Miesiąc: październik 2008

  • Gorzki smak zwycięstwa

    Z racji przelotnych opadów deszczu Roch wyskoczył na rower dosłownie na chwilę. Skoczył na Repty i z powrotem do domu, gdzie czekały na niego płytki, rysunki, czyli elektroniczna sobota. Jak zawsze Roch wyciął schemat płytki wydrukowany na Firmowej Drukarce Laserowej (TM), która od jakiegoś czasu jest intensywnie wykorzystywana.

    Tak więc Roch przyciął rysunek do wymiarów płytko, rozgrzał żelazko, położył płytkę i rysunek i zaczął to wszystko przygniatać, ugniatać, ściskać i wciskać. Stękał przy tym jakby podnosił ciężary w Strongmenach.

    Na koniec przyprasował płytkę do stołu, za co miał, delikatnie pisząc, przechlapane, ale po oderwaniu jej od stołu okazało się, że żadnych szkód nie stwierdzono i można było szykować kąpiel dla płytki.

    Po chwili płytka kąpała się w ciepłej wodzie, a Roch ściskał kciuki za powodzenie wodowania ponieważ kolejnego odklejenia ścieżki Roch mógłby nie przeżyć.

    Z boku leży właśnie taka \”felerna\” płytka, której odkleiła się ścieżka i dalsze procedowanie nad nią było zbędne. Po około 10 minutach w wodzie z Wiodącym na Rynku Płynem, którego kropla potrafi zmyć 1000 talerzy Roch wyjął płykę i zaczął zdejmować resztki papieru.

    Eureka, jeeeeeeeeest – Zakrzyknął Roch, gdy cały papier leżał w koszu.

    Żadna ścieżka nie odeszła, wszystko wyglądało cacy. Roch wyjął wiertarkę i zaczął wiercić dziurki, w które później włoży kondensatorki, rezystorki i wszystko co się pod rękę nawinie. Będąc w połowie Rochowi złamało się wiertło. Nic dziwnego – w końcu mikroskopijne wiertło 0,8mm nie miało szans wytrzymać całej operacji.

    Roch wymienił wiertło i działał dalej. W końcu wiertło się omskło, wiertarka przejechała po płytce i zmasakrowała wszystkie ścieżki. W oczach Rocha pojawiły się łzy, ale na jutro zapowiedział powtórkę. Wiertła są, schematy są, płytki są i chęci są.

    Na zakończenie zdjęcie prawie gotowej płytki:

    Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza, że dziś tak technicznie wyszło.

  • W poszukiwaniu jesieni

    Tuż po opadach deszczu, które znienacka przeszły nad Tarnowskimi Górami, Roch wyszedł na rower. Wczesnym rankiem ustawił przypomnienie o tym, aby w końcu naładować akumulatorki. Plan był prosty, trzeba znaleźć oznaki jesieni, o które już nie jest trudno.

    Roch pojechał na Repty bo tam najwięcej jest drzew, a i bliskość do domu sprawia, że to doskonałe miejsce na szukanie Pani Jesieni. Pani jesień nie kazała się zbyt długo szukać. Roch od razu dostrzegł żółte i pomarańczowe liście, które kiedyś były na drzewie.

    Roch szybko zrobił zdjęcie i pojechał dalej. Pogoda zaczynała się poprawiać więc można było zaryzykować odwiedzenie Dolomitów. Po powrocie do domu Roch zjadł energetyzującą tabliczkę czekolady i w ten sposób uzupełnił wszystkie wcześniej spalone kalorie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Pani Jesień w akcji:

  • Jesienny podryw

    Jesień to jakiś magiczny miesiąc. Do takich wniosków doszedł Roch jeżdżąc na rowerze. Wszystko zaczęło się od powrotu z Dolomitów. Roch dojeżdżając do skrzyżowania zatrzymał się przed przejściem dla pieszych i przepuścił dziewczynę cierpliwie czekającą na możliwość przejścia na drugą stronę jezdni. To nic, że kierowcy za Rochem trąbili, najważniejsze, że owa piesza dziewczyna uśmiechnęła się do Rocha i powiedziała \”dziękuję\”.

    Roch również uśmiechnął się i pojechał dalej. Jadąc drugi raz na Dolomity postanowił pościgać się trochę z autobusem. Dodatkową motywacją była kolejna dziewczyna stojąca w autobusie. Spojrzała ona na Rocha i uśmiechnęła się. Roch naprężył łydki i ruszył. Na szczęście, autobus od dawna był pełnoletni to nie było ryzyka ucieczki. Na przystanku Roch zatrzymał się i usłyszał od dziewczyny, że jest twardzielem.

    Do tej pory Roch zastanawia się co miała na myśli; czy to, że Roch jest na tyle głupi, że jeździ za autobusem, czy to, że Roch jest w stanie jechać za autobusem. Oczywiście, jak to Roch ma w swoim zwyczaju, żadnej z nich nie poznał bliżej, ale taka już Rocha natura.

    Rekapitulując dzisiejszą notkę: Roch dwukrotnie zaliczył Dolomity i Repty dzięki czemu magiczna liczba 50 kilometrów stała się realna. Pogoda była bardziej niż dobra, a wiatr jakoś wiał w plecy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zrobiony na szaro

    Od rana wiał mocny wiatr, ale to na Rochu nie robiło większego wrażenia. Roch wyznaje zasadę, że jak dobrze się nadstawić to i wiatr człowiek popchnie więc sama przyjemność. Jednak martwiły go opady deszczu, które co rusz moczyły przednią szybę Megi, w której Roch spędził ranek. Trzeba było jechać zapłacić rachunek z telefon no i, najważniejszy rachunek, za Internet.

    Wczesnym popołudniem Roch był gotowy (czyt. najedzony) do wyjścia na rower. Jednak pogoda straszyła deszczem i strach było wychodzić z domu. Im bliżej wieczoru tym robiło się coraz ładniej. Gdy było już za późno na rower pogoda całkiem poprawiła się, ale Roch już nie wyszedł na rower.

    W wolnej chwili przygotował kolejną porcję statystyk, które można pobrać stąd:

    wrzesien_2008.pdf

    W skrócie: we wrześniu Roch pokonał 867 km, co daje 28km dziennie, z czasem 43 godz. 6 sek. ze średnią 18km/h.

    Roch pozdrawia Czytelników.