Dziś z samego rana, jeszcze przed przyjazdem do pracy, Roch pojechał do Wojciecha po odbiór koła, które rzekomo – według Rocha – uległo awarii, o czym pisał w poprzedniej notce. Okazało się, że Roch spanikował ponieważ koło było całkiem sprawne, a awarii uległ jedynie Roch, który nie sprawdził czy zacisk jest dobrze zaciśnięty, a to właśnie było prawdopodobną przyczyną \”luzu na kole\”.
I faktycznie u Wojciecha nie było żadnego luzu. Przy okazji Roch prawie kupił Cannondale\’a, ale okazało się, że jest za duży na Rocha więc musiał się obejść smakiem i dobrze bo Roch nie ma pieniędzy na kolejny rower, ale już miał iskrę zakupową w oku. Z całej tej urojonej awarii Roch stracił rowerową niedzielę (choć zyskał czas z Dziewczynami).
Jednak dziś – jak tylko zapiął koło do roweru – zszedł do pralni po swoje ciuchy rowerowe i poszedł pojeździć. Żonce i Córci było to obojętne ponieważ obie zasnęły kiedy Roch czytał bajki Michalince. Taki zwyczaj, że Roch czyta dziecku do snu – z niewielką przerwą – od urodzenia, a nawet jeszcze dłużej, bo do brzucha też czytał… i czyta nadal 😉
Chyba lepiej było iść na rower niż siedzieć bezczynnie przed komputerem. I tak też Roch zrobił. Przejechał się po okolicy Częstochowy, ale trzymał się raczej blisko centrum – raz że latarnie dają jakieś światło, a dwa jest mniejsze ryzyko, że Roch spotkałby jakiegoś wygłodzonego psa. No więc popedałował trochę po centrum i wrócił do domu. Dziewczyny śpią aż chrapią, a Roch pisze tę właśnie notkę. Z czystą przyjemnością.
Na zakończenie oczywiście zapis GPS:
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Kwiecień zamyka się w 103 kilometrach.