poczuł przyjemną szorstkość, ale chciał jeszcze więcej. Delikatnie obrócił dłoń, a on delikatnie się poruszył i zaczął się powiększać. “Dość” – jęknął Roch i postanowił włożyć go do dziurki. Początkowo bał się, jak to będzie, czy zmieści, ale pragnął tego jak niczego innego.

    Wszedł z delikatnym oporem, Roch przekręcił go i wszedł cały. Na końcu delikatnie jęknął z zachwytu, bo wszystko pasuje do siebie. Złapał go drugą dłonią i przekręcił – wyszedł cały. Nagle wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, czas jakby zatrzymał się w miejscu, nie liczył się nic, tylko ten czas i ta chwila.

    Od dziś Roch jest jest szczęśliwym posiadaczem Nikkora AF-S 70-300VR, takiego o:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Porażka ma zdecydowanie gorzki smak

    Nadszedł ten dzień, nadeszła ta chwila, w której wszystkie dotychczasowe osiągnięcia Rocha zostały zweryfikowane. Mowa oczywiście o solidnym obciążeniu zasilacza, z którym Roch walczył od dwóch dni. Po przyjeździe do Koyota, Rocha jeszcze raz wszystko przemierzył, przedzwonił i stwierdził, że można próbować. Ręce mu się trzęsły tak, że wtyczką do gniazdka trafił dopiero za trzecim podejściem. Okazało się, że wszystko działa. Roch zdążył wpić smaczną kawę i tyle co wyjechał za bramę, a zasilacz padł.

    Niestety, Roch poległ na polu naprawy zasilacza impulsowego; ponowna naprawa przez Rocha nie ma sensu, bo spali się znowu, a takie kombinowanie na dłuższą metę nie wróży nic dobrego. Plan na jutro jest prosty – przelutować kabel do innego zasilacza i modlić się żeby zadziałało. Rochowi, choć to pokorny młody człowiek, zostało jeszcze wiele do nauki, a każda porażka mobilizuje go do dalszego działania. Jak uprze się, to wypożyczy od Koyota felerny zasilacz i będzie palił go do momentu, aż dojdzie co mu jest.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejne nacięcie na Rochowym biurku

    Ciąg dalszy walki z zasilaczem, o którym Roch wczoraj pisał. Po wykryciu winowajców, czyli przepalonego bezpiecznika i powodującego zwarcie mostka Graetza Roch udał się do miasta kupić nowe zamienniki. Jednak okazało się, że Chińczyk potrafi udziwnić każdy element i nie można było kupić mostka o prądzie 1.5A i trzeba było zacząć kombinować. W końcu Roch kupił mostek 1A i miał nadzieję, że wszystko zadziała.
    Po wymianie bezpiecznika przyszła pora na wylutowanie mostka, co wcale nie było takie łatwe. Raz, że siedział głęboko między kablami, a dwa, że na nim \””leżała” druga płytka zlutowana z pierwszą. Wrodzone lenistwo nie pozwoliło Rochowi rozlutować płytek i ułatwić sobie zadania. Pozostało wygrzebać go dwoma pęsetami i małym śrubokrętem. Kolejny problem to wlutowanie nowego w miejsce starego; ponownie z pomocą przyszły pęsety i śrubokręt.
    Gdy wszystko siedziało na swoim miejscu przyszła pora na podłączenie prądu, schowanie się w szafce i czekanie kiedy wybuchnie. Jednak nic takiego nie stało się, co więcej układ zaczął działać, czego dowodem było 5,07V na wyjściu. Jeszcze tylko kilka przypadkowych zwarć i można było ogłosić zwycięstwo. Czy układ wytrzyma próbę podłączenia do zasilanego urządzenia? To okaże się jutro.
    Roch, nacinając brzeg biurka, pozdrawia Czytelników.
  • Dobry start w nowy tydzień

    Roch zaczynał każdy poniedziałek od słów “jak ja nie lubię poniedziałków”, po czym szedł do okna sprawdzić, czy spadł już śnieg, czy jeszcze można myśleć o wyjściu na zewnątrz. Później to różnie, jak był zły poniedziałek, to Roch starał się wyładnieć przed lustrem, a jak był bardzo zły poniedziałek to nawet nie podchodził do próby poprawienia natury.

    Dziś jednak Roch wstał zmobilizowany i chętny do życia, nawet gdyby przez noc spadło 60 cm śniegu to Roch dostrzegłby pozytywny aspekt odkopywania samochodu spod śniegowej czapy. Dobry humor Rocha spowodowany był tym, że ogarnął zasilacz, który dostał od Koyocika do naprawy. Jeszcze tylko konsultacja u Elektronicznego Guru i Roch mógł ogłosić sukces, choć częściowy i niepewny, bo nie wiadomo, czy zamiennik uszkodzonego elementu jest osiągalny.

    Od popołudnia Roch zasiadł przed komputerem i – z przerwami – już tak zostanie. Jednak poniedziałek z uśmiechem na ustach bardzo wymęczył Rocha, ale jutro już wtorek i weekend za pasem. Może uda się wyskoczyć na niedzielne CARGO w Pyrzowicach, kto wie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Tu pstryk, tam pstryk

    Ładnej pogody ciąg dalszy. Tak jak Roch zapowiadał wczoraj, dziś spędził całe popołudnie z aparatem, gdzieś w polach, ale blisko torów kolejowych. W niedzielę pociągi mają chyba wolne i nic nie jeździło, a Roch kręcił się bez celu po okolicy. Jutro pogoda znowu ma dopisać, a więc szykuje się jeden z dłuższych maratonów z aparatem, ale to dobrze – ruchu Rochowi nigdy za wiele. Kończąc tą skromną notkę Roch pochwali się swoimi pstrykami.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Polowanie na pociągi

    Jednym z wielu zainteresowań, którymi Roch został obdarzony są pociągi. Aby realizować się w tym skończył był Technikum Kolejowe, dlatego czytanie semaforów to dla niego pestka, nawet po kilku latach, które już upłynęły od momentu odebrania przez Rocha dyplomu potwierdzającego, że potrafi on odróżnić lokomotywę od łodzi.

    Ale nie będzie notki “kolejarskiej”, przynajmniej nie dziś, więc Roch powróci do przewodniego tematu Bloga, jakim są rowery, a przynajmniej niezdarne próby trzymania się linii programowej Bloga. Sobotnia pogoda słodko połechtała Rocha, temperatura przekroczyła magiczną granicę 10°C, słońce nie skąpiło złocistych promieni, a wiatru prawie nie było. Takiej okazji Roch nie mógł zmarnować. Wziął zatem aparat i poszedł polować na sprytne ptactwo, ale skończył na torach polując na pociągi.

    Jutro powtórka, bo pogoda ma być nie gorsza niż dziś, a więc nie można nie fotografować i nie można nie wyjść z domu. Nawet nieznajomy, który mijał klęczącego w krzakach Rocha zauważył, że “pogoda jest dobra na fotografowanie”, a Roch nie mógł nie przyznać racji nieznajomemu. Zdjęcia, komplet z weekendu pojawią się jutro.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Piątek, trzynastego. A miało być tak pięknie.

    – “O jaaaa! Dziś trzynasty” – zakrzyknął Roch przechodząc obok kalendarza.

    Postanowił, że dziś z domu się nie ruszy, a nawet ograniczy zwykłą “domową” aktywność do niezbędnego minimum żeby odsunąć od siebie ryzyko wystąpienia pecha, ale – patrząc już z perspektywy dnia minionego – sam dążył do tego, że spotkać się z pechem. I wcale nie chodzi o pechową stacyjkę, czy o pęknięty łańcuch w rowerze, na którym Roch i tak już nie jeździ.

    W międzyczasie Rocha odwiedził Koyocik, bo dawno się nie widzieli, a akurat był w pobliżu i tak oto zrodził się spontaniczny zlot choć bez rowerów. Roch został zaproszony z rewizytą, z czego z dziką ochotą skorzysta, ale dopiero jak zrobi obiecany termometr dla Koyocika, z którym zalega już jakiś czas.

    Później, po miłych chwilach, dopadł Rocha pech, ale fakt ten Roch przemilczy, bo i szkoda męczyć Czcigodnych przygodami Rocha. Jedno, co jest pewne to to, że Roch jutro zabiera aparat i idzie, bo prognozy są optymistyczne, a i temperatura ma przekroczyć magiczną granicę 10°C.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kostkowy zawrót głowy

    Od rana, czyli od godziny 700 Roch latał po sklepach; dlaczego zaczął tak wcześnie? Bo w lokalnym sklepie na literkę “B” rzucili karty pamięci, a że to towar deficytowy i większość rozeszła się wewnętrznymi kanałami dystrybucji Roch musiał zdążyć i swoją kartę kupić. Na szczęście udało, a przy okazji Roch zjadł świeże rogale na śniadanie, ale to tak na marginesie.

    Później musiał jechać, a właściwie to chciał jechać, do mechanika, bo auto nadal stało unieruchomione. Zszedł był na dół i sprawdził, może przez noc ktoś był tak uprzejmy i naprawił samochód żeby Roch nie musiał martwić się o ewentualny hol. Przekręcając kluczyk zaklinał się na wszystko, co tylko do głowy mu przyszło, aż usłyszał znajomy warkot.

    To Megi warczała zalotnie, niczym kotka mająca ochotę na kocura Rocha. Roch wyjechał z parkingu i pojechał rozgrzać silnik, po czym zawitał do mechanika. Ten po wstępnych oględzinach i przesłuchaniu Rocha orzekł, że winna jest kostka, która łączy stacyjkę z resztą samochodu, a na potwierdzenie tego “sztucznie” wywołał awarię.

    Na wymianę jednak Roch musi poczekać, a na pytanie co robić jak znowu się popsuje usłyszał “poruszać”. Takoż Roch będzie czynił jak tylko kostka zacznie grymasić. Więc gdyby ktoś widział Rocha kręcącego się w samochodzie z zaciśniętymi zębami, mającego ręce schowane to proszę nic sobie nie myśleć – on tylko rusza stacyjką.

    Roch pozdrawia Czytelników.