Kategoria: Bez kategorii

  • A niektórzy jeżdżą na rowerze

    Korzystając z tego, że nastała niedziela Roch postanowił spróbować odpalić Megi, bo w tym roku nie miał jeszcze tej dzikiej przyjemności włożenia kluczyka do dziurki i posłuchania zalotnego warkotu, który wydobywa się z jej serca. Po obiedzie zszedł więc na dół, bez problemu ją odnalazł, bo to jedyny samochód z taką ilością śniegu, zlokalizował drzwi i rozsiadł się wygodnie w jej gościnnym wnętrzu. Włożył kluczyk do dziurki, poczuł lekki opór, ale nie przejmował się tym. Przekręcił i Megi zaczęła cicho pomrukiwać. Pozostało odkopać resztę samochodu spod śniegu.

    Gdy całość była już odkopana, Roch spotkał sąsiada rowerzystę, który akurat wjeżdżał był do klatki. Rower cały pokryty śniegiem, korby prawie wcale nie widać, w każdym miejscu śnieg. Roch doskonale to zna, bo swego czasu też praktykował zimowy rower, a teraz pozostało mu – z nieukrywaną zazdrością – patrzeć na innych, bo sam nie potrafił się w zeszłym roku przemóc do jazdy na rowerze. Ten rok będzie zdecydowanie lepszy, Roch już to czuje w kościach, a także w tej części ciała, która styka się z siodełkiem.

    Jutro kolejna wizyta w zaprzyjaźnionym Adventure i tym razem na pewno uda się kupić to, co Roch zaplanował. Później tylko wszystko złożyć i można uroczyście, z pompą, inaugurować sezon rowerowy 2010.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsza próba dokonania zakupów

    Nastał w końcu ten czas, kiedy trzeba złapać się za portfel, zacisnąć zęby i pójść do zaprzyjaźnionego Adventure, aby rozpocząć akcję “rower 2010”, która ma na celu doprowadzenie do stanu świetności Rocha i jego rower. Dziś nastąpiła pierwsza próba dokonania zakupów, ale zakończyła się ona porażką. Nie dlatego, że Rochowi zabrakło funduszy, ale dlatego, że nie przestawił się on z sezonu letniego, na sezon zimowy kiedy to sklep jest otwarty godzinę krócej.

    Czyli wychodząc z domu o godzinie 1300 sklep był już zamknięty, a Roch szedł na próżno. Na szczęście miał miłe i zacne towarzystwo więc można było skoczyć na stację i na lodowisko, aby pooglądać łyżwiarki (nie zawsze figurowe). Po krótkim lansie udali się do domu, a Roch zanotował pierwszą nieudaną próbę napędzenia rowerowej gospodarki. W poniedziałek będzie druga próba ataku, tym razem bladym świtem, żeby nie pocałować klamki.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Trzeba by coś postanowić

    No i mamy całkiem nowy, nieużywany i jeszcze na gwarancji rok 2010; sam fakt zmiany warty Roch już prawie przespał, ale nie pozwolił całkiem opaść powiekom, a więc można powiedzieć, że był na wpół przytomny. Nie było to spowodowane upojeniem alkoholowym, ani też szampańską zabawą, bo tej nie było. Zwyczajnie Roch chciał iść spać, a akurat wtedy nie wypadało spać.

    Wszyscy w na początku roku coś sobie postanawiają, żeby potem móc powiedzieć, że “za rok już na pewno dotrzymam słowa”. Roch długo nad swoim noworocznym postanowieniem myślał i myślał i nic nie wymyślił, bo cóż tu sobie obiecać? Na pewno Roch będzie dążył do odbudowania mitycznej już kondycji, na pewno będzie chciał dużo czasu spędzać z Przyjaciółmi i na pewno będzie się doskonalił w trudnej sztuce fotografii. Reszta przyjdzie sama.

    Powoli wszystko wraca do normy, cały ten świąteczny szał ustaje i można zacząć myśleć o zakupach rowerowych. Trzeba tylko przeżyć okres remanentów, które zapewne nadejdą i będzie można kupować, czyli napędzać rowerową gospodarkę.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Żegnaj stary roku

    No i jest – 365 dzień roku powoli dogorywa, a wraz z nim kończy się kolejny rok, który dla każdego był inny. Wszyscy go podsumowują, próbują sklasyfikować jako lepszy lub gorszy od poprzedniego, snują plany na następny rok, a przede wszystkim składają sobie życzenia. I od tego też Roch zacznie.

    Wszystkim – bez wyjątku – wszystkiego, co najlepsze, obrzydliwego bogactwa, niekończącej się radości z życia, nieznikającego z twarzy uśmiechu, niegasnącego ciepła, nieskończonej cierpliwości, niewyobrażalnej pogody ducha, nieskrywanego zadowolenia z siebie i z innych. I oby ten nadchodzący Nowy Rok nie był w niczym gorszy od staruszka, który powoli już się kończy.

    Jako się rzekło na wstępie i Roch szarpnie się na podsumowanie go, co udało mu się osiągnąć, a i tego co przeszło mu koło nosa, najczęściej z jego winy. Najważniejsze to oczywiście studia, a właściwie ich pomyślny koniec dzięki czemu Roch może nazywać się panem informatykiem. Potem nastała era elektroniki i fotografii, przez co Roch skutecznie zagospodarował sobie czas i tak mu zeszło, aż do grudnia.

    W życiu osobistym, które Roch skutecznie oddzielił od życia “blogowego” było nienajgorzej; nowa znajomość z Lotniczym Guru kwitnie i coraz więcej ich łączy; starzy Przyjaciele również nie zawiedli dzięki czemu Roch miło spędzał czas, grzebiąc i lutując wspólnie z Koyocikiem. Ładniejsza połowa Rocha jeszcze gdzieś hasa, ale może w końcu i to uda się pozytywnie załatwić. Ogólnie jest i było dobrze, na szczęście są ludzie, którzy potrafią wytrzymać z Rochem, za co on serdecznie im dziękuje.

    No i pora na największą porażkę Rocha, czyli rower, a właściwie to kilometry, których było tyle co kot napłakał. Oficjalna teoria jest taka, że w 2008 roku Roch przesadził z rowerem i zwyczajnie się najeździł na rok do przodu, ale bardziej prawdziwa teoria brzmi: “Rochowi się nie chciało”, co było skutkiem tego, że nie miał z kim uskuteczniać codziennych wypadów, a sam jakoś nie potrafił się zmobilizować do wysiłku większego niż 20km dziennie, a i to było sukcesem. W związku z tym wszystkim cyferki nie są szokujące, ale też Roch nie osiadł całkiem na laurach, choć jeszcze jeden miesiąc i kto wie, może Roch stwierdziłby, że to już definitywny kres jego rowerowych możliwości.

    Wczoraj udało się Rochowi wprowadzić w życie jedną z niewielu mądrości jakie z siebie kiedykolwiek wydalił, a brzmi ona tak: “to co stare powinno zostać w starym roku, a wraz nowym rokiem powinno przyjść nowe” i tego Roch się trzyma, więc jak ktoś pożyczył od Rocha “stówę” to nie musi jej oddawać. Wszystko, co jest stare powinno zostać za nami, a Nowy Rok powinien przynieść tylko nowe.

    I tego sobie i Wam Czcigodni życzę. Dzięki za kolejny wspólnie spędzony rok.

    Roch pozdrawia Czytelników (a i ja się do tego przyłączam).

  • Nagły atak epoki lodowcowej

    Wydarzenia dnia wczorajszego spowodowały, że Roch nie miał czasu na sklecenie kilku, mniej lub bardziej, składnych zdań. Najważniejszym wydarzeniem była ponowna wizyta na lotnisku, bo trzeba było przywieźć obieżyświatów z ich wojaży po Świecie. Według tablicy przylotów, lot W06 112 miał się skończyć szczęśliwym lądowaniem o 1700. Po chwili jednak okazało się, że ma już 40 minut poślizgu i nie było sensu wybierać się na lotnisko jak jeszcze nie było lądowania.

    Roch uruchomił radar, na którym widać latające nad Polską samoloty i sprawdzał, gdzie aktualnie znajduje się maszyna i czy już ląduje, czy jeszcze nie. W końcu zniknęła z radaru, co oznaczało, że albo wylądowała, albo się rozbiła. Tak, czy inaczej można było jechać. A na drogach lodowisko, bo drogowcy nie spodziewali się, że wieczorem może nastać epoka lodowcowa i samochody zaczną niespodziewanie gubić kierunek jazdy. W końcu udało się jakoś dojechać, a i wrócić.

    Po powrocie Roch nie miał już siły na nic, sprawdził tylko pocztę i poszedł spać. A dziś nic się nie działo, w końcu nudny dzień, w którym nic się nie działo, poza tym, że padał śnieg i zrobiło się trochę zimniej. Jednak już jest z górki, kilka miesięcy i można będzie inaugurować sezon rowerowy, a i lotniczo-pociągowy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogodowe psikusy

    Święta A.D 2009 można uznać za dokonane; prezenty rozdane, życzenia złożone, potrawy zjedzone, czyli wszystko zgodnie z tradycją. Jednak w tej beczce miodu znalazła się łyżka dziegciu, którą był brak śniegu. Wszyscy przyzwyczaili się do białych Świąt, ze śniegiem i mrozem, a tu szaro i ciepło, a miejscami nawet bardzo ciepło. Za to po Świętach pojawiły się pierwsze opady śniegu połączonego z deszczem, bo temperatura wciąż powyżej zera, choć już coraz mniej.

    Roch zaplanował wizytę w zaprzyjaźnionym Adventure żeby umówić się na wizytę, bo rower wymaga kilku napraw, trzeba mu zaaplikować przegląd no i – co najważniejsze – trzeba wymienić olej w Bomberku. Na miejscu okazało się, że wszystkie części, które Roch, ewentualnie, mógłby potrzebować są na miejscu i nie trzeba będzie na nic czekać. Znając jednak swój rower Roch wie, że będzie czekał na przednie zębatki, bo one nie są “towarem pierwszej potrzeby”.

    Teraz pozostaje tylko rozkręcić rower, umyć go i zaciągnąć na zaplecze sklepu, gdzie zostanie przeprowadzona operacja “rower 2010”, bo trzeba nadrobić tegoroczne zaległości w kilometrach. Roch, oczywiście, na bieżąco będzie informował o postępach w akcji “rower 2010”.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Trochę ruchu, trochę zdjęć

    W końcu Roch oderwał się od stołu i wyszedł na zewnątrz; pogoda ponownie dopisała, pachniało wiosną i taka też była temperatura. Roch, z plecakiem na plecach, i towarzystwem u boku wybrał się na pociągi. Po drodze wypadało jeszcze zahaczyć o pobliskie lodowisko, na którym ludzie walczyli z grawitacją. Kilka upadków Roch uwiecznił, ale i tak te najefektywniejsze przeszły Rochowi obok nosa.

    Później poszli na stacje z nadzieją, że coś pojedzie i prawie pojechało. Zatrzymało się pod semaforem, postało i wróciło, czyli manewry szły pełną parą, choć lokomotywa w pełni elektryczna. Niestety, Święta spowodowały to, że innych pociągów było jak na lekarstwo i na prawdziwe polowanie trzeba będzie się wybrać już po Świętach.

    Jeszcze chwila wypatrywania, czy coś z oddali nie nadjeżdża i powrót na lodowisko, a  stamtąd prosto do domu, bo już zaczynało robić się zimno i ciemno. Jednak warto było ruszyć się sprzed stołu, bo taka wycieczka ożywiła Rocha i spowodowała, że minione już Święta nie były z cyklu tych siedzących.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • To za dużo, nawet jak dla Rocha

    Gdyby na nowo pisać definicję Świąt brzmiała by ona mniej więcej: Święta służą bezkarnemu obżarstwu połączonemu z permanentnym brakiem ruchu. Tak też jest w przypadku Rocha, który przez cały dzień nie rusza się, a pogoda aż prosi żeby zabrać aparat na jakąś wycieczkę. O ile z obżarstwem Roch sobie poradził, bo każdą propozycję ucinał krótkim i stanowczym “nie”, o tyle z rekreacją nie było już tak różowo.

    Jednak jutro Roch planuje śmiały wypad na stację, może jakaś świąteczna lokomotywa się trafi, a jeśli nie to i tak warto iść i spalać świąteczne kalorie. Całe szczęście ten okres roku nie trwa wiecznie i niedługo Roch nie będzie pamiętał o tym wszystkim, a jedyny ślad po Świętach A.D 2009 pozostanie na Rochowym blogu.

    Tak więc do jutra i oby pogoda dopisała tak jak dziś. Wtedy jakieś zdjęcia na pewno powstaną.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niebanalnych Świąt!

    W ferworze świątecznej walki Roch śpieszy złożyć wszystkim Czcigodnym Czytelnikom najlepsze i najszczersze życzenia wesołych, rodzinnych, pogodnych i udanych Świąt, oby Wam się dobrze wiodło, Internet ciągle przyśpieszał, a pingi malały. Również, a może w szczególności, wszystkim jeżdżącym na rowerach Roch życzy nieskończonego łańcucha, pancernych dętek, równych dróg i jak najmniejszej ilości korzeni, które potrafią niespodziewanie wyrosnąć tuż pod kołem, a także bezpiecznych wycieczek rowerowych.

    Tym, którzy miast rowerowej kierownicy trzymają w ręku aparat fotograficzny Roch życzy, aby zdjęcia nie były prześwietlone, nieustannie dobrego światła, wytrzymałych migawek i niekończącej się pamięci, a przede wszystkim wielu okazji do udanych i celnych pstryknięć.

    Na teraz tyle, ale można się spodziewać wieczornej notki.

    Wesołych Świąt!

  • Drzewko zwane choinką

    – “Choinkę trzeba ubrać” – Wydobyło się z kuchennych czeluści.

    Jednak Roch udał, że nie słyszy tego złowieszczego zdania, ale w końcu został postawiony pod murem i chcąc nie chcąc musiał zabrać się za robotę, a tej trochę było. Najpierw pozbycie się zbędnych gałązek, potem przycięcie, a w końcu wykopanie zgrabnej dziury w doniczce i zamocowanie krzaka w miejscu do tego przeznaczonym. Z każdym pociągnięciem siekierką Roch drżał o swoje członki, które w każdej chwili mogły paść ofiarą ułańskiej fantazji Rocha.

    Na szczęście Roch nic sobie nie obciął; pozostała jeszcze kontrola poziomu i pionu i można było wieszać to, co znajdowało się dookoła Rocha, czyli bombki, grzybki, bałwanki, które wiekowo są równe z Rochem, jakieś łańcuchy, korale i wszystko co nawinęło mu się pod rękę. Po godzinie Roch usiadł i powiedział, że ma dość, bo ubieranie choinki, choć odbywa się tylko raz w roku, jest bardzo męczące. Z rozebraniem będzie łatwiej, ale to jak w życiu – rozebrać jest zawsze łatwiej niż ubrać.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak się stąd wydostać?

    Brak orientacji w terenie dał się Rochowi we znaki; jako dobry i uczynny sąsiad obiecał innym sąsiadom, że zawiezie ich na lotnisko, bo mają zamiar spędzić Święta z córką, która wyemigrowała z kraju. Roch, korzystając z okazji, załatwił swoją prywatę, bo zabrał aparat licząc na to, że coś “sfoci”. Droga szybko minęła, nie to co rowerem i przez las.

    Na miejscu Roch pobrał bilecik i podjechał pod budynek z napisem “Terminal A”, wyładował bagaże, pożegnał się życząc udanego startu i jeszcze bardziej udanego lądowania; postanowił też, że weźmie aparat i pójdzie na taras. Pech chciał, że nic fajnego nie stało, a jego “Guru lotniczy” mówił, żeby “Wizzów nie focić”. Roch zapakował się z powrotem do samochodu i rozpoczął próbę wyjechania z przepastnego parkingu, przy którym te hipermarketowe to pikuś.

    – “Hmm, może tutaj.. Nie.. Zakaz wjazdu.. Ale tam coś jest..” – Duma Roch, kręcąc się jak bąk w kwiatku.

    W końcu udało się zlokalizować bramki i mógł spokojnie wyjechać z lotniska. Nie ma się co dziwić, Roch na lotnisku bywa “od tyłu”, a tam tylko płot i pola, więc nie ma problemu z wyjechaniem. Teraz już nie będzie i tego problemu, a w planach jest kolejna wizyta, tym razem z “Guru lotniczym”, który ma do Rocha sporo cierpliwości i cały czas coś podpowiada, doradza.

    Wycieczka udana, choć jest lekki niedosyt, bo Roch wrócił z pustą kartą.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Życie bez Sieci

    Przy okazji ponadprzeciętnych mrozów padła Rochowi sieć. Od wczoraj kabel doprowadzający życie do Rochowego komputera był jakiś taki zwiotczały i bez życia. Normalnie płynęły w nim miliardy bitów, tętni zero-jedynkowe życie, a od wczoraj wszystko jakby zamarło. Życie bez Internetu jest jakby nudniejsze, ale nie niemożliwe. Roch skutecznie zorganizował sobie czas z dala od komputera.

    Słupek rtęci od rana piął się w górę, aż finalnie wskazał zero, czyli o 15° więcej niż wczoraj, co Rocha niezmiernie cieszy, bo skończy się obawa o to, że Roch wyjdzie i nie odpali samochodu, albo coś w nim pęknie. Poza tym Roch czuł się jakby było lato, bo różnica temperatur jest kolosalna.

    Na zakończenie trzeba wspomnieć o tym, że od dzisiaj dnia przybywa! Tak, dzień robi się coraz dłuższy choć póki co jest to bardziej efekt psychologiczny niż realne wydłużenie dnia, ale zawsze coś. Teraz będzie z górki i już niedługo Roch będzie pedałował na rowerze lub robił zdjęcia.

    Roch pozdrawia Czytelników.