Rok: 2008

  • Nic nadzwyczajnego

    Nic specjalnego nie wydarzyło się u Rocha. Zwykły wypad na Repty i stamtąd na Dolomity. Jadąc w kierunku dolomitów Roch obawiał się, że znowu wpadnie w jakieś błoto, ale nic takiego się nie wydarzyło. Po wyjeździe z Dolomitów Roch okazał się być czysty. To zmotywowało go do dalszej jazdy, ale czasu było mało żeby pojechać na kopiec lub do Świerklańca.

    Roch skierował się ku domowi licząc na to, że po drodze wydarzy się coś, co będzie zasługiwało na opisanie. Niestety, Roch nie zauważył nic nadzwyczajnego tak więc uznał wypad za nudny i postanowił, że nie będzie go opisywał. Bo ileż można wałkować temat Roch był tu i tu.

    Z to jutro będzie o czym pisać, ale o tym Roch napisze jutro.

    Tak więc do jutra.

  • Pączkownia wraz z Koyotem

    Od dawna Roch z Koyocikiem planowali wypad na sławne pączki z Paniowca. Dziś udało zrealizować te plany. Spotkanie nastąpiło w okolicach drogi wewnętrznej PKP, z której to tylko kawałek do pączków. Koyocik przez całą drogę wyczuwał owe pączki jednak na miejscu nastąpiło rozczarowanie.

    Poproszę pięć pączków.. – Zaczął Roch.
    Pączki dopiero od 1920 – Pani sprowadziła Rocha na ziemię.

    Pozostało czterdzieści minut do godziny zero. Koyocik z Rochem zajęli strategiczne miejsca zaraz przy wydawalni pączków tak, aby być pierwszymi, którzy dobiorą się do tych rarytasów. Czas dłużył się, co rusz przychodzili jacyś tubylcy, którzy coś tam wynosili.

    Roch nie mógł zdzierżyć tej sitwy lub tajemniczego układu, który trzymał w swoich szarych łapskach pączki. W końcu Roch ustawił się do kolejki i z cierpliwością czekał, aż nadejdzie jego kolej. W końcu stał twarzą w twarz z całkiem ładną panią, nazwijmy ją pączusiem.

    Co dla pana – Zapytała pani Pączuś.
    Zostań moją żoną.. – Pomyślał Roch.
    ..yyy pięć z czekoladą i dwa z posypką – Nie przemógł się.

    Pani zapakowała pączusie i dała Rochowi.

    Spędziłbym z Tobą resztę życia – Pomyślał Roch odbierając pączusie.
    yyy dziękuję – Znowu nie przełamał się.

    Koyocik zatopił się w pączusia i stwierdził, że to jest to. Roch myślał to samo. Taki pączuś to jest to co Roch i Koyocik lubią. Droga powrotna była ekspresowa – po takiej bombie kalorycznej nie można było jechać wolno. Wnet znaleźli się w Miasteczku Śląskim gdzie umówili się na kolejny pączkowy wypad. Dla takiej pączusiowej Pani warto jechać dziesięć kilometrów.

    Roch pozdrawia Koyocika i pozostałych Czytelników.

  • Każda glina jest inna

    Do tej pory Roch nie wie co podkusiło go na wypad w Dolomity. Niby teren fajny, wymagający i męczący, ale z drugiej strony nie ma tam zwykłego błota, które Roch uwielbia czuć na twarzy – przez co nadal jest fajny i młodzieżowy – jest za to pomarańczowa glina lepiąca się do wszystkiego na co upadnie.

    Początkowo Roch nie przejmował się tym, że przypadkowo utopił rower w takim pomarańczowym paskudztwie, ale później stwierdził, że to było błąd. Pomarańczowe paskudztwo oblepiło cały rower z Rochem włącznie. Było dosłownie wszędzie, na hamulcach, na siodełku, na kierownicy, na łańcuchu i korbie no i na Bomberku.

    Roch zaczęło skrupulatnie czyścić rower z tego paskudztwa, ale to zejść nie chciało – rozsmarowywało się jak nie przymierzając zacna margaryna na sznicie (tutaj ukłony dla Salve!, która postanowiła przyswoić kilka Ślunskich zwrotów).

    Roch odczekał aż to paskudztwo zaschnie i zeskrobał znalezionym patykiem resztki z Bomberka i reszty roweru. I jedź tu człowieku w fajny teren tylko po to żeby potem skrobać rower z tego.. czegoś.

    Z Dolomitów Roch pojechał na Repty – tam nigdy nie było gliny chyba, że takiej w niebieskim mundurze, ale ona nie pozostawia trwałych śladów, nie licząc portfela, który u Roch i tak jest pusty. I w ten oto zgrabny sposób Roch przeszedł do meritum dzisiejszej notki, czyli do tego co kiedyś zamówił, a dziś przyszło.

    Roch zaszalał i dla swojego nowego PDA zakupił etui Krusell, a co się będzie szczypał. Tak na prawdę to dostał go na urodziny, które dopiero przed Rochem. Taki przyśpieszony prezent.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W końcu bez zgrzytów

    Schodząc z rowerem Roch zastanawiał się co dziś zepsuje mu wypad. Wczoraj klocki postanowiły się skończyć i dlatego Roch zrobił tyle kilometrów ile zrobił. Po wymianie klocków Roch postanowił odbyć jazdę testową, która później przekształciła się w pełnowartościowy wypad. Początkowo hamowanie odbywało się z dużą dozą niepewności ponieważ nowe klocki są dużo mniejsze niż stare, ale ponownie potwierdziło się, że nie rozmiar się liczy.

    Klocuszki hamowały zacnie, a po do tarciu Rochowi zdarzało się zablokować tylne koło. W związku z tym pozostało udać się na Repty i tam zakończyć dzień. Jednak przy drugim przejeździe obok zakochanej parki gruchającej na ławeczce Roch stwierdził, że nie warto im przeszkadzać. Może chłopak ma jakieś plany wobec dziewczyny, a tu taki jeden cały czas jeździ.

    No więc Roch pojechał na Pniowiec i tam pojeździł po lesie. Pękło pięćdziesiąt kilometrów i Roch mógł wrócić do domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak nie deszcz to sprzęt

    Coraz bardziej wydaje się Rochowi, że lipiec to kolejny miesiąc, w którym wszystko i wszyscy wypną się na Rocha. Zaczęło się od załamania pogody przez co nie może on uskuteczniać mnóstwa kilometrów, a teraz sprzęt zawiódł.

    Skończyły się klocki hamulcowe, a hamowanie metalem o metal w ekspresowym tempie zabije jego tylną obręcz. W związku z tym Roch wrócił do domu i siedzi bezproduktywnie przed komputerem zamiast pedałować i kręcić obłędne ilości kilometrów.

    W związku z tym, jak na Rocha przystało, wszedł na pewną stronę i dokonał zakupu \”ekskluzywnego\” etui na swój nowy gadżet. Cóż, trzeba było się pocieszyć w jakiś sposób z powodu mikroskopijnych dwudziestu kilometrów.

    Teraz Roch oczekuje na nowy nabytek, a jak już się doczeka to oczywiście poinformuje Was o tym.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rochu przywieź trochę burzy.

    Po wczorajszych burzach Roch myślał, że ten okres ma już za sobą. Jednak dziś od rana było \”duszno i porno\” co wróżyło powtórkę z historii. Tuż po obiedzie Roch zaryzykował i wyszedł na rower. Razem z Rochem pojechał mp3grajek załadowany nową porcją zacnych albumów.

    Początkowo Roch chciał oddalić się trochę od domu, ale wrodzona ostrożność jakoś blokowała jego nogi. Później okazało się, że dobrze. W związku z blokadą nóg jedynym miejscem gdzie Roch mógł jechać były Repty. W słuchawkach mocne uderzenie w wykonaniu Billy Tallent (fakt, zespół ma Tallent) zagłuszyło zbliżające się grzmoty.

    W końcu Roch spojrzał w niebo i sztyca pod nim się ugięła. Granatowe, wręcz czarne, nie wróżyło nic dobrego. Roch dał głośniej i pognał w kierunku domu. Pedałował ile sił w nogach, a burza coraz bliżej, grzmoty były coraz głośniejsze.

    W końcu dotarł do domu. Wszedł do klatki i w tym momencie zaczęło lać, wiać i grzmieć. Szczęśliwy, bo suchy, Roch relaksuje się w domu przy komputerku odpiętym od Internetu tak żeby zły piorun nie spustoszył zasobów komputerowych Rocha. Wetknie jedynie kabelek na czas wysyłania posta.

    Tak więc Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: W najbliższym czasie relacja z dwudniowej burzy. Na Tubie oczywiście.

  • Kamieniec

    Na wstępie Roch pragnie przeprosić za wczorajszy brak notki, ale serwer Opery coś nie chciał pracować i Roch nie był w stanie nic na to poradzić. Dziś także są problemy ponieważ nad Rochem szaleje burza i nie wiadomo kiedy Internet się zgubi.

    Tak więc dzisiaj Roch pojechał z Nosiem do Kamieńca, nad jeziorko odpocząć i zrelaksować się. Na miejscu spożyte zostało piwko i dokonany lans. Gorąc lał się z nieba, duszno i parno. Było wiadomo, że to nie wróży nic dobrego.

    No i nadeszła burza – wieje, grzmi i błyska się. Jak dobrze pójdzie to jutro będzie można zobaczyć wideorelację z szalejącej nad Rochem burzy.

    Wybaczcie, Czcigodni, krótką notkę, ale błyska się i pora odłączyć się od sieci.

    Pozdrowienia.

  • Zwyczajny dzień, nic szczególnego

    Dzień jakich w życiu Rocha mnóstwo. Od rana dłubał przy pracy i w końcu Promotorowi spodobała się pierwsza część pracy dzięki czemu (w końcu) może zabrać się za część drugą. Roch dalsze opisy pominie zostawiając lekkie niedomówienie żeby potem wyszczelić niczym Filip z (w?) konopi.

    Popołudniu Roch wybrał się na rower. Dziś nic mu nie podpowiadało żeby zabrać aparat, ale przezornie Roch zabrał aparat. Oczywiście akumulatorków wystarczyło na jedno zdjęcie, na szczęście udało się uchwycić ciekawy widoczek. Później akumulatorki zdechły i dalszą drogę aparat przejechał w kiszeni.

    Roch pojechał na Repty pośmigać sobie troszkę po górkach, zmęczyć się, a tym samym dobrze się bawić. Pojawił się pomysł wypicia małego browarka, ale samemu to chyba nie wypada. Tak więc Roch zadowolił się kondycją z buteleczki udającej bidon.

    Z Rept pojechał na Dolomity, ale zboczył z drogi. Zbliżała się godzina 1700, a więc była pora na zbożową kawkę (tylko taką Roch może pić żeby nie być sennym). Takie Rochowe five o`clock (lub fajfoklok). Po wypiciu ruszył dalej.

    Na Pniowcu swoich sił, w pojedynku z Rochem, próbował młody kolarz, ale Roch nie dał się i postanowił utrzeć nosa \”młodziakowi\”. Na przypieczętowanie zwycięstwa Roch włączył turbo, które dziś było wyjątkowo odczuwalne w związku z nieustanną konsumpcją rzodkiewek. Przegrany kolarz zwolnił jeszcze bardziej.

    Roch skierował się do domu. Towarzyszył mu napęd turbo.

    Turbo Roch pozdrawia Czytelników.

  • Stare, czy nowe?

    Coś w głębi Rocha podpowiadało mu \”weź aparat, weź aparat\” no i Roch zabrał z sobą aparat. Pojechał, rowerem oczywiście, na Repty i tam pstrykał zdjęcia różnym owadom, drzewom i innym mniej lub bardziej martwym rzeczom.

    W drodze powrotnej przetarł oczy ze zdumienia! Otóż pod leśniczówką stała jego miłość i nie była to żadna rowerzystka. Było to BMW serii 6.

    Roch czuł jak mu ślina kapie z ust, a drżące ręce szukają aparatu żeby uwiecznić to cudo. Piękna linia, cudowne osiągi (silnik V10). Są tylko dwa zgrzyty. Pierwszy to taki, że to wersja Cabrio, a nie Coupe, a drugi zgrzyt to pojemność.

    Dokładne oznaczenie modelu to BMW 650i, co dla Rocha jest profanacją! Właściciel powinien kupić wersję M6 w kolorze Brąz Sepang.

    ****
    Po powrocie do domu Roch myślał, że to koniec atrakcji. Jednak zadzwonił Koyocik i zaproponował wspólny wypad. Roch ubrał się i pojechał w umówione miejsce. W drodze na Chechło Koyocik sprawił Rochowi niespodziewajkę.

    Niespodzianką był piękny Chevrolet Impala. Roch dostał motoryzacyjnego orgazmu na widok tego cacka. Pojemność z pewnością grubo ponad pięć litrów, początek lat 70-tych.

    Piękny wózek, na który co prawda nie wyrwie się laski, jak na BMW, ale Chevy, cytując Koyocika, ma duszę. I o to chodzi. Oczywiście obowiązkowe zdjęcie na tle Impali bo taka okazja może już się nie trafić.

    Po tych doznaniach Koyocik z Rochem pojechali do Świerklańca gdzie odpoczęli przy zimnym piwku i wrócili do domu. Żadnych pośladków, prócz Honey, nie stwierdzono, ale to nie ważne. Nie dziś.

    Roch pozdrawia Koyocika i Czytelników.

  • Jak nie deszcz to bułeczki z jagodami

    Zawsze coś Rochowi stanie na przeszkodzie swobodnego pedałowania. Wczoraj był to deszcz, a dziś inny \”kataklizm\” szczególnie, że tan dzisiejszy z pewnością wywoła u Rocha drastyczny wzrost wagi. Otóż od rana mama Rocha pichciła coś w kuchni. Wiadome było, że to coś będzie zawierało jagody ponieważ dzień wcześniej nieoceniona mama zbierała ten granatowy przysmak w lesie.

    Aromaty dochodzące z kuchni uniemożliwiały Rochowi jakiekolwiek myślenie dlatego uciekł na rower. Pojeździł godzinkę i wrócił do domu. Już na klatce schodowej Roch czuł, że w domu czeka coś apetycznego i, niestety, kalorycznego.

    Roch szybko oparł rower i poszedł zmyć z siebie resztki leśnego błota. Później wizyta w kuchni i szok spowodowany ilością jagodowych bułeczek, które zostały wypieczone w piekarniku, w którym Roch kiedyś suszył buty.

    Jak zawsze Roch planował iść wieczorem na rower, ale nie mógł oderwać się od tych bułeczek. I tak plan rowerowania wziął w łeb. Niech pączki z Pniowca się kryją przy takich bułeczkach, o takich:

    Z wiadomych powodów dzisiejsza notka również jest krótka. Bułeczki czekają.

    Do jutra Czcigodni.

  • Deszcz go nie pokonał

    Od rana niebo zachodziło chmurami, a wiatr złowieszczył deszcz. Jednak Roch nie poddawał się i wciąż wyglądał za okno sprawdzając, czy już pada. W końcu ubrał się i zszedł z rowerem na dół. Na dole okazało się, że deszcz zaczął padać. Jednak Rochowi nie chciało się wracać do domu.

    Ruszył więc w deszczu na Pniowiec i z powrotem. Na szczęście w połowie drogi deszcz przestał padać, a słońce zaczęło nieśmiało wyglądać zza chmur. Dzięki temu Roch szybko wysechł i mógł dalej pedałować. W drodze powrotnej ponownie rozpadało się, ale Roch był już pod domem to było mu jedno, czy wróci mokry, czy suchy.

    Po wypiciu kawki Roch postanowił ruszyć na wieczorny wypadzik rowerowy. Udał się na Dolomity i stamtąd na Repty. Jako, że rozpogodziło się Roch mógł bez przeszkód jeździć po krzakach i taplać się w błocie. W między czasie pstryknął także kilka zdjęć.

    Teraz Roch zastanawia się, które upublicznić na 365 project, a które zostawić w swojej przepastnej skarbnicy zdjęć wszelakich.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Turystyka

    Rocha nie interesują już żadne nowe przejazdy kolejowe, ani nic co w telewizji jest reklamowane. Aby uciec od tego wszystkiego pojechał w las, a dokładnie w las pomiędzy Tarnowskimi Górami, a Pniowcem by tam, w spokoju, rozkoszować się jazdą na rowerze i nowym albumem Tiesto – In Search Of Sunrise 7.

    Niestety – zapomniał, że dziś jest niedziela to las, jak i wszystkie inne tereny zielone, będzie oblegany przez niedzielnych rowerzystów. I tak też było, gdzie by nie skręcił to zawsze natykał się na rowerzystów (tak, celowo został użyty rodzaj męski).

    Z tego wszystkiego Roch kupił sobie Heinekena i w samotności spożył ten zacny trunek na powalonym drzewie. Między jednym łykiem, a drugim Roch starał się zrobić jakieś sensowne zdjęcie, które nadawałoby się do albumu 365, ale ten wyczyn udał się dopiero na Reptach.

    Tam też tłumy oblegał ścieżki i alejki dlatego Roch wrócił do domu. Tam nie ma tłumów.

    Roch pozdrawia Czytelników.