piątek, 31 października 2008

Szerokim łukiem

Wczoraj Roch napisał, że nie było ofiar OTB. Jednak dziś, tuż po tym jak zwlókł się z łóżka zauważył, że noga trochę ucierpiała bo powstał ładny siniak przypominający pedał, ale nie warto się nad tym rozwodzić. Szybko zniknie i nie będzie po nim śladu.

Dziś Roch ponownie pojechał na Repty, ale pechowe miejsce, jak większość ścieżek pokrytych liśćmi, omijał szerokim łukiem tak, aby nie wpaść znowu w jakąś nowo powstałą dziurę. Z Rept Roch pojechał na Dolomity i Pniowec bo w ostatnim czasie jakoś Roch pofolgował sobie i kilka kilometrów przeciekło mu przez palce, a może przez szprychy.

Koniec miesiąca nadszedł wielkimi krokami, gdyby nie kalendarz i statystyki to Roch nadal by tkwił w październiku. Skoro już jesteśmy przy końcu miesiąca i statystykach to warto opublikować kolejną porcję statystyk za październik.

Jak było wiadomo w tym miesiącu Roch znalazł się pod kreską, ale to wina krótszego dnia, gorszej pogody i kilku innych czynników, a także lenistwa. W liczbach miesiąc prezentuje się następująco: 719km (23,20km dziennie) w czasie 31 godz. 26 min ze średnią prędkością 16,88km/h.

Jak zawsze można sobie pobrać plik: [ATTACH=http://files.myopera.com/Gusioo/blog/pazdziernik_2008.pdf][B]pazdziernik_2008.pdf[/B][/ATTACH]

Na zakończenie Roch pragnie poinformować, że wszystkie pliki dostępne są tutaj: [URL=http://cid-00fe7a41121c71d2.skydrive.live.com/browse.aspx/Statystyki][b]Statystyki[/b][/URL]

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 30 października 2008

OTB, czyli o tym jak Roch fiknął

W życiu przeżywamy kilka pierwszych razów. Pierwsze wypowiedziane słowo, pierwsze kroki, pierwsza miłość, pierwszy pocałunek. Wśród tych pierwszych razów jest także pierwszy fikołek na rowerze. Osoby, które cokolwiek siedzą w tematyce rowerowej wiedzą, że OTB to over the bar, czyli po naszemu zrobienie fikołka przez kierownicę.

I Roch dziś pierwszy raz w tym sezonie fiknął sobie przez kierownicę, wykonując piękny przewrót w przód wraz z rowerem. Wszystkiemu winna jest dziura przykryta liśćmi, w którą Roch nieumyślnie wjechał. Kiedy już leżał na ziemi myślał, czy aby Bomberek jest cały i zdrowy. Prędkość była minimalna, ale jednak mogło coś się stać.

Szybkie oględziny wykazały, że Bomberek i reszta roweru przeżyła upadek i nic się nie połamało. Później Roch rzucił okiem na siebie, czy czasem noga lub ręka nie złamały się, ale pod tym względem też było dobrze. Roch otrzepał się z piachu i liści i ruszył dalej.

W domu ponowne, dokładniejsze, oględziny roweru potwierdziły brak usterek co Rocha niezwykle ucieszyło. Poza tym fikołek z rowerem jest bardzo efektowny tylko szkoda, że nikt tego nie widział.

Cały i zdrowy Roch pozdrawia Czytelników

środa, 29 października 2008

Zakup kontrolowany

Od kilku dni Roch zapowiada, że zagospodaruje w jakiś sposób podwójną trójkę, którą udało mu się trafić. Wsiadł więc na rower i, wprowadzając w życie zasadę łączenia przyjemnego z pożytecznym, udał się do sklepu z elektroniką, w którym się stale zaopatruje, na rekonesans co w tej chwili jest dostępne. Okazało się, że na półce leży taki sam miernik jaki Roch sobie zapragnął, ale pieniędzy oczywiście Roch nie zabrał. Zakup został odłożony na jutro rano.

Po pożytecznym przyszła pora na przyjemne. I tutaj następuje zgrzyt bo jazda w deszczu, nawet tym przelotnym, nie jest przyjemna. Roch z nadzieją spoglądał w niebo, które co rusz polewało deszczem. Zapadła decyzja o powrocie do domu i spędzeniu reszty dnia w czterech ścianach myśląc jak to sobie uprzyjemnić przymusową wegetację.

Po sprawdzeniu pogody Roch doszedł do wniosku, że jutro będzie znośnie i dziś można sobie całkowicie odpuścić. Jedynie co się udało to machnąć pięć kilometrów tak żeby wczorajszą wpadkę jakoś zrekompensować.

Jutro jednak Roch się nie podda i pójdzie śmigać na rowerze.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 28 października 2008

Pięć kilometrów w plecy

Roch nie wie kogo lub co obwiniać z dzisiejsze wydarzenia. Nic nie zapowiadało katastrofy, powietrze było spokojne, chmur jak na lekarstwo, nawet Internet jakby szybciej płynął po skrętce. Roch rozluźniony zasiadł przed komputerem i, jak to ma w porannym zwyczaju, zaczął edytować plik ze statystykami.

Licznik leżał w okolicach komputera, żeby Roch nie zapomniał dodać dystansu. Chwycił więc go w prawą dłoń (cały czas piszemy o liczniku) i zaczął naciskać, mocniej i mocniej, aż po chwili Roch był w pełni usatysfakcjonowany widząc nowy wiersz w statystykach. Odłożył licznik na bok i poszedł po kawę.

Dzień, a właściwie przedpołudnie, minęło na czytaniu grup o tematyce elektronicznej i poszukiwaniu jakiegoś fajnego miernika. Nastała pora obiadowa, Roch wyłączył komputer i skupił się na walorach smakowych obiadu.

Nastała godzina 1400 i Roch miał zamiar pójść na rower. Wziął więc licznik i zszedł na dół. Wsiadł na rower i ruszył na Pniowiec. Po chwili (na oko pięć kilometrów upłynęło) Roch zorientował się, że licznik nie został skasowany i kilometry liczą się na dzień poprzedni. Roch szybko wyzerował licznik, ale owe pięć kilometrów poszło w powietrze tak jakby Roch siedział w domu.

Brzydko to wygląda, ale cóż poradzić na Rochową sklerozę.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 27 października 2008

Skutki czasowego wydłużenia

Roch myślał, że jest odporny na czasowe zawirowania, które w ostatnim czasie stały się głównym bohaterem jego notek. Jednak dziś okazało się, że wcale tak nie jest. Z rana Roch musiał odbyć daleką podróż bo aż do Sosnowca, a popołudniu był plan żeby iść na rower.

Jednak po powrocie Roch zapadł w jaką dziwną śpiączkę, i wcale nie była to choroba filipińska, która trwała strasznie długo. Roch wstał to już było szaro i rower musiał dziś odpoczywać. Za to Roch wybrał się do Marketu żeby zrealizować swoje dwie trójki, które trafił w Totka. Z pomocą przyszedł program, który Roch własnoręcznie napisał na jakieś zaliczenie programowania. Okazuje się, że na własnej twórczości można nieźle zarobić.

Za dwa złote Roch puścił kolejnego zakłada, a za resztę zaszaleje i kupi sobie jakiś sensowny miernik do jego, powstającej powoli, pracowni Młodocianego Elektronika. Znając jednak życie Roch dołoży kilka złociszy i kupi sobie jakiś wypasiony miernik, którego i tak nie wykorzysta w pełni, ale będzie lans. A może Roch dołoży do słoika z napisem "zbieram na większy dysk twardy" i spokojnie poczeka, aż mu tam królowie się rozmnożą. Czas pokaże.

No i to na tyle - Roch nie był na rowerze, statystyczna kreska coraz mocniej go przygniata, ale jak tu jeździć jak co rusz jakieś machlojki z czasem robią.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 26 października 2008

Rower zbliża

Nie od dziś wiadomo, że rower zbliża ludzi, co prawda nie ma na to badań, ale Roch to wie i już. Potwierdzeniem tego niech będzie dzisiejsze wydarzenie, którego Roch był uczestnikiem. Początkowo nic nie zapowiadało takiego zwrotu akcji, wypad jak wypad najpierw Repty potem Dolomity i powrót miastem do domu.

Na światłach do Rocha dojechał kolarz, który zwyczajowo powiedział "siema", a Roch odpowiedział. Na pytanie dokąd to Roch pomyka odpowiedział, że do domu bo samemu to nudno jest, a mp3grajek ducha wyzionął. Owy kolarz zaproponował wspólny wypad na Świerklaniec bo jemu też nudno samemu. Roch nie mógł odmówić i wybrał się na Świerklaniec.

Tempo, o dziwo, w sam raz dla Rocha. Prędkość w okolicach 30km/h, częste zmiany, zero zmęczenia. Na Świerklańcu oczywiście rundka lanserska i na koniec wymiana telefonami. Bo okazuje się, że Roch znalazł idealnego, prawie bo to nie kolarka, towarzysza codziennych wypadów. Prawdopodobnie koniec samotnych wypadów.

W drodze powrotnej Roch przebrnął przez dwanaście funkcji swojego licznika i spojrzał na zegarek, który wskazał 1630. Roch przestraszył bo za chwile zastanie go zmrok, a do domu jeszcze kawałek. Kontrolnie wyjął telefon i spojrzał na zegarek, który wskazywał 1530.

Okazało się, że Roch nie przestawił zegarka w liczniku pomimo tego, że od kilku dni trąbi o zmianie czasu. Dobrze, że telefon sam się przestawia.

I tak zakończyła się rowerowa niedziela.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 25 października 2008

Godzina dłużej na rowerze?

Trąbią o tym wszędzie, że śpimy godzinę dłużej. Roch zaczął się zastanawiać, czy można by tą ekstra godzinę wykorzystać na rowerze? Bo po co komu dodatkowa godzina snu gdy można zażyć trochę ruchu na świeżym i zimnym powietrzu.

Ale zostawmy na boku rozmyślania Rocha na temat ekstra godziny. Roch, ciepło ubrany, wyruszył na rower, aby trochę przybliżyć się do magicznej granicy. W comiesięcznych statystykach już wie, że będzie pod kreską bo pogoda nie sprzyjała generowaniu dużej liczby kilometrów.

Roch standardowo pojechał na Repty i Dolomity bo na dalsze wypady nie ma czasu, a przecież od jutra będzie niby ekstra godzina. Później postanowił, że trochę polutuje bo innej perspektywy na długie zimowe wieczory chyba nie ma.

Coraz lepiej to wychodzi Rochowi i zastanawia się, czy czasem nie założyć bloga o losach początkującego elektronika, który zaczyna naukę od podstaw. Mogłoby być ciekawie, ale czy Roch poradzi sobie z prowadzeniem dwóch blogów?

Kończąc dzisiejszą nudną, za co przeprasza, notkę Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 24 października 2008

Kominiarkę czas wyjąć

Nadeszła, a wraz z nią ziąb, deszcz, wiatr i ogólne popsucie się nastroju, a od 26 dnia października dojdzie do tego przesunięcie czasu i depresja gotowa. Bo rano ciemno, popołudniu ciemno, dnia tyle co nic, a rower ciągnie jak nie przymierzając traktor przyczepę. Letni, ba, jesienny strój pora wrzucić do pralki, a zimowy trzeba odnaleźć w szafie bez dna.

Roch przegrał z zimnem i dzisiejszy rower należał do jednego z najgorszych, a właściwie to najgorszego w całym sezonie. Początkowo było znośnie, ale pogoda spłatała figla i trochę się ochłodziło. Roch, gdzie w Dolomitach, stwierdził, że koszulka i lekka kurtka to dużo za mało, a wrócić trzeba było. Im szybciej tym zimniej dlatego Rocha wyprzedzały nawet ślimaki winniczki z napisem "Poczta Polska" na domku.

Po powrocie Roch przytulił do kaloryfera, ale ten też zimny. Nie pozostało nic jak zrobić sobie herbatę i przytulić się do gorącego czajnika. Po chwili Roch odzyskał czucie i mógł zasiąść przed komputerem tuląc się do kubka z herbatą.

Pogoda zagrała na Rochowym nosie, ale ten jeszcze się zrewanżuje.

Roch pozdrawia Czytelników.

Na zakończenie film, bo dawno nie było:
Animal BMX Roadtrip


czwartek, 23 października 2008

Leniwiec wymuszony

Wczorajszy leniwiec był całkowicie dobrowolny bo Roch myślał, że dziś sobie odbije, a tu taka du..ża klapa. Deszcz od rana lał, nic tylko wziąć lutownicę do łapki i zdziałać coś pożytecznego dla ludzkości. Jednak Roch zapragnął przejść do zaprzyjaźnionego PWiK, posiedzieć i pogadać, być może poznać kolejną Basię.

Roch zebrał w sobie i w okolicach 1000 był już w kantorku u Chłopaków. Jak to zwykle bywa Roch dostał zajęcie, tak jakby od czasu ostatniej, bardzo zamierzchłej, praktyki nic się nie zmieniło. Trzeba było sprawdzić, czy kabel RS232 to cross, czy prosty. Nic prostszego - wystarczy omomierz i spinacz.

Potem już było tylko lepiej - porysowanie samochodu zarejestrowana przez firmowy monitoring i dochodzenie do sprawcy. Roch czuł się jak Agent Specjalny w CIA, który za pomocą satelity sprawdza, czy żona go nie zdradza. Po krótkim poszukiwaniu znalazł się fragment nagrania, na którym widać jak Ford Escort rozwala drzwi w Seacie. Nagranie zarchiwizowane i przekazane odpowiednim służbom.

Po dzisiejszym dniu (sorry za pleonazm) Roch posiada już nagranie kradzieży samochodu, zniszczenia samochodu, a także nagranie Basi przechadzającej się po korytarzu. Jak dobrze, że firma ma monitoring. Na jutro Pogodynka zapowiada znośną pogodę to Roch skończy przynudzać i napisze w końcu coś rowerowego.

Tymczasem Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 21 października 2008

Ciągle w siodle

Roch nie spoczął na laurach, choć mógłbym bo i tak ma więcej kilometrów niż w roku ubiegłym, ale chęć posiadania pięciocyfrowego wyniku na liczniku (i na blogu oczywiście) motywuje go do dalszej jazdy pomimo, że ma dziś miał cały czas pod wiatr.

Trasa zaczęła się od Pniowca, a więc zaszła lekka modyfikacja, a później już standard. Jadąc z Pniowca Roch dostrzegł rowerzystkę pedałującą w kierunku przeciwnym i tak się zagapił, że chwilę jechał "pod prąd", ale szybko wrócił na swój pas. Pomógł mu w tym TIR, który nadjeżdżał z przeciwnej strony.

Później tylko wyścig z traktorem, który Roch wygrał i triumfalnie wyprzedził pyrkającego ciągnika. W Reptach Roch pojeździł trochę po krzakach i udał się na Dolomity. Po drodze zauważył zaparkowane Audi, o którym pisał w notce Prawie jak. Przez chwile mignęła myśl, że może by wskoczyć do wozu i dokonać "krótkotrwałego użycia", ale myśl ta szybko wyleciała z głowy Rocha.

Z Dolomitów Roch udał się do domu i tam już zakończył dzień. Komputerek, kawka i inne uprzyjemniacze.

Sprzed komputerka Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 20 października 2008

Ostatni tysiąc

Roch powoli zaczyna świętować, kupuje takie śmieszne tekturowe czapeczki, rozwijane gwizdki, konfetti, papierowe kubeczki na połówkę i popychacz. Powoli, aczkolwiek dużymi krokami Roch zbliża się do finału całorocznych zmagań i poświęceń.

Roch osiągnął wynik 9000 kilometrów i można śmiało napisać, że to nie koniec. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze lub aż 1000km, ale podobno ten ostatni tysiąc, podobnie jak pierwszy milion, smakuje najlepiej i jest najprzyjemniejszy.

Czy to prawda Roch się przekona i szybko zda sprawozdanie na łamach swojego skromnego bloga. Dziś Roch udał się standardowo na Repty i Dolomity, ale logistyka coś zawiodła. Miało być 30km, a wyszło 28 i przez to świętowanie nie jest pełne, a notka nieznacznie moja się z prawdą. Niemniej jednak jutro będzie 32km, a może więcej, to się rachunek wyrówna.

Gdy Roch będzie już w pełni szczęśliwy może uda się jakoś pożegnać sezon wraz z Przyjaciółmi bo ostatnio jakoś tak rzadko się widują na rowerach, ale trzeba będzie jeszcze raz spotkać się w sposób spontaniczny i zaskakujący.

A potem Święta, prezenty, chwalenie się i Nowy Rok. Roch jest lepszy niż markety - Święta zapowiada jeszcze w październiku, a markety zwykły wystawiać Mikołaja w listopadzie. Roch robi postępy.

Postępowy Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 19 października 2008

Weekend udany

Cały weekend udany, pogodny, słoneczny choć zimny. Ostatniego dnia Roch pojechał standardowo na Repty, Dolomity i Pniowiec bo jakoś dalsze / inne trasy go nie kręcą, a na tych standardowych wie ile zrobi kilometrów i jest w stanie zaplanować dalszy ciąg wycieczki tak żeby licznik wskazał określoną ilość kilometrów.

Jazda po mokrych liściach jest dosyć ryzykowna, szczególnie jak trzeba hamować, o czym Roch kilka razy przekonał się, gdy tył roweru zaczął go niepodziewanie wyprzedzać. Jadnak Roch nie zaliczył gleby. Po powrocie do domu Roch zasiadł do konsumpcji ciasta z jabłkami, które czasem zwane jest szarlotką, i wszystkie kalorie spalone przez Rocha poszły w.. no sami wiecie.

A jutro ostatni dzień męczenia płytek - tym razem dwóch bo Roch ma nową koncepcję i postara się ją wdrożyć w życie.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 18 października 2008

Oficjalne podziękownia

Roch pragnie oficjalnie, na łamach tegoż postu, podziękować lavince, za załatwienie przaśnej pogody na weekend. Roch nie wie jak to zrobiłaś, ale powtórz to jutro.

Roch niesiony delikatnym wiatrem pedałował sobie spoglądając w niebo, czy czasem pogoda nie szykuje jakiejś niespodzianki. Jednak cały wypad pogoda utrzymała się i Roch całkiem miło spędził czas. Na początek pojechał na Repty, a potem na Dolomity, czyli standard w ostatnim czasie.

Po objechaniu tych obu miejsc Roch postanowił, że pojedzie jeszcze na Pniowiec, bo kilometrów tak jakoś mało, a lavinka zamówiła pogodę to trzeba korzystać. Wracając przez las Roch spotykał grzybiarzy, aż w końcu dostrzegł znajomy rower. Oto mama Roch zbierała grzyby, aby w zimie nie brakowało tego przysmaku.

Roch nie przeszkadzał i pomknął niezauważony dalej. Pod domem spojrzał jeszcze raz w niebo i uśmiechnął się do Pogodynki żeby jutro nadal rozpieszczała Rocha.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 17 października 2008

Nudno, pochmurno, deszczowo

W dodatku Rocha dopadło całkowite lenistwo objawiające się tym, że na nic nie ma ochoty, nawet na zabawy w domowego elektronika. Wszystko to przez pogodę, która załamała się z godziny na godzinę. Wczoraj wieczorem już lało jak z cebra, dziś doszedł do tego wiatr i mamy gotową burzę. Co prawda przejściową, ale zawsze burzę.

Roch leży, nudzi się i planuje kolejne zakupy zwiększające możliwości komputera tak żeby był nadal wypasiony i w ogóle cacy. Wczorajszy brak notatki był spowodowany między innymi tym, że po powrocie od Koyota nie miał już na nic ochoty. Wpatrywał się tylko w napis 2GB, który od wczoraj widnieje na ekranie Rochowego sprzętu. A może nie długo dojdzie 320GB bo Roch myśli nad dyskiem twardym.

Wszystko to przez pogodę, która jak zawsze musiała się zepsuć wraz z nadejściem weekendu. Może jutro Roch znajdzie w sobie na tyle sił, że złapie w łapkę lutownicę i coś zlutuje, a może coś dopisze, a może pójdzie na rower. Co będzie jutro to się dopiero okaże.

Roch pozdrawia i ma nadzieję, że wczorajszy brak notki nie wpłynął jakoś znacząco na jego fajność.

środa, 15 października 2008

"Uwaga! Z kwasem idę"

No i nadszedł te dzień, w którym Roch mógł działać na polu elektronicznym. Najpierw jednak największa przyjemność jaką można sobie wyobrazić, czyli rower. Roch standardowo pojechał na Repty i Dolomity, by tam obmyślać, jakoś na rowerze najlepiej się myśli, plan na dzisiejsze popołudnie. Z Dolomitów Roch podjechał jeszcze do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego Adventure i już mógł wracać do domu.

W domu Roch tradycyjnie już rozpuścił co miał rozpuścić, przykleił co miał przykleić i w końcu okazało się, że rozmazało się i pupa blada. Drugie podejście podobne - się rozmazało. W końcu Roch, trzymając w palcach ostatni rysunek, podśpiewywał sobie "It's not that simple, It's never that simple". W końcu położył i przyprasował.

Eureka, nie rozmazało się, a więc połowa sukcesu i można zacząć wiercić. Na zdjęciu widać nówkę wiertarkę, deseczkę i kawałek Rochowej ręki. Wiercenie odbyło się bez problemu i po dziesięciu minutach Roch podziwiał dziurki jakie własnoręcznie stworzył.

Przyszła pora na najfajniejsze w tej całej szopce. Roch rozpuścił nadsiarczan sodu, zabełtał miksturę i wyniósł na klatkę. Wrzucił płytkę i poszedł się umyć. Po chwili, dłuższej, płyta była czysta.

Szybka diagnostyka omomierzem wskazała, że nie ma zwarć. Roch poszedł wylać miksturę i, przy okazji, nastraszył sąsiadkę. Bo mikstura zielona i można było powiedzieć, że z kwasem się idzie. Strach w oczach sąsiadki bezcenny.

No i płytka prawie zrobiona. Jutro lutowanie i dopieszczanie.

Roch pozdrawia Czytelników i obiecuje, że od jutra będzie więcej roweru na Blogu Rowerowym.

P.S: Zdjęcie płytki:

wtorek, 14 października 2008

Jak na szpilkach

Roch odebrał pocztę z samego rana, w której był list ze sklepu, że kurier paczkę wiezie dla Rocha. Z Zabrza. Roch pomyślał, że z rana paczuszka już do niego przyjedzie i będzie się cieszył z nowych gadżetów.

Jednak kuriera nie było i nie było. Roch zjadł obiad, poszedł na rower, ale co chwilę sprawdzał, czy nie było telefonu od kuriera. Telefon milczał, a Roch nie przejmował się brakiem paczki w domu. W ostateczności ktoś zawsze w domu jest to i odbierze paczkę.

Roch pojechał na Dolomity i Repty, czyli codzienny standard rozszerzony o Pniowiec bo trochę brakowało do 30 kilometrów. Roch przyjechał do domu, wypił kawę i pojawił się na horyzoncie kurier. Roch cały podekscytowany złapał za portfel i zbiegł na dół.

Już po chwili był szczęśliwym posiadaczem dwóch kostek pamięci do swojego komputerka. Jako, że zapadał zmierzch Roch wolał nie gmerać przy komputerze bo coś się (tak samo z siebie) urwie lub złamie. Poza tym Roch odpuścił sobie dziś elektronikę bo trochę się podtruł wczoraj, ale dziś zakupił dwa opakowania nadsiarczanu sodu więc jutro będzie ostra jazda.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 13 października 2008

Ale kwas

Roch zaczął dzień od wizyty w zaprzyjaźnionym PWiK, gdzie zapoznał był panią Basię, której chciała się konwertować baza. Jako, że Roch sam tkwił na posterunku i nikogo w pobliżu nie było, a Basia była fajna to Roch postanowił, że przyjrzy się bliżej Basi, tfu! bazie, która chciała się konwertować.

W biurze Roch zasiadł na cieplutkim krześle, na którym wcześniej siedziała Basia, i rozpoczął diagnozę. Cała sprawa sprowadzała się do wybrania "OK" w okienku, ale Roch nie mogł tak szybko wyjść. Zaczął wiec grzebać w ustawieniach, panelach, opcjach, aż w końcu kliknął "OK", poczekał aż pasek dojdzie do końca i dumny z siebie ogłosił, że wstrętna baza została okiełznana.

W oku Basi pojawił się błysk, a na buzi zagościł śliczny uśmiech. Roch dumny z siebie i bogatszy o kolejną znajomość wrócił do kantorka, w którym doszedł do wniosku, że wybrał najlepszy na Świecie zawód. Lepszy nawet od ginekologa amatora, bo i satysfakcja większa, a i od czasu do czasu można spojrzeć głęboko w oczy, w których pojawia się błysk zachwytu nad Rochem.

Ale dość o Rochu bo jeszcze, niczym Narcyz, umrze z tęsknoty za samym sobą.

****
Po obiedzie Roch wybrał się na rower. Standardowo pojechał na Repty i Dolomity. Jednak w domu czekało na niego bojowe zadanie, czyli męczenie płytek. Pedałując tak sobie myślał gdzie może tkwić błąd w recepturze, że płytka z płytką się nie udaje.

Jednak nie chciał zbytnio psuć sobie rowerowej przyjemności więc zaprzestał poszukiwania rozwiązania i skupił się na doznaniach czysto rowerowych, a więc samej przyjemności, która spływała na Roch z każdym naciśnięciem na korbę. Po powrocie do domu Roch postanowił, że pojedzie jeszcze na Pniowiec ot tak żeby dokręcić do 30 kilometrów.

Po powrocie zasiadł do rysunków, żelazka i innych takich. Już po godzinie Roch trzymał swoją nową wiertareczkę w dłoni i robił dziurki w płytce. Po kolejnych dziesięciu minutach Roch miał gotową do trawienia płytkę.

Rozpuścił więc nadsiarczan sodu B327 i wrzucił weń płytkę. Początkowo nic się nie działo, ale po chwili cały dom obleciał duszący zapach i trzeba było się ewakuować na klatkę schodową, żeby podtruć sąsiada z lewej bo wyjątkowa z niego menda.

Roch bełtał miksturę i patrzył jak miedź z płytki znika, a pojawiają się kolorowe kwiatki, słonie i samochody. Roch doszedł do wniosku, że odjechał. W domu okazało się, że w jednym miejscu ścieżka się przerwała, ale może da to się ją uratować. Jutro, przy dziennym świetle Roch oceni straty i postara się zrobić kilka zdjęć. Jak tylko naładuje akumulatorki.

Długa notka wyszła, ale też się działo u Rocha.

Roch pozdrawia Czytelników (i przeprasza za długość notki).

niedziela, 12 października 2008

Gdzie nie pojedziesz to tłoczno

Pogoda super, słupek rtęci wskazał 20 st. C to i Roch w domu nie mógł wysiedzieć. Mama Rocha dawno już polowała na grzyby, a Roch kisił się w domu. W okolicach 1400 Roch wybył w końcu na rower. Plan był prosty: pojechać do Świerklańca i powtórzyć letnie harce, czyli zahaczyć o Dobieszowice i później gdzie nogi Rocha poniosą.

Ze Świerklańca Roch pojechał do Wymysłowa i Dobieszowic gdzie skręcił w las i wyjechał w Piekarach Śląskich. Na horyzoncie pojawił się Kopiec, w kierunku którego Roch pojechał. Z Kopca wypadało już pojechać do Radzionkowa, Dolomitów i Rept.

W każdym z tych miejsc Roch musiał uważać na ludzi, przyjemność żadna. Tak upłynęła Rochowi niedziela. Pogoda ładna i ludzie okupowali wszystko co się tylko dało okupować, ale Roch 50 km zrobił.

Roch pozdrawia Czytelników.

P.S: Jutro można się spodziewać kolejnej nudnej elektronicznej notki.

sobota, 11 października 2008

Złota polska jesień

I w końcu się pojawiła, nadeszła wraz z weekendem, który upływa pod znakiem porannych mgieł i popołudniowego ciepła. Roch wyszedł na rower i postanowił, że takiej okazji nie można zmarnować i trzeba wykonać letni plan minimum, czyli 50 kilometrów bo pogoda zacna, a czasu dużo. W osiągnięciu celu przez pewien czas pomagał mu mp3grajek, który jednak nie wytrzymał i się wyłączył z powodu braku energii.

Roch pojechał na Dolomity i tam zapuścił się w dawno nie odwiedzane rewiry, w których na szczęście nie było tłumów. Z zakazanych rewirów Roch udał się na Repty i tam też pojeździł po krzakach. Z Rept ponownie pojechał na Dolomity. Dystans zaczynał się zbliżać do owych 50-u kilometrów, ale trochę jeszcze brakowało.

Roch postanowił, że przejedzie się jeszcze pewną ulicą i wróci do domu, gdzie okazało się, że faktycznie rygor 50 kilometrów został spełniony z delikatnym hakiem. A jutro niedziela, czyli dzień porannego lenistwa i popołudniowej pracy nad wypasionymi łydkami, które Roch czcią otacza bo to jedyny fragment ciała, który wart jest zawieszenia oka.

Roch pozdrawia wytrwałych Czytelników.

piątek, 10 października 2008

Z rowerem wśród krzaków

Zimno się zrobiło, a może krótki dzień nie pozwala słońcu rozgrzać powietrza; od takiej światłej i filozoficznej myśli Roch zaczął dzisiejszy wypad. Początkowo stał on pod znakiem zapytania, ale ostatecznie Roch posadził swoje cztery litery na siodełku i ruszył trochę się zmęczyć.

Trasa normalna, czyli Repty i Dolomity bo na nic innego już powoli dnia nie starcza, a im później tym zimniej. Jednak Roch nie poddał się i dokręcił do szalonych 25 kilometrów. Niby to nic, a jednak licznik kilometrów pozostałych nieco się zmniejszył.

Po powrocie Roch zapragnął coś sobie kupić, no i zakupił dwie kostki pamięci do komputerka żeby pisanie szło jeszcze przyjemniej i szybciej. Kiedy przyjadą do Rocha nieomieszka pochwalić się nimi.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 9 października 2008

Pogoda rozpieszcza Rocha

Roch powoli, ale z konsekwencją godną podziwu realizuje dwa zamierzone cele. Pierwszy z nich, ogólnie znany, to zrobienie określonej ilości kilometrów na rowerze, a drugi cel to skompletowanie amatorskiego warsztaciku domorosłego elektronika. Dziś Roch zakupił małą wiertareczkę, która będzie służyć do wiercenia otworków w płytce. Tyle chwalenia się, pora przejść do konkretów, czyli do dzisiejszego wypadu.

Roch zapragnął odmiany, miał dość jeżdżenia na Repty i Dolomity. Postanowił, że sprawdzi co tam słychać na Suchej Górze, na której dawno już nie był. Sucha Góra jak zawsze przywitała Rocha błotem, kałużami i gałęziami. Jednak niestrudzony Roch nie poddał się i brnął dalej po piasty w błocie. Napęd na dwie nogi zrobił swoje i już po kilku minutach Roch wyjechał z błota.

Im wyżej tym Roch miał mniej problemów z przyczepnością, a i błoto mniej pryskało spod kół. Na końcu Suchej Góry Roch zatrzymał się i otrzepał z błota. Cywilizacja na horyzoncie i nie można się pokazać taki brudny.

Z Suchej Góry Roch pojechał na Dolomity i dalej, już tradycyjnie, na Repty. I na tym zakończył się Dzień Rowerowy (TM), który przybliżył Rocha do zrealizowania głównego celu (tak naprawdę to jednego z dwóch) tego roku.

Kończąc Roch pragnie poinformować, że dużymi krokami zbliża się pożegnanie sezonu, w którym udział wezmą Koyocik i Roch, a także jak Bóg i Energetyka pozwoli trzeci Rowerzysta, czyli Reed. Uzgadnianie terminów trwa, Roch odprawia modły za pomyślne spotkanie i pożegnanie sezonu suchego i ciepłego, a jednocześnie powitanie sezonu mokrego i zimnego. Bo na rowerze należy jeździć cały rok. Dla zdrowia.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 8 października 2008

Prawie jak..

Roch wybrał się na przejażdżkę rowerową. Pogoda super, temperatura szalała w okolicach dwudziestej kreski na plusie, liście spadały z drzew. Na początku Roch pojechał kupić wiertła i nie mógł się powstrzymać od zakupu jednego wiertła tytanowego. Chyba w Rochu obudział się prawdziwy facet, który musi mieć najlepsze narzędzie, a nie tylko zwykły rowerzysta, który musi mieć wypasiony osprzęt.

Po zakupach Roch pojechał na Rpet i stamtąd pojechał na Dolomity. Po drodze spotkał prawdziwe Audi i kierowcę, które dostojnie prowadził ów pojazd. Roch nie mógł się powstrzymać i nakręcił krótki film, który przedstawia to niecodzienne widowisko.



Trzeba przyznać, że robi wrażenie.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 6 października 2008

Posiedzenie

Jednym z okropnie przykrych obowiązków są tak zwane rodzinne spędy mylnie nazwane zlotami. Bo zlecieć to może się Roch wraz z dwójką Przyjaciół wypić piwo, pojeździć na rowerze i ogólnie powyrywać jakieś foczki na sześcioro łydek.

Roch właśnie zaliczył takowe posiedzenie rodzinne, które w psychice Rocha zasiało spustoszenie niczym Katrina nad Nowym Orleanem. Generalnie Roch uchodzi za aspołecznego osobnika, który ponad wszystko nie znosi obowiązkowych spędów. Owszem, można się najeść i napić, jest niezła wyżerka, ale rozmowy już można sobie darować:

- Rochu, a masz dziewczynę? - Zapytała ciocia znienacka.
- Księdzem będę - Standardowa od ładnych paru lat odpowiedź Rocha.
- Jak zawsze dowcipny - Odpowiedziała ciocia.
- Jak zawsze głupio pytasz - Pomyślał Roch.

Żeby jeszcze wódki nalali to Roch może i zacząłby opowiadać o swoich podbojach sercowych, ale tak o suchym pysku toż to grzech by był. Nic to, Roch wytrzymał posiedzenie z okazji jakieś tam okazji, bliżej nie sprecyzowanej.

Dobrze chociaż, że nie kazali garnituru ubrać.

Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza za późny i nudny wpis.

niedziela, 5 października 2008

W drodze do celu

Normalny człowiek wsiadłby na rower przejechał 10 kilometrów i wrócił do domu. Roch nie jest normalny i po 10-u kilometrach dopiero zaczął liczyć ile jeszcze musi przejechać, żeby na liczniku pojawiła się jakaś sensowna liczba.

Roch wycieczkę zaczął od Pniowca i skierował się w kierunku Rept. Po drodze spotkał znajomego kolarza, który jest jednocześnie administratorem sieci, dzięki której Roch buszuje po Internecie. Z Rept Roch pojechał na Dolomity i z powrotem do domu.

Jednak licznik nie wskazywał satysfakcjonującej liczby dlatego Roch powtórzył trasę i dzięki temu licznik wskazał 53 kilometry. Co prawda trochę zimno było, ale deszcz nie padał, a i słońce "grzało". Taka prawdziwa jesień.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 4 października 2008

Gorzki smak zwycięstwa

Z racji przelotnych opadów deszczu Roch wyskoczył na rower dosłownie na chwilę. Skoczył na Repty i z powrotem do domu, gdzie czekały na niego płytki, rysunki, czyli elektroniczna sobota. Jak zawsze Roch wyciął schemat płytki wydrukowany na Firmowej Drukarce Laserowej (TM), która od jakiegoś czasu jest intensywnie wykorzystywana.

Tak więc Roch przyciął rysunek do wymiarów płytko, rozgrzał żelazko, położył płytkę i rysunek i zaczął to wszystko przygniatać, ugniatać, ściskać i wciskać. Stękał przy tym jakby podnosił ciężary w Strongmenach.

Na koniec przyprasował płytkę do stołu, za co miał, delikatnie pisząc, przechlapane, ale po oderwaniu jej od stołu okazało się, że żadnych szkód nie stwierdzono i można było szykować kąpiel dla płytki.

Po chwili płytka kąpała się w ciepłej wodzie, a Roch ściskał kciuki za powodzenie wodowania ponieważ kolejnego odklejenia ścieżki Roch mógłby nie przeżyć.

Z boku leży właśnie taka "felerna" płytka, której odkleiła się ścieżka i dalsze procedowanie nad nią było zbędne. Po około 10 minutach w wodzie z Wiodącym na Rynku Płynem, którego kropla potrafi zmyć 1000 talerzy Roch wyjął płykę i zaczął zdejmować resztki papieru.

- Eureka, jeeeeeeeeest - Zakrzyknął Roch, gdy cały papier leżał w koszu.

Żadna ścieżka nie odeszła, wszystko wyglądało cacy. Roch wyjął wiertarkę i zaczął wiercić dziurki, w które później włoży kondensatorki, rezystorki i wszystko co się pod rękę nawinie. Będąc w połowie Rochowi złamało się wiertło. Nic dziwnego - w końcu mikroskopijne wiertło 0,8mm nie miało szans wytrzymać całej operacji.

Roch wymienił wiertło i działał dalej. W końcu wiertło się omskło, wiertarka przejechała po płytce i zmasakrowała wszystkie ścieżki. W oczach Rocha pojawiły się łzy, ale na jutro zapowiedział powtórkę. Wiertła są, schematy są, płytki są i chęci są.

Na zakończenie zdjęcie prawie gotowej płytki:

Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza, że dziś tak technicznie wyszło.

piątek, 3 października 2008

W poszukiwaniu jesieni

Tuż po opadach deszczu, które znienacka przeszły nad Tarnowskimi Górami, Roch wyszedł na rower. Wczesnym rankiem ustawił przypomnienie o tym, aby w końcu naładować akumulatorki. Plan był prosty, trzeba znaleźć oznaki jesieni, o które już nie jest trudno.

Roch pojechał na Repty bo tam najwięcej jest drzew, a i bliskość do domu sprawia, że to doskonałe miejsce na szukanie Pani Jesieni. Pani jesień nie kazała się zbyt długo szukać. Roch od razu dostrzegł żółte i pomarańczowe liście, które kiedyś były na drzewie.

Roch szybko zrobił zdjęcie i pojechał dalej. Pogoda zaczynała się poprawiać więc można było zaryzykować odwiedzenie Dolomitów. Po powrocie do domu Roch zjadł energetyzującą tabliczkę czekolady i w ten sposób uzupełnił wszystkie wcześniej spalone kalorie.

Roch pozdrawia Czytelników.

P.S: Pani Jesień w akcji:

czwartek, 2 października 2008

Jesienny podryw

Jesień to jakiś magiczny miesiąc. Do takich wniosków doszedł Roch jeżdżąc na rowerze. Wszystko zaczęło się od powrotu z Dolomitów. Roch dojeżdżając do skrzyżowania zatrzymał się przed przejściem dla pieszych i przepuścił dziewczynę cierpliwie czekającą na możliwość przejścia na drugą stronę jezdni. To nic, że kierowcy za Rochem trąbili, najważniejsze, że owa piesza dziewczyna uśmiechnęła się do Rocha i powiedziała "dziękuję".

Roch również uśmiechnął się i pojechał dalej. Jadąc drugi raz na Dolomity postanowił pościgać się trochę z autobusem. Dodatkową motywacją była kolejna dziewczyna stojąca w autobusie. Spojrzała ona na Rocha i uśmiechnęła się. Roch naprężył łydki i ruszył. Na szczęście, autobus od dawna był pełnoletni to nie było ryzyka ucieczki. Na przystanku Roch zatrzymał się i usłyszał od dziewczyny, że jest twardzielem.

Do tej pory Roch zastanawia się co miała na myśli; czy to, że Roch jest na tyle głupi, że jeździ za autobusem, czy to, że Roch jest w stanie jechać za autobusem. Oczywiście, jak to Roch ma w swoim zwyczaju, żadnej z nich nie poznał bliżej, ale taka już Rocha natura.

Rekapitulując dzisiejszą notkę: Roch dwukrotnie zaliczył Dolomity i Repty dzięki czemu magiczna liczba 50 kilometrów stała się realna. Pogoda była bardziej niż dobra, a wiatr jakoś wiał w plecy.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 1 października 2008

Zrobiony na szaro

Od rana wiał mocny wiatr, ale to na Rochu nie robiło większego wrażenia. Roch wyznaje zasadę, że jak dobrze się nadstawić to i wiatr człowiek popchnie więc sama przyjemność. Jednak martwiły go opady deszczu, które co rusz moczyły przednią szybę Megi, w której Roch spędził ranek. Trzeba było jechać zapłacić rachunek z telefon no i, najważniejszy rachunek, za Internet.

Wczesnym popołudniem Roch był gotowy (czyt. najedzony) do wyjścia na rower. Jednak pogoda straszyła deszczem i strach było wychodzić z domu. Im bliżej wieczoru tym robiło się coraz ładniej. Gdy było już za późno na rower pogoda całkiem poprawiła się, ale Roch już nie wyszedł na rower.

W wolnej chwili przygotował kolejną porcję statystyk, które można pobrać stąd:

wrzesien_2008.pdf

W skrócie: we wrześniu Roch pokonał 867 km, co daje 28km dziennie, z czasem 43 godz. 6 sek. ze średnią 18km/h.

Roch pozdrawia Czytelników.