Kategoria: Bez kategorii

  • Po czterech dniach znowu w siodle

    Ostatnie cztery dni Roch spędził w domu; raz, że miał prezydencką przypadłość, a dwa, że padał deszcz. Padał on non-stop, przez cztery dni, a wszelkie przerwy były na tyle krótkie, że Roch nie zdążył się ubrać i zejść z rowerem na dół. Jednak dziś udało znaleźć się taką \”chwilę\”, która była na tyle długa, że Roch zdążył wskoczyć w spodenki i trochę pojeździć.

    Na początku Roch pojechał do Miasteczka Śląskiego i to miał być koniec jego podróży, ale pogoda nie psuła się więc Roch podjął męską decyzję, że jedzie dalej. I pojechał do Żyglina, a stamtąd do Brynicy i wylądował pod lotniskiem, ale nie jechał \”pod płot\”, bo niedawno był przecież tam był, a trzeba zostawić sobie trochę przyjemności na weekend, bo właśnie wtedy Roch planuje odbyć spotting.

    Po powrocie do domu, znowu trochę popadało, ale wygląda na to, że są to resztki i kolejne dni będą bardziej słoneczne i mniej mokre. Jeśli prognoza Rocha się sprawdzi, to jedna z weekendowych notek będzie lotniskowa.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Photoshopa dalej nie ma.

  • Lotniskowy niewypał

    Zaszła potrzeba przejechania się Megi, bo stoi biedactwo i kurzem zarasta. Trzeba było wybrać jakiś dłuższy dystans, że silnik sobie pomruczał, a wszystkie wałki, sworznie, łączniki i inne ruszające się elementy popracowały, o co na polskich drogach wcale tak trudno nie jest. Wybór, co jest oczywiste, padł na rejon lotniska, bo to połączenie przyjemnego (prowadzenia samochodu i obserwowania samolotów) i pożytecznego (rozruszania sworzni i wałków Megi).

    Przed wyjazdem Roch umówił się ze swoim Guru, a prywatnie Przyjacielem, z którym wspólne wypady są zawsze przyjemnością. Pod terminalem było pusto, jedyny LOT Charters, który startował, ale pochmurne niebo wcale Rochowi nie pomogło i zdjęcie z całą pewnością wyszło poruszone, ale jeszcze będzie okazja na ustrzelenie tego LOTu. Później zaczął padać deszcz i z obserwacji nic nie wyszło. Lecz Roch nie powiedział ostatniego słowa.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ćwierć wieku (i jeden rok)

    Tak się złożyło, że bocian, choć są teorie o kapuście, przyniósł Rocha właśnie dziś. Później było z górki, Roch rósł i rósł i w końcu założył bloga, którego prowadzi po dziś dzień i nie zamierza przestać; ale wystarczy tych wspomnień. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Rocha ma swoje święto choć on wcale nie świętuje, dzień jak co dzień.

    Rano było ładne słońce więc Roch wykorzystał ten fakt i podskoczył do zaprzyjaźnionego sklepu foto żeby zakupić w końcu program, o którym trąbi od jakiegoś czasu, jednak ostatnia sztuka była już zamówiona i Roch musi czekać na swoją kolej, choć Pani uspakajała, że do końca tygodnia na pewno będzie. Nie pozostaje nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i czekać.

    Skoro rano było słońce, to — dla równowagi — popołudniu musiała być burza. I tak było. Lało, grzmiało przez 45 minut, a potem niebo zrobiło się błękitne, słońce wyszło i po burzy nie było śladu (poza mokrym asfaltem). Pogoda pokrzyżowała Rochowi plany bowiem chciał pojechać na spottnig, wraz z Guru Lotniczym, ale deszcz i burza skutecznie uziemiła ich w domach. Obserwacje i zdjęcia zostają przeniesione na jutro (o ile pogoda pozwoli).

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niemiłosierna zemsta

    Wczoraj znów udało się Rochowi zapomnieć o napisaniu notki, ale większość czasu spędzał w miejscu, do którego królowie zwykli chodzić piechotą, a to za sprawą zimnych frytek, które zemściły się na nim niemiłosiernie. Jednak dziś już jest lepiej i można stukać placami w klawiaturę. Jeśli chodzi o dzisiejszy wpis to nic poza \”od rana pada deszcz\” Roch nie wyciśnie z siebie. Teraz trochę się przejaśniło, ale poza tym epizodem leje i grzmi, a więc rower odpada.

    Wczoraj za to, Roch przejechał 40 kilometrów i dzięki temu ma już 3100 kilometrów. Do wyrównania zeszłorocznego wyniku zostaje mu 600km, a to jest w zasięgu nóg Rocha. Jutro, o ile pogoda pozwoli, Roch wybierze się w wiadome miejsce, bo dawno już nie siedział na podkładach w oczekiwaniu, aż coś wzbije się w niebo.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Międzynarodowy Dzień Osób Leworęcznych

    Roch, jako przeciwnik świąt wszelakich, zrobi jednak wyjątek i zasygnalizuje, że dziś oto jest jego święto. Roch bowiem należy do zacnego grona osób, które używają lewej ręki zamiast prawej, a u Rocha jest to jeszcze dalej posunięte ponieważ prawą ręką nie robi praktycznie nic (poza obsługą myszki komputerowej). Pozostaje życzyć wszystkim leworęcznym osobom tego, aby nożyczki miały symetryczne oczka, a atrament szybko schnął i żeby nie rozmazywał się.

    Rower drugi dzień odpoczywa, a Roch kończy płytkę, którą zaczął; dodatkowym powodem siedzenia w domu jest upał, który znowu zaatakował okolicę Rocha. Jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że weekend będzie chłodniejszy, a przynajmniej deszczowy. W przyszłym tygodniu kolejne święto, ale o tym Roch na pewno napisze.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wrzesień miesiącem spottingu

    Roweru dziś nie było; nie ma co się nadymać szczególnie, że  wcześniej Roch miał robotę (ponownie płatną), a później musiał chciał skończyć płytkę termometru, która to jest pierwszym projektem elektronicznym w tym roku i na pewno nie ostatnim. Po wprowadzeniu drobnych poprawek i ponownym wydrukowaniu w zaprzyjaźnionym PWiK, Roch przystąpił do prasowania. Płytka udała się za pierwszym razem, pozostało tylko wywiercić otwory, ale to już jutro.

    Z zasady Roch nie przepada za telewizją, ale mimochodem doszły do jego uszu, które szczelnie są przykryte słuchawkami, informację, że we wrześniu do Pyrzowic przyleci 90 samolotów przekierowanych z Okęcia, które intensywnie remontuje pasy startowe. Dla Rocha, spottera, to informacja na wagę złota ponieważ wrzesień jest już zaplanowany. Częste wizyty na lotnisku to obowiązkowy punkt, dużo zdjęć i może kilka trafi do jakiś galerii.

    Już początek września będzie z przytupem ponieważ na 4 i 5 dzień miesiąca planowany jest przylot Boeinga 767, czyli budzik(i) idą w ruch, poranna pobudka i prawdziwy spotting, czyli to w co Roch mocno się zaangażował. Odliczanie czas zacząć.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Spotting bez aparatu?

    Kolejny wypad z Rowerowym Towarzyszem (TM), z którym Rochowi jeździ się doskonale, choć na podjazdach nie jest tak kolorowo. Problemem dla Rocha jest wwiezienie całego siebie na szczyt ponieważ waga Rocha przybrała słuszny kierunek1, choć jeszcze tragedii nie ma. Jednak na zjazdach Roch jest niczym torpeda; szybki, ciężki i jak walnie to wszystko idzie na dno.

    Za cel wypadu obrali sobie lotnisko, choć miało być z dopiskiem \”dookoła\”, ale Roch dał za wygraną. Usiadł na podkładach i patrzył co startuje, a co ląduje. Wyposażony w dwie butelki wody mineralnej siedział i patrzył w niebo. W końcu towarzysz Rocha objechał lotnisko i wrócił na podkłady. W drodze powrotnej dwie butelki zaczęły się mścić. Pierwszy postój był w okolicy Brynicy, a drugi miał się odbyć już w Miasteczku Śląskim, ale Roch zacisnął zęby — i nie tylko — i dojechał do domu.

    Cały dzień był jakiś taki zalatany, ale w ferworze walki Roch \”zarobił\” parę groszy, które wylądowały w słoiku, a docelowo na koncie bankowym, które Roch założył, bo Poczta Polska zaczęła go robić w balona i gubić przelewy. Cel środków finansowych jest jasny: zakup licencji Photoshop Elements, bo trzeba jakieś zdjęcia w końcu pokazać.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    1: \”KAŻDY KILOGRAM OBYWATELA Z WYŻSZYM WYKSZTAŁCENIEM SZCZEGÓLNYM DOBREM NARODU\”

  • Roch 3000

    Tytuł dzisiejszego wpisu przypomina te, które są wymyślane w Hollywood, brakuje jeszcze podtytułu, na przykład \”ostateczne rozwiązanie\” i mamy gotowy tytuł kolejnego kasowego hitu z Ameryki. Niestety, to tylko Roch zasiadł przed ekranem i postanowił coś napisać, a jest co pisać. Kilka dni temu Roch chwalił się, że jeszcze chwila i będzie miał kolejną okrągłą liczbę. Później nadeszły deszczowe dni, ale ostatecznie wypogodziło się i dziś można było pedałować.

    Zgodnie z tym, co licznik wskazał, do 3000km brakowało mu jedynie 40 kilometrów i mógł świętować. Jednak najpierw trzeba było trochę popedałować, bo \”bez pracy nie ma kołaczy\”. Na początek Roch pojechał do Radzionkowa, później Księża Góra i Świerklaniec. Kiedy wracał spoglądał na licznik żeby móc zmodyfikować trasę, gdyby jakimś cudem dystans się zwiększał, a nie zmniejszał. Jednak wszystko szło po jego myśli i pod domem licznik zaczął wskazywać 3001 kilometrów.

    Kiedy jednak Roch spojrzy wstecz to nie ma czego świętować; kilometry wymęczone, mało ich coś jest, a koniec sezonu jest już całkiem bliski. Albo to starość albo Roch się wyjeździł za wszystkie czasy i teraz pozostała mu drobnica. Oby jeszcze tysiąc wypedałować i można odpoczywać.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Lotniskowo

    Ponownie doszło do zaniechania, ale tym razem Roch ma solidne usprawiedliwienie. Lansował się samochodem na lotnisku, a żeby było ciekawiej to Roch tym razem pełnił funkcję balastu zwanego pasażerem. Wszystko to przez burze, które od jakiegoś czasu przechodzą nad okolicą, w której Roch mieszka. Spotting był owocny, ale Roch jeszcze nie dorobił się licencji na PSE więc zdjęć, tradycyjnie już, nie będzie.

    Panorama Sączowa

    Jednak nie wszystkie zdjęcia czekają na swoją kolejkę. Wracając z lotniska podjechali, Roch i \”Guru Lotniczy\”, do Sączowa i tam, korzystając z dobrej widoczności, Roch popełnił kolejną panoramę. Wprawne oko zobaczy Osiedle Tysiąclecia w Katowicach, a i kilka innych charakterystycznych budowli. Fajny punkt obserwacyjny, dobra widoczność i można robić panoramy, które po samolotach są ulubionym \”tworem\” Rocha.

    ****

    Dziś ponownie szleją burze, więc rower stoi i się nudzi, a Roch wykonuje płytki. Na pierwszy ogień poszedł zegarek z termometrem, płytka udała się za pierwszym razem, co Rocha zaskoczyło, bo zazwyczaj trzeba było prasować dwa albo i trzy razy zanim jako tako wyszło. Jednak trawienie i wiercenie musi czekać na swoją kolej ponieważ zabrakło środka trawiącego i Roch stoi z robotą do jutra.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Picasa uparcie zmniejsza panoramę, przez co traci ona na szczegółach. Wersję pełną można zobaczyć tutaj: Panorama Sączowa.

  • Przelotne opady deszczu

    Weekend, zgodnie z zapowiedziami, upływa pod znakiem \”przelotnych opadów deszczu\”, czyli takimi, które nadchodzą niespodziewanie, są intensywne i równie niespodziewanie ustępują. Początkowo Roch już widział jak ponownie \”regeneruje się\”, bo przecież nie wiadomo kiedy znowu deszcz spadnie i można z czystym sumieniem byczyć się.

    Jednak sumienie Rocha — choć on twierdzi, że go nie posiada — nie dawało Rochowi spokoju; w końcu zebrał się i poszedł na rower, z planem maksimum w okolicach 20km, żeby się nie przemęczyć, a i krótki dystans gwarantował to, iż deszcz go nie zaskoczy. Jednak po spotkaniu się z rowerowym towarzyszem plan uległ modyfikacji i z dwudziestu kilometrów zrobiło się ich czterdzieści.

    I całkiem dobrze, bo to była maksymalna ilość kilometrów, które przejechali bez deszczu. Tuż pod domem zaczął padać deszcz, a w trakcie pisania tej notki zaczęło także grzmieć, choć niebo jest błękitne. Nic by się nie stało gdyby jutro scenariusz się powtórzył ponieważ do pełnych 3 000 km brakuje Rochowi tylko 40 km, czyli jutro może być całkiem okrągła notka.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wieszcz, jakby na to nie patrzeć

    Roch czasem sam siebie potrafi zadziwić; tym razem Roch bezbłędnie przewidział pogodę już w pierwszym akapicie wczorajszej notki. Roch, jako prorok, zaczyna się sobie podobać, jeszcze tylko \”wywieszczy\” numery w lotka i będzie całkowicie szczęśliwy. Na dowód swoich wybitnych zdolności po lewej stronie zdjęcie z zapowiedzią burzy. Chmura chyba się oberwała, bo przez dziesięć minut Roch nie widział własnego samochodu, a później wyszło słońce, zrobiło się ciepło i po burzy pozostał tylko mokry asfalt, który był doskonałym usprawiedliwieniem dla piątkowego lenistwa.

    Z elektroniką też Roch nie ruszył, a to z powodu porannego wyjazdu i po powrocie nie było już czasu na wizytę w zaprzyjaźnionym PWiK, gdzie Roch drukuje mozaiki płytek, które potem prasuje. Weekend zatem upłynie, o ile nie zacznie padać, pod znakiem rowerowo-lotniskowym, czyli rowerem na lotnisko, tam piknik połączony ze spottingiem i powrót do domu. Może przez weekend trafi się jakiś rodzynek, a jeśli nawet nie to i tak 40 kilometrów zostanie dopisane do statystyk.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Buszując w krzakach

    Wieje strasznie, a to oznacza, że z wiatrem coś przyjdzie. Według wszelkich prognoz będzie to deszcz, na pasku jego wypasionej przeglądarki już pojawiają się chmurki, a to nic dobrego nie wróży. Być może jest to ostatnia rowerowa notka, jaką Roch popełnia, a więc trzeba się przyłożyć, bo później będzie tylko o tym, że \”ciągle pada, alejkami już strumienie wody płyną\”.

    Na początku wypadu Roch słownie starł się z kierowcą swojego wspaniałego i drogiego samochodu, który to samochód wyłącza myślenie u kierowcy, który o mały włos nie zahaczył o Rocha. Na propozycję \”zatrzymaj się, to cię ku**a nauczę jeździć\” dumny kierowca już nie odpowiedział tylko dodał gazu, a szkoda, bo może pompka przekonała by go, że rower to też pojazd i w pewnych sytuacjach trzeba jechać jezdnią. Cóż, polscy kierowcy nadal są przekonani, że w swoich wspaniałych maszynach sprowadzonych od naszych zachodnich sąsiadów są bogami i pewnie dlatego najczęściej zajmują lewy pas ruchu.

    Później, nie chcąc już angażować się w ustne potyczki wjechał w krzaki i tam jeździł. W sumie krzakami i leśnymi duktami Roch pokonał 35 km po czym wrócił do domu. Zasiadłszy (podobno geniusze używają imiesłowów przysłówkowych) przed monitorem Roch postanowił, że jeszcze raz rzuci okiem na pierwszy elektroniczny projekt w tym roku. Okazało się, że Roch zapomniał o bezpieczniku, a jego dodanie pociągnie za sobą trochę pracy. Roch myśli, czy warto.

    Roch pozdrawia Czytelników.