Miesiąc: październik 2008

  • Oficjalne podziękownia

    Roch pragnie oficjalnie, na łamach tegoż postu, podziękować lavince, za załatwienie przaśnej pogody na weekend. Roch nie wie jak to zrobiłaś, ale powtórz to jutro.

    Roch niesiony delikatnym wiatrem pedałował sobie spoglądając w niebo, czy czasem pogoda nie szykuje jakiejś niespodzianki. Jednak cały wypad pogoda utrzymała się i Roch całkiem miło spędził czas. Na początek pojechał na Repty, a potem na Dolomity, czyli standard w ostatnim czasie.

    Po objechaniu tych obu miejsc Roch postanowił, że pojedzie jeszcze na Pniowiec, bo kilometrów tak jakoś mało, a lavinka zamówiła pogodę to trzeba korzystać. Wracając przez las Roch spotykał grzybiarzy, aż w końcu dostrzegł znajomy rower. Oto mama Roch zbierała grzyby, aby w zimie nie brakowało tego przysmaku.

    Roch nie przeszkadzał i pomknął niezauważony dalej. Pod domem spojrzał jeszcze raz w niebo i uśmiechnął się do Pogodynki żeby jutro nadal rozpieszczała Rocha.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nudno, pochmurno, deszczowo

    W dodatku Rocha dopadło całkowite lenistwo objawiające się tym, że na nic nie ma ochoty, nawet na zabawy w domowego elektronika. Wszystko to przez pogodę, która załamała się z godziny na godzinę. Wczoraj wieczorem już lało jak z cebra, dziś doszedł do tego wiatr i mamy gotową burzę. Co prawda przejściową, ale zawsze burzę.

    Roch leży, nudzi się i planuje kolejne zakupy zwiększające możliwości komputera tak żeby był nadal wypasiony i w ogóle cacy. Wczorajszy brak notatki był spowodowany między innymi tym, że po powrocie od Koyota nie miał już na nic ochoty. Wpatrywał się tylko w napis 2GB, który od wczoraj widnieje na ekranie Rochowego sprzętu. A może nie długo dojdzie 320GB bo Roch myśli nad dyskiem twardym.

    Wszystko to przez pogodę, która jak zawsze musiała się zepsuć wraz z nadejściem weekendu. Może jutro Roch znajdzie w sobie na tyle sił, że złapie w łapkę lutownicę i coś zlutuje, a może coś dopisze, a może pójdzie na rower. Co będzie jutro to się dopiero okaże.

    Roch pozdrawia i ma nadzieję, że wczorajszy brak notki nie wpłynął jakoś znacząco na jego fajność.

  • „Uwaga! Z kwasem idę”

    No i nadszedł te dzień, w którym Roch mógł działać na polu elektronicznym. Najpierw jednak największa przyjemność jaką można sobie wyobrazić, czyli rower. Roch standardowo pojechał na Repty i Dolomity, by tam obmyślać, jakoś na rowerze najlepiej się myśli, plan na dzisiejsze popołudnie. Z Dolomitów Roch podjechał jeszcze do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego Adventure i już mógł wracać do domu.

    W domu Roch tradycyjnie już rozpuścił co miał rozpuścić, przykleił co miał przykleić i w końcu okazało się, że rozmazało się i pupa blada. Drugie podejście podobne – się rozmazało. W końcu Roch, trzymając w palcach ostatni rysunek, podśpiewywał sobie \”It\’s not that simple, It\’s never that simple\”. W końcu położył i przyprasował.

    Eureka, nie rozmazało się, a więc połowa sukcesu i można zacząć wiercić. Na zdjęciu widać nówkę wiertarkę, deseczkę i kawałek Rochowej ręki. Wiercenie odbyło się bez problemu i po dziesięciu minutach Roch podziwiał dziurki jakie własnoręcznie stworzył.

    Przyszła pora na najfajniejsze w tej całej szopce. Roch rozpuścił nadsiarczan sodu, zabełtał miksturę i wyniósł na klatkę. Wrzucił płytkę i poszedł się umyć. Po chwili, dłuższej, płyta była czysta.

    Szybka diagnostyka omomierzem wskazała, że nie ma zwarć. Roch poszedł wylać miksturę i, przy okazji, nastraszył sąsiadkę. Bo mikstura zielona i można było powiedzieć, że z kwasem się idzie. Strach w oczach sąsiadki bezcenny.

    No i płytka prawie zrobiona. Jutro lutowanie i dopieszczanie.

    Roch pozdrawia Czytelników i obiecuje, że od jutra będzie więcej roweru na Blogu Rowerowym.

    P.S: Zdjęcie płytki:

  • Jak na szpilkach

    Roch odebrał pocztę z samego rana, w której był list ze sklepu, że kurier paczkę wiezie dla Rocha. Z Zabrza. Roch pomyślał, że z rana paczuszka już do niego przyjedzie i będzie się cieszył z nowych gadżetów.

    Jednak kuriera nie było i nie było. Roch zjadł obiad, poszedł na rower, ale co chwilę sprawdzał, czy nie było telefonu od kuriera. Telefon milczał, a Roch nie przejmował się brakiem paczki w domu. W ostateczności ktoś zawsze w domu jest to i odbierze paczkę.

    Roch pojechał na Dolomity i Repty, czyli codzienny standard rozszerzony o Pniowiec bo trochę brakowało do 30 kilometrów. Roch przyjechał do domu, wypił kawę i pojawił się na horyzoncie kurier. Roch cały podekscytowany złapał za portfel i zbiegł na dół.

    Już po chwili był szczęśliwym posiadaczem dwóch kostek pamięci do swojego komputerka. Jako, że zapadał zmierzch Roch wolał nie gmerać przy komputerze bo coś się (tak samo z siebie) urwie lub złamie. Poza tym Roch odpuścił sobie dziś elektronikę bo trochę się podtruł wczoraj, ale dziś zakupił dwa opakowania nadsiarczanu sodu więc jutro będzie ostra jazda.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ale kwas

    Roch zaczął dzień od wizyty w zaprzyjaźnionym PWiK, gdzie zapoznał był panią Basię, której chciała się konwertować baza. Jako, że Roch sam tkwił na posterunku i nikogo w pobliżu nie było, a Basia była fajna to Roch postanowił, że przyjrzy się bliżej Basi, tfu! bazie, która chciała się konwertować.

    W biurze Roch zasiadł na cieplutkim krześle, na którym wcześniej siedziała Basia, i rozpoczął diagnozę. Cała sprawa sprowadzała się do wybrania \”OK\” w okienku, ale Roch nie mogł tak szybko wyjść. Zaczął wiec grzebać w ustawieniach, panelach, opcjach, aż w końcu kliknął \”OK\”, poczekał aż pasek dojdzie do końca i dumny z siebie ogłosił, że wstrętna baza została okiełznana.

    W oku Basi pojawił się błysk, a na buzi zagościł śliczny uśmiech. Roch dumny z siebie i bogatszy o kolejną znajomość wrócił do kantorka, w którym doszedł do wniosku, że wybrał najlepszy na Świecie zawód. Lepszy nawet od ginekologa amatora, bo i satysfakcja większa, a i od czasu do czasu można spojrzeć głęboko w oczy, w których pojawia się błysk zachwytu nad Rochem.

    Ale dość o Rochu bo jeszcze, niczym Narcyz, umrze z tęsknoty za samym sobą.

    ****
    Po obiedzie Roch wybrał się na rower. Standardowo pojechał na Repty i Dolomity. Jednak w domu czekało na niego bojowe zadanie, czyli męczenie płytek. Pedałując tak sobie myślał gdzie może tkwić błąd w recepturze, że płytka z płytką się nie udaje.

    Jednak nie chciał zbytnio psuć sobie rowerowej przyjemności więc zaprzestał poszukiwania rozwiązania i skupił się na doznaniach czysto rowerowych, a więc samej przyjemności, która spływała na Roch z każdym naciśnięciem na korbę. Po powrocie do domu Roch postanowił, że pojedzie jeszcze na Pniowiec ot tak żeby dokręcić do 30 kilometrów.

    Po powrocie zasiadł do rysunków, żelazka i innych takich. Już po godzinie Roch trzymał swoją nową wiertareczkę w dłoni i robił dziurki w płytce. Po kolejnych dziesięciu minutach Roch miał gotową do trawienia płytkę.

    Rozpuścił więc nadsiarczan sodu B327 i wrzucił weń płytkę. Początkowo nic się nie działo, ale po chwili cały dom obleciał duszący zapach i trzeba było się ewakuować na klatkę schodową, żeby podtruć sąsiada z lewej bo wyjątkowa z niego menda.

    Roch bełtał miksturę i patrzył jak miedź z płytki znika, a pojawiają się kolorowe kwiatki, słonie i samochody. Roch doszedł do wniosku, że odjechał. W domu okazało się, że w jednym miejscu ścieżka się przerwała, ale może da to się ją uratować. Jutro, przy dziennym świetle Roch oceni straty i postara się zrobić kilka zdjęć. Jak tylko naładuje akumulatorki.

    Długa notka wyszła, ale też się działo u Rocha.

    Roch pozdrawia Czytelników (i przeprasza za długość notki).

  • Gdzie nie pojedziesz to tłoczno

    Pogoda super, słupek rtęci wskazał 20 st. C to i Roch w domu nie mógł wysiedzieć. Mama Rocha dawno już polowała na grzyby, a Roch kisił się w domu. W okolicach 1400 Roch wybył w końcu na rower. Plan był prosty: pojechać do Świerklańca i powtórzyć letnie harce, czyli zahaczyć o Dobieszowice i później gdzie nogi Rocha poniosą.

    Ze Świerklańca Roch pojechał do Wymysłowa i Dobieszowic gdzie skręcił w las i wyjechał w Piekarach Śląskich. Na horyzoncie pojawił się Kopiec, w kierunku którego Roch pojechał. Z Kopca wypadało już pojechać do Radzionkowa, Dolomitów i Rept.

    W każdym z tych miejsc Roch musiał uważać na ludzi, przyjemność żadna. Tak upłynęła Rochowi niedziela. Pogoda ładna i ludzie okupowali wszystko co się tylko dało okupować, ale Roch 50 km zrobił.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Jutro można się spodziewać kolejnej nudnej elektronicznej notki.

  • Złota polska jesień

    I w końcu się pojawiła, nadeszła wraz z weekendem, który upływa pod znakiem porannych mgieł i popołudniowego ciepła. Roch wyszedł na rower i postanowił, że takiej okazji nie można zmarnować i trzeba wykonać letni plan minimum, czyli 50 kilometrów bo pogoda zacna, a czasu dużo. W osiągnięciu celu przez pewien czas pomagał mu mp3grajek, który jednak nie wytrzymał i się wyłączył z powodu braku energii.

    Roch pojechał na Dolomity i tam zapuścił się w dawno nie odwiedzane rewiry, w których na szczęście nie było tłumów. Z zakazanych rewirów Roch udał się na Repty i tam też pojeździł po krzakach. Z Rept ponownie pojechał na Dolomity. Dystans zaczynał się zbliżać do owych 50-u kilometrów, ale trochę jeszcze brakowało.

    Roch postanowił, że przejedzie się jeszcze pewną ulicą i wróci do domu, gdzie okazało się, że faktycznie rygor 50 kilometrów został spełniony z delikatnym hakiem. A jutro niedziela, czyli dzień porannego lenistwa i popołudniowej pracy nad wypasionymi łydkami, które Roch czcią otacza bo to jedyny fragment ciała, który wart jest zawieszenia oka.

    Roch pozdrawia wytrwałych Czytelników.

  • Z rowerem wśród krzaków

    Zimno się zrobiło, a może krótki dzień nie pozwala słońcu rozgrzać powietrza; od takiej światłej i filozoficznej myśli Roch zaczął dzisiejszy wypad. Początkowo stał on pod znakiem zapytania, ale ostatecznie Roch posadził swoje cztery litery na siodełku i ruszył trochę się zmęczyć.

    Trasa normalna, czyli Repty i Dolomity bo na nic innego już powoli dnia nie starcza, a im później tym zimniej. Jednak Roch nie poddał się i dokręcił do szalonych 25 kilometrów. Niby to nic, a jednak licznik kilometrów pozostałych nieco się zmniejszył.

    Po powrocie Roch zapragnął coś sobie kupić, no i zakupił dwie kostki pamięci do komputerka żeby pisanie szło jeszcze przyjemniej i szybciej. Kiedy przyjadą do Rocha nieomieszka pochwalić się nimi.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda rozpieszcza Rocha

    Roch powoli, ale z konsekwencją godną podziwu realizuje dwa zamierzone cele. Pierwszy z nich, ogólnie znany, to zrobienie określonej ilości kilometrów na rowerze, a drugi cel to skompletowanie amatorskiego warsztaciku domorosłego elektronika. Dziś Roch zakupił małą wiertareczkę, która będzie służyć do wiercenia otworków w płytce. Tyle chwalenia się, pora przejść do konkretów, czyli do dzisiejszego wypadu.

    Roch zapragnął odmiany, miał dość jeżdżenia na Repty i Dolomity. Postanowił, że sprawdzi co tam słychać na Suchej Górze, na której dawno już nie był. Sucha Góra jak zawsze przywitała Rocha błotem, kałużami i gałęziami. Jednak niestrudzony Roch nie poddał się i brnął dalej po piasty w błocie. Napęd na dwie nogi zrobił swoje i już po kilku minutach Roch wyjechał z błota.

    Im wyżej tym Roch miał mniej problemów z przyczepnością, a i błoto mniej pryskało spod kół. Na końcu Suchej Góry Roch zatrzymał się i otrzepał z błota. Cywilizacja na horyzoncie i nie można się pokazać taki brudny.

    Z Suchej Góry Roch pojechał na Dolomity i dalej, już tradycyjnie, na Repty. I na tym zakończył się Dzień Rowerowy (TM), który przybliżył Rocha do zrealizowania głównego celu (tak naprawdę to jednego z dwóch) tego roku.

    Kończąc Roch pragnie poinformować, że dużymi krokami zbliża się pożegnanie sezonu, w którym udział wezmą Koyocik i Roch, a także jak Bóg i Energetyka pozwoli trzeci Rowerzysta, czyli Reed. Uzgadnianie terminów trwa, Roch odprawia modły za pomyślne spotkanie i pożegnanie sezonu suchego i ciepłego, a jednocześnie powitanie sezonu mokrego i zimnego. Bo na rowerze należy jeździć cały rok. Dla zdrowia.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Prawie jak..

    Roch wybrał się na przejażdżkę rowerową. Pogoda super, temperatura szalała w okolicach dwudziestej kreski na plusie, liście spadały z drzew. Na początku Roch pojechał kupić wiertła i nie mógł się powstrzymać od zakupu jednego wiertła tytanowego. Chyba w Rochu obudział się prawdziwy facet, który musi mieć najlepsze narzędzie, a nie tylko zwykły rowerzysta, który musi mieć wypasiony osprzęt.

    Po zakupach Roch pojechał na Rpet i stamtąd pojechał na Dolomity. Po drodze spotkał prawdziwe Audi i kierowcę, które dostojnie prowadził ów pojazd. Roch nie mógł się powstrzymać i nakręcił krótki film, który przedstawia to niecodzienne widowisko.

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=YKgfIicUI4E&hl=pl&fs=1&w=425&h=344]

    Trzeba przyznać, że robi wrażenie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Posiedzenie

    Jednym z okropnie przykrych obowiązków są tak zwane rodzinne spędy mylnie nazwane zlotami. Bo zlecieć to może się Roch wraz z dwójką Przyjaciół wypić piwo, pojeździć na rowerze i ogólnie powyrywać jakieś foczki na sześcioro łydek.

    Roch właśnie zaliczył takowe posiedzenie rodzinne, które w psychice Rocha zasiało spustoszenie niczym Katrina nad Nowym Orleanem. Generalnie Roch uchodzi za aspołecznego osobnika, który ponad wszystko nie znosi obowiązkowych spędów. Owszem, można się najeść i napić, jest niezła wyżerka, ale rozmowy już można sobie darować:

    Rochu, a masz dziewczynę? – Zapytała ciocia znienacka.
    Księdzem będę – Standardowa od ładnych paru lat odpowiedź Rocha.
    Jak zawsze dowcipny – Odpowiedziała ciocia.
    Jak zawsze głupio pytasz – Pomyślał Roch.

    Żeby jeszcze wódki nalali to Roch może i zacząłby opowiadać o swoich podbojach sercowych, ale tak o suchym pysku toż to grzech by był. Nic to, Roch wytrzymał posiedzenie z okazji jakieś tam okazji, bliżej nie sprecyzowanej.

    Dobrze chociaż, że nie kazali garnituru ubrać.

    Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza za późny i nudny wpis.

  • W drodze do celu

    Normalny człowiek wsiadłby na rower przejechał 10 kilometrów i wrócił do domu. Roch nie jest normalny i po 10-u kilometrach dopiero zaczął liczyć ile jeszcze musi przejechać, żeby na liczniku pojawiła się jakaś sensowna liczba.

    Roch wycieczkę zaczął od Pniowca i skierował się w kierunku Rept. Po drodze spotkał znajomego kolarza, który jest jednocześnie administratorem sieci, dzięki której Roch buszuje po Internecie. Z Rept Roch pojechał na Dolomity i z powrotem do domu.

    Jednak licznik nie wskazywał satysfakcjonującej liczby dlatego Roch powtórzył trasę i dzięki temu licznik wskazał 53 kilometry. Co prawda trochę zimno było, ale deszcz nie padał, a i słońce \”grzało\”. Taka prawdziwa jesień.

    Roch pozdrawia Czytelników.