Kategoria: Bez kategorii

  • Poranny zlot

    Tak się złożyło, że Roch i Koyocik mieli wolne rano i postanowili, że się spotkają bo dawno wspólnie nie jeździli. Pomijając drobne problemy, takie jak brak wody na osiedlu, na którym mieszka Rocha, spotkanie miało nastąpić o godzinie 1000, ale Roch trochę się spóźnił jednak zmieścił się w kwadransie akademickim.

    Ochota do jazdy nie była wielka, ale to miało być spotkanie, a nie wspólna jazda dlatego Roch z Koyocikiem rozłożyli się na ławce i patrzyli w bezkresny błękit Chechła, na którym spotkanie nastąpiło. W końcu zapadła decyzja żeby przenieść się na Świerklaniec bo tam może mniej wiać, a i widoki powinny być lepsze.

    Szybka przejażdżka lasem i Świerklaniec w zasięgu ręki, ale trzeba było przejechać przez jezdnię, która nagle zapełniła się samochodami. W końcu, po jakichś pięciu minutach, udał się znaleźć lukę i Świerklaniec został zdobyty. Mały popas i ponowny relaks na ławce.

    Jako, że w dobrym towarzystwie czas szybko płynie nim się obejrzeli zegarki wskazywały godzinę około południową i pora było się zbierać do domu. Roch miał pecha bo cały czas jechał pod wiatr, nawet jak wydawało się, że jednak wiatr wieje mu w plecy. W dodatku łańcuch zaczął skrzypieć.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ciężkie chwile

    Kwiecień, może poza jego końcówką, nie był zbyt dobry. Po pierwsze perypetie z amortyzatorem, po drugie oporność elektroniki, która nie chciała się uruchomić, nie wspominając już o jakichś wizualnych oznakach życia. Dopiero z końcem miesiąca wszystko zaczęło się udawać, ale to i tak nie zatrze smutnego wrażenia, że kwiecień nie należy do udanych.

    Początek maja też nie wróży nic specjalnego, ale jego druga połowa powinna być już znośna, na co Roch bardzo liczy. Jednak koniec zrzędzenia, bo to tylko odstrasza Czytelników, a i zaniża poziom bloga, który z założenia miał być odskocznią od szarej codzienności.

    Ostatni dzień kwietnia zaskoczył Rocha deszczem, ale dobrze, że spadł bo nie dało się jeździć, po jednym wypadzie cały rower pokryty był pyłem, o kultowych butach Rocha nie wspominając. Pierwszy raz próbował wyjść na rower to zawrócił zaraz po wyjechaniu, bo niebo w mgnieniu oka zrobiło się granatowe. Jednak to, co z niego spadło nie przypominało deszczu, raptem kilka kropel i koniec.

    Roch zajął się elektroniką i skończył ją męczyć. Wszystko działa, komunikacja działa, mruga, buczy i co tylko użytkownik zapragnie. Teraz tylko dokończyć program obsługujący całą elektronikę, a po skończeniu Roch usiądzie, założy nogę na nogę i pęknie z dumy.

    Kiedy już elektronika została skończona, a przy okazji Roch został “kopnięty” przez prąd, mógł znowu próbować wyjść na rower. Próba zakończyła się sukcesem, Roch objechał Dolomity i Repty, ale chmury nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Zaraz po powrocie do domu spadło kilka kropel i zrobiło się cudowanie chłodno, rześko, aż chce się wskoczyć na rower i pojechać na pączki do Pniowca.

    Tylko z kim na te pączki można pojechać? Jakoś nikogo jeżdżącego nie ma “pod ręką”, a delektować się w samotności tym cymesem to Roch nie planuje. To tak jakby pić do lustra, a Roch tak nisko jeszcze nie upadł.

    I na koniec statystyki za kwiecień, bo za kilka godzin koniec miesiąca, więc można ten fakt uprzedzić i już opublikować pliczek PDF. W kwietniu, pod względem rowerowym, nie było źle, pojawiło się nawet 70km, kilka razy średnia była powyżej 23km/h ogólnie było dobrze.

    Kwiecień 2009
    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Potok wody, potok danych

    Wiatr ustał, powrócił ład i porządek w pogodzie, a więc Roch poszedł na rower. Jako, że harmonogram dnia był bardzo napięty i do południa można było tylko chwilkę poświęcić na pedałowanie, ale Roch postanowił, że nawet chwilka na rowerze to jest to, czego Roch potrzebuje, aby szara komórka odpoczęła, a Roch przestał myśleć o tych wszystkich zerach logicznych, jedynkach logicznych, slotach, oknach zapisu, do których trzeba dostosowywać się z dokładnością do mikrosekundy. 🙂 🙂

    Roch pojechał na Repty, aby tam odpocząć, zaczerpnąć świeżego powietrza, jednym słowem zrelaksować się. Razem z Rochem, na Repty, pojechał aparat, którym Roch zrobił kilka zdjęć. Po wjechaniu w krzaki Roch poczuł się jak nowo narodzony, co prawda poczucie to przerywał stukot sterów, które nie zostały dokręcone po ostatniej przygodzie z Bomberkiem, ale i tak było warto.

    Roch zatrzymał się nad bajorkiem, chwilę pochodził z aparatem, aż wypatrzył zakochanych biwakujących na trawce i postanowił, że da im spokój, niech się cieszą sobą, a Roch popedałował przed siebie bo chciał jeszcze zaliczyć Dolomity, żeby przyjemności stało się zadość. Jak Roch postanowił tak zrobił i po chwili widział już początek Dolomitów na horyzoncie. Wjechał w las i wyjechał na końcu, wjechał z powrotem w las i wyjechał na początku, takie to cuda są na Dolomitach.

    Po powrocie do domu Roch rozłożył się z gratami i dalej działał z pastylką, udało się uruchomić komunikację z komputerem, udał się odczytać numer, ale nie udało się wyeliminować “śmieci”, które pojawiły się przy okazji, ale i to Roch rozgryzie, bo łebski z niego chłopak, a przy tym skromny.

    Roch chyba odnalazł swoje powołanie, które łączy dwie jego pasje, elektronikę i informatykę. Teraz tylko połączyć to wszystko z jego największą miłością, czyli rowerem i Roch będzie najszczęśliwszym chłopakiem na Świecie, a przy tym nadal pozostanie skromny.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Głowę chce urwać

    Z okazji porywistego wiatru, który zaatakował już w nocy i nie odpuścił przez cały dzień. Roch stwierdził, że w taką pogodę nie ma co jeździć, bo wysiłek nie pokryje ilości przejechanych kilometrów. W związku z tym Roch okupował stół kuchenny, bo to największa płaska powierzchnia dostępna od reki.

    Roch zaczął programować i po niedługim czasie urządzenie ożyło, choć nie do końca. Pozostaje uruchomić transmisję pomiędzy komputerem, a urządzeniem, ale dziś Roch tego nie robił bo duma go rozpierała i jeszcze coś by popsuł.

    Jak zawsze powstało coś na wzór filmu, który jakością nie zachwyca, ale z plastikowego obiektywu nigdy ładny film nie wyjdzie. Wersja, jak zawsze, reżyserska co można poznać po odbiciu Rocha w matrycy pod koniec filmu. Dobrze, że się ogolił, przynajmniej mniejszy wstyd.

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=xLWSWrihbiA&hl=pl&fs=1&color1=0x3a3a3a&color2=0x999999&w=425&h=344]
    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Objazd włości

    Jako, że Rochowi przyszło jeździć w samotności postanowił objechać swoje włości, po których jeździ żeby zobaczyć, czy wszystko jest po staremu. Jako, że wyjechał wcześnie, bo o 1300 już był na rowerze, żaden samochód mu nie przeszkadzał, poza kilkoma maruderami zabłąkanymi gdzieś pomiędzy Nowym Chechłem, a Świerklańcem.

    Na Świerklańcu robiło się tłoczno, ale wczesna pora, wręcz obiadowa, uchroniła nieużywane sumienie Rocha przed przekleństwami, który pojawiłby się gdyby ludzi była masa. Ze Świerklańca Roch pojechał w kierunku Piekar Śląskich, ale porzucił pomysł pchania się w miasto i w Dobieszowicach wyjechał z lasu kierując się na Kozłową Górę.

    Droga z Dobieszowic pusta jak portfel Rocha, który dumnie jechał środkiem bo pobocze przypomina poligon wojskowy. Jak do tej pory wszystko po staremu, nigdzie nie położyli asfaltu, a tam gdzie jest to tylko dziur przybyło. Zgodnie z postanowieniem, że Roch zrzuci zimowy tłuszczyk, wybierał drogę cały czas pod górkę, co w połączeniu z “pod wiatr” dawało doskonały efekt odchudzający.

    Gdy Roch wdrapał się pod górę zobaczył Radzionków, na którym był festyn, balony, dmuchany zamek, a nawet petardy i kapiszony, jednym słowem prawdziwy festyn, ale Roch nie zatrzymywał się. Kolejna górka czekała na Rocha przed Dolomitami, na które pojechał, kierując się ku domowi. Na Dolomitach pusto, żadnego spacerowicza, ale nie ma co się dziwić, jak zegarek wskazywał godzinę 1400 więc wszyscy wisieli nad talerzami, a Roch pedałował.

    Z Dolomitów pojechał na Repty i tam zakończył wypad. Przejechał krzakami, żeby nie psuć sobie dobrego nastroju i wyjechał prawie pod domem. W dwie godziny Roch objechał całe włości, po których już od kilku lat pomyka, a – o ile zdrowie pozwoli – to jeszcze kilka(naście) lat przed nim.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Chcesz festyn? Oto festyn

    Początkowo Roch, z Michałem, rozpatrywali możliwe miejsca, do których można by jechać, ale skończyło się na Chechle i Świerklańcu. Tam po krótkim odpoczynku i kilku sposobów na przygotowanie mięsa, dochodzących z sąsiedniej ławeczki, a także o tym, że inny spacerowicz pije jedno piwo na dzień ruszyli dalej. Jakoś ludzie nie potrafią rozmawiać tak, aby przypadkowi słuchacze nie opisywali przepisów na mięso, czy słabej głowy “sąsiada”.

    Ze Świerklańca Michał i Roch pojechali na bunkier, a stamtąd postanowili objechać Świerklaniec dookoła. Po przeprawie przez wertepy i dziury dojechali do miejscowości zwanej Ossy, gdzieś między Świerklańcem, a Pyrzowicami. W tychże Ossach był festyn, pierwszy w tym roku, napisać by można, że inauguracja choć nie do końca, bo jakiś tak dziwny był.

    Ni to zlot samochodów, ni to wiejska zabawa, choć zaraz przy remizie całość się odbywała. Krótki postój i dalej trzeba było jechać, bo kawałek do przejechania został, a Rochowi chciało się na stronę iść, bo za dużo wypił w domu i teraz pęcherz zaczął się mścić.

    Majówka za pasem to i znajdzie się więcej okazji do świętowania na wszelkich “wiejskich” festynach, gdzie piwo jest zmieszane z wodą, a lokalni tubylcy krzywo patrzą się na przyjezdnych. Jednym słowem: idzie lato.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Roch oznajmia wszem i wobec, że pierwszy tysiąc kilometrów pęknął. Trochę późno, ale jest.

  • Inauguracja weekendu

    W końcu udało się pojeździć z kimś żywym, a nie tylko wymyślonym przez Rocha towarzyszem, z którym zdarzało mu się rozmawiać. Celem wypadu były Dolomity, ale wcześniej Roch zaliczył był Świerklaniec, bo trzeba było się rozgrzać, a że początek weekendu to i trzeba było się najeździć.

    Po przerwie, na sprawdzenie poczty i zjedzenie jakiegoś lunchu Roch wybrał się z Michałem na Dolomity. Tam oczywiście ludzi pełno, jakby był to jakiś nadmorski kurort, w którym turyści zażywają odpoczynku, spacerują i odpoczywają. Urok Dolomitów, jako miejsca “dzikiego” i przez turystów nie odkrytego już dawno się skończyła, teraz królują tam ludzie na quadach i bezmyślni ludzie, którzy zostawiają po sobie tony śmieci, robią tyle hałasu, że nawet wiewiórki uciekły.

    Coraz mniej jest miejsc, w których można spokojnie pojeździć na rowerze, nie martwiąc się, że jakiś ćwierć mózg na quadzie spróbuje zmierzyć się z rowerzystą, albo jakiś turysta nie zostawi roweru na środku ścieżki, bo taki akurat ma kaprys.

    Rowerzysta to gatunek na wyginięciu, musi – w poszukiwaniu bezpiecznych tras – jeździć coraz dalej, a nawet na Jurze, o której Roch marzy, pojawiają się spacerowicze. Tak więc niedługo Roch – i inni rowerzyści – będą gatunkiem na wyginięciu, znanym tylko z opowieści lub z Bloga Rowerowego.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Diody, diody, diody

    Jedną z największych zalet zgłębiania tajników elektroniki jest satysfakcja, jaką odczuwamy gdy jakiś prosty układ zapali diodę. Niby nic takiego, ale radochy mnóstwo. Tak też było dziś, gdy Roch poskładał prosty układzik, który miał dokładnie odmierzać czas, po którym zapał diodę.

    Po uruchomieniu układu, zamruganiu diodą Roch poszedł na rower. Pogoda lekko się popsuła, zrobiło się chłodniej, a lekko ubrany Roch mocno się zdziwił, gdy okazało się, że wcale nie jest tak ciepło. Pojechał tylko na Repty pojeździć po krzakach i wrócił do domu.

    Weekendowy wypad na lotnisko do Pyrzowic jest nadal aktualny i jest kilka miejsc wolnych, a jedynym warunkiem uczestnictwa jest posiadanie roweru i chęci.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pochłonięty kodowaniem

    Roch tak bardzo wczuł się rolę hackera, że zapomniał o całym świecie. Wstaje i już zasiada do pisania lepszej wersji programatora, która – z założenia – ma działać lepiej niż oryginał. Póki co Roch nie utknął, nie napotkał większych trudności, ale też nie doszedł do najtrudniejszego, czyli do programowania procesora.

    Jeśli chodzi o rower to nie jest źle, po poprawieniu uszczelki nic się nie leje i można śmigać szczególnie, że pogoda na to pozwala. Roch planuje na weekend wziąć aparat i wybrać się na lotnisko do Pyrzowic zapolować na jakiś samolot. Pewnie skończy się na podziwianiu pasa startowego zza ogrodzenia bo akurat nic nie będzie chciało wystartować, a samoloty będące w powietrzu nie będą lądować.

    Rozkład lotów jest dla Rocha czarną magią i nawet nie próbuje go zrozumieć żeby określić godzinę jakiegoś startu, czy lądowania. Pogoda powinna dopisać i Roch powinien zrealizować swój plan, o ile znajdzie się jakiś towarzysz, bo słuchawki wykazują się nieposłuszeństwem i nie chcą działać, a nowych Roch nie kupi bo zwyczajnie szkoda mu kasy, którą może przeznaczyć na inne, bardziej pożyteczne rzeczy.

    Poza tym Roch zakończył czytanie nowo zakupionej książki, teraz pora przejść od teorii do praktyki. Na początek wyświetlacz LCD i wyświetlanie informacji, a potem kto wie – może Roch złoży jakiegoś robota, sprzeda go, zarobi mnóstwo pieniędzy, wejdzie na giełdę i nie będzie musiał robić już nic, poza jeżdżeniem na rowerze.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pech jakiś, czy inne fatum?

    Kurna, kwiecień to miesiąc awarii, usterek, pęknięć, zwarć i wszystkiego co najgorsze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Roch nie może oddać się swojemu ulubionemu zajęciu jakim jest pedałowanie przez lasy i wsie, czując wiatr pod kaskiem i szum w uszach.

    Najpierw padły słuchawki z mp3grajka, ale Roch je naprawił, potem amortyzator razem ze słuchawkami, wczoraj amortyzator, a dziś licznik. Jeśli już jesteśmy przy amortyzatorze to winowajcą słusznego wycieku oleju była uszczelka, która podwinęła się podczas wkręcania i niedostatecznie uszczelniała wnętrze.

    Wojciech poprawił, dokręcił i Bomberek jest jak nowonarodzony. Pozostało naprawić słuchawki i licznik. Ten drugi już polutowany, ale jeszcze schnie bo Roch opaćkał go solidną porcją żywicy epoksydowej, żeby całość zgrabnie się trzymała.

    Jako, że licznik, a właściwie podstawka uległa uszkodzeniu Roch jeździł bez licznika i zaczął się zastanawiać, czy nie pozbyć się go całkowicie. Człowiek jakiś taki spokojniejszy jest jak nie widzi ile już przejechał, jaką ma średnią i w ogóle jakiś taki spokojniejszy jest, zrelaksowany.

    Oby pech się skończył bo tyle awarii to Roch w zeszłym – całym – roku nie zaliczył.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • No i się wylało

    Krakał Roch, krakał i wykrakał. Dziś oficjalnie Bomberek wziął i wydalił z siebie kilka mililitrów oleju. Żeby było ciekawie to nie spod uszczelki, jak to było kiedyś, ale z wentyla, co jest twardym orzechem do zgryzienia bo jak olej przedostał się do powietrza?

    Poza tym, że Roch walczył z wyciekającym olejem to zrobił 70km, co jest nowym rekordem. Roch pojechał do Świerklańca, a stamtąd do Żyglina i, docelowo, na Bibielę najechać Koyocika, bo ten nie może na rowerze jeździć, a jak nie przyjechał Koyocik do Rocha, to Roch przyjechał do Koyocika.

    Po kilkudziesięciu minutach Bomberek był mokry, a olej kapał z goleni. Taka karma.

    Roch pozdrawia Czytelników.