Kategoria: Bez kategorii

  • Relaks

    Od rana Roch siedział nad płytką drukowaną i lutował poszczególne elementy tworząc coś co, przynajmniej w założeniu, miało przypominać jego pracę dyplomową. Po sześciu godzinach w oparach cyny i kalafonii Roch ogłosił wiktorię i spalił procesor podczas testowego uruchomienia. Na szczęście w zapasie jest kilkanaście innych procesorów dzięki czemu Roch może szaleć.

    Ale nie o tym chciał pisać. Są rzeczy ważniejsze niż jakieś tam procesory, maksy232 lub inne kalafonie. To wspólny wypad, z Michałem, który dokonał się dziś w godzinach wieczornych. Obejmował on Dolomity, które zostały zdobyte pomimo błota, które było wszechobecne.

    Z Dolomitów Roch wraz z Michałem planowali pojechać na Chechło, ale późna godzina skłoniła ich do pozostania blisko domu. Tak więc pozostał lans na Rynku. Było to o tyle dobre rozwiązanie, że nie trzeba było nigdzie daleko jechać żeby zobaczyć skąpo ubrane Panie w swoich mini paskach na biodrach – w końcu piątek wieczór mamy.

    Na tym kończy Roch pisanie swoje gdyż zmęczenie i odurzenie oparami cyny zrobiły swoje. Roch wtula się w swą poduchę i idzie spać.

    Zanim jednak pójdzie spać to pragnie pozdrowić \”tajemniczą\” Grażynę, która co jakiś czas napisze do Rocha miłego maila dzięki czemu Roch nadal ma ochotę opisywać swoje rowerowe podboje.

    Śpiący Roch pozdrawia tajemniczą Grażynę i pozostałych, równie tajemniczych, Czytelników.

  • Świąteczne pedałowanie

    W końcu przestało padać chociaż chmury pozostały. Cały czas straszyły deszczem, ale jakoś nie padało. Roch wybrał się na rower żeby przewietrzyć umysł, pozbyć się tych wszystkich rejestrów SFR, SBUF i innych mało ważnych pierdół. Wziął z sobą aparat, ale podczas próby użycia okazało się, że akumulatorki, jak zawsze zresztą, są rozładowane.

    Początkowo Roch udał się w miasto żeby sprawdzić, czy faktycznie pogoda nie spłata figla i nie zmoczy Rocha w najmniej oczekiwanym momencie. Dodatkowym zabezpieczeniem była kurtka, która przemaka dopiero po 50-u kilometrach w pełnym deszczu co zostało sprawdzone podczas jednego z zeszłorocznych wypadów. Pogoda chyba wyczuła Rocha i nie starała się go zaskoczyć bo wiedziała, że i tak nie zawróci do domu.

    Gdy był już pewien pogody wybrał się na Repty bo wiedział, że w świąteczny dzień nikogo tam nie będzie. Na miejscu okazało się, że faktycznie nikogo tam nie ma, poza garstką jeźdźców na quadach napędzanych zbożem. Efektem ubocznym takiego napędu jest to, że taki quad, od czasu do czas, wydala resztki z siebie wprost na ścieżkę, po której jedzie Roch. Jednak lepsze to niż ryk ich młodszych mechanicznych braci.

    Z Rept Roch pojechał na Pniowiec celem zrelaksowania się i oczyszczenia opon z resztek błota, którego na Reptach było pod dostatkiem. W Pniowcu Roch został wyprzedzony przez chłopaczka jadącego na swoim komunijnym fullu. Dał za wygraną – niech inni też mają satysfakcję z wyprzedzenia Rocha.

    Spokojnie pedałując dojechał z powrotem w okolice domu swojego, ale wskazania liczniki go nie satysfakcjonowały. Marne 30 kilometrów to każde dziecko na swoim komunijnym rowerku potrafi zrobić. Roch rozpoczął drugą pętlę tak, aby mieć przynajmniej 40 kilometrów. Pojechał do lokalnego parku może kogoś tam spotka, ale jak na złość wszyscy siedzieli w domach bojąc się tych strasznych chmur.

    Całość wypadu została zamknięta w 45 kilometrach. Bo trzeba zostawić trochę sił na niedzielę i Jurajski wypad. Szczególnie, że zaplanowane zostało około 100 kilometrów w siodle. Hmmm można obstawiać, czy Roch wytrzyma z Cyborgiem Koyotem taki dystans.

    Tak czy inaczej Roch pojedzie i dojedzie, a czy wróci to już inna kwestia.

    Roch pozdrawia Czytelników, tych wiernych i tych okazjonalnych.

  • Czas goni nas

    Nas, czyli Rocha, a dokładnie to gonią Rocha terminy. Zbliża się termin oddania pracy dyplomowej, a Roch – delikatnie pisząc – wyszedł dopiero co z lasu na polankę, ale nadal wpada w dziury. Dokument Worda, w którym Roch piszę prace, puchnie z dnia na dzień, przybywa rozdziałów. To samo z częścią praktyczną – przybywa linii kodu, jutro zrobi się urządzenie i może zadziała.

    Ale koniec smęcenia. W najgorszym wypadku Roch powtórzy semestr, a dzięki temu kolejny raz ucieknie od wojska, nadal będzie biednym studentem. Trzeba jednak być dobrej myśli, zacisnąć zwieracze i wziąć się do roboty.

    Dziś udało się wyrwać na rower – co prawda na chwilę tylko, ale co Roch pojeździł to jego. Podjęta została próba zaliczenia Pniowca, ale na pewnej ulicy Rocha zawróciły chmury. I dobrze bo po chwili z nieba ponownie lunęło.

    Na weekend została zamówiona super pogoda ponieważ planowana od dawna Jura musi w końcu dojść do skutku i trzeba zaliczyć Mirów i pierogi.

    Roch nie pisze dużo bo od tej cholernej pracy to palce go bolą.

    Obolały Roch pozdrawia Czytelników.

  • Deszczowo i bezrowerowo za to w butach

    Z samego rana Roch udał się do zaprzyjaźnionego PWiK sprawdzić co tam słychać nowego, a nóż jakiś nowy serwer przyjedzie lub inne fajne urządzenie, które można skonfigurować tak, że przestanie działać.

    Niestety nic nie przyjechało to Roch pstryknął dawno zapowiadaną fotkę ostatniego serwera jaki zagościł w klimatyzowanym pomieszczeniu. Jak na nowego przystało od razu dostał najgorsze miejsce bo cały czas jest obijany drzwiami. W końcu zastrajkuje i odmówi posłuszeństwa.

    Zdjęcie pozostawia wiele do życzenia, ale lepsze takie niż żadne. W tle widać skromne zasilacze UPS, na których swego czasu Roch testował działanie czajnika elektrycznego. Niestety UPS\’y nie wytrzymały bujnej fantazji Rocha i się zepsuły.

    Poza wizytą w zaprzyjaźnionym PWiK Roch pojechał do Katowic celem zakupienia sobie wypasionych i bardzo młodzieżowych butów. Błądząc w czeluściach Silesia City Center, w poszukiwaniu Salomona, Roch przyglądał się przebywającym tam dziewczynom, które obłożone stosami toreb chodziły od sklepu do sklepu i grymasiły.

    Całe zakupy Rocha wyglądały tak:

    (jeszcze w samochodzie):

    – Dzień dobry, chciałbym zapytać, czy mają państwo w ofercie takie młodzieżowe buty? – Zapytał telefonicznie.
    Dzień dobry, tak mamy. Jaki rozmiar pana interesuje? – Zapytał miły, o zgrozo!, pan.
    Minimum 43.. – Odpowiedział Roch.
    O! Są akurat i mamy jeszcze 44,5 – Odpowiedział Pan.

    (już w Salomonie):

    Witam, dzwoniłem w sprawie młodzieżowych butów – Powiedział Roch.
    O! Tutaj proszę 43, a tu 44,5 – Powiedział tenże pan podając dwa pudła.
    Hmmmm to poproszę 43 – Powiedział po chwili Roch.

    Jeszcze wizyta w kasie, spłukanie się i można powiedzieć, że kupno butów zajęło Rochowi circa 10 minut. Bez wybierania, bez grymaszenia, bez zbędnych pytań. Niektóre kobiety powinny uczyć się jak dokonywać zakupów. Roch chętnie udzieli kilku lekcji.

    Siedzący w młodzieżowych butach Roch pozdrawia Czytelniczki i Czytelników.

  • Zwlekał do ostatniej chwili

    Od rana padał deszcz dlatego Roch siedział w domu. Z jednej strony to dobrze ponieważ znowu posunął swoją pracę, dzięki czemu jest coraz bliżej, ale jeszcze kilka razy będzie musiał ją posunąć. Z drugiej strony siedząc w domu Roch nie potrafił znaleźć sobie miejsca i wena co rusz to uciekała.

    Po południu zakończył posuwanie pracy i zajął się czynnościami przyjemniejszymi, czyli przeglądaniem zasobów Internetu. W tle przygrywała muzyczka, czyli sielanka. Do póki nie przestał padać deszcz. Wtedy to Rochem zaczęły targać dylematy moralne.

    Niczym Hamlet zadawał sobie pytanie: \”iść albo nie iść, oto jest pytanie\”. Zadawał sobie je długo, a deszcz nie powracał. W końcu nastała pora kolacji, niebo ponownie zaszło chmurami i z roweru nic nie wyszło. Może to i dobrze ponieważ Roch ponownie miałby problemy z wejściem do domu.

    Tak więc Roch przesiedział cały dzień w domu i zadając sobie pytanie, czy iść na rower, czy nie. I nie poszedł.

    Kiwający Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Jedna z niewielu notek, w których pojawił się akcent literacki świadczący o tym, że Roch to – jakby na to nie patrzeć – bystra i skromna bestia.

  • Coś jak melanż

    Coś tknęło Rocha i poszedł z Nosiem na rower. Do kompletu brakowało tylko Michała, który nie mógł wyjść na rower, niestety. Nie mniej jednak Roch z Nosiem pojechali na Dolomity i tam odbili na Repty. Całą drogę Nosiu straszył, że kupi \”połówkę i popychacz\”, ale Roch za dobrze go zna żeby w to uwierzyć.

    Z Rept pojechali na Pniowiec i tam spożyli napój energetyzujący. Niestety Nosiu nie załapał przenośni i kupił jakiegoś tam Tigera z kofeiną, który nie dość, że nie pobudził Rocha to jeszcze ciężko wchodził pomimo popychacza pod postacią czekolady. Nie ma co się dziwić – po Prawdziwym Napoju Energetyzującym (TM) Nosiu rozczula się i robi głupie rzeczy.

    Z Pniowca, w lekkim deszczu, wrócili do Tarnowskich Gór gdzie zalegli na Rynku. Niebo coraz bardziej zachodziło chmurami, z których co rusz kropił deszcz. Był to znak żeby zbierać się do domu. Pod samym domem lunęło z całej pary, a właściwie z całej chmury.

    W garażu Nosi zaproponował spożycie jakiegoś napoju, ale znowu nie trafił w gust Rocha. Mimo, że etykieta zachęcała do spożycia to jednak kolor napoju odrzucał Rocha od gwinta.

    Zresztą po spożyciu napoju ciężko byłoby napisać cokolwiek z powodu ciemności jaką by Roch ujrzał. W nocy ciężko trafić w małe klawisze laptopa.

    Skończyło się na kulturalnym podziękowaniu za poczęstunek i powrocie do domu.

    Zmoczony Roch pozdrawia Czytelników.

  • Spotkanie na szczycie

    Where R U? – Zapytał poprzez SMS Koyot.
    In my home, jem obiad i idę na rower z Michałem – Odpisał Roch.

    Okazało się bowiem, że Koyocik od dziesięciu minut siedzi pod Rocha klatką i czeka na niego, aż zje obiad i zejdzie z rowerem na dół. W międzyczasie Roch dał cynk Michałowi, że można się zbierać i cała trójka spotkała się przed Rocha klatką.

    Nastała wiekopomna chwila – Roch znalazł się wśród swoich przyjaciół. Do pełni szczęścia brakowało tylko czwartego, czyli reeda, ale z racji odległości jaka ich dzieli nie było możliwe spotkanie się we czterech. Cała trójka uskuteczniła lans na Rynku, gdzie zobaczyła solarną panią w różowym stroju.

    Później skierowali się ku Suchej Górze, jednak Koyocik musiał odłączyć się od wycieczki. Tak więc Michał z Rochem popedałowali na Suchą Górę sami. Z Suchej Góry pojechali na Księżą Górę, gdzie doskwierał im gorąc połączony z dusznością. Nie dało się oddychać.

    Sytuacja polepszyła się na Kopcu, na którym dokonali dłuższego odpoczynku. Z Kopca postanowili jechać do Świerklańca gdzie spożyty został pierwszy napój energetyzujący. Ze Świerklańca wypadało udać się na Chechło jednak po drodze zostały zrobione zakupy.

    Połówkę i popychacz poproszę – Powiedział Michał.

    Pani zza lady spojrzała na drugą panią, a wspólnie spojrzały na Michała. W końcu panie zrozumiały o co chodzi i zakupy zostały dokonane. Po krótkim poszukiwaniu prawidłowego wjazdu na Chechło w końcu się udało. Nad samą wodą spożyte zostały zapasy zgromadzone w plecaku.

    Powrót okazał się baaaardzo długi i baaaardzo kręty, ale udało się dojechać do domu i nawet zdać relację z dzisiejszego wypadu.

    Abstrahując od dzisiejszego wypadu Roch pragnie donieść, że w najbliższy długi weekend odbędzie się wypad w Jurę. Pierwszy w tym sezonie, ale w doborowym towarzystwie. Punktem obowiązkowym wypadu jest Mirów i tamtejsze pierogi.

    Ale o tym Roch doniesie w fotorelacji po długim weekendzie.

    Zmęczony Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wczoraj uciekł, dziś dostał podwójnie

    A miało być tak pięknie: od rana słońce grzało, ptaki co rusz przylatywały do wodopoju, który znajduje się na Rochowym balkonie. Z samego rana Megi, drugi lecz tak samo ukochany pojazd Rocha, pojechał do przeglądu.

    Dzień zaczął się od pisania pracy dyplomowej, w której Roch dostrzegł sens i motywację do dalszego tworzenia. Nim się obejrzał z godziny 0900 zrobiła się godzina 1300, a w pracy przybyło dwadzieścia stron. Trzeba było odpocząć. Najlepiej na rowerze.

    Roch zszedł na dół i spojrzał w niebo, które zaczynało przybierać granatowy kolor, ale Rocha to nie przerażało. Wyjechał sobie dostojnie na miasto uskutecznić jakiś lans, a nóż spotka kogoś dawno niewidzianego, kogoś kto przyjacielsko uśmiechnie się do Rocha.

    Niestety, Roch zobaczył tylko uśmiech strażnika miejskiego, który usiłował go zatrzymać, ale jakoś nie doszło do skutecznego zatrzymania lansującego się Rocha. Głupich nie ma – raz Roch dał się zatrzymać i powiedział, że więcej nie zatrzyma się chyba, że na jego drodze stanie strażniczka miejska.

    Niebo robiło się coraz bardziej granatowe. Roch pedałował na Repty, tam chciał pojeździć, ale nie było mu to dane. Zaraz po tym jak Roch wjechał do Rept zaczął padać deszcz. Powrót w deszczu nie należy do przyjemnych, szczególnie temperatura drastycznie spada, zaczynać wiać wiatr, a koszulka zaczyna komponować się z erotycznym ciałem Rocha.

    Po powrocie do domu zasiadł przed monitorem i próbował stworzyć jakiś nowy, wypasiony nagłówek o tematyce rowerowej, ale wena gdzieś przepadła i jakoś nie chce powrócić. Może wieczorem się znajdzie i wtedy Roch uskuteczni jakiś nowy wygląd. Się zobaczy.

    Mokry Roch pozdrawia Czytelników.

  • Burzowo. Prawie.

    No i stało się. Pierwsza wiosenna burza zmusiła Rocha do ucieczki do domu. Zaczęło się niewinnie. Lekkie zachmurzenie, delikatny wiaterek powiewał, ale nie były to oznaki zbliżającej się burzy. Roch, jak zawsze, pedałował sobie w kierunku Pniowca. Jednak plany zostały pokrzyżowane przez grzmot, który zaskoczył Rocha na pewnej ulicy, której nazwa nie chce przejść przez klawiaturę Rocha.

    Po powrocie do domu okazało się, że burza to tylko straszyła, a Roch nie potrzebnie uciekał do domu. W między czasie zadzwonił Michał co było znakiem, że wieczorny wypad odbędzie się. Po wczorajszych szaleństwach dziś wypad był czysto rekreacyjny.

    Po objechaniu Rept pozostała wizyta w Leśniczówce celem spożycia jakiegoś napoju. Nic specjalnego się nie działo, a więc Roch kończy pisanie.

    Pora zająć się pracą.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ciężki dzień – dosłownie

    Początkowo Roch planował spędzić dzień w pasażach handlowych szukając dla siebie odpowiedniego obuwia, najlepiej marki Ecco, ale na planach się skończyło. Wygrał, jak zawsze, rower. Początkowo Roch jeździł sam, nie licząc towarzystwa mp3grajka. Po odwiedzeniu Rept i Pniowca Roch pojechał do domu na jakiś obiad.

    W między czasie zadzwonił Michał i zaproponował wspólny wypad. Roch nie miał nic przeciwko i o godzinie 1620 już wspólnie pedałowali. Na początek wizyta na Dolomitach, gdzie zakupione zostały napoje energetyzujące, a później Sucha Góra, na której odbyło się wspólne spożywanie.

    Jakby tego było mało Roch z Michałem pojechali na Chechło. Na miejscu przycupnęli na krótki odpoczynek, a w międzyczasie zapoznali pewną dziewczynę, ale o tym nie ma co pisać. Z Chechła udali się do Miasteczka Śląskiego. Tam Roch, jako przewodnik, trochę pogubił drogę, ale wszystko wróciło do normy.

    Z Miasteczka Śląskiego wykończeni udali się do Tarnowskich Gór, gdzie zalegli na Rynku. Podziwiając przechodzące dziewczyny i lansujących się lanserów odpoczywali po 40-u kilometrach, które wspólnie pokonali.

    NA tym pora zakończyć dzisiejszą notkę. Wybaczcie Czcigodni, ale Roch nie potrafi przelać swoich myśli na ekran monitora.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kompaktowanie i upychanie

    Nastał wtorek. Sądny dzień dla Rocha ponieważ pierwsza faza projektu została zakończona i trzeba było pochwalić się efektami przed promotorem. Początkowo Roch chciał ubrać się w garnitur, założyć ulubioną koszulę wraz z ulubionym – bo jedynym – krawatem. Szybko jednak wycofał się z tego pomysłu zważywszy na pogodę jaka była zapowiadana.

    No ładnie pan to zrobił – Powiedział Promotor.
    Zabieram się za robienie płytki – Odpowiedział Roch.
    Proszę się wstrzymać – Odpowiedział.
    Musimy to jakoś upchać – Dodał po chwili.

    Roch w tym momencie pobladł. Zdał sobie sprawę, że większe upakowanie oznacza większe problemy z lutowaniem. Póki co to faza planów, ale trzeba jakoś uciec od tego upakowania ponieważ Roch nie potrafi upychać.

    Po powrocie planowany był rower, ale zmęczenie dało o sobie znać i Roch zasnął. A później już nic mu się nie chciało i tak zaległ w domu na dobre. Rower został odłożony na jutro. Dystans oczywiście podwójny. Za dziś i za jutro.

    Leniwy Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ciastowy potwór

    Z wielkim bólem Roch zwalił się z wyra. Spojrzał na zegar, który wskazywał 1000. Początkowo chciał udać się do zaprzyjaźnionego PWiK, ale dał sobie spokój. Myślenie jakoś było ograniczone, a i sprawność ruchowa też mocno upośledzona.

    Poszedł do kuchni, poszukał czegoś do picia i położył się z powrotem spać. W końcu studentowi na wylocie wolno spać do południa. Druga próba pobudki nastąpiła godzinę później, a spowodowana była wizytą gazownika, który chciał spisać licznik.

    To był znak z nieba, że koniec spania – Pomyślał Roch i ponownie zwalił swoje cielsko z wyra.

    Gdy już zaczął przypominać tego pięknego i szalonego Rocha chciał ponownie iść do zaprzyjaźnionego PWiK, ale coś go powstrzymało. Przypomniał sobie, że musi iść do Marketu i kupić Petrygo. Nie po to żeby zabić klina po wczorajszym spożywaniu, ale trza było dolać do Megi bo lato w pełni to i samochód zasługuje na odrobinę chłodu w silniku.

    Nadeszło południe, a z nim obiad. Pierwszy posiłek, który Roch spożył tego dnia. Po obiedzie stwierdził, że trzeba przewietrzyć się i wybył na rower. Ku jego zdziwieniu nic nie bolało, nic nie strzelało w kościach. Pedałowanie szło gładko i, można zaryzykować takie stwierdzenie, przyjemnie.

    Do tego stopnia, że Roch zaliczył Repty i Pniowiec, a na deser pojechał do Radzionkowa. Po powrocie nadal Roch był rześki i skory do dalszej jazdy, ale w lodówce czekało ciasto, które od wczoraj nabrało słusznej czerstwości i stało się rarytasem, którego Roch nie odpuści.

    Tak więc Roch opycha się ciastem i pozdrawia Czytelników, ale ciasta nie dostaniecie.