Rok: 2008

  • Się nie chciało

    Pogoda dopisała więc Roch postanowił, że zaatakuje upragnioną stówkę. Zaczął jak zawsze od Świerklańca i dalej pojechał do Wymysłowa, Dobieszowic. Pedałował sobie podśpiewując pod nosem bo mp3grajek odmówił posłuszeństwa.

    Będąc już w okolicach Dolomitów Roch wstąpił do sklepu i zakupił najtańszą wodę jaka była. Portfel świecił pustkami, a klepaków było akurat na najtańszą dostępną wodę. Na bąbelki nie starczyło. Z uzupełnionymi płynami Roch pojechał na Dolomity i tam zakończył pierwszy etap.

    Licznik wskazał 50 kilometrów i można było wracać do domu. W domu Roch opuściła chęć do jazdy. Jednak ustawienie odpowiedniego opisu na komunikatorze spowodowało, że odezwał się Nosiu. Roch pomyślał, że można zaryzykować kolejną wizytę na Pniowcu.

    Jednak trasa była inna. Ponownie Roch wylądował na Świerklańcu, ale tym razem skierował się w kierunku Chechła. Z Chechła można było atakować Miasteczko Śląskie, ale Rochowi wybitnie się nie chciało. Wrócił zatem do domu z 70-ma kilometrami.

    I tak nieźle.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kłody pod nogami

    I wcale nie będzie o kaprysach pogodowych, a raczej programowych. Rochowy komputer odmówił posłuszeństwa, a właściwie to Vista przestała chcieć współpracować z Rochem. Ten bez chwili zastanowienia wpisał to co każde dziecko zna na pamięć i już po 40 minutach komputer posiadał nowiutki system.

    Później przyszła pora na aktualizacje, konfiguracje, a jeszcze Roch chciał wyskoczyć na rower. Dlatego podzielił sobie wszystko na określone kawałki dnia i dzięki temu już o 1400 był na rowerze. Wraz z Nosiem pojechali na Świerklaniec, a później do Wymysłowa i Dobieszowic.

    Z Dobieszowic wypadało jechać na Kopiec, a stamtąd na Księżą Górę. Tam Roch chciał się popisać i mało co nie wpakował się w jedyne stojące drzewo. Przypadkowo wjechał na korzeń, który podbił Rochowy rower, który to rower stracił kontakt z podłożem przez co stał się niesterowny.

    Gdy Roch tak leciał w powietrzu zastanawiał się, czy kolejne spotkanie z drzewem będzie tak samo bolesne jak poprzednie. Czuł, że jednak trochę zaboli chociaż drzewo nie było specjalnie grube. Gdy już koła otrzymały względną przyczepność Roch rozpoczął hamowanie. Jednak, tutaj kłania się doświadczenie motoryzacyjne, nie zablokował kół żeby znowu nie stracić upragnionej przyczepności. A drzewo się zbliżało.

    W końcu, jakiś metr przed drzewem, udało się zatrzymać szalejący rower i Roch nie musiał sprawdzać, czy będzie bolało, czy nie.

    Po tych doznaniach Roch udał się na Dolomity i wrócił do domu. W normalnej sytuacji Roch zasiadłby do komputera i rozpoczął pisanie kolejnej, nudnej, notki, ale nie wczoraj. Do zainstalowania pozostał Service Pack 1 dla Visty bo bez niego nie da się korzystać z systemu. Godzina z głowy, a później Mama Roch zapragnęła pączków.

    Trzeba było się ubrać, wsiąść do Megi i jechać do pączkodajni. Wrócił o 21sup]00 to już nawet nie chciało mu się włączać komputera.

    Na koniec Roch:

  • Pogodo! Nie idź tą drogą

    W skrócie można by napisać: było tak samo jak wczoraj, lało i chmurzyło się. Jednak jest pewne ale. Popołudniu zaczęło się wypogadzać więc Roch postanowił spróbować wyrwać się z domu i chociaż chwilkę popedałować.

    Początkowo bał się, że wczorajsza historia powtórzy się i znowu trzeba będzie uciekać przed deszczem. Jednak słońce nieśmiało wyglądało zza chmur co dla Rocha było dobrym znakiem. Im więcej słońca tym Roch dalej wypuszczał się, aż dojechał do Pniowca.

    Dalej nie było czasu jechać gdyż słońce wyszło dopiero w okolicach godziny 1800. Na dłuższą wycieczkę, na przykład stukilometrową, było odrobinę za późno, ale według wszelkich znaków na niebie i ziemi jutro ma być ładnie i będzie można spróbować uskutecznić stówkę.

    Dziś tylko 30 kilometrów, za to w błocie co liczy się podwójnie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda też czyta Rocha blog

    Jeśli ktoś w to nie wierzy to Roch zaraz to udowodni. Wczoraj ujawnił swój tajny plan, który zakładał, że Roch będzie robił codziennie sto kilometrów. Od rana nic nie wskazywało na to, że popołudniu pogoda załamie się.

    Od popołudnia zaczynało lekko pokropywać deszczem, ale Roch nie poddawał się. Przelotny opad jeszcze nikogo nie zabił, a na pewno nie spowoduje, że Roch da sobie spokój z rowerem. Wyruszył zatem na jazdę testową. Będąc już pod Wymysłowem Roch obejrzał się za siebie.

    Zobaczył gigantyczną, czarną chmurę, która złowrogo szła w kierunku Rocha. Ten czym prędzej pognał do domu, a chmura za nim. Już pod domem zaczęło kropić, ale rozlało się dopiero jak Roch wszedł do domu. Ta pogoda nie jest, aż taka zła, ale ewidentnie czyta to co Roch pisze.


    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A może by tak stówa?

    Jakiś tydzień temu Roch odkrył niezłą trasę, która umożliwia zrobienie 50 kilometrów w ciągu niespełna dwóch godzin. Przez ten tydzień Roch jeździł nią, aby szybciej zbliżać się do upragnionego dystansu. I dziś Roch pojechał ową trasą, jednak w połowie naszła go wspaniała myśl.

    A może by tak jeździć nią dwukrotnie? – Pomyślał Roch i rozpoczął kalkulację.

    W końcu ułożył wstępny plan jutrzejszej wycieczki. Jeśli zacząć od 1500 jeździć to do 1700 jest pierwsza pięćdziesiątka. Godzina odpoczynku i od 1800 do 2000 można śmiało machać drugą pięćdziesiątkę.

    Dzięki temu dziennie Roch machałby sto kilometrów i to spowodowałoby spore zamieszanie w statystykach Rocha. Póki co Roch objechał trasę jeden raz i czuł się jakby mógł jeszcze ze dwa razy ją objechać. Jutro Roch przeprowadzi test, czy wydoli kondycyjnie i czasowo. Jeśli wszystko uda się to wycieczki Rocha staną się jeszcze bardziej ekscytujące ponieważ w tydzień będzie robił prawie tyle ile miał robić w miesiąc.

    Rachunek jest prosty jak drut.

    Pomysłowy Roch pozdrawia Czytelników.

  • Paraliż ustąpił

    Od rana Roch czuł, że jego nogi rwą się do pedałowania. Jednak poranki u Rocha są zbyt leniwe żeby pedałować, a sam Roch staję się w miarę przytomny dopiero po drugiej kawie zbożowej. Mniejsza z tym co i kiedy Rochowi staje.

    Popołudniu Roch ubrał się, wrzucił na głowę genialnego Buffa i zaczął pedałować. Tradycyjnie pojechał do Świerklańca i Wymysłowa. Później już tylko Dobieszowice, Piekary Śląskie i można było zaczynać etap terenowy wycieczki.

    Na Dolomitach Roch pojechał swoją ulubioną trasą i już miał skręcać na Repty, ale coś go tknęło i wrócił do domu. W domu do Rocha zagadał Koyocik i zaproponował pączusie. Roch przystał na propozycję i w ten sposób Roch miał zagospodarowany wieczór.

    Pod pączkodajnią (jakże smaczna nazwa) była straszna kolejka, ale w końcu udało się zakupić soczyste, duże, mięciutkie, pulchniutkie, cieplutkie, brązowiutkie pączusie w polewie czekoladowej i z nadzieniem różanym.

    Roch zatopił się w tym cudzie cukierniczym wyobrażając sobie Panią z Twomarku, o której Koyocik wspomniał podczas jazdy. I tak Roch spędził miło wieczór.

    Kończąc Roch pozdrawia Koyocika, a także pozostałych Czcigodnych, i już niecierpliwi się na kolejny pączkowy wypadzik.

  • Paraliż nóg

    Od rana Roch wyglądał przez okno w poszukiwaniu deszczowych chmur. Jednak porywisty wiatr przeganiał wszystko i niebo było stawało się coraz czystsze. Z biegiem dnia wiatr ustawał, a słońce mocniej grzało.

    W końcu Roch wyszedł na rower, ale postępujący paraliż nóg spowodował, że dojechał tylko do Pniowca. O Świerklańcu, czy Dobieszowicach nie było mowy. Na Pniowcu Roch kupił sobie soczek (marchwiowo-brzoskwiniowy), posiedział, popatrzył i wrócił do domu.

    W domu sięgnął do lodóweczki, w której od wczoraj chłodzi się, sprezentowany przez Reeda, Strong i zasiadł przed komputerem, aby napisać kilka słów. Roch przeczytał notkę Reeda i postanowił, że opije pomyślność i długowieczność kółek Reeda. W końcu komplet nowych piast XT na sześć śrub, w dobie wszechobecnego Center Locka, jest czymś tak nie możliwym jak dziewica u Rocha na osiedlu.

    Tak więc Twoje zdrowie Reed i żeby kółka się lekko kręciły. Wirtualnie, ale szczerze 🙂

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Strasznie pechowo

    Kolejny dzień \”przelotnych\” opadów deszczu. Do komplety brakowało porywistego wiatru, który dziś się pojawił. Od rana rower stał pod znakiem zapytania. Jednak Roch wpadł na pomysł, że wyskoczy między jednym opadem, a drugim i zrobi chociaż kilka kilometrów.

    Jednak przeliczył się i wstrzelił się w początek nowego opadu dzięki czemu wrócił cały mokry. Dalszych planów nie było. Roch udał się do Reeda dokończyć dila. Na miejscu okazało się, że Reed ma dla Rocha prezent. Napój Bogów, czyli Strong. Roch nie oczekiwał żadnej zapłaty za dil, ale Reed był nieugięty.

    I na tym kończy się dzień Rocha.

    Roch pozdrawia Reeda i pozostałych Czytelników.

  • Pogodowa huśtawka

    Wczoraj lał deszcz, a dziś świeciło słońce. Normalne, pogoda się zmienia, ale dlaczego do jasnej tralala zawsze przytrafia się to w weekend? Wtedy właśnie Roch ma największą ochotę pojeździć jakieś dłuższe dystanse żeby w poniedziałek cieszyć się nową cyferką w dystansie całkowitym.

    Korzystając z ładnej pogody Roch pojechał do Świerklańca i dalej do Wymysłowa. Później już było tradycyjnie, czyli Dobieszowice, Radzionków i potem etap terenowy, a więc na pierwszy ogień poszły Dolomity, a później Repty.

    Roch pędził przed siebie chcąc dokładnie przetestować nowy nabytek. Okazuje się, że wszystko działa, owady już nie łażą po Rochowej głowie, a pot nie ścieka z kasu na okulary. Do tego jest lans bo nikt nie wie kto to taki. Podobno tajemniczość przyciąga Fanki.

    Zamaskowany Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda pod psem

    Kiedy coś się planuje to deszcz wszystko zepsuje. I tak było dzisiaj. Planowany był spontaniczny wypad na Świerklaniec, ale pogoda z minuty na minutę się pogorszyła. U Rocha lało jak z cebra co zostało uwiecznione za pomocą wideotelefonu Rocha. W tle, oczywiście, kwalifikacje F1 (go, go Kimi!): leje

    Jednak do Reeda przyszła paczka, w której Roch miał także swój udział. Wsiadł w Megi i za całe 30 minut był w Chorzowie. AutoMapa uparcie twierdziła, że Roch jest u celu, ale cel był jakieś dwa kilometry w przeciwnym kierunku. Żeby było zabawniej będąc już u celu właściwego AutoMapa poprawnie pokazała nazwę ulicy! Te upały zaszkodziły nawet GPSowi.

    Zlot odbył się statycznie, w towarzystwie padającego deszczu. Roch odebrał część swojej paczuszki, w której znajdował się Buff. Kawałek szmatki, z której można robić cuda-niewidy. Od dzisiaj Roch porusza się rowerem zamaskowany. A to wszystko dzięki Reedowi.

    Roch serdecznie dziękuje Reedowi za pomoc w zakupach i pozdrawia 🙂

    Na koniec Roch w wersji letniej:

  • Spontanicznie całkiem

    Oczywiście chodzi o pierwszy dzień nowego miesiąca. Jakoś tak Rochowi nogi odmówiły posłuszeństwa i nie chciały robić kolejnej pięćdziesiątki. W tym postanowieniu Roch wytrwał dzięki dwóm dodatkowym czynnikom. Pierwszy z Nich to Nosiu, który marudził niemiłosiernie, a drugi czynnik to parność.

    Owa parność zapowiadała, że coś z nieba poleci, ale na kilku grzmotach się skończyło. Roch zasiadł przed komputerem i tak już został. Dzięki temu, całkiem spontanicznie, powstał plan zorganizowania zlotu, w którym udział zapowiedzieli Reed i Roch. Koyocik niestety nie rozdwoi się, ale następny zlot nie zostanie mu odpuszczony.

    I tak jutro odbędzie się dwuosobowy zlot w Świerklańcu. Fanki mogą, jak najbardziej, wpadać (na zlot oczywiście).

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ostani dzień miesiąca

    Po spojrzeniu na licznik Roch miał jasność. Trzeba zrobić sześćdziesiąt kilometrów żeby zbliżyć się do wyniku zanotowanego w zeszłym miesiącu. Pogoda nie sprzyjała temu wyczynowi, ponownie zrobiło się gorąco, ale Roch nie poddawał się. Wlał kondycję do buteleczki, zabrał mp3grajka i ruszył przed siebie.

    Pojechał znaną sobie trasą do Wymysłowa i Dobieszowic. Później pojechał do Piekar Śląskich i Radzionkowa. Póki Roch pedałował to było wszystko w porządku, chłodek i ogólnie dobre samopoczucie. Jednak każdy, nawet, najkrótszy postój skutkował poczuciem gorąca i kapaniem spod kasku.

    Wracając do domu Roch zatrzymał się w pobliskim sklepie celem zakupu kondycji. Ta w buteleczce albo wyparowała, albo jakiś kolarz (kolarka?) wszystko Rochowi wypił. W sklepie Roch kupił najtańszą wodę, z naciskiem na to żeby był mokra. Ilość magnezu i innych minerałów miała drugoplanowe znaczenie.

    Zaopatrzony w litr kondycji Roch popedałował do domu. Tam chwile odpoczął i pojechał na Pniowiec zamknąć miesiąc. Miesiąc zamykał w towarzystwie Stronga. Nie ma to jak opicie zakończenia miesiąca. A jeśli już Roch poruszył cyferkowy temat to warto wspomnieć, że w lipcu Roch uskutecznił 1358 kilometrów w czasie 69 godz. 13 min. ze średnią 21,03 km/h.

    Szczegóły jak zawsze w pliku:

    lipiec_2008.pdf

    Na zakończenie króliczek Playboya:

    Słodka bestia i się nie bała.

    Roch pozdrawia Czytelników.