Rok: 2008

  • „Uwaga! Z kwasem idę”

    No i nadszedł te dzień, w którym Roch mógł działać na polu elektronicznym. Najpierw jednak największa przyjemność jaką można sobie wyobrazić, czyli rower. Roch standardowo pojechał na Repty i Dolomity, by tam obmyślać, jakoś na rowerze najlepiej się myśli, plan na dzisiejsze popołudnie. Z Dolomitów Roch podjechał jeszcze do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego Adventure i już mógł wracać do domu.

    W domu Roch tradycyjnie już rozpuścił co miał rozpuścić, przykleił co miał przykleić i w końcu okazało się, że rozmazało się i pupa blada. Drugie podejście podobne – się rozmazało. W końcu Roch, trzymając w palcach ostatni rysunek, podśpiewywał sobie \”It\’s not that simple, It\’s never that simple\”. W końcu położył i przyprasował.

    Eureka, nie rozmazało się, a więc połowa sukcesu i można zacząć wiercić. Na zdjęciu widać nówkę wiertarkę, deseczkę i kawałek Rochowej ręki. Wiercenie odbyło się bez problemu i po dziesięciu minutach Roch podziwiał dziurki jakie własnoręcznie stworzył.

    Przyszła pora na najfajniejsze w tej całej szopce. Roch rozpuścił nadsiarczan sodu, zabełtał miksturę i wyniósł na klatkę. Wrzucił płytkę i poszedł się umyć. Po chwili, dłuższej, płyta była czysta.

    Szybka diagnostyka omomierzem wskazała, że nie ma zwarć. Roch poszedł wylać miksturę i, przy okazji, nastraszył sąsiadkę. Bo mikstura zielona i można było powiedzieć, że z kwasem się idzie. Strach w oczach sąsiadki bezcenny.

    No i płytka prawie zrobiona. Jutro lutowanie i dopieszczanie.

    Roch pozdrawia Czytelników i obiecuje, że od jutra będzie więcej roweru na Blogu Rowerowym.

    P.S: Zdjęcie płytki:

  • Jak na szpilkach

    Roch odebrał pocztę z samego rana, w której był list ze sklepu, że kurier paczkę wiezie dla Rocha. Z Zabrza. Roch pomyślał, że z rana paczuszka już do niego przyjedzie i będzie się cieszył z nowych gadżetów.

    Jednak kuriera nie było i nie było. Roch zjadł obiad, poszedł na rower, ale co chwilę sprawdzał, czy nie było telefonu od kuriera. Telefon milczał, a Roch nie przejmował się brakiem paczki w domu. W ostateczności ktoś zawsze w domu jest to i odbierze paczkę.

    Roch pojechał na Dolomity i Repty, czyli codzienny standard rozszerzony o Pniowiec bo trochę brakowało do 30 kilometrów. Roch przyjechał do domu, wypił kawę i pojawił się na horyzoncie kurier. Roch cały podekscytowany złapał za portfel i zbiegł na dół.

    Już po chwili był szczęśliwym posiadaczem dwóch kostek pamięci do swojego komputerka. Jako, że zapadał zmierzch Roch wolał nie gmerać przy komputerze bo coś się (tak samo z siebie) urwie lub złamie. Poza tym Roch odpuścił sobie dziś elektronikę bo trochę się podtruł wczoraj, ale dziś zakupił dwa opakowania nadsiarczanu sodu więc jutro będzie ostra jazda.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ale kwas

    Roch zaczął dzień od wizyty w zaprzyjaźnionym PWiK, gdzie zapoznał był panią Basię, której chciała się konwertować baza. Jako, że Roch sam tkwił na posterunku i nikogo w pobliżu nie było, a Basia była fajna to Roch postanowił, że przyjrzy się bliżej Basi, tfu! bazie, która chciała się konwertować.

    W biurze Roch zasiadł na cieplutkim krześle, na którym wcześniej siedziała Basia, i rozpoczął diagnozę. Cała sprawa sprowadzała się do wybrania \”OK\” w okienku, ale Roch nie mogł tak szybko wyjść. Zaczął wiec grzebać w ustawieniach, panelach, opcjach, aż w końcu kliknął \”OK\”, poczekał aż pasek dojdzie do końca i dumny z siebie ogłosił, że wstrętna baza została okiełznana.

    W oku Basi pojawił się błysk, a na buzi zagościł śliczny uśmiech. Roch dumny z siebie i bogatszy o kolejną znajomość wrócił do kantorka, w którym doszedł do wniosku, że wybrał najlepszy na Świecie zawód. Lepszy nawet od ginekologa amatora, bo i satysfakcja większa, a i od czasu do czasu można spojrzeć głęboko w oczy, w których pojawia się błysk zachwytu nad Rochem.

    Ale dość o Rochu bo jeszcze, niczym Narcyz, umrze z tęsknoty za samym sobą.

    ****
    Po obiedzie Roch wybrał się na rower. Standardowo pojechał na Repty i Dolomity. Jednak w domu czekało na niego bojowe zadanie, czyli męczenie płytek. Pedałując tak sobie myślał gdzie może tkwić błąd w recepturze, że płytka z płytką się nie udaje.

    Jednak nie chciał zbytnio psuć sobie rowerowej przyjemności więc zaprzestał poszukiwania rozwiązania i skupił się na doznaniach czysto rowerowych, a więc samej przyjemności, która spływała na Roch z każdym naciśnięciem na korbę. Po powrocie do domu Roch postanowił, że pojedzie jeszcze na Pniowiec ot tak żeby dokręcić do 30 kilometrów.

    Po powrocie zasiadł do rysunków, żelazka i innych takich. Już po godzinie Roch trzymał swoją nową wiertareczkę w dłoni i robił dziurki w płytce. Po kolejnych dziesięciu minutach Roch miał gotową do trawienia płytkę.

    Rozpuścił więc nadsiarczan sodu B327 i wrzucił weń płytkę. Początkowo nic się nie działo, ale po chwili cały dom obleciał duszący zapach i trzeba było się ewakuować na klatkę schodową, żeby podtruć sąsiada z lewej bo wyjątkowa z niego menda.

    Roch bełtał miksturę i patrzył jak miedź z płytki znika, a pojawiają się kolorowe kwiatki, słonie i samochody. Roch doszedł do wniosku, że odjechał. W domu okazało się, że w jednym miejscu ścieżka się przerwała, ale może da to się ją uratować. Jutro, przy dziennym świetle Roch oceni straty i postara się zrobić kilka zdjęć. Jak tylko naładuje akumulatorki.

    Długa notka wyszła, ale też się działo u Rocha.

    Roch pozdrawia Czytelników (i przeprasza za długość notki).

  • Gdzie nie pojedziesz to tłoczno

    Pogoda super, słupek rtęci wskazał 20 st. C to i Roch w domu nie mógł wysiedzieć. Mama Rocha dawno już polowała na grzyby, a Roch kisił się w domu. W okolicach 1400 Roch wybył w końcu na rower. Plan był prosty: pojechać do Świerklańca i powtórzyć letnie harce, czyli zahaczyć o Dobieszowice i później gdzie nogi Rocha poniosą.

    Ze Świerklańca Roch pojechał do Wymysłowa i Dobieszowic gdzie skręcił w las i wyjechał w Piekarach Śląskich. Na horyzoncie pojawił się Kopiec, w kierunku którego Roch pojechał. Z Kopca wypadało już pojechać do Radzionkowa, Dolomitów i Rept.

    W każdym z tych miejsc Roch musiał uważać na ludzi, przyjemność żadna. Tak upłynęła Rochowi niedziela. Pogoda ładna i ludzie okupowali wszystko co się tylko dało okupować, ale Roch 50 km zrobił.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Jutro można się spodziewać kolejnej nudnej elektronicznej notki.

  • Złota polska jesień

    I w końcu się pojawiła, nadeszła wraz z weekendem, który upływa pod znakiem porannych mgieł i popołudniowego ciepła. Roch wyszedł na rower i postanowił, że takiej okazji nie można zmarnować i trzeba wykonać letni plan minimum, czyli 50 kilometrów bo pogoda zacna, a czasu dużo. W osiągnięciu celu przez pewien czas pomagał mu mp3grajek, który jednak nie wytrzymał i się wyłączył z powodu braku energii.

    Roch pojechał na Dolomity i tam zapuścił się w dawno nie odwiedzane rewiry, w których na szczęście nie było tłumów. Z zakazanych rewirów Roch udał się na Repty i tam też pojeździł po krzakach. Z Rept ponownie pojechał na Dolomity. Dystans zaczynał się zbliżać do owych 50-u kilometrów, ale trochę jeszcze brakowało.

    Roch postanowił, że przejedzie się jeszcze pewną ulicą i wróci do domu, gdzie okazało się, że faktycznie rygor 50 kilometrów został spełniony z delikatnym hakiem. A jutro niedziela, czyli dzień porannego lenistwa i popołudniowej pracy nad wypasionymi łydkami, które Roch czcią otacza bo to jedyny fragment ciała, który wart jest zawieszenia oka.

    Roch pozdrawia wytrwałych Czytelników.

  • Z rowerem wśród krzaków

    Zimno się zrobiło, a może krótki dzień nie pozwala słońcu rozgrzać powietrza; od takiej światłej i filozoficznej myśli Roch zaczął dzisiejszy wypad. Początkowo stał on pod znakiem zapytania, ale ostatecznie Roch posadził swoje cztery litery na siodełku i ruszył trochę się zmęczyć.

    Trasa normalna, czyli Repty i Dolomity bo na nic innego już powoli dnia nie starcza, a im później tym zimniej. Jednak Roch nie poddał się i dokręcił do szalonych 25 kilometrów. Niby to nic, a jednak licznik kilometrów pozostałych nieco się zmniejszył.

    Po powrocie Roch zapragnął coś sobie kupić, no i zakupił dwie kostki pamięci do komputerka żeby pisanie szło jeszcze przyjemniej i szybciej. Kiedy przyjadą do Rocha nieomieszka pochwalić się nimi.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda rozpieszcza Rocha

    Roch powoli, ale z konsekwencją godną podziwu realizuje dwa zamierzone cele. Pierwszy z nich, ogólnie znany, to zrobienie określonej ilości kilometrów na rowerze, a drugi cel to skompletowanie amatorskiego warsztaciku domorosłego elektronika. Dziś Roch zakupił małą wiertareczkę, która będzie służyć do wiercenia otworków w płytce. Tyle chwalenia się, pora przejść do konkretów, czyli do dzisiejszego wypadu.

    Roch zapragnął odmiany, miał dość jeżdżenia na Repty i Dolomity. Postanowił, że sprawdzi co tam słychać na Suchej Górze, na której dawno już nie był. Sucha Góra jak zawsze przywitała Rocha błotem, kałużami i gałęziami. Jednak niestrudzony Roch nie poddał się i brnął dalej po piasty w błocie. Napęd na dwie nogi zrobił swoje i już po kilku minutach Roch wyjechał z błota.

    Im wyżej tym Roch miał mniej problemów z przyczepnością, a i błoto mniej pryskało spod kół. Na końcu Suchej Góry Roch zatrzymał się i otrzepał z błota. Cywilizacja na horyzoncie i nie można się pokazać taki brudny.

    Z Suchej Góry Roch pojechał na Dolomity i dalej, już tradycyjnie, na Repty. I na tym zakończył się Dzień Rowerowy (TM), który przybliżył Rocha do zrealizowania głównego celu (tak naprawdę to jednego z dwóch) tego roku.

    Kończąc Roch pragnie poinformować, że dużymi krokami zbliża się pożegnanie sezonu, w którym udział wezmą Koyocik i Roch, a także jak Bóg i Energetyka pozwoli trzeci Rowerzysta, czyli Reed. Uzgadnianie terminów trwa, Roch odprawia modły za pomyślne spotkanie i pożegnanie sezonu suchego i ciepłego, a jednocześnie powitanie sezonu mokrego i zimnego. Bo na rowerze należy jeździć cały rok. Dla zdrowia.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Prawie jak..

    Roch wybrał się na przejażdżkę rowerową. Pogoda super, temperatura szalała w okolicach dwudziestej kreski na plusie, liście spadały z drzew. Na początku Roch pojechał kupić wiertła i nie mógł się powstrzymać od zakupu jednego wiertła tytanowego. Chyba w Rochu obudział się prawdziwy facet, który musi mieć najlepsze narzędzie, a nie tylko zwykły rowerzysta, który musi mieć wypasiony osprzęt.

    Po zakupach Roch pojechał na Rpet i stamtąd pojechał na Dolomity. Po drodze spotkał prawdziwe Audi i kierowcę, które dostojnie prowadził ów pojazd. Roch nie mógł się powstrzymać i nakręcił krótki film, który przedstawia to niecodzienne widowisko.

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=YKgfIicUI4E&hl=pl&fs=1&w=425&h=344]

    Trzeba przyznać, że robi wrażenie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Posiedzenie

    Jednym z okropnie przykrych obowiązków są tak zwane rodzinne spędy mylnie nazwane zlotami. Bo zlecieć to może się Roch wraz z dwójką Przyjaciół wypić piwo, pojeździć na rowerze i ogólnie powyrywać jakieś foczki na sześcioro łydek.

    Roch właśnie zaliczył takowe posiedzenie rodzinne, które w psychice Rocha zasiało spustoszenie niczym Katrina nad Nowym Orleanem. Generalnie Roch uchodzi za aspołecznego osobnika, który ponad wszystko nie znosi obowiązkowych spędów. Owszem, można się najeść i napić, jest niezła wyżerka, ale rozmowy już można sobie darować:

    Rochu, a masz dziewczynę? – Zapytała ciocia znienacka.
    Księdzem będę – Standardowa od ładnych paru lat odpowiedź Rocha.
    Jak zawsze dowcipny – Odpowiedziała ciocia.
    Jak zawsze głupio pytasz – Pomyślał Roch.

    Żeby jeszcze wódki nalali to Roch może i zacząłby opowiadać o swoich podbojach sercowych, ale tak o suchym pysku toż to grzech by był. Nic to, Roch wytrzymał posiedzenie z okazji jakieś tam okazji, bliżej nie sprecyzowanej.

    Dobrze chociaż, że nie kazali garnituru ubrać.

    Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza za późny i nudny wpis.

  • W drodze do celu

    Normalny człowiek wsiadłby na rower przejechał 10 kilometrów i wrócił do domu. Roch nie jest normalny i po 10-u kilometrach dopiero zaczął liczyć ile jeszcze musi przejechać, żeby na liczniku pojawiła się jakaś sensowna liczba.

    Roch wycieczkę zaczął od Pniowca i skierował się w kierunku Rept. Po drodze spotkał znajomego kolarza, który jest jednocześnie administratorem sieci, dzięki której Roch buszuje po Internecie. Z Rept Roch pojechał na Dolomity i z powrotem do domu.

    Jednak licznik nie wskazywał satysfakcjonującej liczby dlatego Roch powtórzył trasę i dzięki temu licznik wskazał 53 kilometry. Co prawda trochę zimno było, ale deszcz nie padał, a i słońce \”grzało\”. Taka prawdziwa jesień.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Gorzki smak zwycięstwa

    Z racji przelotnych opadów deszczu Roch wyskoczył na rower dosłownie na chwilę. Skoczył na Repty i z powrotem do domu, gdzie czekały na niego płytki, rysunki, czyli elektroniczna sobota. Jak zawsze Roch wyciął schemat płytki wydrukowany na Firmowej Drukarce Laserowej (TM), która od jakiegoś czasu jest intensywnie wykorzystywana.

    Tak więc Roch przyciął rysunek do wymiarów płytko, rozgrzał żelazko, położył płytkę i rysunek i zaczął to wszystko przygniatać, ugniatać, ściskać i wciskać. Stękał przy tym jakby podnosił ciężary w Strongmenach.

    Na koniec przyprasował płytkę do stołu, za co miał, delikatnie pisząc, przechlapane, ale po oderwaniu jej od stołu okazało się, że żadnych szkód nie stwierdzono i można było szykować kąpiel dla płytki.

    Po chwili płytka kąpała się w ciepłej wodzie, a Roch ściskał kciuki za powodzenie wodowania ponieważ kolejnego odklejenia ścieżki Roch mógłby nie przeżyć.

    Z boku leży właśnie taka \”felerna\” płytka, której odkleiła się ścieżka i dalsze procedowanie nad nią było zbędne. Po około 10 minutach w wodzie z Wiodącym na Rynku Płynem, którego kropla potrafi zmyć 1000 talerzy Roch wyjął płykę i zaczął zdejmować resztki papieru.

    Eureka, jeeeeeeeeest – Zakrzyknął Roch, gdy cały papier leżał w koszu.

    Żadna ścieżka nie odeszła, wszystko wyglądało cacy. Roch wyjął wiertarkę i zaczął wiercić dziurki, w które później włoży kondensatorki, rezystorki i wszystko co się pod rękę nawinie. Będąc w połowie Rochowi złamało się wiertło. Nic dziwnego – w końcu mikroskopijne wiertło 0,8mm nie miało szans wytrzymać całej operacji.

    Roch wymienił wiertło i działał dalej. W końcu wiertło się omskło, wiertarka przejechała po płytce i zmasakrowała wszystkie ścieżki. W oczach Rocha pojawiły się łzy, ale na jutro zapowiedział powtórkę. Wiertła są, schematy są, płytki są i chęci są.

    Na zakończenie zdjęcie prawie gotowej płytki:

    Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza, że dziś tak technicznie wyszło.

  • W poszukiwaniu jesieni

    Tuż po opadach deszczu, które znienacka przeszły nad Tarnowskimi Górami, Roch wyszedł na rower. Wczesnym rankiem ustawił przypomnienie o tym, aby w końcu naładować akumulatorki. Plan był prosty, trzeba znaleźć oznaki jesieni, o które już nie jest trudno.

    Roch pojechał na Repty bo tam najwięcej jest drzew, a i bliskość do domu sprawia, że to doskonałe miejsce na szukanie Pani Jesieni. Pani jesień nie kazała się zbyt długo szukać. Roch od razu dostrzegł żółte i pomarańczowe liście, które kiedyś były na drzewie.

    Roch szybko zrobił zdjęcie i pojechał dalej. Pogoda zaczynała się poprawiać więc można było zaryzykować odwiedzenie Dolomitów. Po powrocie do domu Roch zjadł energetyzującą tabliczkę czekolady i w ten sposób uzupełnił wszystkie wcześniej spalone kalorie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Pani Jesień w akcji: