Kategoria: Bez kategorii

  • Emocje opadły, a napięcie wzrosło

    Po wczorajszych emocjach związanych z długim, grubym i czarnym obiektywem, który Roch sprawił sobie już pod choinkę, przyszła pora na przetestowanie możliwości tego cacuszka. Na razie Roch tylko wyszedł na balkon i pstryknął wieżę kościała oddalonego o jakieś 800 – 900 metrów od miejsca, w którym Roch stał. Zdjęcie oczywiście robione “z ręki”, a i warunki pogodowe nie sprzyjały. Roch będzie postrachem pilotów, którzy już nie ukryją się w małym “okienku” ciasnego kokpitu.

    Popołudniu Roch pojechał do Koyota, uskuteczniać drugie podejście do zasilacza, tym razem nowego, ale trzeba było przełożyć starą wtyczkę, gdyż Chińczycy nie znają pojęcia “kompatybilność”. Po krótkim dumaniu, mierzeniu i sprawdzaniu wtyczki został obcięte i rozpoczęła się operacja przeszczepu starego do nowego.

    Po skończonej operacji trzeba było sprawdzić, czy pacjent żyje, bo pomimo udanego zabiegu mógł zejść w wyniku powikłań pooperacyjnych. Szybki przelot miernikiem po pinach wykazał, że nowy zasilacz i stara wtyczka działają wyśmienicie. Podłączenie do multipleksera również przebiegło bez problemów i dopiero dziś można ogłosić, że wszystko żyje. Roch połowicznie zrehabilitował się, ale felernego mostka nie zapomni jeszcze przez jakiś czas.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jest długi, czarny i gruby

    Dziś dla Rocha jest szczególny dzień, czekał długo, marzył i wyobrażał sobie jaki będzie ten pierwszy raz. Jak wiadomo pierwsze razy są zawsze trudne, a czasem nawet bolesne. Roch bał się tego, ale chęć przeżycia tego pierwszego, z pierwszych, razu była silniejsza od nawet najgorszego bólu przeszywającego Rochowe ciało.

    Spocone dłonie, suchość w ustach, kompletny brak śliny, mętlik w głowie, nagłe zwątpienie w swoje możliwości, ciało zlane lodowatym potem, szybszy oddech, walące serce, ale Roch odważył się i wziął go w dłoń. Pierwszy kontakt był miły, ale wyczuwalnie niepewny i niezgrabny. Spocone dłonie powodowały, że chwyt nie był pewny i w każdej chwili mógł się on wymsknąć z dłoni Rocha.

    Był gruby, długi i czarny, ale Roch chciał więcej; ścisnął go mocniej, poczuł przyjemną szorstkość, ale chciał jeszcze więcej. Delikatnie obrócił dłoń, a on delikatnie się poruszył i zaczął się powiększać. “Dość” – jęknął Roch i postanowił włożyć go do dziurki. Początkowo bał się, jak to będzie, czy zmieści, ale pragnął tego jak niczego innego.

    Wszedł z delikatnym oporem, Roch przekręcił go i wszedł cały. Na końcu delikatnie jęknął z zachwytu, bo wszystko pasuje do siebie. Złapał go drugą dłonią i przekręcił – wyszedł cały. Nagle wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, czas jakby zatrzymał się w miejscu, nie liczył się nic, tylko ten czas i ta chwila.

    Od dziś Roch jest jest szczęśliwym posiadaczem Nikkora AF-S 70-300VR, takiego o:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Porażka ma zdecydowanie gorzki smak

    Nadszedł ten dzień, nadeszła ta chwila, w której wszystkie dotychczasowe osiągnięcia Rocha zostały zweryfikowane. Mowa oczywiście o solidnym obciążeniu zasilacza, z którym Roch walczył od dwóch dni. Po przyjeździe do Koyota, Rocha jeszcze raz wszystko przemierzył, przedzwonił i stwierdził, że można próbować. Ręce mu się trzęsły tak, że wtyczką do gniazdka trafił dopiero za trzecim podejściem. Okazało się, że wszystko działa. Roch zdążył wpić smaczną kawę i tyle co wyjechał za bramę, a zasilacz padł.

    Niestety, Roch poległ na polu naprawy zasilacza impulsowego; ponowna naprawa przez Rocha nie ma sensu, bo spali się znowu, a takie kombinowanie na dłuższą metę nie wróży nic dobrego. Plan na jutro jest prosty – przelutować kabel do innego zasilacza i modlić się żeby zadziałało. Rochowi, choć to pokorny młody człowiek, zostało jeszcze wiele do nauki, a każda porażka mobilizuje go do dalszego działania. Jak uprze się, to wypożyczy od Koyota felerny zasilacz i będzie palił go do momentu, aż dojdzie co mu jest.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejne nacięcie na Rochowym biurku

    Ciąg dalszy walki z zasilaczem, o którym Roch wczoraj pisał. Po wykryciu winowajców, czyli przepalonego bezpiecznika i powodującego zwarcie mostka Graetza Roch udał się do miasta kupić nowe zamienniki. Jednak okazało się, że Chińczyk potrafi udziwnić każdy element i nie można było kupić mostka o prądzie 1.5A i trzeba było zacząć kombinować. W końcu Roch kupił mostek 1A i miał nadzieję, że wszystko zadziała.
    Po wymianie bezpiecznika przyszła pora na wylutowanie mostka, co wcale nie było takie łatwe. Raz, że siedział głęboko między kablami, a dwa, że na nim \””leżała” druga płytka zlutowana z pierwszą. Wrodzone lenistwo nie pozwoliło Rochowi rozlutować płytek i ułatwić sobie zadania. Pozostało wygrzebać go dwoma pęsetami i małym śrubokrętem. Kolejny problem to wlutowanie nowego w miejsce starego; ponownie z pomocą przyszły pęsety i śrubokręt.
    Gdy wszystko siedziało na swoim miejscu przyszła pora na podłączenie prądu, schowanie się w szafce i czekanie kiedy wybuchnie. Jednak nic takiego nie stało się, co więcej układ zaczął działać, czego dowodem było 5,07V na wyjściu. Jeszcze tylko kilka przypadkowych zwarć i można było ogłosić zwycięstwo. Czy układ wytrzyma próbę podłączenia do zasilanego urządzenia? To okaże się jutro.
    Roch, nacinając brzeg biurka, pozdrawia Czytelników.
  • Dobry start w nowy tydzień

    Roch zaczynał każdy poniedziałek od słów “jak ja nie lubię poniedziałków”, po czym szedł do okna sprawdzić, czy spadł już śnieg, czy jeszcze można myśleć o wyjściu na zewnątrz. Później to różnie, jak był zły poniedziałek, to Roch starał się wyładnieć przed lustrem, a jak był bardzo zły poniedziałek to nawet nie podchodził do próby poprawienia natury.

    Dziś jednak Roch wstał zmobilizowany i chętny do życia, nawet gdyby przez noc spadło 60 cm śniegu to Roch dostrzegłby pozytywny aspekt odkopywania samochodu spod śniegowej czapy. Dobry humor Rocha spowodowany był tym, że ogarnął zasilacz, który dostał od Koyocika do naprawy. Jeszcze tylko konsultacja u Elektronicznego Guru i Roch mógł ogłosić sukces, choć częściowy i niepewny, bo nie wiadomo, czy zamiennik uszkodzonego elementu jest osiągalny.

    Od popołudnia Roch zasiadł przed komputerem i – z przerwami – już tak zostanie. Jednak poniedziałek z uśmiechem na ustach bardzo wymęczył Rocha, ale jutro już wtorek i weekend za pasem. Może uda się wyskoczyć na niedzielne CARGO w Pyrzowicach, kto wie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Tu pstryk, tam pstryk

    Ładnej pogody ciąg dalszy. Tak jak Roch zapowiadał wczoraj, dziś spędził całe popołudnie z aparatem, gdzieś w polach, ale blisko torów kolejowych. W niedzielę pociągi mają chyba wolne i nic nie jeździło, a Roch kręcił się bez celu po okolicy. Jutro pogoda znowu ma dopisać, a więc szykuje się jeden z dłuższych maratonów z aparatem, ale to dobrze – ruchu Rochowi nigdy za wiele. Kończąc tą skromną notkę Roch pochwali się swoimi pstrykami.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Polowanie na pociągi

    Jednym z wielu zainteresowań, którymi Roch został obdarzony są pociągi. Aby realizować się w tym skończył był Technikum Kolejowe, dlatego czytanie semaforów to dla niego pestka, nawet po kilku latach, które już upłynęły od momentu odebrania przez Rocha dyplomu potwierdzającego, że potrafi on odróżnić lokomotywę od łodzi.

    Ale nie będzie notki “kolejarskiej”, przynajmniej nie dziś, więc Roch powróci do przewodniego tematu Bloga, jakim są rowery, a przynajmniej niezdarne próby trzymania się linii programowej Bloga. Sobotnia pogoda słodko połechtała Rocha, temperatura przekroczyła magiczną granicę 10°C, słońce nie skąpiło złocistych promieni, a wiatru prawie nie było. Takiej okazji Roch nie mógł zmarnować. Wziął zatem aparat i poszedł polować na sprytne ptactwo, ale skończył na torach polując na pociągi.

    Jutro powtórka, bo pogoda ma być nie gorsza niż dziś, a więc nie można nie fotografować i nie można nie wyjść z domu. Nawet nieznajomy, który mijał klęczącego w krzakach Rocha zauważył, że “pogoda jest dobra na fotografowanie”, a Roch nie mógł nie przyznać racji nieznajomemu. Zdjęcia, komplet z weekendu pojawią się jutro.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Piątek, trzynastego. A miało być tak pięknie.

    – “O jaaaa! Dziś trzynasty” – zakrzyknął Roch przechodząc obok kalendarza.

    Postanowił, że dziś z domu się nie ruszy, a nawet ograniczy zwykłą “domową” aktywność do niezbędnego minimum żeby odsunąć od siebie ryzyko wystąpienia pecha, ale – patrząc już z perspektywy dnia minionego – sam dążył do tego, że spotkać się z pechem. I wcale nie chodzi o pechową stacyjkę, czy o pęknięty łańcuch w rowerze, na którym Roch i tak już nie jeździ.

    W międzyczasie Rocha odwiedził Koyocik, bo dawno się nie widzieli, a akurat był w pobliżu i tak oto zrodził się spontaniczny zlot choć bez rowerów. Roch został zaproszony z rewizytą, z czego z dziką ochotą skorzysta, ale dopiero jak zrobi obiecany termometr dla Koyocika, z którym zalega już jakiś czas.

    Później, po miłych chwilach, dopadł Rocha pech, ale fakt ten Roch przemilczy, bo i szkoda męczyć Czcigodnych przygodami Rocha. Jedno, co jest pewne to to, że Roch jutro zabiera aparat i idzie, bo prognozy są optymistyczne, a i temperatura ma przekroczyć magiczną granicę 10°C.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kostkowy zawrót głowy

    Od rana, czyli od godziny 700 Roch latał po sklepach; dlaczego zaczął tak wcześnie? Bo w lokalnym sklepie na literkę “B” rzucili karty pamięci, a że to towar deficytowy i większość rozeszła się wewnętrznymi kanałami dystrybucji Roch musiał zdążyć i swoją kartę kupić. Na szczęście udało, a przy okazji Roch zjadł świeże rogale na śniadanie, ale to tak na marginesie.

    Później musiał jechać, a właściwie to chciał jechać, do mechanika, bo auto nadal stało unieruchomione. Zszedł był na dół i sprawdził, może przez noc ktoś był tak uprzejmy i naprawił samochód żeby Roch nie musiał martwić się o ewentualny hol. Przekręcając kluczyk zaklinał się na wszystko, co tylko do głowy mu przyszło, aż usłyszał znajomy warkot.

    To Megi warczała zalotnie, niczym kotka mająca ochotę na kocura Rocha. Roch wyjechał z parkingu i pojechał rozgrzać silnik, po czym zawitał do mechanika. Ten po wstępnych oględzinach i przesłuchaniu Rocha orzekł, że winna jest kostka, która łączy stacyjkę z resztą samochodu, a na potwierdzenie tego “sztucznie” wywołał awarię.

    Na wymianę jednak Roch musi poczekać, a na pytanie co robić jak znowu się popsuje usłyszał “poruszać”. Takoż Roch będzie czynił jak tylko kostka zacznie grymasić. Więc gdyby ktoś widział Rocha kręcącego się w samochodzie z zaciśniętymi zębami, mającego ręce schowane to proszę nic sobie nie myśleć – on tylko rusza stacyjką.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • I nastała cisza…

    Roch zaliczył najbardziej zakręcony dzień w ostatnim czasie: najpierw siedział w domu i nic nie zapowiadało, że będzie wykonywał jakieś inne czynności poza oddychaniem i podnoszeniem kubka z kawą zbożową. Jednak w połowie kubka musiał zaliczyć wypad w miasto. Pojechał autem, bo deszcz i zimno i nie było sensu jechać na rowerze lub iść “z buta”. Awaria wisiała w powietrzu, jeszcze Roch nie wiedział co się zepsuje, ale sam fakt awarii był dla niego jasny.

    Gdy miał wracać do domu samochód odmówił posłuszeństwa, martwy jak świąteczny karp i zimny jak nóżki w galarecie. Pchanie odpada, bo Roch chucherko nie podoła takiemu ciężarowi. Otworzył maskę, podumał nad silnikiem i zamknął ją, bo na studiach nikt nie omawiał budowy silnika. Pokręcił kluczykiem, postukał, popukał i popadł w zadumę.

    W końcu, jakiś cudem, samochód odpalił. Roch ucieszył się, bo nie musiał iść do domu i organizować jakiegoś holu. Pod domem znowu kolejny grymas, tym razem bardziej stanowczy. Żadne krzyki i płacze nie przekonały Megi do tego, żeby zacząć działać. Jest nadzieja, że może rano odpali, a jak nie to trzeba poszukać jakiegoś sposobu dojechania do mechanika. Szczęście, że to tylko 500m więc i dopchanie samochodu nie powinno stanowić problemu.

    Kobiety to jednak kapryśne bestie; niby lubią czułe słówka, uśmiechy, ale jak się uprą przy swoim to nawet urok Rocha nie jest w stanie przekonać, żeby nie szły tą drogą.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Mleczny krajobraz

    Od rana, nad Rocha okolicą grasuje mgła, której mogliby pozazdrościć poddani Królowej angielskiej. Po wyjściu na zewnątrz widoczność dochodzi do 20 metrów, a więc tyle co nic. Roch postanowił, że z domu – poza obowiązkowymi wyjazdami – nie wyjdzie. Prognozy zapowiadały na dziś +10°C, ale życie jak zawsze to zweryfikowało.

    Nadeszła również odpowiedź na maila, który Roch wysmarował do “firmy”, która proponowała reklamę bloga oraz wywiad z Panią Prezes. Oczywiście, już więcej nie będzie takich maili, nie ma problemu i w ogóle jest cudnie. Roch trochę żałuje, że naskoczył na nadawczynię, ale cóż poradzić na ADHD, które Roch ma w genach. Tak, czy inaczej maile powinny się skończyć z czego Roch się cieszy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Na polach i bezdrożach

    Tradycją stało się już, że każdą pogodną niedzielę Roch spędza z aparatem w dłoni. Tak też było i dzisiaj, bo pogoda była zacna, aż chciało się iść gdzieś w pola “zapolować” na jakiegoś egzotycznego ptaka. Jednak żaden nie chciał się dać sfotografować, albo zwyczajnie Roch był za wolny. Nawet sroka była od niego szybsza.

    Na zakończenie Roch nie mógł się powstrzymać i zrobił kolejną panoramę. Tym razem “polnych” okolic Tarnowskich Gór, bo niegdzie dalej Rochowi nie chciało się iść.

    Roch pozdrawia Czytelników.