Kategoria: Bez kategorii

  • Plecak rowerowy XLC BA-S48

    Zanim wszyscy zdążyli zapomnieć o lutym przyszedł marzec, czyli kolejny miesiąc współpracy z sklepem rowerowym rowertour.com. Tym razem po wielu przeciwnościach losu Rochowi udało się dobrnąć do końca testów prezentowanego dziś plecaka rowerowego XLC BA-S48. Krótko mówiąc, a raczej pisząc ten plecak ma moc i potencjał bycia nie tylko rowerowym, ale jak najbardziej wszechstronnym, całodziennym, górskim, czy nawet plecakiem do sklepu. Jednak to wszystko Roch opisze w dalszej części dzisiejszego wpisu..

    Jakość wykonania

    Kiedy Roch odebrał paczkę od kuriera poczuł lekkość. Nawet nie spodziewał się, że będzie to plecak, jednak po otworzeniu paczki okazało się, że było to właśnie plecak i to jeszcze w kolorze szaro-niebiesko-białym, czyli w dokładnie takim jakim Roch chciał. Pierwsze wrażenie to solidność – i nie chodzi tutaj o to, że jest dobrze pozszywany, ale o jakość materiału. Robi on wrażenie grubego, solidnego i wytrzymałego. Takiego, któremu nie są straszne gałęzie drzew w głęboki i zapomnianym lesie. Z drugiej strony \”bryła\” plecaka jest kompaktowa, nie wystaje poza plecy, nie powoduje uczucia jakby się miało garb. Wszystko pasuje do siebie. Jest kompletne i przemyślane. Do bólu solidne, ale też ma w sobie to coś, co powoduje, że chcemy z nim iść nawet do sklepu.

    Gdy bliżej się przyjrzeć szwy, suwaki dopełniają wrażenia solidności. Rocha urzekła górna kieszonka, która ma specjalne wycięcie na suwak. Im bardziej poznajemy ten plecak, tym bardziej chcemy go nosić. Jakość i staranność wykonania tego plecaka odkrywamy właśnie w takich smaczkach. Suwaki pracują bez zarzutu, nawet w pełnych rękawicach rowerowych odsunięcie ich nie stanowi najmniejszego problemu. Wnętrze plecaka to kontynuacja tego co widzimy na zewnątrz. Wszystko jest przemyślane, poukładane w logiczną całość. Od razu wiadomo co i gdzie można włożyć. Roch miał wiele plecaków, nawet takich po 30 litrów, ale żaden z nich nie był tak przemyślany. Zazwyczaj odnosiło się wrażenie, że projektanci podchodzili do swojego zadania mniej więcej tak: “mamy do zagospodarowania 30 litrów, zróbmy więc dwie komory, jakąś kieszonkę na telefon i dwie siatki na zewnątrz”.

    Tutaj mamy wiele drobnych schowków, które można zagospodarować jak się chce. I mamy pewność, że zawsze jedzie z nami to co będzie nam potrzebne.

    Dane techniczne

    Plecak jest wykonany z wodoodpornego nylonu Ripstop, co – po szybkim sprawdzeniu w Google –
    gwarantuje nam, że to co mamy w środku pozostanie suche. Jednak jeśli nie mamy 100% pewności to z odsieczą przychodzi nam dodatkowa osłona przeciwdeszczowa w kolorze jaskrawo żółtym, co dodatkowo gwarantuje nam widoczność i bezpieczeństwo. 

    Plecak można podzielić na cztery części:

    • Duża, na całej długość plecaka
    • Mała, w górnej części plecaka – na klucze i inne drobiazgi (Roch tam nosi m.in dowód rejestracyjny)
    • Duża, na całej długości, w środku 3 dodatkowe przegrody podzielone w stosunku 1:2:1 (dwie zewnętrzne są mniejsze w stosunku do środkowej)
    • Zewnętrzna – na całej długości, w środku 2 przegrody siatkowe (Roch używa ich do przewożenia inhalatorów)
    • Przegrody oddzielone są od siebie cienkimi plastikowymi panelami, które w razie konieczności można wyjąć.

    Pozostałe parametry to:

    • Pojemność: 18 litrów
    • Plecy – ergonomiczne uformowane, usztywnione, miękkie gąbki, super wentylacja
    • Zewnętrzny uchwyt na kask
    • Pas piersiowy z regulacją wysokości oraz gwizdkiem
    • Pas biodrowy z kieszeniami
    • Pasy kompresyjne, pozwalające zmniejszyć objętość plecaka gdy jest pusty
    • Miękkie, regulowane szelki z odblaskami

    Możliwości regulacji są wręcz imponujące. Poza możliwością regulacji szelek, możemy jeszcze wyregulować objętość plecaka dzięki czemu można go odchudzić jak nie potrzebujemy całej jego pojemności. Gdy przyjdzie przewieźć nam coś większego wystarczy pociągnąć za paski i mamy całe 18 litrów do wykorzystania, Do tego regulacja wysokości i długości pasa piersiowego, a jak go nie potrzebujemy to jest możliwość odczepienia go całkowicie.

    Ale no właśnie, ile tak naprawdę możemy zapakować, bo 18 litrów to są suche liczby, które nie dają wyobrażenia o tym co możemy w nim przewieźć. No więc Roch miał czas to sprawdzić.

    Wrażenia z użytkowania

    Do codziennego użytku Roch potrzebuje niewiele. Notes, długopis, kabel do ładowania zegarka, inhalator, który musi mieć ze sobą jako astmatyk, klucze, dowód rejestracyjny jakieś pomniejsze rzeczy typu dwie tabletki przeciwbólowe. Ilość znikoma, wtedy przydaje się regulacja objętości. Jednak ostatnio Roch pojechał z dzieciakami w góry, na pożegnanie zimy. Do tego doszedł basem.

    Wtedy w plecaku była lustrzanka, ręcznik na basen, pianka do pływania dla syna, spodenki dla Rocha, klapki x2. Do tego jeszcze dwa bidony w bocznych kieszeniach i chusteczki higieniczne w kieszeniach na pasie biodrowym. Oczywiście telefon, klucze od domu i samochodu, dowód rejestracyjny i nawet pendrive były w górnej kieszeni przeznaczonej na drobiazgi. I jeszcze osłona przeciwdeszczowa też była w plecaku. I wszystko na plecach.

    Na rower oczywiście plecak też się nadaje. Pompka, zapasowa dętka, multitool, łatki, skuwacz do łańcucha to wszystko zmieści się w plecaku bez problemu. Jedynie z kaskiem Roch miał problem, ale to dlatego, że nie chciał nadwyrężać plecaka (bo jest fajny i nie chciał go rozwalić). Na pewno udałoby się go schować, ale Roch tak zaprzyjaźnił się ze swoim plecakiem, że nie chciał go aż tak męczyć. Poza tym miejsce kasku jest na głowie.

    Dla tych, którzy nie wożą bidonów w koszykach jest miejsce w plecaku na bukłak. Kieszeń najbliżej pleców, sprytnie schowana pod osłoną szelek zapewnia dodatkowe miejsce na spory worek z napojem.

    Podsumowanie

    Tę część recenzji, podobnie jak poprzednie, piszę się zawsze z największą przyjemnością. Nie dlatego, że wyrobił się limit, czy odhaczyło się kolejną pozycję na liście, a dlatego, że używanie produktów XLC to przyjemność sama w sobie. Nie inaczej jest z opisywanym plecakiem BA-S48, który sam w sobie jest ideałem, który Roch poszukiwał od długiego czasu. Roch używa plecaka codziennie, zabiera go do pracy, do sklepu. Traktuje go tak samo jak kobiet torebkę. Ma w nim wszystko, a nawet więcej tylko boi się włożyć głęboko rękę.

    Plecak był już z Rochem, w górach, na rowerze i codziennie jeździ z nim do pracy. Jeśli szukacie solidnego plecaka na rower, który bez problemu sprawdzi się w górach, nad morzem czy w pracy to XLC BA-S48 jest ideałem. I mało jest rzeczy, którymi Roch tak się jara, ale ten plecak naprawdę ma moc i potencjał.

    Tymczasem Roch zabiera plecak i jedzie dalej:

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts

  • Trochę się Roch poobijał

    Tym razem to nie będzie notka z przymrużeniem oka, o tym że Roch poszedł pojeździć, coś tam zobaczył, a przy okazji porobił kilka zdjęć na swoje social media. Będzie całkiem poważnie o jednej, ale najważniejszej, rzeczy jaką każdy posiada. To jest głowa. Głowę ma się jedną, jak zrobi się jej krzywdę to albo staje się warzywem, albo powrót do zdrowia zajmuje sporo czasu i wcale nie ma gwarancji, że całość będzie działała tak jak przed urazem.

    Dlaczego Roch o tym pisze? Ano dlatego, że w niedzielę został potrącony przez samochód, który wyjeżdżał z bramy i nie zachował szczególnej ostrożności. Roch wpadł na maskę, zsunął się z niej i przywalił głową w kostkę brukową. Przy okazji zgarnął też Żonkę, która jechała obok niego, ale miała więcej szczęścia. Gdyby nie kask, który Roch miał na głowie zapewne leżałby teraz w szpitalu z wstrząśnieniem mózgu albo czymś innym.

    Na szczęście skończyło się na poobijanym barku, rozbitym kolanie i opuchniętym piszczelu i jednym dniu wolnym od pracy. No i kask pękł, ale to właśnie jego zadanie. Każdemu się wydaje, że kask to ma ładnie wyglądać, dobrze wentylować, ale tak naprawdę kask ma jedno zadanie. Ma przyjąć na siebie całą energię uderzenia i – jeśli to konieczne – ma pęknąć. Jeśli dzięki temu głowa, zdrowie albo i życie zostaną ocalone to jest to naprawdę znikoma cena.

    I pamiętajcie: jeśli rower to tylko w kasku. Dobrze dopasowanym, dobrze wyregulowanym i dobrze założonym. Tylko wtedy mamy pewność, że w razie wypadku spełni on swoje zadanie. Rocha kask swoje zadanie spełnił, przeszedł do historii jako bohater.

    R.I.P Kasku.

  • Dużo, dużo pracy

    Znowu stało się to co – prawie – zawsze się dzieje, jak Roch wpada w wir zajęć. Zapomina o notkach, chociaż pedałuje co weekend. Przyjeżdża i zajmuje się czymś innym. Na swoje usprawiedliwienie ma to, że w ostatnim czasie sporo się u niego dzieje. Do współpracy i testów różnych fajnych rowerowych rzeczy doszła jeszcze obsługa informatyczna jednego z ulubionych gabinetów lekarskich i Roch nie ma czasu, ale powoli wychodzi na prostą.

    Co prawda przed nim jeszcze kilka dni pracy nad przeniesieniem pacjentów do nowego systemu, ale jak tylko ogarnie to, zabiera się opisywanie ostatniego prezentu od rowertour.com, czyli plecaka. Nie ma co robić z tego tajemnicy. Od kilkunastu dni Roch jest szczęśliwym posiadaczem plecaka, który w założeniu jest rowerowy, ale doskonale sprawdza się jako plecak do pracy, w którym można nosić krokiety na obiad. Jako plecak górski doskonale spisywał się w Istebnej podczas pożegnalnego wypadu na narty.

    Więcej, dużo więcej, Roch napisze w tekście o nim, który prawdopodobnie będzie w okolicach połowy miesiąca. Najbliższe rowery będą bez śladu ponieważ Garmin Rocha pojechał do serwisu. Jednak ratuje go czujnik prędkości, który może być autonomicznym urządzeniem do pomiaru dystansu.

    I oczywiście statystyki – tutaj trochę trzeba poczekać bowiem zmieni się ich forma. Nie będą już obrazki, a raczej wykresy, ale nad tym Roch też musi popracować. Jednak kolejka zajęć Rocha jest jasna i będzie się jej trzymał, bo jak rozgrzebie za dużo to później niczego nie skończy. Weekend już puka do drzwi, więc trzeba będzie wsiąść na rower i trochę popedałować. Na pewno w stronę Blachowni bo Roch odkrył tam hamburgery, takie jak kiedyś jadł na dworcach autobusowych.

    O takie:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzwonek rowerowy XLC DD-M17

    Zgodnie z tym co Roch napisał w ostatniej notce, dziś startujemy z testem drugiego produktu, który był bonusem do kierownicy, ale urzekł on Rocha tak, że postanowił go opisać w osobnej notce. Tym bonusem, który jest wynikiem ciągłej współpracy z internetowym sklepem rowerowym rowertour.com, jest dzwonek rowerowy XLC DD-M17.

    Jakość wykonania

    Nie jest to jednak zwykły dzwonek rowerowy. Ten dzwonek jest pionowy, z dziurką w środku i przypomina donut, czyli pączka z dziurką, który najczęściej występuje w filmach w towarzystwie policjanta. Jednak tym razem jest to dzwonek rowerowy z krwi i kości, a raczej z metalu i plastiku. Całość wygląda kosmicznie, niczym UFO albo pączek właśnie.

    Co do jakości to nie ma się do czego przyczepić. Element obrotowy wykonany z twardego plastiku, a pod nim jest wkomponowany metalowy gong, który odpowiada za dźwięk. Całość spasowana idealnie, nic nie lata, nie ma się wrażenia, że zaraz wszystko się posypie. Nawet śruba montażowa została sprytnie schowana w środku, przez co całość konstrukcji sprawia wrażenie dopracowanej i taka w rzeczywistości jest. Podczas jazdy, nawet po wyboistym terenie, nie słychać aby dzwonek wzbudzał się samoczynnie, co bywa denerwujące szczególnie jak dookoła panuje cisza i tylko jeden element roweru ciągle brzęczy. Jak nie musi dzwonić to nie dzwoni.

    Dane techniczne

    Dzwonek jest głośny, nawet w ruchu miejskim jest słyszalny i to jest jego główne zastosowanie. Nikt chyba nie będzie dzwonił w lesie na dzika albo innego niedźwiedzia. Co innego w mieście, gdzie trzeba mieć oczy dookoła głowy i czasem trzeba zadzwonić na stado łosi idących drogą dla rowerów.
    Pozostałe dane techniczne poniżej:
    • Średnica montażowa: Ø22.2 mm
    • Średnica kopuły dzwonka: Ø53 mm
    • Waga: 35 g
    • Głośność: około 64 dB (pomiar orientacyjny)

    Dźwięk dzwonka należy określić jako \”klasyczny\”, czyli dobrze znany z tradycyjnych dzwonków, które robiły \”dryń-dryń\”. Z tą różnicą, że tutaj kopuła obraca się wokół własnej osi, więc można zrobić z dzwonka \”pepeszę\”, która będzie strzelała serią dźwięków na tych bardziej opornych pieszych.

    Wrażenia z użytkowania

    Ciężko opisać wrażenia z jazdy bowiem na dzwonku trudno się jeździ, ale można opisać wrażenia z użytkowania. Przede wszystkim należy wspomnieć, że \”dzwonek lub inny sygnał ostrzegawczy o nieprzeraźliwym dźwięku\” jest obowiązkowym wyposażeniem roweru i po prostu musimy go mieć. I warto go mieć, choć przez większość czasu nie będziemy go używali, ale w dobie ludzi zapatrzonych w telefony, ze słuchawkami na głowie warto mieć na kierownicy coś, co w sposób jednoznaczny ostrzeże innych przed nadjeżdżającym rowerem.

    Sposób obsługi jest banalny. Kciukiem lub dłonią obracamy kopułą dzwonka, a on zaczyna dzwonić. Bije donośnie, niczym Dzwon Zygmunta. Jego ogromną zaletą jest to, że nie trzeba szukać cyngielka, jak w tradycyjnym dzwonku. Sprężynka, na którym ów języczek jest zamocowany może się przekrzywić. Tutaj mamy kopułę, którą kręcimy. Rozwiązanie bardzo fajne, szczególnie zimą, kiedy jeździmy w grubych rękawicach i nie musimy szukać tego małego elementu, tylko mamy pod ręką kawał dzwona.

    Jeśli już zaczniemy dzwonić, to dźwięk jest donośny i charakterystyczny dla zwykłego dzwonka tak więc nikt ni powinien mieć wątpliwości, że to co słyszy to nadjeżdżający rower. Wewnątrz najprawdopodobniej dalej młoteczek puka w metalową obudowę, ale można pukać tradycyjnie, albo pukanie może być otoczone dizajnerską obudową.

    Podsumowanie

    Po otwarciu paczki Roch pomyślał: WTF!? Jednak szybko doczytał, że ten pączek z dziurką to rasowy dzwonek od XLC, oznaczony symbolem DD-M17, który nie dość, że robi robotę to jeszcze fajnie wygląda. Montaż nie jest specjalnie kłopotliwy, a efekty są oszałamiające. Może i funkcjonalnie jest to nadal dzwonek rowerowy, który dzwoni, ale to w jaki sposób to robi to już inna bajka. Zamontowany na kierownicy wygląda efektownie i działa efektywnie. Niezależnie od tego, czy jeździmy bez rękawiczek, czy w zimowych rękawicach mamy pewność, że jak potrzebujemy użyć dzwonka to bez problemu go użyjemy.

    I chyba takie miało być jego przeznaczenie.

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts.

  • Kolejny słoneczny weekend

    Tak się złożyło, że kolejny – lutowy – weekend był słoneczny, suchy i prawie wiosenny. O ile o tej porze roku można mówić o czymś, że jest \”wiosenne\”. W lutym powinien leżeć śnieg, drogowcy powinni być zaskoczeni, a na drogach powinno być biało od soli. Tymczasem nic się nie sprawdza, deszcz co prawda pada często, ale tego drogowcy solą nie zasypią, więc chyba można śmiało stwierdzić, że tego roku drogowcy mają sól w oku i nie widzą co z nią zrobić.

    Dla Rocha jednak tak pogoda oznacza tylko jedno: rower, rower i jeszcze raz rower. Gdyby nie to, że musi jechać do pracy to pewnie cały tydzień pedałowałby nie zwracając uwagi, czy jest wiosna, lato albo zima. Choć to ostatnia przypomina bardziej wiosnę, ale to akurat nie jest nic złego. Jak ktoś chce śnieg to niech jedzie w góry. I tak, sobota dla Rocha okazała się bardzo rowerowa. Wpierw pojechał sam popedałować i porobić parę dodatkowych zdjęć do kolejnej publikacji, która już nie długo wpadnie na blogaska, a później podjechał po Żonkę, która też chciała popedałować.

    Sobota zakończyła się wynikiem 31 kilometrów, ale to nie wszystko, bo niedziela już była za rogiem. Następnego dnia, czyli w niedzielę właśnie, Roch planował iść na rower sam, ale w końcu młodzież się zreflektowała i też poszła na rower. Wypad był ciekawy; najpierw rundka w okolicy cmentarza, a później szkoła, do której Młoda pójdzie już od września. Chciała zobaczyć, czy szkoła ma fajne boisko i plac zabaw i okazało się, że cała szkoła jest fajna. Od września się okaże na ile będzie fajna.

    Weekend zamknął się w 35 kilometrach, co jak na zimę jest całkiem dobry wynikiem.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kierownica XLC Raceby Flatbar

    Mamy nowy miesiąc, więc startujemy z kolejnym cyklem testów, które Roch wykonuje we współpracy z internetowym sklepem rowerowym rowertour.com. W tym miesiącu zajmiemy się dwiema rzeczami, ale o drugiej z nich Roch nie będzie nic wspominał, poza tym że był to bonus, ale tak uroczy, że Roch postanowił go przetestować osobno, pomimo tego, że idealnie wpasowałby się w tekst o kierownicy, bo właśnie przechodzimy do pierwszej rzeczy jaką na luty Roch zaplanował, a jest to kierownica XLC Raceby Flatbar.

    Jakość wykonania

    Pierwsze wrażenie jakie można odnieść po wyjęciu tej kierownicy z pudełka to takie, że jej szerokość jest gigantyczna. Owszem, ma ona 740 mm szerokości i jest \”płaska\” (choć to nie do końca tak, ale o tym będzie w dalszej części). Roch z ciekawości zmierzył swoją kierownicę, która ma całe 520 mm szerokości, tak więc było to starcie Dawida z Goliatem.

    Co do jakości wykonania to wszystko jest na najwyższym poziomie. Czarne, matowe, aluminium idealnie skomponuje się z każdym rowerem. Dodatkowe podziałki na końcach kierownicy ułatwią jej ─ ewentualne ─ skrócenie, ale to raczej nie będzie konieczne. Nawet miejsca gięć wyglądają ładnie. Całość sprawia wrażenie przemyślanego produktu, który ma jeden cel: sprawić wiele radości na rowerze. I wywiązuje się z tej obietnicy doskonale.

    Dane techniczne

    Tutaj dochodzimy do tego, że XLC Raceby Flatbar wcale nie jest płaska, mimo że nazywa się Flatbar, ale przy takiej długości prosta rurka byłaby narzędziem tortur, a nie elementem przeznaczonym do prowadzenia roweru. Podgięcia i wzniosy siłą rzeczy muszą być. Jeśli już o wzniosie piszemy to jest on typu \”rizer bar\”, czyli wznosi się ku górze. Parametry prezentują się następująco:

    • Długość: 740 mm
    • Średnica montażowa: Ø31.8 mm
    • Backsweep: 9°
    • Wznios: 8 mm
    • Waga deklarowana: 280 g
    • Linia produktów: RACEBY

    Głównym przeznaczeniem tej kierownicy jest MTB, XC i Maratony, a o tym Roch będzie miał okazję się przekonać, ponieważ w sezonie 2020 ma w planie przejechać kilka maratonów. Waga, jak na taką długość kierownicy, jest bardzo rozsądna, a to dzięki zastosowaniu aluminium 6061 2014-T6, które dodatkowo zostało podwójnie cieniowane.

    Podziałka na końcach kierownicy ułatwia jej skrócenie, w przypadku gdyby okazała się za długa. Maksymalna długość do jakiej możemy ją skrócić to 680 mm, czyli mamy 60 mm \”regulacji\”.

    Ergonomiczne wyprofilowanie kierownicy wspiera sportową pozycję na rowerze, ale jednocześnie nie obciąża ramion i nadgarstków.

    Wrażenia z jazdy

    Początkowo Roch przeraził się jej długością. Już widział jak zamiast na rowerze jedzie jakimś chopperem albo wersalką, gdzie każdy zakręt to szarpanie się z 740 mm aluminium ale nic bardziej mylnego! Rower nie stracił ani odrobiny na sterowności, dalej można nim brać ciasne zakręty, choć próbując wjechać pomiędzy dwa drzewa trzeba mieć z tyłu głowy fakt, że nie zawsze musimy się zmieścić.

    Jednak po oswojeniu się z XLC RACEBY Flatbar Roch poczuł, że to jest przedłużenie jego rąk. Rower dalej jedzie tam, gdzie ma jechać, skręca tam gdzie ma skręcać, a wszystko to bez zbędnego szarpania się i walki z rowerem.

    Ergonomiczne ukształtowanie kierownicy powoduje, że ręce nie bolą, nie drętwieją. Dodatkowo pozycja na rowerze jakby trochę się polepszyła, ale może być to subiektywne odczucie. Na pewno komfort jazdy wzrósł. Szerokość kierownicy spowodowała to, że ręce oddaliły się od środka roweru, przez to wibracje nie są tak odczuwalne. Na starej kierownicy wyczuwalna była kostka brukowa. Teraz Roch przestał ją odczuwać.

    Niezależnie, czy jeździcie po lesie, terenie, czy akurat jedziecie asfaltem kierownica zrobi robotę. Odciąży ręce, delikatnie poprawi pozycję na rowerze i doda \”fejmu\” bo przecież trochę o to chodzi. Dla niej Roch pozbył się wszystkiego z kierownicy. Została tylko kaczka, która teraz siedzi na mostku.

    Podsumowanie

    Po pierwszym wrażeniu \”ojaaaa ale długa\” Roch wziął się za montaż i jeżdżenie, bo nie warto opierać się tylko na tym co się widzi. I tutaj okazało, że po raz kolejny XLC zrobiło genialną rzecz, bo inaczej nie można określić kierownicy RACEBY Flatbar.

    Pozycja na rowerze, jakość wykonania, parametry techniczne i wygląd – to wszystko sprawia, że wraz z kolejnymi kilometrami coraz bardziej lubi się tę kierownicę. Roch w weekend jeździł i jedynie co go powstrzymywało od dalszej jazdy to rozładowana tylna lampka i zbliżająca się noc.

    Naprawdę warto sprawdzić tę kierownicę. Im więcej kilometrów na niej przejedziecie tym bardziej ją polubicie, a ona odwdzięczy się Wam pewnością prowadzenia, ergonomią i wyglądem.

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts.

  • O blogu słów kilka

    O blogu słów kilka

    Na początku był chaos. Z tego chaos powoli zaczęła wyłaniać się koncepcja czegoś na kształt internetowego pamiętnika, w którym Roch mógłby dzielić się z czytelnikami swoimi rowerowymi przygodami. Początki Bloga przypominały obejmowanie kaktusa. Roch nie miał na niego pomysłu, zdania sprawiały mu trudność i ból. W końcu porzucił blogowe życie, bo ileż można przytulać się do kaktusa?

    Nadszedł jednak czas, w którym Roch przypomniał sobie o tym, że ma blog. Oczyścił go z pajęczyny zapomnienia i spróbował po raz drugi okiełznać bestię zwaną Blogiem. Szło mu lepiej, odczuwał nawet początki przyjemności z tego, że uzewnętrznia się publicznie, jednak to nie było jeszcze to. Roch potrzebował bohatera, którego stworzyłby od podstaw, jeżdżącego ideału, do którego Rochowi było daleko.

    Tak właśnie, choć całkiem przypadkowo, powstał Roch, który przeżywał wzloty i upadki, po których musiał się podnieść. W historii Bloga dużo było radosnych chwil, ale i te mniej radosne się zdarzały. Dzięki temu miejscu Roch poznał wielu wartościowych ludzi, nauczył się także składać – mniej lub bardziej – udane zdania, a co najważniejsze nadal ma ochotę do pisania, a i tematów nie brakuje.

    Blog używa ciasteczek (cookies), ale nie wiadomo w jakim celu. Wpisując się w trend antyciasteczkowy Roch uprzedza, że są ciasteczka.

    Kontakt

    Kontakt za pomocą adresu e-mail: jacek@pedalydwa.pl

    Logo użyte na blogu

    Icons made by Eucalyp from www.flaticon.com
  • Wiosenny weekend

    Roch ponownie naobiecywał, że po weekendzie będzie notka podsumowująca dwa dni pedałowania, ale natłok zajęć spowodował to, że Rochowi koniec weekendu przeleciał bardzo szybko i obudził się dopiero we wtorek, kiedy wszystkie sprawy ma już ogarnięte i może zająć się wspominaniem weekendu, a wspominać jest co.

    Sobota to był prawdziwie wiosenny dzień. Brakowało tylko śpiewu ptaków, ale te pochowały się bo wiało tak, że drzewa uginały się do ziemi. Jednak to nie przeszkadzało wyskoczyć Rochowi na rower. Oczywiście z Żonką, bo jakże by inaczej. Wspólne pedałowanie zawsze jest fajne, a jest fajniejsze jeszcze bardziej jak jedzie się na dłuższy wypad. Co prawda dzień jeszcze nie jest tak długi żeby zaliczyć naprawdę spory dystans, ale takie 25 kilometrów na Blachownię i z powrotem było całkiem możliwe.

    Żeby nie ten wiatr to byłoby całkiem wiosennie, ale w drodze powrotnej przestało wiać, albo wiało w plecy więc pedałowanie było dużo łatwiejsze. Koniec końców udało się solidnie pojeździć, a co najważniejsze to Roch dzięki sprzyjającej pogodzie jeździ od początku roku, a od lutego nawet powoli powraca do biegania. Jeśli tendencja pogodowa i motywacja Rocha się utrzymają to na koniec roku statystyki spowodują przygaśnięcie świateł w całym kraju.

    Oczywiście ślad GPS:

    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Jesień, zima i wiosna. Wszystko jednego dnia

    Tak się złożyło, że Roch musiał wziąć wolne bowiem nad częścią młodzieży zaczyna wisieć kaganek oświaty, więc trzeba było się spotkać z dyrektorem, połazić po szkole i przypomnieć sobie, że nie tak dawno samemu kończyło się szkołę. Co prawda od tego czasu trochę minęło, ale szkoła pozostała szkołą. Wrzask, bieganie i ogólny chaos chyba zawsze będą towarzyszyły szkole.

    Po wizycie w szkole, Roch postanowił, że wskoczy na rower i korzystając z ładnej, jak na styczeń, pogody przejedzie się trochę. Jednak zanim zdążył dojechać ze szkoły do domu, a jest to raptem 1 kilometr, rozszalała się śnieżyca i w mig wszystko pokryło się białym gów.. puchem. Skoro jednak postanowił to musiał się tego trzymać i Roch poszedł pojeździć po śniegu. Towarzyszyła mu – oczywiście – Żonka, która też miała chęć pedałowania. Po godzinie pedałowania pogoda wróciła do normy. Śnieg stopniał, wyszło słońce i znów zrobiło się miło i wiosennie. Jak to na zimę przystało.

    Dla Rocha taka pogoda to zbawienie, bez większych problemów może wsiadać na rower i jeździć. Czasem pojawi się śnieg, ale ogólnie jest wiosennie, raczej sucho i nawet słonecznie, czyli wszystkie warunki udanego pedałowania są spełnione. No, może troszkę cieplej, ale i tak nie ma co narzekać. jest dobrze, a będzie lepiej.

    Na zakończenie ślad GPS:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Amortyzowany mostek XLC ST-M21

    Nie minęło dużo czasu, a Roch ma już dla Was kolejną nowość i smaczek od rowertour.com – internetowego sklepu rowerowego. Tym razem na tapetę bierzemy amortyzowany mostek XLC o oznaczeniu ST-M21. Jak już wcześniej Roch wspominał, wszystkie te gadżety są efektem współpracy jaką Roch rozpoczął z początkiem roku. Jednak aby nie przedłużać i nie zniechęcać przydługim wstępem przechodzimy do konkretów.

    Jakość wykonania

    Od razu po wzięciu do ręki mostek wydaje się solidny i duży, ale przy tym zachowuje rozsądną wagę. W tym miejscu zaznaczyć należy, że mostek jest wyposażony w mechanizm amortyzujący, ale nawet to nie spowodowało, że jest przesadnie ciężki. Waga 198 gram dla długości 100 mm wydaje się rozsądnym kompromisem pomiędzy tym co oferuje, a masą.

    Na górze mostka można zobaczyć napis \”Tranzx\”, a to oznacza, że można się po nim spodziewać czegoś dobrego. I w tak jest. Zanim jednak przejdziemy do szczegółów warto trochę przybliżyć parametry.

    Według specyfikacji producenta, mostek jest wykonany z aluminium 2041, wycinany w technologii 3D. Pasuje na standardową rurę sterową o średnicy 1⅛ cala (28.6 mm) i dzięki temu pasuje niemal do wszystkich typów widelców. Mocowanie kierownicy odbywa się za pomocą 4 śrub, a kierownica powinna mieć średnicę 31.8 mm.

    Mostek występuje w trzech długościach: 80 mm, 90 mm i 100 mm, a kąt nachylenia to 6°.

    Sposób montażu

    Początkowo Roch myślał, że podobnie jak w poprzednim tekście o amortyzowanej sztycy XLC mostek też będzie miał jakąś regulację, ale okazało się, że nie. Całość montażu sprowadza się do zdjęcia starego mostka, wykręcenia kierownicy i złożenia wszystkiego z powrotem. Podczas montażu boczne zaślepki lubią wypadać dlatego dobrym pomysłem jest najpierw zamontowanie mostka na rurze sterowej, wtedy niesforne zaślepki zostaną spacyfikowane i można spokojnie zająć się montowaniem kierownicy, sprawdzeniem czy wszystko jest dobrze dokręcone i optymalnie ustawione. No i możemy wsiadać.

    Warto też wspomnieć o tym, że głębokość osadzenia (czy też wysokość mostka) to 40 mm, więc jeśli macie jakieś przekładki to trzeba je dopasować do nowego mostka tak żeby nie wystawał zbyt wysoko albo nie wpadł zbyt głęboko.

    Wrażenia z jazdy

    Początkowo Roch szukał momentu, w którym mostek zaczyna pracować, jednak dopiero po utwardzeniu amortyzatora Roch wyczuł jak on działa. I ponownie, jeśli myślicie, że ten mostek da Wam dodatkowe 150 mm amortyzacji, to się mylicie. Tak to nie działa. Amortyzacja ma zapewnić równiejszy rozkład drgań i zmniejszyć nacisk na nadgarstki. I tak faktycznie jest, pracuje nienachalnie, ugięcie – o ile tak można to określić – nie powoduje uczucia, że oto coś nam się złamało z przodu i tracimy kontrolę nad rowerem.

    Amortyzacja raczej sprowadza się do tłumienia drgań, jednak całość zachowuje się bardzo przewidywalnie i nie powoduje ona poczucia, że nagle rower nam pojedzie w swoim kierunku, albo że prowadzimy wersalkę.

    Mostek będzie miał zastosowanie głównie w rowerach bez amortyzacji lub w takich, w których jest ona śladowa. Na przykład w trekingach albo nawet w gravelach. I tutaj Roch widziałby właśnie największe pole do popisu dla tego mostka. Gravele obecnie zdobywają świat i nie ma się czemu dziwić. Pomijając autorskie systemu amortyzacji, na przykład u Specializeda, w tego typu rowerach nie ma większej amortyzacji; owszem mamy grubszą oponę, ale reszta roweru jest sztywna, przez co drgania i tak będą przekazywane na kierownicę.

    Do tego coraz częściej zobaczyć można rower MTB ze sztywnym widelcem z przodu. Tam też mostek się sprawdzi i zapewni nieporównywalnie lepszy komfort prowadzenia roweru.

    A właśnie chodzi o to żeby te drgania były jak najmniejsze, a wygoda jak największa.

    Podsumowanie

    Początkowo Roch był sceptyczny, bo jak to coś z przodu się ugina? O ile sztycę można zrozumieć, o tyle z mostkiem już Roch nie mógł sobie tego wyobrazić. Jednak po paru kilometrach okazało się, że to faktycznie ma szanse działać. Po podpompowaniu amortyzatora Roch faktycznie poczuł, że drgania na szutrze są jakby mniejsze. Producent podaje, że mostek jest w stanie ugiąć się o 2°:

    • Offers a horizontal cushioning angle of up to 2°

    Jednak tego nie udało mu się osiągnąć. Jednak mechanizm tłumienia drgań działa i jest faktycznie zauważalna poprawa. Co prawda Roch ma amortyzator przedni, ale z mostkiem zaprzyjaźnił się na tyle, że raczej zdejmował go nie będzie. Co więcej, założy nań licznik, a miejsca ma więcej. Poprzedni mostek był o 10 mm krótszy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts.

  • Kontakt

    Wszelkie pytania, uwagi, sugestie i propozycje współpracy proszę kierować pod adres:

  • Robocza sobota, a w zamian rowerowa niedziela

    Im bliżej było weekendu tym Roch bardziej myślał o tym, żeby tak poukładać swoje obowiązki żeby choć jeden dzień był rowerowy. Kiedy nadeszła sobota Roch wiedział już, że rano pojedzie z dzieciorami na basen, później z nimi do babci, bo dzień babci już tuż tuż, po powrocie do domu Roch pomógł teściowi odstawić samochód do mechanika i na koniec została jeszcze wizyta u dobrych znajomych. Po powrocie Roch padł ze zmęczenia, nie tylko tego fizycznego, ale to co dzieje się w sodomie to zostaje w sodomie. W każdym razie po 12 godzinach snu Roch wstał bez bólu głowy i już wiedział, że to będzie rowerowa niedziela.

    Pogoda wraz z upływem dnia stawała się coraz lepsza i w końcu, po popołudniowym obiedzie, Roch wskoczył na rower i popedałował przed siebie, a z nim jego Żonka. Trasa jakoś nie była specjalnie planowana. Chodziło o to żeby popedałować i trochę się zmęczyć. I to się udało, koniec końców kilometrów wyszło 16, było trochę terenu, trochę piachu i trochę asfaltu. Pogoda jest wyjątkowo sprzyjająca. Co prawda jest zimno, ale nie ma śniegu, więc można się ubrać cieplej i dalej pedałować. Oby tak dalej to może sezon potrwa od stycznia, a to byłoby coś.
    Tak, czy inaczej Roch uważa, że wypad był owocny, kilometrów wpadło trochę, a i kondycja została podbudowana. Na zakończenie oczywiście GPS:
    Roch pozdrawia Czytelników.