Rok: 2008

  • Coś jak melanż

    Coś tknęło Rocha i poszedł z Nosiem na rower. Do kompletu brakowało tylko Michała, który nie mógł wyjść na rower, niestety. Nie mniej jednak Roch z Nosiem pojechali na Dolomity i tam odbili na Repty. Całą drogę Nosiu straszył, że kupi \”połówkę i popychacz\”, ale Roch za dobrze go zna żeby w to uwierzyć.

    Z Rept pojechali na Pniowiec i tam spożyli napój energetyzujący. Niestety Nosiu nie załapał przenośni i kupił jakiegoś tam Tigera z kofeiną, który nie dość, że nie pobudził Rocha to jeszcze ciężko wchodził pomimo popychacza pod postacią czekolady. Nie ma co się dziwić – po Prawdziwym Napoju Energetyzującym (TM) Nosiu rozczula się i robi głupie rzeczy.

    Z Pniowca, w lekkim deszczu, wrócili do Tarnowskich Gór gdzie zalegli na Rynku. Niebo coraz bardziej zachodziło chmurami, z których co rusz kropił deszcz. Był to znak żeby zbierać się do domu. Pod samym domem lunęło z całej pary, a właściwie z całej chmury.

    W garażu Nosi zaproponował spożycie jakiegoś napoju, ale znowu nie trafił w gust Rocha. Mimo, że etykieta zachęcała do spożycia to jednak kolor napoju odrzucał Rocha od gwinta.

    Zresztą po spożyciu napoju ciężko byłoby napisać cokolwiek z powodu ciemności jaką by Roch ujrzał. W nocy ciężko trafić w małe klawisze laptopa.

    Skończyło się na kulturalnym podziękowaniu za poczęstunek i powrocie do domu.

    Zmoczony Roch pozdrawia Czytelników.

  • Spotkanie na szczycie

    Where R U? – Zapytał poprzez SMS Koyot.
    In my home, jem obiad i idę na rower z Michałem – Odpisał Roch.

    Okazało się bowiem, że Koyocik od dziesięciu minut siedzi pod Rocha klatką i czeka na niego, aż zje obiad i zejdzie z rowerem na dół. W międzyczasie Roch dał cynk Michałowi, że można się zbierać i cała trójka spotkała się przed Rocha klatką.

    Nastała wiekopomna chwila – Roch znalazł się wśród swoich przyjaciół. Do pełni szczęścia brakowało tylko czwartego, czyli reeda, ale z racji odległości jaka ich dzieli nie było możliwe spotkanie się we czterech. Cała trójka uskuteczniła lans na Rynku, gdzie zobaczyła solarną panią w różowym stroju.

    Później skierowali się ku Suchej Górze, jednak Koyocik musiał odłączyć się od wycieczki. Tak więc Michał z Rochem popedałowali na Suchą Górę sami. Z Suchej Góry pojechali na Księżą Górę, gdzie doskwierał im gorąc połączony z dusznością. Nie dało się oddychać.

    Sytuacja polepszyła się na Kopcu, na którym dokonali dłuższego odpoczynku. Z Kopca postanowili jechać do Świerklańca gdzie spożyty został pierwszy napój energetyzujący. Ze Świerklańca wypadało udać się na Chechło jednak po drodze zostały zrobione zakupy.

    Połówkę i popychacz poproszę – Powiedział Michał.

    Pani zza lady spojrzała na drugą panią, a wspólnie spojrzały na Michała. W końcu panie zrozumiały o co chodzi i zakupy zostały dokonane. Po krótkim poszukiwaniu prawidłowego wjazdu na Chechło w końcu się udało. Nad samą wodą spożyte zostały zapasy zgromadzone w plecaku.

    Powrót okazał się baaaardzo długi i baaaardzo kręty, ale udało się dojechać do domu i nawet zdać relację z dzisiejszego wypadu.

    Abstrahując od dzisiejszego wypadu Roch pragnie donieść, że w najbliższy długi weekend odbędzie się wypad w Jurę. Pierwszy w tym sezonie, ale w doborowym towarzystwie. Punktem obowiązkowym wypadu jest Mirów i tamtejsze pierogi.

    Ale o tym Roch doniesie w fotorelacji po długim weekendzie.

    Zmęczony Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wczoraj uciekł, dziś dostał podwójnie

    A miało być tak pięknie: od rana słońce grzało, ptaki co rusz przylatywały do wodopoju, który znajduje się na Rochowym balkonie. Z samego rana Megi, drugi lecz tak samo ukochany pojazd Rocha, pojechał do przeglądu.

    Dzień zaczął się od pisania pracy dyplomowej, w której Roch dostrzegł sens i motywację do dalszego tworzenia. Nim się obejrzał z godziny 0900 zrobiła się godzina 1300, a w pracy przybyło dwadzieścia stron. Trzeba było odpocząć. Najlepiej na rowerze.

    Roch zszedł na dół i spojrzał w niebo, które zaczynało przybierać granatowy kolor, ale Rocha to nie przerażało. Wyjechał sobie dostojnie na miasto uskutecznić jakiś lans, a nóż spotka kogoś dawno niewidzianego, kogoś kto przyjacielsko uśmiechnie się do Rocha.

    Niestety, Roch zobaczył tylko uśmiech strażnika miejskiego, który usiłował go zatrzymać, ale jakoś nie doszło do skutecznego zatrzymania lansującego się Rocha. Głupich nie ma – raz Roch dał się zatrzymać i powiedział, że więcej nie zatrzyma się chyba, że na jego drodze stanie strażniczka miejska.

    Niebo robiło się coraz bardziej granatowe. Roch pedałował na Repty, tam chciał pojeździć, ale nie było mu to dane. Zaraz po tym jak Roch wjechał do Rept zaczął padać deszcz. Powrót w deszczu nie należy do przyjemnych, szczególnie temperatura drastycznie spada, zaczynać wiać wiatr, a koszulka zaczyna komponować się z erotycznym ciałem Rocha.

    Po powrocie do domu zasiadł przed monitorem i próbował stworzyć jakiś nowy, wypasiony nagłówek o tematyce rowerowej, ale wena gdzieś przepadła i jakoś nie chce powrócić. Może wieczorem się znajdzie i wtedy Roch uskuteczni jakiś nowy wygląd. Się zobaczy.

    Mokry Roch pozdrawia Czytelników.

  • Burzowo. Prawie.

    No i stało się. Pierwsza wiosenna burza zmusiła Rocha do ucieczki do domu. Zaczęło się niewinnie. Lekkie zachmurzenie, delikatny wiaterek powiewał, ale nie były to oznaki zbliżającej się burzy. Roch, jak zawsze, pedałował sobie w kierunku Pniowca. Jednak plany zostały pokrzyżowane przez grzmot, który zaskoczył Rocha na pewnej ulicy, której nazwa nie chce przejść przez klawiaturę Rocha.

    Po powrocie do domu okazało się, że burza to tylko straszyła, a Roch nie potrzebnie uciekał do domu. W między czasie zadzwonił Michał co było znakiem, że wieczorny wypad odbędzie się. Po wczorajszych szaleństwach dziś wypad był czysto rekreacyjny.

    Po objechaniu Rept pozostała wizyta w Leśniczówce celem spożycia jakiegoś napoju. Nic specjalnego się nie działo, a więc Roch kończy pisanie.

    Pora zająć się pracą.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ciężki dzień – dosłownie

    Początkowo Roch planował spędzić dzień w pasażach handlowych szukając dla siebie odpowiedniego obuwia, najlepiej marki Ecco, ale na planach się skończyło. Wygrał, jak zawsze, rower. Początkowo Roch jeździł sam, nie licząc towarzystwa mp3grajka. Po odwiedzeniu Rept i Pniowca Roch pojechał do domu na jakiś obiad.

    W między czasie zadzwonił Michał i zaproponował wspólny wypad. Roch nie miał nic przeciwko i o godzinie 1620 już wspólnie pedałowali. Na początek wizyta na Dolomitach, gdzie zakupione zostały napoje energetyzujące, a później Sucha Góra, na której odbyło się wspólne spożywanie.

    Jakby tego było mało Roch z Michałem pojechali na Chechło. Na miejscu przycupnęli na krótki odpoczynek, a w międzyczasie zapoznali pewną dziewczynę, ale o tym nie ma co pisać. Z Chechła udali się do Miasteczka Śląskiego. Tam Roch, jako przewodnik, trochę pogubił drogę, ale wszystko wróciło do normy.

    Z Miasteczka Śląskiego wykończeni udali się do Tarnowskich Gór, gdzie zalegli na Rynku. Podziwiając przechodzące dziewczyny i lansujących się lanserów odpoczywali po 40-u kilometrach, które wspólnie pokonali.

    NA tym pora zakończyć dzisiejszą notkę. Wybaczcie Czcigodni, ale Roch nie potrafi przelać swoich myśli na ekran monitora.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kompaktowanie i upychanie

    Nastał wtorek. Sądny dzień dla Rocha ponieważ pierwsza faza projektu została zakończona i trzeba było pochwalić się efektami przed promotorem. Początkowo Roch chciał ubrać się w garnitur, założyć ulubioną koszulę wraz z ulubionym – bo jedynym – krawatem. Szybko jednak wycofał się z tego pomysłu zważywszy na pogodę jaka była zapowiadana.

    No ładnie pan to zrobił – Powiedział Promotor.
    Zabieram się za robienie płytki – Odpowiedział Roch.
    Proszę się wstrzymać – Odpowiedział.
    Musimy to jakoś upchać – Dodał po chwili.

    Roch w tym momencie pobladł. Zdał sobie sprawę, że większe upakowanie oznacza większe problemy z lutowaniem. Póki co to faza planów, ale trzeba jakoś uciec od tego upakowania ponieważ Roch nie potrafi upychać.

    Po powrocie planowany był rower, ale zmęczenie dało o sobie znać i Roch zasnął. A później już nic mu się nie chciało i tak zaległ w domu na dobre. Rower został odłożony na jutro. Dystans oczywiście podwójny. Za dziś i za jutro.

    Leniwy Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ciastowy potwór

    Z wielkim bólem Roch zwalił się z wyra. Spojrzał na zegar, który wskazywał 1000. Początkowo chciał udać się do zaprzyjaźnionego PWiK, ale dał sobie spokój. Myślenie jakoś było ograniczone, a i sprawność ruchowa też mocno upośledzona.

    Poszedł do kuchni, poszukał czegoś do picia i położył się z powrotem spać. W końcu studentowi na wylocie wolno spać do południa. Druga próba pobudki nastąpiła godzinę później, a spowodowana była wizytą gazownika, który chciał spisać licznik.

    To był znak z nieba, że koniec spania – Pomyślał Roch i ponownie zwalił swoje cielsko z wyra.

    Gdy już zaczął przypominać tego pięknego i szalonego Rocha chciał ponownie iść do zaprzyjaźnionego PWiK, ale coś go powstrzymało. Przypomniał sobie, że musi iść do Marketu i kupić Petrygo. Nie po to żeby zabić klina po wczorajszym spożywaniu, ale trza było dolać do Megi bo lato w pełni to i samochód zasługuje na odrobinę chłodu w silniku.

    Nadeszło południe, a z nim obiad. Pierwszy posiłek, który Roch spożył tego dnia. Po obiedzie stwierdził, że trzeba przewietrzyć się i wybył na rower. Ku jego zdziwieniu nic nie bolało, nic nie strzelało w kościach. Pedałowanie szło gładko i, można zaryzykować takie stwierdzenie, przyjemnie.

    Do tego stopnia, że Roch zaliczył Repty i Pniowiec, a na deser pojechał do Radzionkowa. Po powrocie nadal Roch był rześki i skory do dalszej jazdy, ale w lodówce czekało ciasto, które od wczoraj nabrało słusznej czerstwości i stało się rarytasem, którego Roch nie odpuści.

    Tak więc Roch opycha się ciastem i pozdrawia Czytelników, ale ciasta nie dostaniecie.

  • Niedziela w siodle

    Rano. Godzina 0800. Roch wstaje, je śniadanie i ubiera się. Na godzinę 0900 jest umówiony z Koyotem na Świerklańcu. Tak, mniej więcej, rozpoczęła się niedziela Rocha. Ludzie odświętnie ubrani szli do kościoła, a Roch pedałował do Świerklańca.

    Na miejscu Roch spotkał się z Koyotem i zaczęli planować trasę. Warunek był jeden: inna niż zawsze. Roch wymyślił trasę obejmującą Orzech, Radzionków, dwukrotnie Suchą Górę, Dolomity, Repty, Chechło. Plan ambitny, ale Koyot nie protestował, a wręcz przeciwnie był bardzo podekscytowany.

    Na pierwszy ogień, nie licząc dojazdu, poszła Sucha Góra, którą objechali dwukrotnie. Pojawiły się pierwsze skojarzenia z Beskidami, ale gdzie tam Suchej Górze do Beskidów. Później Roch zabrał, jako kierownik wycieczki, Koyota na Dolomity. Tam pokazał Koyotowi \”zagubioną\” kopalnię, a właściwie wejście do niej, które zabezpieczone zostało sprytnymi kłódkami.

    Do tej pory nie wiadomo co podkusiło Rocha, aby wybrać trudniejszy wariant trasy powrotnej, ale stało się. Rower na plecy i heja w górę. Stromo było jak cholera, ale nie można było dać za wygraną i trzeba było się zmusić do podejścia. Roch deptał po swoim języku, ale dał radę. Koyot zresztą też dał radę i nawet nie zauważył, że ma jakąś górkę przed sobą.

    Z Dolomitów udali się na Repty. Tam trasa była, w porównaniu do Dolomitów, rekreacyjna. Na końcu (lub na początku) znajduje się Leśniczówka. Knajpka ze specyficznym klimatem. W sam raz na odpoczynek przy jakimś Heinekenie. Problem w tym, że Leśniczówka działała od godziny 1200, a była godzina 1100.

    Idź i użyj swojego uroku. Może pani sprzeda nam dwa piwka – Powiedział Koyot.

    Roch zdjął kask, ogranął zmęczoną twarz i poszedł walczyć o dwa Heinekeny.

    Witam, dostaniemy dwa piwka? – Zapytał Roch z pokorą bijącą z oczu.
    No nie wiem.. Aniu można Cię prosić? – Powiedział Pan stojący przy barze.
    Słucham.. – Powiedziała Pani Ania.
    Możemy liczyć na dwa małe piwka? – Powtórzył Roch.
    Ale otwieramy za godzinę dopiero – Odpowiedziała Pani Ania.
    Bo wie Pani – Kolega na zewnątrz zaczyna smarować rower… – Zaczął straszyć Roch.

    W tym momencie pani Ania złapała za kufel i zaczęła nalewać dwa małe Heinekeny. Okazało się, że Roch nie ma uroku osobistego, ale za to ma dar przekonywania. Po spożyciu napoju energetyzującego Koyot z Rochem udali się w kierunku Chechła. Ostatniego punktu niedzielnej wycieczki.

    Na miejscu ponownie zakupili napój energetyzujący, z którym nie było problemu. Wszedł gładko. Chwilę jeszcze posiedzieli, aż zjawił się Ryba, czyli sławny Browerzysta. Kusił na wspólne spożywanie, ale bezskutecznie.

    Po 55 kilometrach czystego cross caunry Koyot z Rochem pożegnali się i rozjechali się w swoim kierunku.

    Myślicie, że to koniec? No to się mylicie.

    ****
    Po obiedzie zadzwonił Michał.

    Cześć, idziemy na rower? – Zapytał.

    Roch, mając w nogach owe 55 km odpowiedział, że owszem idzie na rower, ale po obiedzie. Po zjedzeniu obiadu i chwili odpoczynku Roch zszedł na dół i wyruszył na drugi etap wspólnej wycieczki rowerowej. Plan był prosty: na początek Repty, a potem się zobaczy.

    Jednak pogoda zaczęła się psuć, niebo zaszło granatowymi chmurami i nigdzie dalej nie udało się jechać. Repty jednak zostały zaliczone i licznik kilometrów drastycznie wzrósł. Podobnie jak zmęczenie Rocha.

    Gdy wracali z Rept zaczął padać deszcz. Szybka wizyta w sklepie i zakup luksusowego produktu, który został spożyty pod drzewem w towarzystwie padającego deszczu. Powrót do domu wydłużył się znacznie, ale co tam. Ważne, że w doborowym towarzystwie.

    I to dopiero jest koniec dnia. Na zakończenie trochę cyferek: 70 km w 5 godz. 10 min ze średnią 20,34 km/h mówi samo za siebie.

    Roch pozdrawia Przyjaciół swoich: Koyota, z którym spędził – jak zawsze – miło i owocnie czas i Michała, z którym równie owocnie spędził czas. Trza się Panowie spotkać całą paczką, a właściwie całą czwórką!

    Pozostali Czytelnicy też niech czują się pozdrowieni.

  • Nudno i smętnie

    Po wczorajszym odpoczynku na kłodzie, dzisiaj Roch wykazywał spory zapał do jazdy na rowerze. W ramach rozgrzewki pojechał na Pniowiec, a później udał się na Repty. Na Reptach Roch spędził trochę więcej czasu ponieważ jeździł po nieznanych mu ścieżkach.

    Podczas odpoczynku Roch zadzwonił do Koyota, żeby umówić jakąś rowerową masę dwu- lub trzyosobową. Koyot wyraził chęć pedałowania z Rochem i umówili się na jutrzejszy wypad. Niestety bez Reed\’a, który ma już zaplanowaną niedzielę.

    W związku z tym Roch wrócił do domu ponieważ nie chciał się forsować, aby jutro zbytnio nie odstawać od Koyota, który pewnie ma stalową kondycję. Poza tym Roch nie wywrócił się, nie dał nikomu po buzi, nie poznał nikogo nowego (na prawie) to i nie ma o czym pisać.

    Tak więc Roch kończy ten ewidentnie nudny wpis. Cóż, takie też muszą się pojawić od czasu do czasu.

    Nudzący Roch pozdrawia Czytelników.

  • Obserwacja

    Miast na rowerze Roch siedział w parku na powalonym drzewie i prowadził uczone dysputy z kolegami pedalarzami. Tak w telegraficznym skrócie można opisać dzisiejszy prawie rower. Jednak Roch dokona bardziej szczegółowego opisu zaistniałej sytuacji.

    Jak już wspomniał rower został oparty o drzewo, a sam Roch prowadził uczone rozmowy na tematy marynistyczne. Nagle na horyzoncie pojawił się pojazd z napisem Straż miejska. Było więcej niż pewne, że cała trójka została namierzona i zaraz zjawi się patrol ze standardowym zestawem pytań \”Czy te rowery są kradzione?\”.

    Mijała dłuższa chwila, a rzeczonego patrolu nie było. Jednak co się odwlecze to nie uciecze i, niczym partyzanci, wyskoczyli z krzaków z nadzieją, że kogokolwiek – oprócz siebie – zaskoczą. Nic z tego. Puszki po piwie dawno zostały wyrzucone to i nie mają się do czego przyczepić.

    Patrol chwile poobserwował zza krzaczka i poszedł dalej straszyć koniki polne bo tylko one mogą dać się zaskoczyć patrolowi Straży miejskiej.

    Roch wsiadł na rower i, wraz z towarzyszami, zrobił lans na rynku po czym wrócił do domu. Taki leniwy wypadzik się udał. Cóż – czasem i taki jest potrzebny.

    Rozleniwiony Roch pozdrawia Czytelników.

  • Prawie u celu

    Cały dzień Roch siedział w domu. Nikt nie dzwonił co oznaczało, że Roch może oddać się czynności, która od jakiegoś czasu pochłania go całkowicie. Zawzięcie projektuje urządzenie, które ma być przepustką do świata ludzi z wykształceniem wyższym.

    Po wczorajszych konsultacjach z Promotorem Roch jest prawie u celu. Do poprawki poszła polaryzacja diod LED, które nie dość, że zostały podłączone odwrotnie to jeszcze do masy, a nie do wspólnego zasilania. Jednak to są niuanse, którymi Roch nie będzie zawracał głowy Czcigodnym Czytelnikom. Wszystko zostało poprawione, a schemat wysłany do oceny. Jeśli wszystko zostanie zaakceptowane to od jutra (góra pojutrza) Roch kompletuje części i chwyta za lutownicę.

    Abstrahując od tematów elektroniczno-informatycznych Roch pragnie donieść, że był – a jak! – na rowerze. Pojechał sobie na Repty celem zażycia jakiegokolwiek ruchu i odpocząć od ekranu komputera, przy którym spędza coraz więcej czasu.

    Wypad był czysto rekreacyjny, odbył się asfaltowymi deptakami. W drodze powrotnej Roch zahaczył o Pniowiec bo nagle zachciało mu się jeździć. Z Pniowca wrócił do domu, w którym popija kawkę i próbuje sklecić kilka sensownych zdań tak, aby dzisiejsza notka nie działała jak środek usypiający.

    Z jakim skutkiem to już Wy musicie ocenić.

    Pozdrowienia dla Czytelników.

  • Bez wypadkowo

    Na szczęście dzisiejszy post nie będzie ani trochę krwawy. Wręcz przeciwnie – będzie tryskał życzliwością dla bliźnich, dobrocią i wyrozumiałością dla bliźnich. Rano, mniej więcej o godzinie 0724 zadzwonił telefon. Jednak Roch nie miał zamiaru zwlec się z wyra i sprawdzić kto dzwoni. O godzinie 1030 Roch zwlekł się z wyra i sprawdził kto dzwonił. Okazało się, że był to Tomasz, który pracuje w zaprzyjaźnionym PWiK. Był to znak, że przyjechał nowy serwer i Roch jest mile widziany ponieważ, tutaj zaprzeczy swojej skromności, jest obyty z system operacyjnym Linux. Po porannej toalecie Roch udał się na miejsce gdzie jego oczom ukazała się cudnej urody jednostka, z czterema procesorami Intel Xeon 2,13 GHz każdy i 4 GB pamięci RAM (ECC oczywiście). W dodatku dwa dyski na pokładzie, po 300 GB każdy, aż prosiły się o spięcie ich w RAID 1. Po kilku godzinach tworzenia wyżej wspomnianego RAID 1 można było instalować Linuksa. W tym momencie Roch wykazał się zrzędliwością bo chciał wybrać Debiana, ale z góry narzucono mu Fedorę 8. \”Cóż, co robić\” pomyślał i zabrał się za tworzenie partycji. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach system był gotowy do działania, a serwer można było zamknąć w klimatyzowanym pomieszczeniu zwanym serwerownią, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Póki co trzeba nacieszyć oko nowym nabytkiem i sprawdzić możliwości tego cacka.

    ****

    Po obiedzie Roch postanowił oddać się temu co kocha najbardziej, czyli jeździe na rowerze. Początkowo chciał jechać na Świerklaniec, ale po wczorajszych wydarzeniach skierował się na Repty. Tam jest zdecydowanie bezpieczniej. Jedynym towarzyszem jego wyprawy był mp3grajek, który co chwilę cieszył uszy Rocha nowym brzmieniem. Brakowało tylko kondycji ponieważ Roch utracił wczoraj zbiorniczek na płyn zwany kondycją, ale jutro to nadrobi bo planowany jest wypad do marketu. Po wizycie w domu przyszła pora na wypad z Michałem. Tradycyjnie na Dolomity, a potem na Suchą Górę. Na Suchej Górze można już spotkać kleszcze, które oblazły Michała, ale zostały skutecznie zdetronizowane. W drodze powrotnej pozostał do uskutecznienia lans na rynku. Przechodzące dziewczyny nie potrafiły oderwać oczu od umięśnionych nóg Michała i Rocha. I oto właśnie chodzi. Jak lans to pełną gembą, a nie jakieś tam metroseksualne koszulki. Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza za komputerowy \”bełkot\”.