Autor: Roch Brada

  • Trochę się zakorkowało

    We wszystkich lokalnych mediach trąbią, że droga 78 jest remontowana, że będzie nowy asfalt, że będzie cacy, ale dopiero w listopadzie. Roch postanowił sprawdzić jak idą postępy. Pojechał więc do najbliższej miejscowości przez którą krajowa 78-a przelatuje, czyli do Świerklańca.

    Korek miał nieskończoną długość, nawet rowerem było trudno się wciskać, bo auta stały w rzędach po trzy, każdy trąbił i wciskał się nie na trzeciego, ale na dwudziestego. Chcąc uniknąć rozjechania szybko odbił do parku i poczuł ulgę, bo jedyne co mogło go przestraszyć to spacerujący, który zachowuje się jak małpa w kąpieli.

    Ze Świerklańca pojechał lasem na Chechło, żeby oczy trochę nacieszyć i wrócił do domu. Jutro weekend więc aparat pójdzie w ruch, rower też, ale trzeba kupić nowe klocki hamulcowe, które Roch kupuje już tydzień, a niedługo będzie musiał kupić obręcz, jak dalej będzie zapomniał.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejna nieobecność

    Ponownie Roch zaliczył blogową absencję, jednak tym razem była to nieobecność bardzo usprawiedliwiona, a to dlatego, że Roch wizytował u Koyocika, bo dawno się nie widzieli. Tak więc popołudnie Roch spędzał w bardzo miłym towarzystwie i ani myślał o Internecie.

    Dziś Roch wyszedł na rower, próbował zrobić kilka kilometrów, ale jakoś niemoc – w połączeniu z leżącym w domu świeżutkim numerem \”Elektroniki dla Wszystkich\” – spowodowała, że Roch zaliczył tylko Repty i Dolomity, po czym skierował się do domu sprawdzić, co tam ciekawego w elektronicznym świecie słychać.

    Jednak jutro Roch planuje pojeździć na rowerze tak, aby móc napisać, że w końcu trochę popedałował, a nie wymigiwać się jakimiś gazetami lub wizytami.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dziury w pamięci, które trudno załatać

    Nawał zajęć, z których część to mało ważne pierdółki powoli przerasta Rocha i zaczyna brakować mu czasu. Na razie doba ma jeszcze 24 godziny, ale jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie z godzinkę dołożyć, a to już może nie być takie proste.

    Wczoraj Roch był na rowerze, ale notka wyleciała mu z głowy, a gdy sobie przypomniał o niej to już dawno spał. Planował pisać rano, ale to listonosz zostawił awizo, a to jeszcze coś innego, a to trzeba było iść do kiosku po gazetę i tak jakoś nie miał czasu zasiąść do komputera.

    Popołudniu poszedł Roch na rower, wziął aparat i pojechał robić zdjęcia. Jako, że nie chciało mu się jechać daleko to zaszył się gdzieś nad sadzawką, która nie jest znana innym \”turystom\”, a więc nie ma tam tłoku i nie trzeba sprawdzać, czy rower jeszcze stoi, czy zostały Rochowi tylko buty.

    Później jeszcze podjechał na Dolomity, ale nie zatrzymywał się, tylko pędził do domu. Jutro aparat odpoczywa, a Roch jeździć. Może nawet zrobi jakiś dłuższy dystans bo na jutro nie ma specjalnych planów, choć na horyzoncie widać spotkanie z Koyocikiem.

    Ale to wszystko okaże się jutro, a plany rowerowe można połączyć, wszak do Koyocika można jechać rowerem.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dmuchanie

    Pogoda, jak ma to w swoim zwyczaju, kaprysiła od rana, a to prażyła słońcem, a to polewała deszczem. W końcu przyszła burza i lunęło. Potem, znowu słońce i ten fakt wykorzystał Roch żeby znaleźć miejsce przecieku, który sprawia trochę problemów. W końcu znalazł, ale nie odetkał, bo za mocno zatkane. Trzeba dmuchnąć, jakimś kompresorem, ale to w warsztacie, czyli poniedziałek pod znakiem mechanicznym.

    Poza tym Roch nie wychodzi z domu, bo pogoda nie pewna i szkoda moknąć szczególnie, że będąc mokrym lepiej przewodzi się prąd. Teraz za oknem znowu chmury i pewnie burza z deszczem i wiatrem.

    Przy okazji TVP1 i ich Wiadomości twórczo odkryły, że korzystając z telefonu komórkowego można namierzyć rozmawiającego jegomościa. Źle się dzieje w państwie duńskim, cytując Marcellusa.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wyż afrykański

    Wczorajsze upały spowodowane były tajemniczym wyżem afrykańskim, który zaatakował w nocy. Atak był skuteczny, bo opady deszczu spowodowały lekką powódź w aucie, ale cóż poradzić. Klimat się ociepla, lodowce topnieją, woda paruje, a wyż afrykański grasuje nad Europą.

    Dziś o niebo chłodniej, wiaterek powiewa, słoneczko świeci i jest tak jak być powinno, czyli chłodno i przyjemnie. W sam raz na rower, na który Roch zabrał aparat, żeby uskutecznić kilka zdjęć. Za cel wybrał Świerklaniec i tam też się udało. Wiatr, o dziwo, wiał w plecy dlatego średnia prędkość z jaką Roch pedałował wyszła 26km/h. W tym sezonie taka prędkość do rzadkość, ale jak pogoda dopisuje to Roch pedałuje, że tak nieśmiało zrymuję.

    Na Świerklańcu Roch pokręcił się godzinkę i wrócił do domu. Droga powrotna też była \”z wiatrem\” więc nie było problemu. W domu Roch sprawdził pogodę na jutro, ale lepiej o tym nie pisać. Znowu deszcze, znowu wyż afrykański, znowu burze.

    Na zakończenie skromna galeryjka:

    Gdyby nie działało to link na pewno działa: Świerklaniec.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kto by pomyślał, że ładna pogoda uziemi Rocha

    Wczorajsza temperatura, nawet w bagażniku, była jak chłodny wiosenny poranek. Dziś od rana było nieznośnie gorąco. Później tylko gorzej, w szczycie zabrakło skali na termometrze, a ta kończy się na 50°C. Oczywiście w słońcu, ale odejmując nawet 20°C temperatura w cieniu była ogromna.

    W takim upale rower nie wchodził w grę, nawet jak na Rocha było to ogromne ryzyko, nie wspominając o głupocie. Siedział w domu i pił, co tylko było pod ręką. Niby wieczorem zrobiło się chłodniej, ale i tak rower nie był możliwy.

    Pierwszy raz ładna pogoda uziemiła Rocha, a jutro ma być podobnie. Jak pada to nie dobrze, jak jest gorąco też źle.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Parno, strasznie parno

    Wczesnym porankiem Roch wlazł do bagażnika auta i zaczął szukać zwarcia, które robiło choinkę z samochodu. Po dłuższym czasie Roch czuł, że koszulka jest permanentnie mokra, ale trzeba było tą usterkę naprawić. W końcu udało się, póki co działa i świeci się to co ma się świecić, ale przy okazji Roch zepsuł żarówkę.

    Potem Roch wybrał się na rower, ale na rowerze było tak samo jak w bagażniku auta, gorąco i to bardzo. Roch planował jechać do Świerklańca, ale w połowie drogi odbił na Chechło i wracał do domu lasem, w którym był cień i odrobinę chłodniej.

    A jutro ma być jeszcze gorzej.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Udana przejażdżka

    W końcu udało się bezpiecznie wyjść na rower. Choć początkowo nie było to wcale pewne, ale trochę ryzyka zawsze musi być. Początkowo chmury nie wróżyły nic dobrego, a wręcz zapowiadały nadejście deszczu. Ostatecznie pogoda dopisała i można było trochę pojeździć.

    Roch wybrał się na Repty i później na Dolomity, z których dojechał aż na Suchą Górę, z której wrócił do domu. Gdyby wiedział co jego nogi planują to pewnie wziąłby aparat, ale nic straconego bo jutro może Roch popstryka jakieś zdjęcia, bo pogoda ma być jeszcze lepsza niż dzisiaj.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A to wszystko przez jeden mały kabelek

    Poniedziałek nie należy do dni tygodnia, które są szczególnie lubiane przez Rocha, ale ktoś tak wymyślił, że będzie poniedziałek i już. Kalendarz Rocha był zapełniony, zaczynał się na 900, a kończył gdzieś na okolicach 1200, potem jeszcze tylko smaczny obiadek mamusi i można było iść na rower. Jednak plany zostało pokrzyżowane, bo okazało się, że samochód został cudownie ozdrowiony i sam Cudotwórca dzwonił, że można sobie przyjść i odebrać.

    Widmo bankructwa podążało za Rochem przez całe 600 metrów, bo tyle ma od siebie do warsztatu. To jeden z niewielu atutów mieszkania w tym, a nie innym miejscu. Na miejscu trwały ostatnie prace przy samochodzie, Roch poszedł się przywitać z Cudotwórcą, z którym już jest na \”ty\”. Okazało się, że kabelek jakiś tam od masy się poluzował i nie chciało działa. Wszystkie kabelki zostały sprawdzone, wyczyszczone i dokręcone. Koszt też niewielki, bo stałym klientom przysługuje zniżka, a ten kto jest z Cudotwórcą na \”ty\” to już w ogóle ma luksus.

    ****

    Później spadł obowiązkowy deszcz, który stał się elementem krajobrazu, niczym deszcze monsunowe gdzieś tam w Azji. W międzyczasie Roch poszedł do Marketu sprawdzić, czy jest kolejny numer gazety dla elektroników, bo 20 dzień miesiąca nastał i może rzucili już prasę na półki. Wracając z Marketu Roch zapragnął wyjść na rower.

    Pojechał był na Pniowiec i z powrotem, bo dzień się kończy, a wiatr wieje nie pozwalając Rochowi rozpędzić się. Po drodze spotkał jedną nieznajomą rowerzystkę i jedną znajomą nie-rowerzystkę. Jutro wtorek, czyli prawie koniec tygodnia, bo kalendarz coraz chudszy jest.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ma się tego nosa

    Może i pamięci Roch nie ma, bo coraz częściej zapomina o Blogu, ale ma nosa do pogody. Coś mu podpowiadało, że popołudniu będzie padać i Roch zdecydował się wyjść wcześniej, nie czekając na to, aż ktoś napisze do Rocha, bo i tak nie było na to szans. Ledwo Roch wyszedł z domu, a niebo zaczęło przybierać granatowy kolor. Roch zdążył pojechać na Repty, ale wracając słyszał jak burza powarkiwała na niego. W domu nie zdążył zdjąć butów, a szyby już były mokre.

    W tym roku burza to żadna nowość, jednak Roch zastanawia się, kiedy w jego autku będzie można czuć się jak nad morzem. Póki co stoi u mechanika, a Roch umiera z ciekawości, czy już ma swoje własne przewoźne morze, czy jeszcze trochę trzeba poczekać.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Porucznik Borewicz na tropie

    Tak się składa, że piątkowe wieczory Roch poświęca na przypomnienie sobie, jak to nasz dzielny i nie zastąpiony Porucznik Borewicz tropi złych i plugawych przestępców, którzy dopuszczają się niecnych występków. Porucznikowi Borewiczowi towarzyszy inny Porucznik, Zubek, nienachalnie elegancki służbista, który sypia z regulaminem. I tak, w towarzystwie dwóch Poruczników, Roch spędza ostatnie piątkowe wieczory.

    Niech ten wstęp będzie kolejny usprawiedliwieniem Rocha, który znowu zapomniał zasiąść do komputera i napisać co, co można by nazwać notką gdyby nie fakt, że często bywają krótkie i lekko nudne. Jednak u Rocha nic się nie wydarzyło, nawet rower był szybki, bo w tych upałach nie da się jeździć, a Roch wieczorową porą nie potrafi jakoś jeździć.

    Kończąc te wyjaśnienia Roch stwierdza, że wczorajszej cieszy winien jest Borewicz, Porucznik Borewicz.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A po burzy nastała ładna pogoda

    Po wczorajszym polowaniu na pioruny, które jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle, Roch postanowił, że wybierze się na dzienne fotografowanie, bo musi pracować nad sobą, żeby być coraz lepszym amatorem. Pojechał nie sam, ale z Aliną, której najwyraźniej taka forma jeżdżenia na rowerze odpowiada bardziej, niż tradycyjne pedałowanie. Roch też nie miał specjalnie ochoty uskuteczniać długich dystansów więc wspólnie wybrali się na jakiś “plenerek”.

    Początkowo pojechali na Dolomity, z których postanowili się nie ruszać się, bo wszędzie było błoto, po wczorajszej burzy. I tak Roch latał z aparatem, aż na koniec udało się zrobić zdjęcie kolejce wąskotorowej. Takie miał dziś szczęście.

    Roch pozdrawia Czytelników.