Kategoria: Bez kategorii

  • Dzień zdjęciowy

    Roch postanowił, że pojedzie zrobić jakieś zdjęcia. Bojąc się trochę kolejnej dziury bezpiecznie pojechał na Pniowiec i tam już został. Oparł rower o drzewo i kręcił się w bezpiecznej odległości tak, aby ewentualny nowy właściciel Rochowego roweru był w zasięgu ręki, nogi lub tego co Roch miałby pod ręką.

    Na szczęście nikogo nie było więc Roch mógł oddać się fotografii, nie myśląc o tym, że rower znika albo zaraz ktoś wlezie w kadr. Pogoda była zacna, ale słońce jeszcze odrobinę za wysoko, a ostatnia lektura Szerokiego Kadru nauczyła Rocha, że najlepsze zdjęcia wychodzą jak słońce wschodzi lub zachodzi. Cóż, kolejne zboczenie i kolejne \”zasady\” do przyswojenia. Po jakiejś godzince z aparatem Roch wsiadł na rower i wrócił do domu.

    W domu miał Roch dalej męczyć zasilacz, ale środa została ogłoszona dniem bez \”rżnięcia\” i Roch nie dotykał się do zasilacza. We wszystkim trzeba mieć umiar. No może poza rowerem i aparatem.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W końcu w siodle

    Roch w końcu pojeździł na rowerze. Poszedł pojeździć, bo w domu zaczęło mu się nudzić, o ile przeróbka zasilacza idzie pełną parą, o tyle poza \”rżnięciem\” Roch nie ma nic do roboty. Celem były Repty i Dolomity, ale już w połowie drogi poczuł dziwną \”miękkość\” w tyle. Nie była to wina Rocha, a wina ostrego kawałka szkła, który wbił się w oponę i spowodował owe uczucie \”miękkości\”.

    Roch szybko zawrócił, ale dojechał jedynie do zaprzyjaźnionego Adventure, w którym wziął dętkę na kreskę i napompował oponę żeby dotoczyć się do domu. Dziurka okazała się na tyle mała, że Roch dojechał do domu z jakąś tam ilością powietrza w dętce.

    Chyba rower obraził się na Rocha, bo ten ostatnio zaniedbywał go i nie poświęcał mu uwagi, a rower lubi Rocha. Roch zresztą też lubi rower. Jutro wymieni dętkę i pojeździ znowu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Walka z wiatrakami

    Przeróbki zasilacza ciąg dalszy; na dzisiaj Roch zaplanował zamocowanie wiatraka, który zapewni chłodny oddech układom scalonym i tranzystorom, które będą się grzały w ciasnej obudowie. Początkowo chciał wszystko zmieścić w środku, ale w efekcie burzy jednego mózgu Roch doszedł do wniosku, że lepiej będzie go zamocować z tyłu obudowy. Dzięki temu zawsze będzie chłodne powietrze, a efektem ubocznym takiego zamocowania jest profesjonalny wygląd. Mała zmiana, a tyle radości. Zdjęć jeszcze Roch nie robił, bo na razie jest to wersja beta, na podkładkach i niezbyt dopieszczona.

    Poza cięciem i rżnięciem Roch nic nie robi, rower stoi już trzeci dzień, zebrał na sobie sporą ilość kurzu i zaczął robić za wieszak na klucze. Niestety, dla Rocha, pogoda nie sprzyja, a i nie ma za bardzo z kim jeździć, ale tym drugim Roch niespecjalnie się przejmuje. Z Koyocikiem nieustannie próbują dograć terminy, ale nie jest to takie łatwe, a jak już wszystko wydaje się być dopięte to spadnie deszcz.

    Jednak obowiązkowo trzeba zakończyć sezon rowerowy, a przynajmniej spotkać się na jakimś piwie albo innym napoju musującym, ale to odległe plany. Jedno, co jest pewne to to, że w tym roku pączków z Pniowca nie było i już nie będzie, bo dzień za krótki i ni jak na rowerze nie obskoczy się Pniowca za dnia.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Schyłek sezonu?

    Niedziela, siódmy dzień tygodnia, w którym wszyscy odpoczywają, ale Roch to nie wszyscy i ta wybitna indywidualność pracowała w domowym zaciszu. Trzeba było zamocować transformator i rozplanować układ pozostałych elementów. Tak, Roch w dalszym ciągu \”grzebie\” przy zasilaczu. Pogoda nędzna to przynajmniej Roch nie marnuje czasu przy komputerze lub siedząc w lodówce.

    Pewnie to już jesień nadeszła, roweru będzie coraz mniej, aż w końcu Roch zdecyduje się na zakończenie sezonu, który i tak nie należy do najlepszych. Pozostaną tylko wycieczki z aparatem i szlifowanie swoich skromnych umiejętności, a potem już tylko śnieg, zimno i chlapa.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pochłaniacze czasu

    Ponownie Roch zapomniał o wczorajszej notce, ale nie dość, że grzebał przy zasilaczu to jeszcze miał \”fuchę\” na boku. Tym razem pracował w niewygodnej pozycji, bo klęcząc pod biurkiem, więc skasował klienta za ból kolan i dwa uderzenia głową w biurko. Oczywiście pod biurkiem Roch siedział z własnego lenistwa, bo mógł odłączyć komputer i postawić go na biurku, ale jakoś nie chciało mu się go rozłączać i podłączać.

    W zawiązku z nieoczekiwanym, a w dodatku obfitym, zarobkiem Roch zafundował swojemu zasilaczowi obudowę, którą dziś zaczął \”obrabiać\”, bo trzeba było nagwintować tulejki, a także wywiercić otwory na śrubki, które łączą zasilacz z obudową. W międzyczasie okazało się, że fabryczny wiatrak jest za szeroki i nie mieści się w obudowie. Trzeba będzie poszukać cieńszego, albo wykombinować coś, co umożliwi Rochowi zmieszczenie go wewnątrz obudowy.

    Do przykręcenia pozostały jeszcze transformator i główny wyłącznik, ale to już jutro Roch zrobi. Dziś normę wykonał; zasilacz siedzi w obudowie, która nawet się domyka – o ile wiatrak jest na zewnątrz. Niestety w obudowie jest na tyle ciasno, że początkowe plany umieszczenia wyświetlacza nie zostaną zrealizowane.

    Rower, z powodu okropnego wiatru, stoi i odpoczywa w domu. Roch zresztą też nie wychodzi na zewnątrz, bo zimno i deszczowo. Na jutro zapowiadana jest poprawa to może uda się jakiś rower uskutecznić.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Walki z zasilaczem ciąg dalszy

    Drugi dzień Roch walczył z zasilaczem; pogoda nie zachęcała do jazdy na rowerze, chmury były takie nijakie i nie wiadomo było, czy padnie deszcz, czy nie. Na warsztat poszła reszta wiązki kabli, z którymi Roch w końcu rozbił porządek, a właściwie to wszystkie wylutował. Później, z racji lenistwa, rozciął obudowę żeby wyjąć gniazdo zasilające i zakończył robotę. Teraz tylko kupić obudowę i zacząć wszystko składać i modlić się żeby wszystko działało.

    Wczoraj, już po napisaniu notki, nad Rochem pojawił się bzyczący paralotniarz (lub motolotniarz), który widocznie chciał pooglądać osiedle z lotu ptaka. Wzbudził, tym bzyczeniem, ogólne poruszenie, ludzie wyciągnęli kamery, telefony i co tam mieli pod ręką. Roch nie był gorszy, stanął i pstryknął go kilka razy. Nie ma co ukrywać, obiektyw 18-55 nie uciągnął paralotniarza, który ewidentnie był za wysoko.

    Oczywiście można sobie pooglądać efekt pstrykania:

    Gdyby nie działało to można kliknąć w link.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejne zajęcie elektroniczne

    Zbliżają się długie, zimowe wieczory, niedługo rower będzie miał przerwę zimową, a sam Roch będzie smęcił na blogu, jak to jest źle, gdy nie można jeździć na rowerze. Jednak dziś Roch znalazł sobie zajęcie, które niespodziewanie zrodziło z prostej czynności, jaką jest przelutowanie kondensatorów.

    Roch od dawna chciał zrobić zasilacz laboratoryjny, ale nigdy nie miał na to czasu albo projekty znalezione w Internecie były skomplikowane, a Roch potrzebował czegoś prostego. Tak zrodził się pomysł przerobienia uszkodzonego zasilacza komputerowego na zasilacz laboratoryjny. Na pierwszy ogień poszły rozlane kondensatory, który uniemożliwiały uruchomienie zasilacza, przy okazji Roch wylutował nadmiarową ilość kabli.

    Kolejny etap to przygotowanie obudowy, wyprowadzenie złącz, dołożenie jakiegoś wyświetlacza, a na końcu Roch zrobi regulację napięcia w skromnym zakresie, bo maksymalne napięcie będzie 12V, ale to Rochowi zupełnie wystarcza.

    Z racji nowego zajęcia Roch zapomniał o rowerze, choć nic nie stracił, bo niebo zaszło chmurami i zrobiło się jakoś tak nijako. Z pierwszego etapu przeróbki powstała skromna galeria, która zostanie powiększona o kolejne zdjęcia.

    Gdyby pokaz nie działał, można kliknąć w link.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nowy miesiąc, nowe plany

    Zaczął się nowy miesiąc, ten najbardziej znienawidzony przez rzesze młodzieży, która musi stać na apelach i słuchać jaka to szkoła jest piękna, a po ukończeniu jej kariera stoi przed nimi otworem. Dla Rocha wrzesień to zwykły miesiąc, nie wyróżniający się niczym szczególnym.

    Roch postanowił, że przejedzie do Miedar, bo to i dalej niż Świerklaniec, a i jakoś droga mniej ruchliwa. W połowie drogi Roch zapragnął urozmaicenia i pojechał do Laryszowa, gdzie trochę się zgubił, ale jechał najszerszą drogą i wyjechał w zaplanowanym miejscu.

    Kilometrów wyszło 40, więc miesiąc zaczął się dobrze, a jak się skończy to się okaże za 30 dni. Zgodnie z obietnicami, Roch zabrał się za sierpniowe statystyki, które można sobie pooglądać tutaj.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Lekka przejażdżka na koniec miesiąca

    Co prawda miesiąc jeszcze się nie skończył, ale już powoli można go zacząć podsumowywać. Sierpień, pod względem kilometrów, jest trochę bardziej udany niż poprzednie, ale i tak w porównaniu z rokiem ubiegłym Roch jest daleko pod kreską.

    Na zakończenie miesiąca Roch wybrał się na rekreacyjną przejażdżkę na Repty i z powrotem. Nie chciało mu się jechać nigdzie dalej, nie planował też żadnych wizyt na lotnisku, czy w jego okolicach. Popedałował trochę, żeby wiersz w statystykach nie był pusty.

    Skoro już jesteśmy przy statystykach to Roch zabierze się za to jutro, dziś nie ma sił żeby patrzeć na te zera.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejna wizyta na lotnisku

    Po wczorajszym załamaniu pogody Roch postanowił, że znowu wybierze się na lotnisko. Tym razem bez aparatu, bo cel był inny. Roch chciał znaleźć jakieś miejsce, najlepiej na górce, które umożliwiłoby mu obejście ogrodzenia. Oczywiście nie chodzi o wtargnięcie na płytę lotniska, a o pozbycie się ogrodzenia ze zdjęć.

    Jednak w połowie drogi, gdzieś w Brynicy, postanowił odbić w kierunku Bibieli, a kilka kilometrów przed nią skręcił w kierunku Miasteczka Śląskiego i potem już do domu. Kolejny raz Rochowi się odechciało, ale to wina wiatru, który cały czas przeszkadzał Rochowi, a w drugą stronę Rochowi było lżej, bo wiatr go poganiał.

    Jednak plan znalezienia dogodnego miejsca zostanie zrealizowany w najbliższym czasie, o ile Rochowi ponownie nie przestanie się chcieć. Ponownie Roch przekroczył magiczną, w tym roku, granicę 40 kilometrów.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Żelazny ptak Rocha

    W końcu nadeszła chwila, którą Roch zapowiadał od dawna, a mianowicie Roch wybrał się do Pyrzowic na lotnisko. Tak, w końcu tak się złożyło, że Roch miał z kim jechać i jak jechać. Zabrał więc aparat i ruszył przed siebie. Jechał lasem, bo tak prowadził przewodnik, który chciał sprawdzić, czy pamięta trasę.

    Jechali przez Ożarowice, Tąpkowice, Zendek i już było widać kulisty radar, potem pojawiło się ogrodzenie, aż w końcu pojawiło się samo lotnisko. Co prawda Roch nie podjeżdżał od \”frontu\”, a od strony pasa startowego, ale i przyjdzie czas na zrobienie zdjęć frontu, czyli terminala i stojącego przed nim MiG-21.

    W najbliższym czasie Roch uda się jeszcze raz do Pyrzowic, aby objechać lotnisko dookoła w poszukiwaniu lepszego miejsca, w którym można się okopać i czyhać na samoloty. Jednak takie zdjęcia to jest to, bo jest oczekiwanie na start, wypatrywanie lądującego samolotu, jest adrenalina, czy wszystko się uda i jest huk, który towarzyszy startowi.

    Trzeba jeszcze kupić \”dłuższy\” obiektyw i można działać, o na przykład taki: Nikkor AF-S 70-300 mm f/4.5-5.6G IF-ED VR.

    Na zakończenie, oczywiście, skromna galeria:

    Gdyby pokaz nie działał, to można kliknąć w link.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Z zaległościami

    Tak się złożyło, że Roch zapomniał o wczorajszej notce, a przyczyniła się do tego kieszeń, którą Roch dostał i w końcu mógł zgrać dane, a także wymiana hamulców w samochodzie, bo stare uprzejme były się skończyć. Po powrocie do domu, w okolicach godziny 2000 już na nic Roch nie miał ochoty, szczególnie, że sam własnoręcznie pomagał przy demontażu kół.

    Dzisiejszy poranek objawił się solidnymi zakwasami tak jakby Roch pracował tydzień w kamieniołomach, ale cóż poradzić trzeba było się zwalić z łóżka i jechać do miasta, a przy okazji docierać nowe hamulce, bo póki co tak jakby ich nie było. W między czasie trafiła się Rochowi \”fucha\” w postaci wymiany zasilacza w komputerze.

    Po południu stwierdził, że choćby się waliło i paliło Roch nie będzie wykonywał żadnych czynności poza pedałowaniem i rozglądaniem się za urokliwymi rowerzystkami. Roch pojechał, z aparatem, do pałacu w Rybnej, czyli z kilometrami nie przesadzał. W obie strony wyszło ich 23, ale biorąc pod uwagę obolałość Rocha to i tak sukces.

    Zdjęcia pałacu ewidentnie nie wyszły, albo to przez zakwasy Rocha, albo przez brak fotogeniczności samego pałacu, albo przez brak umiejętności Rocha. Tak czy inaczej poza jednym, które z pałacem miało tyle wspólnego, że Roch stał plecami do budynku i robił zdjęcie liścia, który zwiastuje powolne, ale nieuchronne nadejście Pani Jesieni, ale to dobrze, bo kolory będą takie fotograficzne i będzie można szaleć z aparatem.

    W drodze powrotnej chciał jeszcze skoczyć na Pniowiec, ale obolałość Rocha nie wyraziła na to zgody i nakazała powrót do domu, co też Roch uczynił.

    Roch pozdrawia Czytelników.