Autor: Roch Brada

  • Cisza na łączach

    W życiu każdego bywa okres ogólnego \”nie chce mi się\”, po którym następuje powrót do życia. I Roch zaliczył taki dzień ogólnego niechcenia i niechęci. Dodatkowo miał ochotę wyjść gdzieś z aparatem, ale pogoda miała inne plany. Miast okrasić okoliczności przyrody promieniami słonecznymi to okrasiła okoliczności deszczem i piorunami. Burza też taka nijaka, bo Roch nie ma żadnego zdjęcia pioruna, a jest ono niezbędne do powiększającej się zdjęciowej kolekcji.

    Ktoś mądry powiedział, że jak fotografia wciągnie to trzeba kupić osobny dysk na zdjęcia i były to święte słowa. Roch już kombinuje fundusze na jakiś dysk, który pojemnością będzie przypominał co najmniej macierz dyskową ZUSu, a może nawet ciut większą.

    Chcąc uniknąć pogodowego rozczarowania Roch wziął aparat i poszedł na balkon. Widząc, że jakiś owad wyleguje się na jego poduszce postanowił uwiecznić ten fakt.

    Kilka razy pstrykną licząc, że owad poleci i Roch złapie go w locie, ale temu \”owadu\” nie chciało się odlatywać z Rochowej poduszki i nic dziwnego, Rochowi też nie chce się odrywać głowy od tej poduszki.

    Później Roch poszedł na rower, ale bez aparatu bo chciał sobie pojeździć nie myśląc o tym, żeby upadając starał się wylądować na czterech łapach, a nie na plecach. Na rozgrzewkę pojechał do Radzionkowa, tam sprawdził jedną rzecz i pomknął do Świerklańca. Pokręcił się trochę po parku i wrócił do domu, bo grzmieć zaczynało.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Statystyki za czerwiec:

  • Rehabilitacja pogody

    Minister od pogody chyba poszedł po rozum do głowy. Drugi dzień bez deszczu, choć trochę grzmiało. Roch postanowił, że nie odpuści sobie takiej okazji i zaraz po obiedzie wyszedł na rower. Pojechał na Pniowiec i lasem wrócił, a międzyczasie zauważył, że niebo trochę chmurami zaszło. Musiał ewakuować się do domu, ale z chmur nic nie poleciało.

    Drugie podejście też spaliło na panewce, bo Rochowi się odechciało. W sumie tylko 15km, ale zawsze to jakieś kilometry. Grosz do grosza, a będzie kokosza jak to mówią. Póki co w tym roku Roch przejechał niewiele ponad 2000 kilometrów. Wszystko przez pogodę i to co Roch ma już za sobą. Na jutro prognozy są jeszcze lepsze; ma być 30° i bez deszczu. Ile z tego się sprawdzi to okaże się jutro.

    Roch pozdrawiam Czytelników.

  • A to tak wygląda słońce!?

    Po tym jak zalało połowę południa, a drugą połowę podtopiło Roch stracił jakiekolwiek nadzieje na jakieś oznaki lata w tym roku. W dodatku Roch doznał osobistej powodzi, bo wewnątrz Megi można wyczuć lekko wilgotne dywaniki, a to nie wróżyło dobrze. Na szczęście są wilgotne, a nie mokre, ale jeszcze kilka takich ulew i Roch podróżowałby uzbrojony w akwalung.

    Dziś diametralna zmiana, pogoda odwróciła się o 180° i świeciło żółciutkie słoneczko, latały kolorowy motylki i wszystko jakieś takie zielone i wesołe było. Roch nie chciał zmarnować takiej okazji i wybył na rower. Wraz z Rochem pojechał aparat i uśmiech na zarośniętej twarzy Rocha. Cel był mało precyzyjny, ale głównym założeniem były ładne widoczki, które można było uwiecznić na cyfrowej kliszy.

    Na początek Dolomity, potem Seget i powrót do domu. W każdym z tych miejsc – poza domem – było widać skutki burz, wiatrów i deszczu. Ziemia wypłukana, czasem zaskakiwała Rocha jakimiś wyrwami lub większymi ubytkami, w które można było wjechać. Po odtransportowaniu aparatu Roch udał się na kolejną przejażdżkę, ale tym razem nie podziwiał widoczków, no może poza atrakcyjnymi rowerzystkami, tylko pedałował jak najszybciej potrafił, aby odzyskać choć promil zeszłorocznej kondycji.

    Tak pedałując Roch dojechał do Świerklańca, a nawet do Dobieszowic. Wrócił przez Nowe Chechło, a pod domem stwierdził, że tego mu trzeba było.

    Na koniec kilka zdjęć z dzisiejszego wypadu:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ma się tego nosa

    Pogodowych bojów ciąg dalszy; Roch wybrał się na rower, do plecaka zapakował aparat i wybył w Świat. Co chwilę spoglądał w niebo sprawdzając, czy nie chmurzy się zanadto. Roch planował odwiedzić Świerklaniec, ale dojechał tylko do pobliskiego parku i “coś” mu mówiło, żeby dalej nie jechać. Roch pstryknął kilka zdjęć i zaczął zastanawiać się, co dalej. Początkowo chciał to “coś” zignorować i pojechać na Świerklaniec, ale gdy zerwał się wiatr to Roch wiedział, że trzeba wracać.

    Ledwo wszedł do domu i spadł deszcz, po którym spadł kolejny deszcz co utwierdziło Rocha w przekonaniu, że dobrze zrobił wracając do domu. W domu chciał dokończyć lutowanie, ale okazało się, że dziwnym trafem dziurki są nierówne i podstawki nie chcą pasować. Wkurzony takim obrotem spraw Roch wyrzucił płytkę do kosza. W poniedziałek trzeba na nowo drukować, co zrobić.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • “Przelotne” opady deszczu

    Jest coraz lepiej, poranki nie są już deszczowe, choć nadal wdać kałuże po nocnych opadach, ale w nocy to Roch śpi i to, czy pada, czy nie go nie interesuje. Niemniej nadal deszcze padają, a nawet zrywają się gwałtowne burze. Roch nie chciał kisnąć w domu i – korzystając z okazji – wybrał się na rower. Pojechał na Pniowiec żeby sprawdzić, czy pączkarnia jeszcze istnieje. Po dojechaniu na miejsce okazało się, że wszystko jest na miejscu i można śmiało uderzać na pączki, pod warunkiem, że pogoda się poprawi.

    Z Pniowca Roch wrócił przez las do domu, bo zaczynało robić się parno, a to oznaczało, że można spodziewać się deszczu. I nie mylił się, chwilę po tym jak wszedł do domu lunął deszcz, a przy okazji przeszła burza. Całe zamieszanie trwało piętnaście minut, a później wyszło słońce i tak już zostało. Jednak Roch nie chciał ryzykować i nie wychodził z domu. Zajął się płytkami, bo w końcu naszła go ochota na programator. Wkrótce efekty końcowe, bo Rochowi tak szybko jak się zachciało, tak się odechciało.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Początki prawdziwego lata?

    Początek dnia taki jak cały tydzień, deszcz, wiatr, burze. Roch miał powoli dość takiej pogody, ale miał zajęcie bo udało się wydrukować wzory płytek, a więc popołudnie było zagospodarowane. W międzyczasie jeszcze dokonał “naprawy” komputera u sąsiadki, w myśl zasady “nie da ci ojciec, nie da ci matka tego co dać ci może sąsiadka” nie wziął zapłaty, a nóż kiedyś Roch będzie w potrzebie.

    Jednak popołudniu przestało padać i wyszło słońce. Roch nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń wyszedł na rower i zabrał z sobą aparat. Jednak niebo zaczęło robić się szare i Roch nie planował oddalać się od domu. Zaszył się w pobliskim parku i nie ruszał się nigdzie dalej. Okazało się, że pogoda wytrwała, ale Roch nie narzeka, bo siedział w krzakach i pstrykał.

    Jeśli pogoda i jutro dopisze to Roch zabiera aparat i jedzie gdzieś dalej. Chyba znalazł nowego towarzysza wypadów.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wspaniała jesień tego lata

    Wszyscy powtarzają, że mamy astronomiczne lato. Gdyby powtórzyć to jeszcze 999 razy to i Roch uwierzyłby w to, że za oknem jest ciepło, słonecznie, motylki latają, pszczółki zapylają i tak dalej. Rzeczywistość jest inna; za oknem deszcz leje się ciągłym strumieniem, jedna burza się kończy, to już zaczyna się druga. Ogólnie jest idealna jesień i to nie astronomiczna.

    Roch siedzi w domu, miał trawić płytki, ale w taką pogodę to trudno przejść te kilkaset metrów do zaprzyjaźnionego PWiK żeby wydrukować wzory płytek. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na to, że burze i deszcze szybko nie ustąpią, a więc pozostaje nadrukować wzorów płytek i zamknąć się z lutownicą na cały dzień.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda jaka jest każdy widzi

    Roch zmobilizował się i postanowił nie marnować czasu, który spędza w domu. Aby zagospodarować sobie wolny czas postanowił zrobić jakąś płytkę, a może nawet polutować coś. Rano skierował się do zaprzyjaźnionego PWiK, w którym ma drukareczkę laserową idealną do drukowania wzorów płytek. Jednak przyszedł tam w porze największego ruchu i pocałował klamkę. Chciał zrobić wydruk “na mieście”, ale jak pomyślał ile to kosztuje to włos na nodze mu się zjeżył.

    Szkoda wielka, bo drugi dzień astronomicznego lata jest wypisz wymaluj tak sam jak pierwszy, a niektórzy coś przebąkują, że to już jesień jest, a nie lato. Roch w to nie wierzy i nadal ma nadzieję, że pojedzie na lotnisko do Pyrzowic robić zdjęcia samolotom, albo z Koyocikiem wyskoczą na Jurę, jak co roku. Pierogi z Mirowa chodzą za Rochem, tak jak pączki z Pniowca, ale co poradzić jak pogoda jest taka, a nie inna.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda psuje palny

    Plany na niedzielę Roch miał proste i – dla niektórych – zaskakujące, ponieważ Roch planował jeździć na rolkach i to nie sam, a z Koyotem, czyli dwóch zapalonych rowerzystów z czym dziwnym na nogach podążałoby po Świerklanieckich ścieżkach. Jednak pogoda szybko zweryfikowała rolkowe plany. Niebo zaszło chmurami i tak już zostało do wieczora, choć nie padało.

    Jak przystało nie pierwszy dzień astronomicznego lata było zimno i pochmurno, ale Roch nie mógł się powstrzymać i poszedł na rower. Lato, jakie by nie było, trzeba przywitać w siodle. Roch pojechał na Dolomity i korzystał z faktu, że nie było turystów okupujących ścieżki. Z Dolomitów pojechał na Repty, które też świeciły pustkami. Z jednej strony Roch narzeka, że pogoda jest taka, a nie inna, a z drugiej cieszy się, bo nikt nie włazi mu pod koła.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W plenerku

    Zamiast roweru Roch wziął buty i aparat i wybrał się na jakieś polowanie. Zdjęcia wychodzą coraz jaśniejsze, a jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Roch poszedł na Dolomity, tam gdzie normalnie jeździ rowerem, i pstryknął kilka fotek, a z Dolomitów wybrał się na Repty. Jak łatwo policzyć Roch przeszedł jakieś 10 kilometrów, co odczuł w nogach.

    Pogoda znowu poprawiła się, ale taki huśtawki nie wróżą dobrze, nawet sprawdzona pogoda numeryczna na stronie ICM zaczyna się gubić. Jutro mamy pierwszy dzień lata, a pewnie pogoda przywita Rocha deszczem i szarością. W taką pogodę nawet nie chce się pisać. Poniżej najlepsze zdjęcia z dzisiejszego wypadu:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dawno deszczu nie było

    Pogoda zapowiadała się całkiem znośnie, nawet wychodziło słońce, ale wraz z upływem dnia przybywało chmur, aż w końcu rozpadało się na dobre. Zarówno rower, jak i aparat stały w domu, a Roch nie bardzo wiedział co zrobić z nadmiarem czasu. Pewnie gdyby miał jakieś płytki do zrobienia to siedziałby z żelazkiem i grzał miedź, potem moczył się w nadsiarczanie, aż w końcu wierciłby dziurki.

    Jednak brak podstawowego materiału, jakim jest papier kredowy, spowodował, że Roch i tego nie mógł robić. Siedział więc biedaczysko i patrzył się w okno, które było mokre od deszczu. Czynność monotonna strasznie, ale na bezrybiu i rak rybą. Na zakończenie dnia rozpogodziło się na chwilę, ale znowu zaczęło padać. Prognoza pogody na jutro jest bardziej optymistyczna, ale do jutra pewnie wszystko się zmieni.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Początki są zawsze trudne

    Pierwszy wypad z nowym nabytkiem. Roch postanowił, że pojedzie na Repty i tam sprawdzi, po co te wszystkie przełączniki, opcje, pokrętła, guziczki. Odstawił rower i zabrał się z pstrykanie. Początkowo widział ciemność, ale z czasem robiło się coraz jaśniej i jaśniej, aż wychodziło za jasno. Jednak Roch nie poddawał się i cały czas próbował coś podkręcić.

    Nawet wiewiórka mu uciekła, ale i na nią przyjdzie czas. Pech chciał, że padł akumulator, który nie był ładowany od nowości, i na tym Roch skończył zabawę. Wrócił do domu, odpoczął trochę i poszedł ponownie na rower, tym razem bez aparatu. Pojechał do Świerklańca i wrócił lasem, zahaczając o Chechło. Za Rochem zaczęły ciągnąc ciemne chmury, ale szczęśliwie dojechał do domu.

    Efekty pstrykania można zobaczyć na Pikasie:

    Roch pozdrawia Czytelników.