Rok: 2008

  • Jedzie Roch przez wieś


    Ciąg dalszy przeżywania nowości, świeżości i innych takich tam. Na początku wypadu Roch pojechał na Dolomity i Suchą Górę. Tam, wraz z Nosiem, spożył artykuły energetyzujące, chwilę się poopalał i wrócił do domu. Po drodze zatrzymali się na lodzika o smaku waniliowym w pobliskim sklepie. Po spożyciu od razu zrobiło się chłodniej w ustach i tak jakoś przyjemnie.

    Po powrocie do domu Roch zasiadł na balkonie i obserwował jak sąsiadka się opala. Jest to ewidentny dowód na to, że lato mamy w pełni. Będzie okazja to Roch uwieczni sąsiadkę i oczywiście umieści zdjęcia na blogu. Niech inni Czytelnicy zazdroszczą Rochowi sąsiadek.

    Po obserwacji Roch wskoczył w spodenki i udał się na drugą część wypadu. I znowu powiewało świeżością, nowością i atrakcyjnością. Szczególnie to ostatnie było wszechobecne na Świerklańcu. Rowerzystki rączo pedałowały na swoich maszynach, pośladki lśniły w słońcu, Roch dostawał oczopląsów bo nie wiedział gdzie patrzeć.

    Jedne pośladki dorodniejsze od drugich, a wszystkie przyozdobione stringami. Normalnie Rochowi trudno było siedzieć na siodełku, a na stojąco (bez podtekstów) ciężko się jedzie. Tak mu się spodobało, że zapomniał o dalszym jeżdżeniu. Kręcił się po Świerklańcu dopóki nie spojrzał na zegarek. Pora było wracać do domu. I wrócił.

    Fotek nie będzie bo telefon padł i nie dało się go ożywić. Jak pech to pech.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Świeżość, nowość, nieprzewidywalność, atrakcyjność


    Zgodnie z wczorajszymi obietnicami Roch wprowadził w swoje wypady rowerowe urozmaicenie, świeżość, atrakcyjność i inne przymiotniki, które od wczoraj będą głównym argumentem przy wyborze trasy. I tak oto Roch miast tradycyjnie pojechać na Repty pojechał na Suchą Górę.

    Dawno tam nie był, ostatni raz to chyba z Koyocikiem tam zajechali, i postanowił, że odwiedzi stare śmieci. Po drodze spotkał Wojciecha wracającego z pracy. Trochę razem jechali, ale Wojciech nie zdecydował się wyskoczyć w teren.

    Z Suchej Góry Roch udał się na Dolomity i tam trochę pomykał po krętych ścieżkach pokrytych gdzieniegdzie błotem. Po dłuższej chwili stwierdził, że z Dolomitów można pojechać na Repty. Licznik wskazywał 40 kilometrów.

    Co za problem zrobić jeszcze 30? – Zapytał samego siebie.

    Ruszył więc przed siebie. Na Reptach licznik wskazywał 60 kilometrów. Brakowało jedyne dziesięć, które można było urwać jadąc na Pniowiec. I udało się. Dzisiejszy wypad wykazał się świeżością, atrakcyjnością i nowością.

    Abstrahując od wypadów rowerowych Roch chciałby nadmienić, że dziś zamknął definitywnie pewien rozdział w życiu. W ciągu 14-u sekund. I na tym koniec.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Jutro kolejna atrakcyjna wycieczka.

  • Nudno tak jakby

    Odmiana by się przydała ponieważ dalsze jeżdżenie tymi samymi trasami staje się nudne. Wciąż te same korzenie i dziury, te same drzewa i takie same widoki. Roch szuka jakiejś alternatywy, która mogłaby wprowadzić trochę świeżości w rowerowe wycieczki Rocha.

    Jednak na Jurę za daleko, a i samemu to raczej niebezpiecznie – jeszcze jakiś wyposzczony niedźwiedź napadnie atrakcyjnego Rocha, a będąc zmęczonym trudno się ucieka. Pozostaje więc poszukać bliższych rejonów, w których Roch nie był lub był daaawno temu.

    I w tym miejscu pora na solidne, w dodatku publiczne, postanowienie: Roch wprowadzi trochę urozmaicenia, a nie tylko Repty, Pniowiec i odwrotnie. Od jutra zaczyna się nowy rozdział w pedałowaniu (bez skojarzeń). Świeżość, nowość, nieprzewidywalność, atrakcyjność to nowe słowa, które będą mobilizowały Rocha do wymyślania nowych wypadów.

    Dziś kolejne 55 kilometrów zostało zrobione tylko dlatego, że Roch nie miał nic innego do roboty na rowerze. Ot z nudów przejechał kilka kilometrów.

    Od jutra zmiany!

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak codzień

    Cóż tu dużo pisać – Roch był na rowerze. Żadna to nowość bo od początku pisania tego pamiętnika Roch stara się wykreować na kolarza. Jak mu to wychodzi to już nie jemu oceniać. Koniec tych filozoficznych wycieczek.

    Zgodnie z wczorajszymi zapowiedziami Roch pojechał na Dolomity sprawdzić oponkę, ale na miejscu doszedł do wniosku, że jedyne co może sprawdzić to amortyzator bo wyboje takie, że włos Rochowi zjeżył się łydkach.

    Zrezygnował z testów i pojechał na Repty. Tam pomykał między wycieczkami szkolnymi, które usilnie zwiedzają sztolnie z nadzieją, że coś w tej ciemni zobaczą. Po 25-u kilometrach Roch wrócił do domu gdzie czekała na niego kawka, po której nabiera jeszcze większej ochoty do jazdy.

    Po spożyciu Roch udał się na Pniowiec, spokojnie pedałując laskiem dojechał do celu. Tam pozostało opracować drogę powrotną i zrealizować ją. Będąc prawie pod domem Roch zauważył pyrkający, bliżej niezidentyfikowany pojazd, który wolno sunął po drodze.

    Na tyle wolno, że Roch zdążył uruchomić aparat i walnąć fotę:

    I tym motoryzacyjnym akcentem Roch kończy dzisiejszą notkę.

    P.S: aaaa licznik Rocha wskazał 4500 kilometrów.

  • Kolejne zakupy rowerowe

    Pech chciał, że tylna opona Rocha akurat dzisiaj musiała wyzionąć ducha. Żeby było zabawniej przetarła się na boku i straciła resztki swojej, i tak znikomej, prostoty. Biła na boki tak, że Roch nie mógł zapanować nad swoim rumakiem.

    Wkur..zył się i wrócił do domu. Zajrzał do swojego słoika-skarbonki, w którym świeciło pustkami. W portfelu podobnie, ale na ratunek ruszyli rodzice Rocha. Nauczony wcześniejszym skąpstwem, bo kto to widział kupować oponę za 25 zł, zażyczył sobie wypasioną oponę.

    Wojciech zaproponował Panaracer Fire XC Pro, a Roch zgodził się z Wojciechem. W końcu są większe szanse, że Panaracer jest odlewany przez wypoczętego Chińczyka. Po powrocie do domu Roch założył oponę, napompował koło i wyruszył przed siebie.

    Pojechał na Repty żeby przetestować nowy nabytek. Okazało się, że ta opona to prawdziwa glebowgryzarka. Przyczepność doskonała jednym słowem wypas.

    Na asfalcie trochę \”szumi\”, ale to akurat nie przeszkadza Rochowi ponieważ z krzaków nie ma zamiaru wyjeżdżać.

    Na tym koniec dzisiejszej notki. Jutro pewnie wypad w Dolomity żeby sprawdzić oponkę w warunkach bardziej błotnych.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Po burzy

    Wszyscy, którzy śledzą blogowe poczynania Rocha zauważyli zapewne, że wczorajsza aktywność była zerowa. Winę za to ponosi burza, która rozszalała się nad Rocha blokiem i nie tylko. Na pierwszy ogień poszła sieć, która padła i już do rana nie podniosła się. W międzyczasie deszcz przeszedł w grad, wiatr wezbrał na sile. Wszystko zostało zarejestrowane na krótkim filmie, który można znaleźć na końcu dzisiejszej notki.

    ****Dziś jednak wszystko wróciło do normy. Nawet sieć została szybko naprawiona i Roch był ponownie online. Popołudniu Roch wybrał się na rower. Pojechał do Adventure, aby zarezerwować czas na dociągniecie nowego koła. Okazało się, że czas zawsze jest i Roch może przyjechać kiedy tylko chce.

    Później Roch pojechał na Pniowiec i wrócił lasem dzięki czemu wyglądał jak potwór z bagien, a raczej z błota. W domu niezbędne okazało się oczyszczenie z błota i można było kontynuować pomykanie na rowerze. Na Reptach podobna sytuacja i po raz drugi Roch został pokryty błotem.

    Na zakończenie szybki lans rynkiem, ale ludzie zachowali spokój i nikt nie uciekał. W domu Roch ponownie oczyścił się z błota i zszedł na dół przestawić Megi. Niestety pojawił się nowy \”kierowca\”, który ma problem z parkowaniem i dzięki temu Roch już raz miał przestawione lusterko.

    Drugie przestawienie lusterka mogłoby się źle skończyć dla \”kierowcy\”.

    Na zakończenie obiecany film (kto zgadnie co leci w TV?):
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=ozMisfuY6K0&w=425&h=350]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Odpoczynek połączony z relaksem

    Po wczorajszych Jurajskich wojażach Roch nie mógł się ruszyć. Mięśnie bolały strasznie, ale w ciągu dnia zostały w miarę rozruszane i popołudniu można było iść na rower z Nosiem. Jednak Roch nie mógł szaleć bo nogi co chwilę go hamowały.

    Wypad na Pniowiec i tam odpoczynek na mostku w towarzystwie napoju musującego. Po powrocie obiad w budce z hamburgerami i wizyta w parku. Roch jednak nie mógł dalej pedałować i odstawił rower do domu. Powstał plan zakupu przez Rocha pompki, którą miałby wozić z sobą.

    Wizyta w markecie zweryfikowała plany ponieważ okazało się, że tą pompką można robić wszystko tylko nie pompować koło. No więc pieniądze przeznaczone na pompkę zostały zainwestowane w Zlatopramena. Nie ma to jak czeskie piwko, a nie jakieś produkty \”piwopodobne\”.

    I na tym zakończył się leniwy dzień Rocha.

    P.S: Warto zobaczyć i posłuchać:
    Smolik feat. Mika – 0m
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=GUB89paYrQg&hl=pl&w=425&h=344]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Udało się! Jura zaliczona.

    Rano Roch zszedł na dół, zapakował się do samochodu z rowerem i ruszył do Koyota, z którym mieli jechać na Jurę. Jednak przypomniał się, że z parkingu nie zabrał koła, a bez tego trudno jeździć na rowerze. Szybko wrócił się i zabrał zgubę, jeszcze tam leżącą.

    Na miejscu Roch poskładał rower i można było ruszać w Jurę. Pogoda doskonała, nie za ciepło, ale nie za zimno. Wiaterek nie pomagał w jeździe, ale też nie przeszkadzał. Ot wiał sobie nienachalnie. Po półtorej godziny były już pierwsze oznaki Jury. Zaczęły się strome i długie podjazdy. Zaczęły się także problemy z oznakowaniem szlaku.

    No patrz Rochu, musimy zielonym jechać – Powiedział Koyot.
    No widzę – będę wypatrywał oznaczeń – Odpowiedział Roch.

    Jednak część z nich była wyblakła i nie wiadomo było, czy to zielony, czy niebieski. Jednak nikt się nie poddawał i już po chwili pojawiły się jakieś zabudowania. Pełni nadziei, że Żarki są już na wyciągnięcie koła pedałowali przed siebie.

    Kurna, jechaliśmy tędy – Powiedział Roch.
    Zdaje Ci się, tutaj wszystko wygląda tak samo.. – Odpowiedział Koyot.
    .. zresztą słońce mamy z plecami, a pedałujemy pod górę – Powiedział po chwili.

    Przyjąwszy to za pewnik Roch zamilkł, ale coś mu nie dawało spokoju. W końcu Koyot zatrzymał się.

    Kur*a, masz rację. Wracamy – Odpowiedział.

    Z powrotem też było pod górkę, a słońce mieli za (na plecach) plecami. Drugie okrążenie było podobne. W końcu wjechali w boczną ścieżkę i wydostali się z tego trójkąta bermudzkiego. Jednak wpadli z deszczu pod rynnę.

    Wyjechali na ładnej, zielonej polance. Problem w tym, że było kilka ścieżek, a wszystkie prowadziły do wody lub kończyły się gdzieś w połowie.

    Pojawiły się propozycje żeby spróbować na Mojżesza przejść przez wodę, ale szybko zostały odrzucone. W końcu Koyot wypatrzył groblę, na którą trzeba było się dostać. Powrót tą samą trasą, ale znowu woda. Będąc zdesperowanym Roch chciał zakrzyknąć do wędkarza jednak Koyot w porę zareagował bo nie wiadomo jakby wędkarz zareagował na spłoszenie ryb.

    Po długich poszukiwaniach w końcu udało się dojechać do Żarek. Samo poszukiwanie drogi zajęło 20 kilometrów. W Żarkach postój, nawodnienie się i dalej w drogę. Do Mirowa. Tutaj już poszło gładko i w końcu pojawił się Mirowski Gościniec, którym dojechali pod sam Mirów.

    W oddali stoi zamek, a bliżej knajpa.

    Po dłuższym oczekiwaniu w końcu pojawił się upragniony obiad. Słuszna porcja frytek wraz z bliżej nie określoną kiełbasą i jakaś sałatka.

    A na deser słynne pierogi. Na drugi deser lody truskawkowe, a na trzeci deser Big Milki. Najedzeni do granic możliwości zaczęli planować drogę powrotną. Plan był prosty – jak najszybciej do domu, ale Gościńcem Mirowskim.

    Plan udało się zrealizować w stu procentach. Roch zaliczył jeden kryzys, mięśnie płonęły, oddechu nie było, a przed oczami pojawiło się czterech Koyocików, ale po odpoczynku wszystko wróciło do normy.

    Wypad należy uznać za wielce udany i trzeba trzymać kciuki za jego powtórzenie.

    W sumie kilometrów wyszło 112 w czasie 4 godziny 42 minuty ze średnią prędkością 24 km/h choć zdania są podzielone.

    Roch pozdrawia Koyota i dziękuje mu za wspaniały, doskonały i wypasiony (jak zawsze) wypad.

    Zdjęcia z wypadu można oglądać w albumie Jura i w serwisie Picasa

    I na koniec rodzynek, czyli Roch z pierogiem:

  • Jura. Podejście drugie.

    Już jutro kolejna próba zrobienia jakiegoś Prawdziwego Cross Country (TM). Pierwsza zakończyła deszczową klęską. Jutro ma być inaczej, a to dlatego, że wszelkie prognozy pogody wskazują na to, że będzie bezdeszczowo. Na wszelki wypadek Roch sprawdził na kilku niezależnych serwisach pogodowych w tym także zagranicznych.

    Jeśli jednak spadnie deszcz to Roch uwierzy w ogólnoświatowy spisek meteorologów mający na celu ograniczenie wyjazdu w Jurę do minimum. Niemniej jednak Roch jest dobrej myśli, a po konsultacjach z Koyotem pierwsze plany co do trasy się pojawiły.

    Jednak to będzie ogłoszone w jutrzejszej – oby Jurajskiej – notce.

    Na dziś Roch kończy pisanie bo trzeba oszczędzać siły na jutro. Rower również był minimalny tak żeby dotrzymać kroku (hmmm obrotu korby?) Koyotowi, który intensywnie trenuje.

    Do jutra.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejne plany

    Zbliża się ponowna próba wyskoczenia w Jurę. Tym razem plan został zmodyfikowany i teraz sobota jest planowanym dniem wypadu, tak żeby w zapasie mieć niedzielę. Jednak wszelkie znaki na niebie i ziemi, a dokładnie wszelkie prognozy pogody mówią, że w sobotę będzie lało.

    No cóż – jak będzie to się okaże w sobotę o godzinie 730.

    Jednak dziś było w miarę pogodnie, nie licząc kilku chmurek, które straszyły deszczem. Roch wybrał się na przejażdżkę w okolice Rept i Dolomitów. Trzeba było przetestować koło jak spisuje się w warunkach bojowych. Na skromne Rochowe oko wszystko wygląda dobrze, jednak na 100% będzie wiadomo jak obręcz dotrze się z klockami.

    Po powrocie do domu Roch długo zastanawiał się, czy ponownie wychodzić na rower, ale w końcu przemógł się i wyskoczył \”na chwilkę\” na rower. Owa \”chwilka\” obejmowała Pniowiec laskiem. W drodze powrotnej spotkał MEwkę, która rączo pedałowała w stronę domu.

    Chwilę pogadali i rozjechali się w przeciwnych kierunkach. Roch zaliczył jeszcze lans po mieście i zmarznięty wrócił do domu.

    To chyba na tyle.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zawrócony

    Od rana \”coś\” podpowiadało, że nie warto wychodzić na rower bo zacznie padać. Jednak Roch nie wierzył w te podpowiedzi i zaraz po obiedzie poszedł pojeździć. Nagle zerwał się wiatr, przywiał chmury, zrobiło się zimno i zaczął padać deszcz.

    Roch wrócił do domu cały mokry, zrobił kawę i zajął się programowaniem. Po jakiejś godzinie przestało padać, znowu zrobiło się ciepło (na prawie), wiatr ustał, chmury gdzieś poszły. I teraz co tu robić? Z jednej strony Roch nie chce ryzykować drugiego deszczu, a z drugiej strony trzeba by poprawić te marne 3 kilometry, które Roch z trudnością zrobił.

    Póki co Roch ma czas na podjęcie decyzji. Najwyżej odbędzie się lans miastem, a nie poważne rowerowanie.

    Chyba pora kończyć.

    Do następnego wpisu.

    P.S: Właśnie się rozpadało. Dylematy Rocha zostały rozwiane.

  • Zakupy połączone z nauką

    Wszystko zaczęło się w okolicach godziny 1300 kiedy do Rocha zapukał kurier z przesyłką. W szczelnie owiniętym pudełku leżała całkiem nowa piasta. Roch już wiedział, że nadszedł ten dzień, w którym zostanie złożone nowe koło.

    Zaraz potem udał się do Adventure żeby skompletować resztę koła i powierzyć zaplecenie fachowcom. Jednak, pomimo piwnej zachęty, ogrom pracy spowodował, że koło najwcześniej będzie jutro rano. Roch nie dawał za wygraną – powiedział, że szybko się uczy i chętnie pozna sposób zaplatania koła.

    Woj zdradził tajemnicę i chwilę później Roch sprawnie zaplatał koło. Okazało się, że algorytm zaplatania koła jest banalny. W skrócie wygląda to tak, że wkładamy w pastę co drugą szprychę łebkiem do wewnątrz, a drugi koniec wkładamy w co czwarty otwór w obręczy, potem skręcamy piastę i uzupełniamy szprychy łebkami do zewnątrz.

    Czynność śmieszna w swojej prostocie. Po dwudziestu minutach, fachowiec w zaplataniu, Roch uporał się z kołem i można było centrować. Tego już dokonał Woj, który idealnie wycentrował koło. Zaznaczyć warto, że Roch zaszalał i kupił szprychy Sapim Black przez co lans jest jeszcze większy niż na zwykłych szprychach.

    O finansach nawet nie warto pisać ponieważ Roch \”lekko\” nie zmieścił się w planowanym budżecie, ale czego to nie robi się dla swojego rowerka.

    Jazda testowa na nowym kole przebiegła doskonale. Początkowo hamulec strasznie piszczał, ale to normalne kiedy obręcz dociera się z klockami. Hamulce zatrzymują Rocha w miejscu, nic nie lata, ani nie skrzypi. Cód miód, ale za tą kasę to nie może być inaczej.

    Kilometrów wyszło tylko 30, ale to dobrze – nogi Rocha muszą odpocząć.

    A koło prezentuje się tak:

    Roch pozdrawia Czytelników.