Kategoria: Bez kategorii

  • A co Ty co dostałeś od Świętego Mikołaja?!

    Nadszedł ten długo oczekiwany przez wszystkie dzieciaki dzień, w którym sympatyczny gość w czerwonym stroju rozdaje prezenty grzecznym i rózgi niegrzecznym dzieciom. Roch zestawił wszystkie dobre uczynki z tymi złymi i okazało się, że był pod kreską i to grubą kreską. W związku z tym czekał na rózgę od Świętego. Na tę okazję nauczył się nawet wierszyka, ale szybko go zapomniał.

    Jednak Mikołaj nie zapomniał o Rochu; dostał symbolicznego cukierka, z czego się wielce ucieszył, bo prezent leży w plecaku, a teraz Roch klepie biedę, ale już nie długo. Nowy Rok, nowe otwarcie i nowe plany, ale o tym Roch dopiero napisze jak nadejdzie stosowny do tego czas. Na zakończenie Mikołaj, który dał Rochowi cukierka:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Mglisto się zrobiło

    Mgła na dobre zadomowiła się w okolicy, w której Roch zwykł przebywać. Czym wyżej wspinała się wskazówka zegara, tym mgła coraz mocniej atakowała. W końcu okazało się, że sąsiedniego bloku już prawie nie widać. Poza tym robiło się ciepło, co dodatkowo sprzyjało parowaniu, wilgotnieniu i innym zjawiskom, które przyczyniały się do powstania mgły.

    Wieczorem mgła opadła, ale cóż z tego skoro mgłę zastąpił księżyc. Jesień i zima do zdecydowanie najbardziej smętne pory w całym roku. Nie dość, że rano jest szaro i zimno, to jeszcze o 1600 robi się ciemno i zimno. Wszelkie plany trzeba upychać w dwie – góra trzy – godziny, bo potem robi się ciemno i czas otarcia migawki drastycznie wzrasta i obraz zaczyna się rozmazywać pomimo włączonego VR.

    Może jutro uda się wyskoczyć z aparatem gdzieś w pola, albo – co byłoby dużo lepszym rozwiązaniem – na lotnisko ustrzelić w końcu mityczne CARGO.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsze zakupy rowerowe

    Grudzień się zaczął i nadeszła pora, aby pomyśleć o rowerze i zakupach rowerowych. Na pierwszy ogień idzie napęd, bo on najbardziej niedomaga, potem trzeba będzie zakupić linki, pancerze i pomniejsze elementy, które przez około 15 tyś kilometrów wiernie służyły Rochowi i nigdy go nie zawiodły. Ceny już mniej więcej są znane i wiadomo ile taka przyjemność może Rocha kosztować.

    Poza zakupowymi planami Roch śledzi pogodę, bo weekend się zbliża trzeba by popełnić jakieś zdjęcia, a do tego potrzebna jest pogoda i w miarę wysoka temperatura, o ile taka jest możliwa w grudniu. Jak się uda to Roch wyskoczy na stację strzelić jakąś lokomotywę. O, i tak jakoś smętnie i nudnie wyszło.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • I znowu rok spokoju

    Nadszedł ten dzień, w którym elektroniczny kalendarz rozbrzmiał ochoczo fanfarami, zaczerwienił się i oznajmił, że dziś trzeba jechać z samochodem na przegląd. Nie było innego wyjścia, Roch ubrał się, zszedł na dół, wymienił żarówkę, którą wymieniał kilka tygodni i pojechał do stacji diagnostycznej. Tam miły pan popadł w zachwyt nad Rocha samochodem.

    – “Jaki zadbany samochód” – Słodził Rochowi.
    – “W końcu to dama, musi być zadbana” – Odpowiedział Roch.

    Jednak okazało się, że nie do końca jest tak cudownie, bo Roch w końcu dowiedział się co uszkodził, gdy kilka miesięcy temu wpadł w dziurę. Cóż, polskie drogi są jakie są i tak też stwierdził technik, podbijając dowód rejestracyjny na kolejny rok. Później tylko szybka wizyta u mechanika, wymiana urwanego sworznia i Megi już całkiem jest cacy.

    Jeśli chodzi sprawę robota, to zostało wysłane zlecenie do firmy, która zrobi Rochowi płytkę, bo jego proces technologiczny nie ogarnia tak skomplikowanych układów i trzeba było szukać pomocnej ręki. Firma z Katowic okazała się tania i solidna, a przynajmniej tak piszą o niej Internauci. Jak płytki będą gotowe to i Roch dorzuci swoje trzy grosze.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Sknera

    Kompletowanie elementów, składających się na robota, Roch rozpoczął od rekonesansu cenowego, bo aktualnie jest on w dołku finansowym i z gotówką bywa krucho. Chcąc iść na łatwiznę Roch podjechał do ukrytego w bramie sklepu elektronicznego żeby zapytać ile go ta zabawa szarpnie. Po sprawdzeniu w sklepowym komputerze wyszło, że z jeden scalak około 11 zł, a to pomnożone przez dwa daje oszałamiające 22 zł, a na to Roch nie może sobie pozwolić. Odszedł z pustymi rękami, ale z to z “pełnym” portfelem. Szoping, jakkolwiek rozumiany, jest pod pełną kontrolą Rocha.

    Pogoda zdecydowanie się pogorszyła, zaczął padać deszcz, zrobiło się szaro i buro. Wypad na dworzec, albo na lotnisko zostaje odroczony, może weekend coś wyjaśni w kwestii jakiegoś wypadu, ale póki co prognozy nie są zachwycające. Pozostaje siedzieć w domu i coś tam grzebać, choć ileż można wdychać opary cyny. Rower stoi jak stał, od czasu do czasu Roch odkurzy go, żeby jeszcze można było go odnaleźć.

    W statystykach czerwono i nie warto tam nawet zaglądać. Cały miesiąc to jedno wielkie zero, w dodatku czerwone. Jedynie z kronikarskiego obowiązku Roch o nich wspomina, bo jak zaczął w styczniu, tak trzeba w grudniu skończyć, a od nowego roku trzeba będzie zweryfikować swoje noworoczne postanowienia. Gdyby ktoś odczuwał nieodpartą chęć pobrania PDF to można to uczynić tutaj: Listopad 2009.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Na początku był gotowiec

    W ramach odkurzania i wietrzenia szafek z gratami Roch natknął się na trochę zapomniany układ elektroniczny, który spłodził był dla Koyocika dawno temu, a celem tego było obeznanie się z lutownicą, a przede wszystkim pretekst do spotkania. Niestety nie jest to, już mityczny, termometr, który Roch produkuje circa od czerwca tego roku, ale i on zostanie zrobiony, co Roch uroczyście obiecuje pod groźbą przeciągnięcia pod kilem.

    Chodzi o układ zwany Arduino, a będący przyczynkiem do prawdziwego, jeżdżącego i grającego robota, który na nowo odżył w Rochu. Mając płytkę w ręce stwierdził, że teraz tylko jakieś koła, jakaś obudowa i można próbować zmusić oporną materię do jakiegoś, choć najmniejszego, ruchu. Później będzie z górki, coraz ładniejsza obudowa, może inna platforma, a kto wie – może Roch zacznie konstruować całą platformę od zera.

    Jutro pozostaje kupić parę gratów i można będzie sprawdzić, czy jeden silnik zareaguje pozytywnie, czy stwierdzi, że Roch błądzi. Poza tym, że Roch chce, a mu się nie chce to same nudy. Koniec roku zbliża się szaleńczymi krokami i niedługo trzeba będzie się chwalić tymi gigantycznymi ilościami kilometrów, które popełnił w tym roku.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Z nosem w Google

    Już na początku zaczęły się schody z robotem. Roch ma silników pod dostatkiem, ale wszystkie jakieś dziwne, bo wychodzi z nich sześć kabelków, w dodatku nie są oznaczone. Z wrodzonej dociekliwości Roch postanowił o nich trochę poczytać. Okazuje się, że są to silniki bezszczotkowe i – cokolwiek to znaczy – są raczej trudne do uruchomienia. Dlatego Roch musi wykombinować coś innego.

    Weekend upłynął Rochowi na leżeniu i lenieniu się. Między leżeniem i lenieniem się Roch spał, albo robił bliżej nie wyjaśnione czynności, które miały na celu zabicie ciągnącego się czasu. Z aparatem Roch nie biegał, bo nie miał natchnienia na zdjęcia.

    Popołudniu Roch chciał wybrać się na CARGO, ale okazało się, że już dawno wylądował, a i na start Roch by się nie załapał. Kolejna niedziela bez CARGO, ale Roch solennie obiecuje, że następny weekend – o ile śniegu nie będzie – będzie spędzony na lotnisku.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Konstruktor-destruktor

    Roch postanowił powalczyć trochę z robotem, a do tej walki zainspirował go grudniowy numer Elektroniki dla Wszystkich, w którym to numerze użytkownicy chwalili się swoimi robotami. Roch spojrzał z zazdrością na dumnych konstruktorów i ich dumnie prężące się roboty i natychmiast dostał solidną dawkę mobilizacji, przystępując do realizacji swojej, bardzo amatorskiej, konstrukcji, która już zaistniała na laminacie.

    Aby coś zbudować to trzeba coś zniszczyć i dlatego Roch zniszczył dwa napędy DVD, żeby wyciągnąć z nich silniczki, które posłużą jako baza napędowa dla pojazdu. Na szczęście napędy, z których Roch pozyskał silniczki, były przeznaczone na złom, więc nie było ich aż tak szkoda.

    Po kilku chwilach Roch, z lekko rozciętym palcem, dumnie wkładał zdobyczne silniczki do woreczka, żeby jutro je sprawdzić, czy w ogóle ofiara z palca była sensowna. Chińczycy, którzy projektowali napędy, nie przewidzieli tego, że ktoś będzie coś z nich odzyskiwał i krawędzie blachy bywają ostre, o czym Roch przekonał był się. Jutro relacja z uruchomienia silników, o ile nic nie wybuchnie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Z okazji Dnia Kolejarza

    Nadszedł ten, w którym kolejarze obchodzą swoje święto. Gdyby Roch pracował jako kolejarz pewnie świętowałby, a tak pozostaje mu złożyć życzenia wszystkim kolejarzom, oby górki rozrządowe były nadal pochyłe, a wagony toczyły się lekko.

    Roch postanowił, że w końcu pójdzie na dworzec i poczeka na jakieś pociągi. Akurat tak się złożyło, że co chwilę coś przejeżdżało i nie było problemu z tym, że Roch siedzi i umiera z nudów. Dodatkowo wzbudzał zainteresowanie innych, bo kto normalny nie wsiada do pociągu tylko go fotografuje. Z tego całego fotografowania powstała skromna galeria, która z czasem będzie się rozrastać, bo to nie ostatnia wizyta na dworcu, czy w pobliżu górki rozrządowej.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ni to jesień, ni to wiosna

    Po pogodnym weekendzie i w miarę pogodnym poniedziałku nadeszła jesienna plucha, która skutecznie zabiła w Roch resztki ochoty do robienia czegokolwiek. Na domiar złego przyniesiono Rochowi jakiś zasilacz żeby kabel przelutować. Na pytanie, czy nie można obciąć Roch usłyszał, że nie no i musiał siąść do lutownicy i wylutować nieszczęsny kabel pomimo wewnętrznego “nie chce mi się”.

    Za usługę w dniu, w którym Roch miał leniwca skasował podwójnie, bo trzeba było zwlec się z łóżka i wykazywać się jakąś aktywnością i uwagą, żeby nie poparzyć się grotem. Po tej niewolniczej pracy Roch zaległ na łóżku i zasnął. Kiedy wstał, nadal nie chciało mu się nic robić i zasiadł przed komputerem, żeby przynajmniej nie zasnąć. Choć i to jest trudne.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kto pamięta Rochowego robota ręka do góry

    Jakiś czas temu Roch zarzekał się, że zrobi swojego pierwszego robota, który miał jeździć, śpiewać i tańczyć. Jednak wraz z upływem czasu pomysł zdawał się umierać śmiercią naturalną, a i zapału i mobilizacji nie było. W końcu Roch przypomniał sobie o tym, że coś z tym fantem trzeba zrobić. Dziś powstała płytka, która będzie – po podłączeniu silniczków – jeździła, a przynajmniej taki jest zamysł.

    Roch zrobił płytkę, która udała się za pierwszym razem, co jest wielkim sukcesem szczególnie, że żelazko od czasów pracy dyplomowej trochę w szafie przeleżało. Po skonstruowaniu uchwytu na żelazko, Roch przyciął resztkę laminatu, który gdzieś tam się ostał i zaczął przenoszenie tonera z papieru na miedź. Kiedy już wszystko było gotowe Roch chciał wywiercić otwory, ale robiło się ciemno i precyzyjna robota nie była możliwa. O ile chęci ponownie Rocha nie opuszczą to może uda się skończyć to, co od dawna planuje.

    Poza tymi elektronicznymi “zajawkami” Roch nie robił nic, co warto by przekształcić w ciąg zero-jedynkowy i umieścić to gdzieś w przepastnych głębinach Internetu. Aparat leży w plecaku, bo poniedziałkowa pogoda nie zachęcała do wyjścia, a jutro podobno ma być jeszcze gorzej. Oby tylko następna niedziela była ładna, to może jakieś cargo się trafi na lotnisku.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejny “plener” za Rochem

    Świat fotografii pochłania Rocha – i jego skromne finanse – coraz bardziej. O ile o rowerze Roch nadal pamięta i odczuwa tęsknotę do całkiem przyjemnego ucisku jego czterech liter przez siodełko, to mając do wyboru aparat i rower wybiera rower tfu. aparat. Rower Rocha oczekuje na nowy napęd i ogólny przegląd, który Roch zamierza przeprowadzić w zaprzyjaźnionym Adveture.

    Początkowo Roch chciał jechać z Koyocikiem na lotnisko żeby zobaczyć lądujące Cargo, ale okazało się, że dziś nie ląduje. Pozostała miła, bo rowerowa, perspektywa spotkania się z Przyjacielem, ale Roch zaczął mieć wątpliwości co do stanu swojej kondycji, a co za tym idzie do możliwości pokonania osiemnastu kilometrów w rozsądnym tempie. W końcu Roch z żalem przyznał, że sezon rowerowy dla niego jest zakończony, co Koyocik przyjął ze zrozumieniem.

    Po obiedzie Roch zabrał plecak, aparat i poszedł polować na jakiegoś bażanta, bo w końcu kiedyś muszą się pokazać. Na zachętę wziął trochę ziarenek słoneczka, bo może akurat znajdzie się jakiś amator słonecznika. Długo nie trzeba było czekać i daleko w polu pojawił się pierwszy, którego Roch zaszedł od tyłu i “ustrzelił” z aparatu.

    Na zakończenie trafiła się sójka (Garrulus glandarius), co Rocha wybitnie ucieszyło. Na zakończenie skromna galeria:

    Roch pozdrawia Czytelników.