Rok: 2008

  • Telewizja kłamie!

    Roch, usłyszawszy wczoraj w telewizji, że w Nakle Śląskim został wyremontowany przejazd kolejowy i teraz można sobie porozmawiać z żywym nastawniczym (osobą, która ustawia drogę przebiegu składu pociągowego) oddalonym o 400 metrów od rzeczonego przejazdu postanowił, że podjedzie i pogada sobie z nim.

    Jedyny znany Rochowi przejazd kolejowy w Nakle Śląskim znajduje się tuż z ARiMR i tam skierował się Roch. Podniecony zbliżającą się rozmową z nastawniczym Roch nie zwracał uwagi na wiatr, na wodę pryskającą spod kół, na TIRy. Gnał przed siebie niesiony wiatrem, który próbował go powstrzymać przed upragnioną rozmową.

    W końcu Roch skręcił z głównej drogi i już odliczał metry do przejazdu, już był u celu, podnosił ręce w geście zwycięstwa niczym Lance Amstrong na mecie Tour de France. Już układał sobie przemówienie, brzmiało ono mniej więcej tak:

    Dzień dobry szanowny panie nastawniczy, czy mógłby pan otworzyć mi te nowe rogatki i umożliwić mi przejazd przez ten nowy i jakże bezpieczny przejazd?

    Powtórzył to kilka razy żeby zapamiętać. Na horyzoncie pojawił się przejazd i znajoma tabliczka. Na miejscu Roch podszedł do tabliczki, cały zalany potem i drżącym głosem przeczytał:

    \”PROSZĘ DZWONIĆ\”
    Nosz kur*a, telewizja kłamie – Mruknął Roch i pojechał.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Prośby Rocha wysłuchane

    Roch to musi mieć jakieś chody u zarządzającego pogodom. Wczorajsze prośby o klimatyzację zostały wysłuchane i od rana termometr wskazywał 10°C. W ciągu dnia temperatura nieśmiało osiągnęła 15°C co dla Rocha było optymalną wielkością.

    Ubrawszy się zszedł na dół i pojechał polować na to jedyne zdjęcie, które zostanie opublikowane na stronie 365 project. Długo nie mógł się zdecydować co tak naprawdę chce uwiecznić. W końcu zatrzymał się i zaczął szukać jakiegoś widoczku.

    W końcu na Rochowym kole usiadła pszczoła i zaczęła pozować do zdjęcia. Roch bez chwili wahania chwycił aparat, zrobił makro i strzelił. I jeden obowiązek został spełniony. Pozostało jeszcze zrobienie 50-u kilometrów.

    Wiatr przeszkadzał, ale Roch nie poddawał się. Pedałował przed siebie, aż licznik wskazał 50 kilometrów. Tak w tajemnicy Roch napisze, że dokładnie wyszło 47km, ale o tym cicho-sza.

    Schłodzony Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nieoczekiwane spotkanie

    Żar lał się z nieba, asfalt płynął, termometr szalał. Takie warunki zastały Rocha w drodze na Świerklaniec. Trochę chłodzenia fundowały mu jadące TIRy, ale to nie pomagało. Roch rozpływał się, czuł jak promienie słoneczne wypalają mu skórę.

    Jednak nie poddawał się i pedałował dalej starając się wyprzedzić promienie słoneczne w myśl zasady im szybciej jedziesz tym jest chłodniej. Faktycznie przy wyższych prędkościach robiło się przyjemnie chłodno, ale ileż można jechać z prędkością 30 – 40 km/h.

    Na Świerklańcu Roch zażył kondycji, ale z umiarem gdyż wiedział, że przed nim daleka droga. Ze Świerklańca pojechał do Wymysłowa i tam zawrócił. Gorąc niesamowity bił z nieba i Roch chciał jak najszybciej schować się w jakimś cieniu.

    Do domu wrócił lasem przez Nowe Chechło. Mnóstwo cienia, miły chłodek tylko te muszki, które atakowały Rocha. Będąc już pod domem zadzwonił telefon.

    Się ma Koyocie – Powiedział Roch.
    Się ma, gdzie jesteś i co robisz? – Zapytał.
    Pod domem i nic nie robię – Odpowiedział Roch.
    To co – piwko na Chechle? – Zaproponował Koyocik.
    A i owszem – Odpowiedział Roch.

    Szybko jeszcze podjechał do domu gdzie uzupełnił kondycję i skierował się na Chechło. Na miejscu Roch z Koyocikiem napili się piwka, które przyjemnie schłodziło Rocha od środka i ruszyli w kierunku domu.

    I w tym miejscu apel Rocha i Koyocika: Reedzie! Michale! Nie idźcie tą drogą! Wsiadajcie na rowery i ruszajcie na pączki! Koyocik z Rochem już tam jadą! A dokładnie to w przyszłym tygodniu zostało umówione spotkanie pączkowe i liczą na Was! Przyłączcie się!

    Szczegóły w przyszłym tygodniu.

    I tym miłym akcentem Roch kończy dzisiejszą notkę.

    Nieustannie pozdrawia Czytelników.

  • Królestwo za klimatyzację!

    Niby rower to takie urządzenie, które zapewnia chłodzenie niezależnie od temperatury zewnętrznej. Nic bardziej mylnego. Termometr wskazywał 40°C w słońcu, a więc temperatura oscylowała w okolicach 30°C co dla Rocha i tak jest o wiele za dużo.

    Roch pomyślał, że podczas pedałowania wiaterek będzie go chłodził, a postojów nie przewidywał. Wyruszył w drogę i faktycznie początkowo było miło, sucho i przyjemnie. Po dłuższej jeździe Roch poczuł, że miłe doznania przechodzą do historii.

    Im wolniej jechał tym było bardziej gorąco, a szybciej się nie dało bo nogi zaczynały ograniczać prędkość Rocha. Kondycja w buteleczce również się kończyła co było znakiem, że należy zajechać do domu celem uzupełnienia kondycji w buteleczce.

    W domu Roch wypił kawkę i poczytał sobie to, co \”eksperci\” piszą na tematy około komputerowe. Po lekturze wyruszył na drugi etap pedałowania. Pojechał na Pniowiec i z powrotem. Słońce przestało grzać i można było złożyć kask. Z kaskiem jednak lans większy.

    Po zrobieniu 65km Roch wrócił do domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nowy miesiąc – nowe cele

    No i stało się. Czerwiec skończył się, a z nim skończyły się wolne rubryki w Rochowych statystykach. Pora więc na krótkie podsumowanie minionego już miesiąca. Na tle poprzednich miesięcy czerwiec wypadł doskonale, najwięcej kilometrów, same pięćdziesiątki, dwie setki no i dwa ważne spotkania. Z Koyocikiem na Jurze i to ostatnie, całą trójką.

    Czerwiec w liczbach prezentuje się następująco: 1378 kilometrów w ciągu 67 godzin 2 sekund ze średnią 20,58km/h. Bardziej szczegółowe informacje jak zawsze w pliku pdf (można zauważyć pewne imię nawet):

    czerwiec_2008.pdf

    ****
    Pierwszego dnia lipca Roch pojechał na Pniowiec, ale nie zahaczył o pączkownie ponieważ samotna konsumpcja nie należy do najprzyjemniejszych, a nie było nikogo \”pod ręką\” kto mógłby konsumować te cuda polane czekoladą.

    Tak więc Roch wrócił do domu, gdzie wchłonął tabliczkę czekolady i ponownie wyszedł na rower. Pojechał na Repty i tam pozostał. Wyszedł taki niezobowiązujący 50-o kilometrowy wypad, niestety nie zakończony w pączkowni.

    Nie można mieć wszystkiego.

    Niemniej jednak Roch nieustannie pozdrawia Czytelników.

    P.S: Licznik wskazuje 5109 km.

  • Totalny leniwiec

    Po wczorajszych harcach Roch miał ochotę na chwilkę zapomnienia. Dlatego podjął męską decyzję, że dziś nie idzie na rower. I tak z rana pojechał umyć samochód, później go zatankować. Po tych czynnościach zjadł obiad i poszedł spać. Gdy Roch wstał zszedł na dół i pojechał, rowerem, do Pani z Plusa żeby zapłacić rachunek.

    Tam, znany już ze swojego \”dzień dobry, można z rowerem?\”, został poddany próbie. Pani z Plusa zażartowała sobie i powiedziała, że nie można. Roch nie pozostał dłużny i powiedział, że idzie do konkurencji. Oczywiście konkurencja nie posiada takiej Pani z Plusa więc Roch pozostał wierny salonowi, w którym paruje tak urocza Pani z Plusa.

    Po opłaceniu rachunku Roch dokonał lansu po mieście i wrócił do domu. Wyszedł na balkon i relaksował się z laptopem na kolanach. I tak minęło mu popołudnie i wieczór. Rower w tym dniu był minimalnie używany, ale po wczorajszej przygodzie i jemu, rowerowi znaczy, należy się odpoczynek.

    Jutro nowy miesiąc i nowe statystyki. Będzie się działo.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zły ten administrator

    Wczorajszej notki jak można zauważyć nie ma, a to dlatego, że zabrakło Rochowi Internetu. Jak na złość ktoś przykręcił kurek z płynącym internetem i Roch nie mógł opisać swoich przygód, a jest to co opisywać.

    Wszystko zaczęło się rano, gdy Roch spotkał się z Koyocikiem i Reedem. Planowali wspólnie pojechać na lotnisko w Pyrzowicach, aby całkiem spontanicznie zrobić zdjęcie startującemu / lądującemu samolotowi. Jak na złość żaden się nie pojawił. Pozostało jechać na Świerklaniec i tam dokonać lansu.

    Rochu, gdzie masz te rowerzystki? – Pytali na zmianę Koyocik i Reed.
    Kurna nie ma.. Pewnie czytały mój blog – Smęcił Roch.
    Ty.. no ale robisz nam smaka, a tu teraz nic.. – Powiedział Koyocik.
    No właśnie.. najpierw opisujesz te lśniące pośladki, a potem ich nie ma – Wtórował mu Reed.
    Spokojnie będą – Mówił Roch choć sam sobie nie wierzył.

    W końcu Roch z Koyocikiem i Reedem pojechali zobaczyć bunkier nieopodal Świerklańca. Chłopaki chyba zapomnieli o pośladkach co Rocha bardzo cieszyło, ale z drugiej strony miał wyrzuty sumienia, że nie było nikogo z pośladkami.

    Po powrocie na Świerklaniec trochę się zmieniło. Zaczęły się pokazywać panie w kusych spodenkach co, po części uratowało Rocha. Uśmiechy od razu pojawiły się na twarzach, a i było o czym dyskutować.

    Kilometrów wyszło 60, co należy uznać z dobry wynik, ale nie były to wyścigi tylko spotkanie z przyjaciółmi. O proszę:

    Roch pozdrawia Koyocika i Reeda, a także pozostałych Czytelników.

  • Nowy gadżet

    Ciężko nazbierane przez Rocha zaskórniaki zostały dziś wydane w sposób optymalny. Z wielką pomocą rodziców Roch stał się szczęśliwym posiadaczem palmtopa, dzięki któremu może nawigować po mieście i nie tylko.

    Zakupiony palmtop nazywa się MIO P560 i jest na pełnym wypasie. Bluetooth i Wi Fi gwarantują łączność wszędzie tam gdzie Roch zechce, a Windows Mobile 6 dopełnia szczęścia. Dodatkowo odbiornik GPS umożliwia przerobienie palmtopa na nawigację co też Roch uczynił.

    Jutro odbędzie się jazda testowa, ale już Roch wie, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

    ****
    Jednak te wszystkie wrażenia nie spowodowały podarowania sobie chwili rowerowej przyjemności. Roch, wraz z Nosiem, pojechali na pączki. Znowu paleta dziesięciu pączków wylądowała w żołądkach Rocha i Nosia i znowu powrót okazał się bardzo ciężki.

    Po powrocie Roch z Nosiem posiedzieli pod klatką i rozeszli się do domów.

    Wybaczcie tak zdawkową notatkę, ale Roch zabawia się z palmtopem. Kurcze, aleeeee fajneeeeee 😉

    Jutro mu przejdzie.

  • Bida z nędzą

    Świeżość i niepowtarzalność weszły Rochowi w krew. Codziennie stara się ograniczyć lub zniwelować wszelkie powtórki trasowe, ale z uwagi na ograniczone możliwości od czasu do czasu nastąpi powtórka. Jednak dziś cały dystans można nazwać świeżym i niepowtarzalnym.

    Na pierwszy ogień poszło Miasteczko Śląskie, do którego Roch dojechał drogą wewnętrzną PKP. Na szczęście obeszło się bez pościgu SOKistów, którzy nie lubią jak ktoś się tam plącze. Z Miasteczka Śląskiego Roch wybrał się na Chechło sprawdzić, czy są już nudystki na plażach. Niestety bida z nędzą.

    W końcu udał się na Świerklaniec, gdzie starał się zrobić jakieś zdjęcia rowerzystek widzianych od tyłu. No i jedno udało się pstryknąć na drodze dojazdowej do Świerklańca.

    W samym Świerklańcu ponownie bida z nędzą. Żadnych rowerzystek w promieniu 10 kilometrów. Zrezygnowany Roch wrócił, przez Nowe Chechło, do domu. No prawie do domu. Po sprawdzeniu ilości kilometrów okazało się, że do pełni szczęścia brakuje jedynie 10km.

    Tak więc Roch pojechał na Pniowiec i wrócił lasem. Dziesięć kilometrów, z lekkim naddatkiem, zostało uskutecznione i można ogłosić, że kolejny dzień z rzędu pęka 50km.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wesoło w czubie i w piętach

    No i stało się. Roch po raz kolejny przytoczył cytat z klasyka, czyli z Tuwima. Dlaczego taki tytuł notki? Bo dziś było wesoło w czubie! I nie była to sprawka C2H5OH tylko jakoś tak wstało się Rochowi którąś z nóg i cały dzień już taki pozostał.

    Na początek Roch pojechał na Repty. Tam pojeździł po górkach i, z wesołością wypisaną na twarzy, pognał na Dolomity. Na miejscu lekko się zdziwił, gdy przyszło mu hamować bo ktoś postawił bramki mające uniemożliwić wjazd na teren rezerwatu quadów. Jednak zaciśnięte hamulce i zęby zatrzymały Rocha przed bramkami.

    Z Dolomitów pojechał na Suchą Górę mając nadzieję, że tam nikt nie postawił bramek. Bramek nie było, za to było wesoło w czubie, ale w nogach już nie było za wesoło. Jednak Roch nie poddawał się i chciał dokręcić do 30-u kilometrów w terenie.

    Po powrocie zapragnął jeszcze dwudziestu kilometrów tak, aby licznik pokazał więcej niż 50km. Pojechał na Pniowiec, ale w połowie drogi zawrócił go deszcz.

    Bez kurtki nie da rady jechać – Pomyślał Roch.

    Uzbrojony w kurtkę postanowił dokręcić do 50km kosztem zmoknięcia. Wyjechał w deszczu, ale po chwili zaczęło się rozpogadzać i w końcu wyszło słońce.

    Roch pognał jeszcze raz w kierunku Pniowca, woda pryskała spod kół, ale dla wesołego Rocha to pestka. W końcu tfartki jest i byle deszcz mu nie podskoczy. W końcu dojechał do celu i wrócił.

    Licznik wskazał 55 kilometrów, czyli średnia wakacyjna zachowana.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Tłusty wtorek?

    Na początku Roch planował skromny wypad na Świerklaniec, aby podziwiać lśniące pośladki rowerzystek, ale ich nie było. Wiadomo – początek tygodnia to rowerzystki nie wyjeżdżają. Tak więc Roch postanowił pojechać dalej, czyli do Wymysłowa i tam.. się zgubił.

    Kierował się na Piekary Śląskie i dzięki temu zwiedził muzeum fortyfikacji, a także liczne zajazdy. W końcu wyjechał w upragnionych Piekarach, a właściwie w centrum. Do domu było jakieś 20 kilometrów pod górkę.

    W końcu ujrzał upragnione drogowskazy na Tarnowskie Góry i podążał za nimi. Po dłuższej chwili pojawiły się znajome zabudowania i można było odetchnąć. Roch był w domu.

    Po tych wszystkich przygodach postanowił odpocząć przy relaksującej kawce. Jednak na wieczór zaplanowany był wypad na pączki. Razem z Nosiem wybrali się o 1900 na świeże pączki, których nie jedli od dawna.

    Było ich dziesięć – po pięć z marmoladą i budyniem, po pięć dla każdego. Przy ostatnim kreplu (pączku po \”naszemu\”) Roch już nie mógł, ale udało się i został wchłonięty. W drodze powrotnej Roch nie mógł pedałować, czuł jak brzuch mu rośnie. Jazda była coraz trudniejsza, ale w końcu udało się dojechać. W każdym razie kolację Roch ma za sobą.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Zdjęcie pączków, dziewięciu bo Roch nie wytrzymał:

  • Taki lajtowy wypad

    Roch postanowił, że dziś odbędzie się lajtowy wypad na Pniowiec podczas, którego zostanie spożyta puszeczka jakiegoś Stronga. W spożywaniu pomagał Nosiu, który początkowo opierał się, ale koniec końców wchłonął puszeczkę.

    Po odpoczynku połączonym ze spożywaniem Roch z Nosiem pojechali na dłuższą wizytę u pewnej osoby. W drodze powrotnej Roch zobaczył taki oto cymes.

    Stała sobie Syrena 104, czyli jeszcze z drzwiami otwieranymi \”pod wiatr\”. Łezka zakręciła się oku Rocha, który wspomniał sobie czasy świetności polskiej motoryzacji. Kolejnym celem będzie namierzenie Warszawy, ale to jest coraz trudniejsze.

    Po powrocie Roch z Nosiem udali się do Marketu gdzie kupili po piwku i, tym razem legalnie, spożyli na polance. Do tego doskonale pasujące prażynki. Lato pełną gębą.

    Roch pozdrawia Czytelników.