Kategoria: Bez kategorii

  • Bezsenność. W Częstochowie.

    Tytuł nieco przewrotny ponieważ Roch jakby chciał to zasnąłby wszędzie, ale nie o tym mowa. Dziś dziewczyny – umęczone upałami – poszły wcześniej spać. Roch oczywiście czytał przygody Baltazara Gąbki do poduszki. Kiedy wszystko było już ogarnięte Roch mógł zacząć myśleć o tym żeby iść na rower. No bo co można robić o 2200? No właśnie. Lepiej iść pojeździć na rowerze.

    Prawda jest taka, że od dawna chce się Rochowi fest pedałować. Tylko nie ma na to czasu albo chęci albo Roch zaśnie z głową w książce. Tak już natura tej – jak to nazywają – dorosłości. Swoją drogą dziś Roch miał ciekawą dyskusję z Żonką na temat \”kiedy tak naprawdę przestajemy robić głupoty\”? Wszystko przy akompaniamencie zawodów downhill\’owych na Eurosporcie.

    Dla Rocha okres \”przestaję szaleć na rowerze\” zaczął się w momencie kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jest za kogoś innego odpowiedzialny i ten ktoś inny może czeka na Rocha całego. Do tego czasu Roch był sobie statkiem i kapitanem. Kiedy chciał to brał rower i szedł jeździć. Jeździł jak chciał i gdzie chciał. Jak wjechał w drzewo to w pierwszej kolejności sprawdzał czy z rowerem jest wszystko OK. Dopiero na drugim miejscu była spuchnięta i zdarta ręka.

    Nie było górki z której Roch by nie zjechał albo nie wjechał na nią nawet kosztem urwanego łańcucha. Teraz jest inaczej – bynajmniej nie gorzej, ale inaczej. To inaczej objawia się tym że Roch myśli – i pewnie każdy z Was również – nad tym co się stanie i jakie będą konsekwencje. Zaczynamy podświadomie analizować, kalkulować i nasza wewnętrzna waga \”za i przeciw\” podejmuje decyzje. Czy słuszną? To już indywidualna sprawa – u Rocha zazwyczaj jest to celna decyzja, ale gdzieś głęboko, fest głęboko drzemie w nim ten młody Roszek, dla którego liczyło się jedno: rower. W każdej ilości i postaci.

    Teraz rower też jest bardzo ważny (zimą ma honorowe miejsce w piwnicy żeby mu było ciepło), ale czasem musi ustąpić miejsca osobom które są ważniejsze. Jednak Roch próbuje wpleść rower w wolny czas, choć nie jest to łatwe. Jak dziś Rocha pamięta słowa Koyota i Michała:

    \”Zobaczysz jak zaczniesz pracować\” – mówili – \”rower ci się skończy\”.

    Kończąc tę część – coś się kończy, ale też coś się zaczyna. Zaczyna się nowy etap – jeżdżenie z córką, a później z drugim bąblem, a jeszcze później z całą trójką. A propos Michaliny – Roch próbuje jej zaszczepić miłość do roweru i chyba mu się to udaje. Może to złe i niepoprawne, ale waga \”za i przeciw\” podpowiada mu, że robi dobrze.

    Jednak koniec tych wywodów, zbyt późna to pora i jeszcze nie ten czas. Wkrótce Rochowi przybędzie kolejna wiosna i to będzie odpowiedni czas na takie wspominki. Jak na wstępie Roch wspominał dziś jeździł na rowerze. Nawet dwa razy.

    Pierwszy z nich to oczywiście z Michasią, choć ten był krótki bo dziś wyjątkowo kombinowała i w końcu wykombinowała. I tu kolejna \”rada\”: jeśli rower to tylko w komplecie z kaskiem. I nie ważne, że jedziemy tylko przed bramę. Dziecko wsiada na rower w kasku na głowie. Dziś to święte przykazanie dla Rocha uratowało głowę Michaśki. Przewracając się uderzyła kaskiem w chodnik. Kaskiem, a nie głową. Różnica jest kolosalna.

    Drugi rowerowy raz już był wieczorem i trochę dłuższy. Pogoda fajna, ciepło jak w dzień, lampki z Lidla dają czadu (Roch ma w planach notkę na ich temat) więc można było śmiało pedałować. Na zakończenie ślady GPS:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wieczorny rower. Z Michaliną

    Weekend minął (bo już poniedziałek mamy) bardzo intensywnie. W sobotę od rana Roch z Żonką i Michaśką zwiedzali chorzowskie ZOO. Michasia dzień wcześniej była w mini ZOO i tak jej się to spodobało, że chciała zobaczyć maksi ZOO, a najbliższe jest właśnie w Chorzowie. No więc spakowali torbę z ubraniami na zmianę, wózek, picie, jedzenie i resztę majdanu i mogli jechać. Po przyjeździe na miejsce zaczęli zwiedzanie.

    Roch myślał, że takie ZOO to maksymalnie z dwie godziny i można się zbierać, a okazało się, że po dwóch godzinach byli dopiero w połowie zwiedzania. Roch zaczął marudzić, że chce mu się pić i jeść i że chce przystanku. W końcu znaleźli jakąś budkę z jedzeniem i zamówili dla Żonki zapiekankę, dla Michasi fryty i Roch zamówił sobie hamburgera. Bo miał ochotę. Jak dostał zamówienie ochota mu przeszła, ale siedem złotych poszło (parę gorszy więcej kosztuje Big Mac®) więc trzeba go zjeść. Koniec końców Roch dopchał się Colą i mogli iść dalej zwiedzać. Do zobaczenia zostały słonie, żyrafy, ptaki i pozostała połowa ogrodu. Ale Roch miał pełny brzuch i mógł chodzić z Michasią. Nauczeni ostatnią wizytą w parku chorzowskim tym razem zabrali wózek. Opłaciło się.

    Kiedy wszystko było już zwiedzone, a Michasia padała ze zmęczenie dostrzegła ona jeszcze myszkę Miki wiszącą na jednym ze straganików. Okazało się, że aby ją dostać trzeba zestrzelić cztery motylki na strzelnicy. Roch z jego wadą wzroku miał małe szanse, ale dla dziecka podjął się wyzwania. Początkowo szło mu dobrze, czyli nie zastrzelił nikogo z obsługi. Ostatecznie udało się wygrać myszkę, ale Roch stracił prawie całą kasę jaką miał. Zostawił sobie jedynie na wyjazd z parkingu. No cóż, jednak z droższych myszek, ale uśmiech Michasi wszystko wynagrodził.

    Mapka ze zwiedzania ZOO wygląda tak:

    [googlemaps https://www.google.com/maps/d/embed?mid=zsfEjGb7_raQ.kyAjP8FOvR8k&w=640&h=480]

    W niedzielę w pobliskim Złotym Potoku odbywało się Święto Pstrąga, czyli można było sobie zjeść smacznego pstrąga prosto z wody (takie było założenie) i przy okazji pospacerować po lesie i pobawić się na elektrycznych samochodzikach (to Roch z Michasią uwielbiają). Być może film z szalonej jazdy wpadnie na YouTube, ale Roch musi przemyśleć kwestię prywatności Michasi.

    Nie mniej jednak kiedy przyszło do zamówienia obiadu okazało się, że Roch zamiast rybki wybrał
    świeżego (oby) hamburgera i placek po węgiersku. Na pewno wszystko leżało obok tego sławnego pstrąga, więc to tak jakby zjeść rybkę. Michasia lubi rybki więc nie było z tym problemu. Po powrocie do domu Michasia poszła odpocząć, a kiedy wstała chciała iść na dwór pograć w piłkę i posiedzieć na ogródku.

    Kiedy na zegarze pojawiła się godzina 2100 Michasia wpadła na pomysł, że będzie jeździła na rowerze. Początkowo Roch protestował, bo już późna godzina, ale za chwilę pomyślał:

    \”Zaraz, zaraz przecież jakby ktoś mi bronił roweru to bym się wkurzył!\”

    I Roch poszedł z Michasią na rower, ale z racji późnej godziny Roch zamontował jej oświetlenie, żeby była widoczna i bezpieczne i wyszło z tego coś zaje**go. Roch nie mógł nie napisać o tym na blogu. Miśka z oświetleniem na rowerze prezentowała się genialnie, zresztą co tu dużo pisać:

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=J3nC6I5WV0c]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rowerkiem przed pracą?

    W ostatnim czasie tak się złożyło, że Roch częściej pisze o wypadach rowerowych Michasi niż o swoich. Duży rower (w domyśle Rochowy Cube) stoi w garażu i czeka, aż Roch znajdzie chwilę czasu na jeżdżenie. A z tym ciężko; bo albo Roch odsypia zarwane noce, albo ma inne zajęcia. Czyli standardowo, Roch jest na szarym końcu piramidy zwanej \”ja chcę\”. Trzeba zacisnąć zęby i pogodzić się z tym, o czym starsi koledzy mówili jak Roch był jeszcze młody i chudy.

    Wracając jednak do jeżdżenia z Michasią to umówili się tak, że jeden rowerek będzie przed pracą, najczęściej pojadą po świeże bułeczki do piekarni, a drugi rower — ten dłuższy — będzie po powrocie Rocha za pracy. I tak się złożyło, że dziś w końcu zadziałał GPS i Roch mógł zarejestrować poranny rowerek, oczywiście po bułeczki.

    Zapis GPS:

    Po powrocie do domu Roch od razu zabiera Michasię na popołudniowy rowerek.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rowery dwa. Z Michasią.

    Jak Roch wcześniej pisał, wspólne rowery zaczęły się od jazdy w foteliku. Później był jeden rowerek i drugi. I tak Roch chodził za jeżdżącą Michaśką, która przyśpieszała coraz bardziej i bardziej. Z jednej strony dobrze bo Roch kondycję wyrabiał, ale z drugiej strony skoro Miśka już tak sobie radziła na rowerku to dlaczego nie spróbować wsiąść na swój rower i pojeździć z nią.

    Jednak problemem było to, że na odpychaczu Michasia jeździła jak szatan i trudno ją opanować, szczególnie przed przejściem dla pieszych. Jednak od kiedy Miśka ma rowerek z pedałkami to jeździ wolniej, więc Roch wrócił do pomysłu wspólnych wypadów. I tak dziś Roch zaproponował Michalinie wspólny rower.

    Błysk w oku córy był bezcenny i od razu podchwyciła myśl. Na początku Roch trochę niepewnie podchodził do sprawy, ale jak zobaczył, że idzie dobrze to tylko zachęcał Michaśkę do dalszego pedałowania. No i cały poranek spędzili na rowerze. Według szacunkowych pomiarów przejechali razem jakieś 3 kilometry. Na zakończenie jeszcze jedna rundka honorowa ponieważ babcia chciała widzieć jak Michasia jeździ, więc pokazała się ona z jak najlepszej strony.

    Jutro, niestety, Roch idzie już do pracy. Urlop się kończy, choć nie był on wypoczynkowy. Na początku tygodnia Żonka wylądowała w szpitalu i Roch był za mamę i za siebie, ale oboje z Michaliną dali radę, choć oczywiście nie chcą już powtórki. W każdym razie Żonka już w domu, cała i zdrowa. A dla tych, którzy pilnie śledzą bloga należy się słowo wyjaśnienia; otóż pod koniec roku na świat przybędzie mały Roszek lub Roszunia ponieważ co do płci jeszcze opinie są podzielone. Jednak faktem jest, że stan rowerowy i osobowy się powiększy.

    Wracając jednak do dzisiejszej inauguracji wspólnego pedałowania. Serce Rocha pęka z dumy i zachwytu nad tym jak się Michasia rozwija. Zawsze uśmiechnięta i uwielbia rowery. Żona twierdzi, że to mały klon Rocha i coś w tym jest, bo jak coś Roch robi to Michasia zawsze jest obok. Urlop się skończył, ale rowery nie. Jeden rower przed pracą, a drugi po pracy. Plan jest, teraz go zrealizować. Na zakończenie film:

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=dQetkO9adQA?rel=0]

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Może mało to skromne, ale:

    Każdy może być ojcem…

    …ale trzeba być kimś wyjątkowym, żeby być tatą.

  • Wszystkie rowery Michaśki

    Do napisania tej notki skłoniły Rocha ostatnie wydarzenia. Będzie to swego rodzaju refleksja pisana około godziny 0115 w nocy, ale całkiem przytomna.

    No więc wszystko zaczęło się jak Michaśka miała około 9 miesięcy – wtedy pojawił się pomysł zakupu fotelika i jeżdżenia z małą Michasią na rowerze. Oczywiście przed całym tym przedsięwzięciem była konsultacja z naszą Złotą Panią Pediatrką, a także z rehabilitantem, którego poznali na zajęciach z nauki pływania, na które też Michasia chodziła. Oboje nie mieli nic przeciw temu żeby Michalina mogła jeździć w foteliku na rowerze.

    Jednak aby to mogło się stać musiały być spełnione dwa warunki:

    1. Michasia – i ogólnie każde dziecko – powinno samo siedzieć. To oznacza, że układ kostno-mięśniowy jest gotowy na pozycję siedzącą.

    2. Wypady nie dłuższe nie 10 minut. Żeby dziecko się nie męczyło.

    I tak zaczęła się rowerowa przygoda Michaśki. Wraz z tym jak Michaśka rosła wydłużały się wypady. Razem z Rochem jeździła po 12 kilometrów, czasem śpiąc, a czasem próbując wyrwać się z pasów przez co Roch miał problem żeby utrzymać rower w pionie. Cykloza ogarnęła Miśkę.

    I nieuchronnie zbliżał się kolejny etap – własny rowerek. Pierwszym rowerkiem był (a w zasadzie dalej jest) Kellys Kite 12, na którym Miśka jeździ do tej pory. Odpychacz jest genialny. Ma jednak jedną wadę. Otóż jak tylko Michalina dostała swój rowerek to porzuciła wspólne jeżdżenie w foteliku. Zdarza się to teraz sporadycznie, Roch wręcz musi się prosić żeby poszła z nim na rower. Co innego jak Roch wyciąga Kellysa. Tutaj nie musi się prosić.

    Ważne, że rower dla Michaśki to czysta frajda. Ale oczywiście na jednym rowerze nie może się skończyć i tak na drugie urodziny Michalina dostała drugi rower. Tym razem już z pedałkami i bocznymi kółkami. Author Jet też jest fajny i staje się coraz częściej używany. Na początku był problem żeby załapać odruch pedałowania, ale trochę z Rochem i trochę z Żonką i Michalina wie jak się pedałuje.

    Efekty można zobaczyć na poniższym filmie:

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=ULr-I6Xyzcg]

    Tak więc wystarczy chcieć i można się fajnie bawić na rowerze.

    Do napisania tego postu skłoniły Rocha dwie rzeczy:

    Jadąc z Michaliną po bułki na rowerku Roch został zapytany ile Miśka ma lat, że tak śmiga na rowerku. Osoba, która o to pytała stwierdziła, że \”jej mąż jest zmęczony po pracy i mu się nie chce z dzieckiem wyjść na rower\”.

    \”No heloł\” – pomyślał Roch, przecież on też pracuje, a w dodatku dojeżdża 120 km codziennie żeby mógł pracować i jakoś ma czas na to żeby iść z dzieckiem na rower. Wystarczy chcieć, a puszkę piwa i TV zamienić na wygodne buty.

    I druga rzecz to postęp jaki dziecko wykonuje ucząc się czegoś nowego. Rower wymaga koordynacji, skupienia i myślenia. Dziecko musi ogarnąć wiele spraw, więc Rocha zdaniem takie wypady rozwijają dziecko, a czas spędzony z rodzicem lub rodzicami to najlepszy czas. Jedynie trzeba mieć trochę chęci i kondycji bo za pędzącą Michaliną Roch musi biec.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Najnowszy rower prezentuje się tak:

  • Czy to już Afryka, czy jeszcze jest cień nadziei?

    Nastało lato. Nawet już jakiś czas temu, ale kto by pomyślał, że nadgorliwość jest znana także pogodzie.

    — \”Za moich czasów\” — pomyślał Roch to była pogoda.

    Jakby to \”za jego czasów\” było hoho daleko wstecz, ale prawda jest taka, że kiedyś było gorąco, ale nie było takich skoków temperatury. Jak było 26°C to było przez cały miesiąc, a nie przez 5 dni. Teraz w ciągu tygodnia temperatura potrafi spać o 10 a czasem i więcej stopni Celsjusza. Dzięki takim własnie skokom Miśka zaliczyła katar, a i Żona popadła w nietęgą sytuację. Na placu boju został tylko Roch, on jako jedyny nie podłapał niczego, choć sam musi przyznać, że taka pogoda odbija się na nim niemiłosiernie.

    Jednak trzeba być twardym, jutro Roch jedzie po urlop, ale nie wypoczynkowy lecz awaryjny. Właśnie tak go nazwał. Szczegóły jednak zostawi dla siebie, blog to nie miejsce ani czas. Do środy zatem to on musi wytrwać na placu boju. Potem może paść. Rower odwołany do odwołania, teraz są ważniejsze sprawy, które trzeba dopchnąć do końca i zostawić je za sobą. Kiedy już będzie wyprostowane Roch siądzie na rower i strzeli stówę. W imię pomyślności.

    Można to traktować jako zobowiązanie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Skąd Afryka w tytule? Bo tam chyba jest gorąco.

  • Popołudniowa przejażdżka

    Po powrocie z pracy Roch poczuł potrzebę pojeżdżenia na rowerze. Wziął więc swoje długie rowerowe spodenki i poszedł pojeździć. Na rowerze trochę wiało, więc długie nogawki sprawdziły się doskonale. Jako, że luksus wcześniejszego wyjścia z pracy Rochowi się skończył to na rowerowanie nie pozostało mu zbyt wiele czasu, ale koniec końców te 30 albo 40 minut pojeździł więc nie było źle.

    Rowery do pracy Rochowi się skończyły w momencie kiedy przed budynkiem stanęły stojaki na rowery. Według \”pani na portierni\” są one monitorowane, ale co z tego jak Roch wychodzi z pracy o 1700 a do tego czasu to rower zdąży być sprzedany ze dwa razy, jak nie więcej. Z kolei próba wejścia do budynku z rowerem skończy się awanturą, więc lepiej wymyślić inny sposób. I taki sposób udało się Rochowi wykoncypować.

    Otóż rano będzie zostawiał rower w Tarnowskich Górach, a po pracy będzie go zabierał i pojedzie gdzieś pojeździć, po czym zapakuje się do auta i wróci do domu. Genialne w swojej prostocie. Od czwartku pogodynki zapowiadają poprawę pogody więc piątek może będzie dniem testowym nowego pomysłu Rocha. Na chwilę obecną pozostaje mu jeździć po okolicy. Niestety.

    Na zakończenie zapis GPS:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Historyczne już zdjęcie. Rower w pracy.

  • [TdF2015] Duch rywalizacji w najczystszej postaci

    Tour de France trwa. Nie da się tego nie zauważyć – w TV, Internetach są wstawki, informacje lub po prostu \”ktoś\” o tym mówi. Roch wraz z Michaśką oglądają TdF i podziwiają –  przynajmniej Roch – możliwości \”tych wspaniałych mężczyzn na swoich jeżdżących maszynach\” z zaciśniętymi kciukami.

    Dziś, na końcu etapu doszło do małej kraksy, ale złamany obojczyk Tony\’ego Martin\’a oznaczał dla niego jedno. Koniec TdF. Jednak nie o tym Roch chciał napisać. To, co wydarzyło się później utwierdziło tylko Rocha w przekonaniu, że w sporcie – obojętnie jakim (pod warunkiem, ze jest to kolarstwo) istnieje jeszcze coś takiego jak duch walki, rywalizacja.
    Gość, który złamał obojczyk dojechał do mety i skończył etap. Niby nic wielkiego, ale jednak u Rocha spowodowało westchnięcie \”piękne\”. Zresztą można to zobaczyć:

    La minute maillot jaune LCL – Étape 6… przez tourdefrance

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wieczorny rower z Michasią

    Nieśmiało Roch napisze, że wieczorne wypady z Michasią są coraz częstsze. Chyba kończy się okres buntu \”nie chcę jeździć na dużym rowerze\” i zaczyna się okres \”chce wszystko robić z tatą\”. Rochowi taki układ się podoba, więc nie protestuje jak Michasia chce – na przykład – malować ścianę z tatą albo dobija się do drzwi i chce robić to co Roch robi w łazience. Więc jak zobaczyła, że Roch jeździ rowerze to postanowiła, że będzie jeździła z nim.

    No i dziś, bez zbytniego opierania się poszła do domu się przebrać, zeszła do garażu i chciała wsiąść na rower. No więc Roch założył fotelik, posadził na nim Michalinkę i poszli pojeździć. Kręcili się po centrum, podjechali pod Święty Szczyt, ale szybko się z tamtąd ulotnili. Później jeszcze raz przejechali przez centrum i skierowali się do domu. Michasia była już zmęczona i zaczęła się chillować.
    Po powrocie do domu szybka kolacja, jeszcze szybsze kąpania i czytanie do spania. Aktualnie to Kubuś Puchatek, czyli Miś o bardzo małym rozumku. Na zakończenie zapis GPS:

    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Wieczorna rozgrzewka

    Wpisując się w trend ogólnonarodowego narzekania na upały Roch chce napisać, że dziś było bardzo gorąco; nawet bardziej niż bardzo. Z tego powodu Roch został w domu, mimo że miał okazję iść na rower, ale w samo południe to chyba nie byłby najlepszy pomysł. Biorąc pod uwagę podeszły wiek Rocha i brak jakiejkolwiek kondycji mogłoby się to skończyć zawałem, wylewem czy czymś innym.

    Jako, że nie poszedł na rower to wziął się z skończenie remontu (który miał miejsce 3 lata temu). Jest kilka zaszłości, które trzeba zrobić, ale Roch nie ma mocy żeby się z tym bawić – dziś jednak okazało się, że naszły go tajemnicze siły i przygotował sobie teren pod zakończenie remontu, choć kolejny jest w planach – dziecko rośnie, zyskuje świadomość po co są ściany, a Roch jeszcze podpowiada co można zrobić.

    Jednak to nie jest tak, że Roch nie jeździł na rowerze. Otóż jeździł tylko później. Dużo później. Wieczorem zrobiło się znośnie, w okolicach 2200 Roch poszedł popedałować. Założył sobie godzinkę na rower, bo później musiał usiąść do swoich zleceń, które robi \”po godzinach\”. Więc godzinka rowerowania musiała Rochowi wystarczyć, ale okazało się, że była w sam raz. Roch pojeździł po centrum, wypuścił się trochę na obrzeża miasta, ale ogólnie starał się trzymać \”cywilizacji\”.

    Na zakończenie ślad GPS z dzisiejszego wypadu, a właściwie to już wczorajszego.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rower z Michasią. Od dłuższego czasu

    Od dłuższego czasu Roch nie używał roweru. Spowodowane to było zmianą godzin pracy i całkowitym rozstrojem zegara Rocha. W końcu jednak eksperyment się zakończył się i Roch wrócił do stałych godzin pracy, do których przyzwyczajony był od 3 lat.

    Dziś, po przyjeździe z pracy Michasia chciała iść na rower, jednak jak tylko Roch odstawił samochód to chciała zamienić rower na samochód i siedzieć w nim i naciskać też różne guziczki. Jednak Żonka zadecydowała, że pogoda jest zbyt ładna żeby marnować ją na siedzenie w samochodzie.

    I już po chwili Michasia siedziała w foteliku i chciała jeździć na rowerze. Trasa nie była długa ale Michasia też nie chciała jeździć bo już była zmęczona. Jednak prawie 10 kilometrów przejechali. Jutro dzień wolny więc może uda się coś więcej i dłużej pojeździć. Na zakończenie zapis GPS:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Aktywny weekend, czyli zawody, spacery i jeżdżenie na rowerze

    Dla Rocha weekend rowerowy zaczął się już w piątek kiedy to pojechał do pracy na rowerze. Oczywiście nie całą drogę z Częstochowy (choć i to jest w planach). Jazdę na rowerze zaczął w Tarnowskich Górach zostawiając samochód pod czujnym okiem mamy.

    Tak się jakoś zachciało Rochowi popedałować do pracy, że przesunął sobie godziny pracy tak żeby zdążyć dojechać na czas, spakował plecak, wziął ubranie na zmianę i pojechał rowerować. Trasa do Bytomia jest Rochowi dobrze znana więc nie miał z nią żadnego problemu. Z piątkowej jazdy powstały dwa ślady GPS:

    Do pracy:

    I z pracy:

    Sobota i basenowanie

    Odkąd na ogródku (zwanym ranczem z racji ogromnego areału) pojawił się basen Michasia nie chce za bardzo jeździć na inne baseny. Ten jej w zupełności wystarcza i nie musi się użerać z rozwydrzonymi bachorami, które chcą ją zepchnąć ze zjeżdżalni. A i Roch jest spokojniejszy, bo nie musi opie*lać ludzi.
    Więc sobota upływała pod znakiem basenu i moczenia się w wodzie. Upał był niemiłosierny. Oczywiście rowerek też był co u Rocha wywołało łzy (alergia też daje mu popalić).

    Niedziela i 19 Mistrzostwa w Kolarstwie Górskim

    W niedzielę Roch wraz z Dziewczynami miał zaplanowany wypad do Tarnowskich Gór na zawody rowerowe. Miał też w planach zabranie aparatu, ale w tym całym zamieszaniu (zmiana samochodu, przepinanie fotelika, uciekające dziecko) Roch o tym zapomniał. Co więcej telefon tez mu się rozładowywał więc zrobił kilka zdjęć na szybko, żeby tylko Michasia miała pamiątkę z jej pierwszych zawodów.
    Choć nie brała w nich udziału – trasa była zbyt długa i terenowa więc nie poradziłaby sobie (jeszcze) – to każdy start przeżywała bardzo i było widać jak bakcyl rowerowy w niej narasta. Tak szczerze pisząc – to nie mając jeszcze dwóch lat Michasia potrafi swobodnie utrzymać równowagę na rowerku, co potwierdził Wojciech. Z tego wynika, że rowery Michasia ma po Rochu. I dobrze.
    Kiedy pierwsza kategoria była już na trasie Roch poszedł z Miśką pojeździć po parku. Oczywiście Michasia przejechała przez linię mety z piskiem zadowolenia, aż Wojciech spojrzał kto tak szaleje.
    \”Przygotowujesz ją do startu\” – Powiedział Zby.
    \”No a jak, niech się uczy\” – Odpowiedział Roch.
    \”A później pokażesz skróty na trasie\” – słusznie zauważył Zby.
    Na Reptach Roch wychował się rowerowo więc zna tam każdą ścieżkę. A po rowerowych szaleństwach obowiązkowo regeneracja sił.