Autor: Roch Brada

  • W poszukiwaniu jesieni

    Roch, przy niedzieli, wybrał się na poszukiwania jesieni. Jako cel poszukiwań wybrał Repty, bo tam jest dużo drzew, a więc i większe szanse na znalezienie pierwszych oznak nadejścia Pani Jesieni, o której w telewizji mówią coraz więcej i coraz częściej. Pomijając sporą ilość ludzi, którzy – widocznie podążając za Rochem – szukali jesieni, nie było większych oznak jesieni.

    Drzewa nadal zielone, choć liści jakby mniej, trawa też jest zielona, a więc można powiedzieć, że Roch nie znalazł jesieni choć szukał w największych możliwych krzakach. W końcu zrezygnowany usiadł na ławce, celem odpoczynku, i obok niego spadł “pierwszy jesienny liść”, którego Roch tak wyczekiwał.

    Niedziela, jak zawsze, upłynęła pod znakiem rozleniwienia i permanentnego “nie chce mi się”. Na zakończenie zdjęcie jesiennego liścia, który odpoczywał był obok Rocha.

    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Ostatnie ciepłe dni

    We wszystkich serwisach pogodowych, które Roch obserwuje, pojawiła się informacja, że to ostatni taki ciepły weekend, a od poniedziałku ma się pogorszyć pogoda. “Tak nie może być” zakrzyknął Roch i zaczął bojkot tych serwisów, które złowieszczą, a to dlatego, że na dniach ma pojawić się Patrouille de France na lotnisku w Pyrzowicach celem dotankowania swoich stalowych ptaków.

    Takiej okazji Roch nie może przepuścić i jak tylko informację o przylocie PdF się potwierdzą Roch pojawi się na lotnisku i będzie wyczekiwał ośmiu Alpha Jet’ów w trójkolorowych barwach. Może nawet uda się wejść na płytę, ale o to na razie jest sfera marzeń Rocha.

    Dziś Roch dał sobie spokój z lotniskiem i przewiózł się rekreacyjnie po Świerklańcu i Piekarach Śląskich. Po niebie nic nie latało więc Roch dobrze zrobił, że nie jechał do Pyrzowic, bo i tak nie złapałby żadnego samolotu. Po powrocie do domu Roch zaczął śledzić informacje o spodziewanym przylocie PdF do Pyrzowic. Na sierpniowe międzylądowanie Roch nie załapał się, a było warto. Ktoś życzliwy nakręcił film:

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=juvgH49SPx4&hl=pl&fs=1&color1=0x3a3a3a&color2=0x999999&w=480&h=385]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogodowe pogorszenie

    Jeszcze jesień na dobre nie zadomowiła się u nas, a już popsuła pogodę. Na dziś Roch planował wypad na lotnisko szczególnie, że wczoraj nic nie lądowało i nie startowało, jakaś przerwa na batona albo coś innego spowodowało to, że na płycie była pustka, na niebie była pustka i w okolicy była pustka. Jak nie ma samolotów to przed Rochem i jego obiektywem jest pusto.

    Po powrocie do domu Rochowi nic się nie chciało robić; zaległ zatem na łóżku i tak już dociągnął do wieczora. Dziś, od rana, zanosiło się na deszcz, a tym samym nie było szans na wypad na lotnisko. Popołudniu, zgodnie z zapowiedziami, zaczęło lekko padać więc Roch zajął się dalszą przeróbką, a właściwie już składaniem, zasilacza. Wlutował jakieś druciki, wylutował inne i odłożył zasilacz na bok, bo Rochowi odechciało się i zostawił sobie robotę na jutro, o ile pogoda się nie poprawi i Roch nie będzie na lotnisku.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzień odpoczynku

    Żeby znowu nie marudzić, że Roch opdał z sił postanowił był on odpuścić sobie dzień jeżdżenia żeby zachować resztkę sił koniec tygodnia. Roch bowiem planuje kolejną wycieczkę na lotnisko żeby polować na samoloty, ale już wie, że będzie to samotna podróż, bo jakiś nikt chętny się nie zgłosił. Trudno, Roch będzie sam wypatrywał nadlatujących samolotów.

    Dziś Roch podjechał tylko do Koyocika i wrócił do domu, choć początkowy plan obejmował Radzionków i Dolomity, ale odechciało się Rochowi i szybko wrócił do domu, gdzie kończył lutowanie kabelków do zasilacza, który trochę zebrał na sobie kurzu. Roch przyznaje się, że trochę o nim zapomniał, ale rower, aparat, lotnisko i inne sprawy, którymi Roch ma zawaloną głowę spowodowały, że nie było już miejsca na zasilacz.

    Tak, czy inaczej jutro już środa, a potem już tylko kierunek lotnisko, o ile pogoda oczywiście pozwoli.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Efekt wyjeżdżenia

    Ponownie Roch odczuł skutki swoich weekendowych wojaży. Nie dość, że nogi trochę bolały, to jeszcze ochota na jeżdżenie przeszła. Nawet bogaty rozkład przylotów i odlotów nie skusił Rocha na wejście na rower. Jedyne do czego zmusił się to przejażdżka do Świerklańca, ale tempo jazdy było żenująco niskie.

    Po dojechaniu do celu stwierdził, że nie było warto, bo nie ma nikogo więc szybko wrócił do domu. Szybko, czyli w tempie 20km/h, co było chyba najgorszym wynikiem w tym roku. Takie są skutki codziennego dojeżdżania na lotnisko. Teraz Roch musi odpocząć, aby od czwartku zacząć wizytować lotnisko.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Weekend na lotnisku – dzień trzeci.

    Plan na niedzielę był prosty; szybko zjeść obiad, jeszcze szybciej się ubrać i pojechać na lotnisko, ale okazało się, że nadarzyła się niepodziewana okazja na spotkanie z Koyocikiem i jego Szanowną Żoną, a w dodatku Roch mógł \”focić\” z panią Koyocikową, co było dziką przyjemnością, bo w końcu mógł zobaczyć jak to robi się profesjonalnie.

    Zamiast na lotnisko Roch pojechał do zatopionej kopalni i tam już został. Co prawda był już tam w zimie, ale to nie to samo co prawie jesienną porą. Nie te kolory, nie to niebo i nie ten klimat. Roch pstrykał, a kątem oka spoglądał na swoją panią Guru, czyli chyba Górkę. Potem większe jeziorko, kilka robali i na koniec ważka, na którą Roch uwziął się i nie chciał jej odpuścić.

    Na zakończenie wypadu Roch został zaproszony na pierogi i poczuł się jak w Mirowie, choć nie musiał tam jechać. Na zakończenie Koyocik i Roch zepsuli wyświetlacz w samochodzie, ale metodą prób i błędów udało się przywrócić wyświetlaczowi życie.

    Później czekała Rocha droga powrotna, która nie należała do najprzyjemniejszych z racji tego, że Roch zaliczył dwa obiady, a w dodatku rozleniwił się i nogi nie chciały go słuchać, ale warto było. Niedziela spędzona z Przyjaciółmi, w fajnych miejscach, a na zakończenie odrobinka elektroniki, czyli połączenie przyjemnego z przyjemnym.

    Oby jak najwięcej takich niedziel!

    Na zakończenie skromna galeria z dzisiejszego wypadu, zdjęcia w wykonaniu Rocha na średnio-niskim poziomie (eh, ta skromność), ale coś tam wypstrykał:

    Gdyby nie chciało działać to można kliknąć w link.

    Roch pozdrawia i Koyocików i Czytelników.

  • Weekend na lotnisku – dzień drugi.

    W naturze musi być równowaga dlatego wszystko ma swoje przeciwności, dzień ma noc, słońce ma księżyc, plus ma minus, zenit ma nadir, przypływ ma odpływ, przyloty mają odloty. I właśnie tego ostatniego doświadczył dziś Roch. Planując drugi wypad na lotnisko spisał godziny przylotów i odlotów, tak aby nie dać się zaskoczyć. Wiatr znowu sprzyjał lądowaniom, ale jakoś nic nie chciało \”usiąść\” na 27.

    Co gorsze zebrało się sporo gapiów w swoich super samochodach, które zostały zaparkowane tak, że jakiekolwiek zdjęcie kończyło się kolekcją samochodów i tłumem ludzi pod płotem. Roch zaczął wątpić w to, czy cokolwiek dziś \”ustrzeli\”, a nawet gdyby to i tak trzeba kadrować żeby pozbyć się zakłóceń samochodowych.

    W końcu, po godzinie narzekań Roch spakował się i pojechał do domu, bo nie było co stać i oglądać jak pod płotem stoi sznur samochodów. Drugi dzień nie należy do zbyt udanych, ale tak to już jest i równowaga w naturze musi być zachowana. Jutro trzeci dzień i miłe spotkanie w planach, ale o tym jutro.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Weekend na lotnisku – dzień pierwszy.

    Pierwszy dzień weekendu dla Rocha oznaczał tylko jedno: Lotnisko! W domu Roch popędzał wszystkich i wszystko żeby tylko być już na lotnisku. W końcu o 1400 był już spakowany, ale nie było żadnego chętnego, z którym Roch mógłby wspólnie pedałować \”na samoloty\”. Jakoś specjalnie się tym nie przejął, ale znowu całą drogę gadał sam z sobą, o wszystkim, o czym tylko mógł z sobą rozmawiać. W końcu Rochowi znudziło się towarzystwo Rocha i resztę drogi milczał.

    Na lotnisku nikogo nie było, a więc nikt Rochowi nie będzie właził w kadr. Rozpakował się, wyjął aparat, picie i miał prawie piknik. Szczęście mu dopisało i wiatr miał w od lotniska, czyli lądowanie było na 09, a start na 27. Jako, że start jest mniej, choć tylko odrobinę, pasjonujący Roch cieszył się jak małpa w kąpieli. Spojrzał na tablę przylotów i odlotów, którą wcześniej wydrukował i już widział co i o której godzinie będzie lądowało. Nie było tego wiele, ale na początek zawsze coś.

    Siedział na miedzy bite dwie godziny i czekał, aż w końcu zjechali się gapowicze, zaparkowali samochody pod bramą i wszystko się posypało, ale Roch miał już sporo zdjęć i mógł spokojnie powiedzieć \”do jutra\” i wrócić do domu. Pierwszy – z trzech, o ile pogoda pozwoli – wypad się udał. Coś lądowało, coś startowało i na szczęście nic nie spadło.

    Oczywiście można zobaczyć część zdjęć:

    Gdyby nie działało to można kliknąć w link.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Co tam tyły, ważny front!

    Roch, po dwóch dniach spędzonych na rowerze, postanowił odpocząć i zrobić kolejny mały krok w kierunku złożenia swojego własnego zasilacza laboratoryjnego. Początkowo niechętnie zabierał się do tego, ale w końcu nabrał ochoty do wiercenia dziesięciu ostatnich dziur. Po godzinie, drapania, skrobania, gumowania wstępny zarys był gotowy, pozostało wyjąć wiertarkę i przejść do praktycznej części.

    Po półgodziny otwory były gotowe i złącza siedziały na swoich miejscach. Ktoś mógłby się zapytać, dlaczego wyszło mało precyzyjnie, ale Rochowi omskło się wiertło no i poszło bokiem, ale ogólnie wyszło prosto, drobne niedociągnięcia \”podciągnie\” się napisami.

    Front – jak i tył – jest gotowy. Teraz trzeba wszystko połączyć i włączyć, co może być o tyle trudne, że Roch boi się skutków zwarcia, które może powstać po włączeniu przycisku \”power\”.

    W najbliższym czasie Roch planuje udać się na lotnisko, więc jeśli ktoś miałby ochotę to Roch zaprasza. Pobyt dłuższy, ze zdjęciami, na polance, czyli \”full wypas\”.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Małe szaleństwo Rocha

    Początkowo Roch chciał siedzieć w domu i działać przy zasilaczu, który ostatnio zebrał na sobie trochę kurzu jednak w końcu poszedł na rower, bo trzeba wykorzystać ostatnie dni ciepła, choć prognozy pogody są optymistyczne, co Rocha cieszy, bo jeszcze kilka razy chciałby odwiedzić lotnisko i w końcu \”pstryknąć\” kilka zdjęć.

    Na rowerze pedałowa to tu, to tam, jakoś bez celu, aż w końcu wymyślił żeby sprawdzić ile czasu potrzeba żeby dojechać na lotnisko. Okazuje się, że licząc jedną pomyłkę nawigacyjną, Roch potrzebuje 45 minut, aby dotrzeć na lotnisko, czyli wynik wcale nie taki zły szczególnie, że prędkość średnia oscylowała w granicach 26km/h. Po przejechaniu 40km prędkość nadal nie spadła poniżej 26km/h, a czas jazdy to 1 godz. 30 min.

    Dlaczego Roch to pisze? Bo w tym roku takie parametry wycieczki raczej nie są szczególnie częste, żeby nie napisać, że to pierwsze takie \”szaleństwo\” w tym roku. Lepiej późno niż wcale, ale to chyba zbyt późno.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zdjęciowo

    Kolejny raz Rochowy rower pełnił funkcję środka dojazdowego do miejsca, w którym Roch chciał zrobić jakieś zdjęcia, niekonieczne ładne. Początkowo chciał pojechać na lotnisko, ale w końcu zachmurzenie i nienachalne ciepło spowodowały, że Roch pojechał do Świerklańca i tam już został. Spoglądał co chwilę w niebo, czy trzeba uciekać do domu, czy jeszcze można posiedzieć.

    W pewnym momencie wyszło nawet słońce, ale nie na długo i znowu zrobiło się zimno. Roch, w koszulce będąc, stwierdził, że to już jesień i koszulka raczej odpada jako jedyne okrycie. Trzeba zacząć się cieplej ubierać, bo jesień nadeszła. Choć niektórzy twierdzą, że lato powróci, ale czy wyższa temperatura nadjedzie razem z nim?

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dookoła lotniska. W końcu!

    Tak się złożyło, że Roch na poważnie zaraził się samolotami, zdjęciami i całej tej lotniczej otoczce. Co prawda fundusze na \”dłuższy\” obiektyw dopiero się zbierają, ale zdjęcia już można robić i Roch konsekwentnie to uskutecznia, o ile akurat ma przy sobie aparat, a dziś – pech chciał – nie miał. Ale po kolei.

    Na pewnym forum Roch ogłosił się, że szuka przewodnika, który pokaże mu najciekawsze miejsca do obserwacji startujących samolotów. Jednak na początek trzeba było poznać fachową terminologię:

    \”Teraz jesteśmy na podejściu na 09\” – Powiedział Przewodnik.
    \”Aaa\” – Jęknął Roch.

    Potem objechali lotnisko dookoła, co wcale nie było takie łatwe, bo końca płota nie było widać. W końcu udało się objechać lotnisko i Roch zobaczył lotnisko z drugiej strony. Przewodnik powiedział:

    \”Teraz jesteśmy na podejściu na 27\” – Usłyszał Roch.
    \”Aaa\” – Jęknął Roch.

    Okazuje się, że z drugiej strony, tfu \”na podejściu na 27\” jest dużo lepsza widoczność, a nawet polanka, na której można się rozłożyć. Potem jeszcze tylko mało legalna, choć nadal zza płotu, wizyta w okolicach płyty i powrót do domu. W miedzy czasie jeszcze Roch zobaczył wspaniale zachowanego MIG-21 i w tym momencie zaczął żałować, że nie wziął aparatu, ale przynajmniej jest motywacja do powrotu w to miejsce.

    Kilometrów wyszło 60, co jest dodatkowym plusem jeżdżenia na lotnisko. Może na tygodniu uda się wyskoczyć, o ile pogoda pozwoli, i złapać tego samolota.

    Roch pozdrawia Czytelników.