Rok: 2008

  • Jesienny podryw

    Jesień to jakiś magiczny miesiąc. Do takich wniosków doszedł Roch jeżdżąc na rowerze. Wszystko zaczęło się od powrotu z Dolomitów. Roch dojeżdżając do skrzyżowania zatrzymał się przed przejściem dla pieszych i przepuścił dziewczynę cierpliwie czekającą na możliwość przejścia na drugą stronę jezdni. To nic, że kierowcy za Rochem trąbili, najważniejsze, że owa piesza dziewczyna uśmiechnęła się do Rocha i powiedziała \”dziękuję\”.

    Roch również uśmiechnął się i pojechał dalej. Jadąc drugi raz na Dolomity postanowił pościgać się trochę z autobusem. Dodatkową motywacją była kolejna dziewczyna stojąca w autobusie. Spojrzała ona na Rocha i uśmiechnęła się. Roch naprężył łydki i ruszył. Na szczęście, autobus od dawna był pełnoletni to nie było ryzyka ucieczki. Na przystanku Roch zatrzymał się i usłyszał od dziewczyny, że jest twardzielem.

    Do tej pory Roch zastanawia się co miała na myśli; czy to, że Roch jest na tyle głupi, że jeździ za autobusem, czy to, że Roch jest w stanie jechać za autobusem. Oczywiście, jak to Roch ma w swoim zwyczaju, żadnej z nich nie poznał bliżej, ale taka już Rocha natura.

    Rekapitulując dzisiejszą notkę: Roch dwukrotnie zaliczył Dolomity i Repty dzięki czemu magiczna liczba 50 kilometrów stała się realna. Pogoda była bardziej niż dobra, a wiatr jakoś wiał w plecy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zrobiony na szaro

    Od rana wiał mocny wiatr, ale to na Rochu nie robiło większego wrażenia. Roch wyznaje zasadę, że jak dobrze się nadstawić to i wiatr człowiek popchnie więc sama przyjemność. Jednak martwiły go opady deszczu, które co rusz moczyły przednią szybę Megi, w której Roch spędził ranek. Trzeba było jechać zapłacić rachunek z telefon no i, najważniejszy rachunek, za Internet.

    Wczesnym popołudniem Roch był gotowy (czyt. najedzony) do wyjścia na rower. Jednak pogoda straszyła deszczem i strach było wychodzić z domu. Im bliżej wieczoru tym robiło się coraz ładniej. Gdy było już za późno na rower pogoda całkiem poprawiła się, ale Roch już nie wyszedł na rower.

    W wolnej chwili przygotował kolejną porcję statystyk, które można pobrać stąd:

    wrzesien_2008.pdf

    W skrócie: we wrześniu Roch pokonał 867 km, co daje 28km dziennie, z czasem 43 godz. 6 sek. ze średnią 18km/h.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zeszły rok to pikuś

    Roch jest dumny. A wszystko to przez wskazanie licznika. Początkowo Roch nie kojarzył ile to kilometrów udało mu się wykręcić w zeszłym roku. Jednak po przyjeździe do domu i zajrzeniu w sobie tylko znane miejsce stwierdził, że zeszły rok to pikuś.

    Okazało się bowiem, że Roch pobił zeszłoroczny wynik o dobre 10 kilometrów (póki co, oczywiście), a pedałował będzie jeszcze ze dwa miesiące ostro, a potem rekreacyjnie, żeby tylko polansować się w kominiarce.

    Plan wykręcenia 10 tyś. km jest coraz bardziej realny co Rocha cieszy niezmiernie bo będzie mógł powiedzieć, że to co sobie założy jest w stanie zrealizować i nie chodzi tu o liczbę, bo tą można podać jakąkolwiek. Chodzi o zasadę i dążenie do celu, o motywację i wiarę w siebie i we własne nogi.

    Abstrahując od tematyki rowerowej Roch dowiedział się, że dziś jest dzień chłopaka. Pierwszy raz o czymś takim słyszy i dziwi się, że nie ma dnia wolnego od pracy. Dlatego Roch życzy wszystkim chłopakom wszystkiego najlepszego.

    A Reedowi i Koyotowi, częstszego odpoczynku. Na rowerze oczywiście.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Drobne zaległości

    Nie da się ukryć, że Roch zapomniał o wczorajszej ekscytującej notce. Nie ma nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że coś go z nóg ścięło (nie był to alkohol) i jakoś tak komputer został włączony po to żeby sprawdzić pocztę.

    Dziś jednak Roch zapisał sobie, a i nie przesadzał z rowerem jak to było w sobotę i niedzielę. Dziś spojrzał na liczniki i postanowił, że zrobi tylko tyle kilometrów żeby znaleźć się na kreską w swoich statystykach. Po pobieżnych obliczeniach wyszło mu, że trzeba zrobić nie mniej i nie więcej niż 25km.

    W związku z tym, że liczba kilometrów odpowiadała wariantowi Repty + Dolomity Roch nie miał nic przeciwko pojechaniu w wyżej wymienione miejsca. Na Reptach Roch spotkał szkolną wycieczkę, która zwiedzała sztolnie i inne atrakcje, a na Dolomitach, na szczęście, było luźno.

    To nie weekend, że ludzie spacerują po parkach, lasach i innych kniejach. Roch zakończył wycieczkę ze stanem licznika 28km, dzięki czemu wyskoczył ponad kreskę i już może świętować.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pełna satysfakcja

    Nadszedł weekend, a pogoda zrobiła się wspaniała. Słońce świeciło, wiaterek delikatnie powiewał, a liście mieniły się odcieniami żółtego i pomarańczowego. Złota Polska Jesień w pełni. Roch z Michałem pojechali do Radzionkowa, a stamtąd udali się na Kopiec. Tam chwilowy postój i można było jechać dalej.

    Celem był bunkier w Świerklańcu, na który dojechali przez las. Jednak to nie była główna atrakcja. Na Świerklańcu Roch z Michałem znaleźli sobie miejscówkę, gdzie można było się położyć i złapać kilka promieni słońca. Roch położył się na trawie i tak już został. Nie chciało mu się ruszać nawet na metr z legowiska.

    Ze Świerklańca, Roch z Michałem, pojechali do Tarnowskich Gór, aby tam uskutecznić lans przez Rynek. Notka krótka bo Roch wszystko co najlepsze zawarł na zdjęciu poniżej:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Czyżby weekend pod znakiem słońca?

    Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że zbliżający się weekend upłynie pod znakiem słonecznej pogody. To bardzo dobrze, zważywszy na fakt, że w niedzielę odbędą się jesienna edycja Otwartych Mistrzostw Radzionkowa w kolarstwie górskim, na które Roch zaprasza. Miejsce zawodów można zobaczyć tutaj.

    Ładna pogoda zachęciła Rocha do znacznego, porównaniu z mijającym już tygodniem, oddalenia się od domu. Nie trzeba było martwić się, że zaraz deszcz spadnie albo śniegu, można było ruszyć przed siebie z uśmiechem na ustach, który po części był spowodowany opływającym powietrzem.

    Roch pojechał do Świerklańca, tam troszkę się pokręcił i wrócił przez Nakło Śląskie. W domu czekała na niego nowa płytka, komplet rysunków, a więc Roch mógł poświęcić wieczór na obcowanie z elektroniką. Płytka już prawie się udała, ale Roch doszedł do wniosku, że popełnił błąd w projekcie, który musi zostać poprawiony. Jednak bycie początkującym, w jakiejkolwiek dziedzinie życia, jest trudne.

    Roch serdecznie pozdrawia Czytelników i zaprasza na zawody.

  • I nadciągnęły czarne chmury

    Pogoda już całkiem odpuściła i postanowiła dopuścić do Rocha trochę słońca. Roch nie mógł wytrzymać i tuż po obiedzie wyszedł na rower. Zachęcony pogodą pojechał do Radzionkowa i stamtąd na Dolomity. W połowie drogi zerwał się wiatr, ale Roch nie przestraszył się i jechał w kierunku Rept.

    Będąc już prawie na miejscu spojrzał w niebo, które zaszło czarnymi chmurami. Roch trochę się zmartwił bo koszulka szybko przemoknie i zrobi się zimno. Jednak póki nie padało to miał szanse dojechać do domu.

    Mocno naciskał na pedały i szukał jakiegoś skrótu żeby szybciej dotrzeć do domu. W końcu, już pod domem, lunęło. Roch schował się w klatce i przeczekał opad. Już po pięciu minutach Roch siedział na siodełku i, uzbrojony w kurtkę, jechał z powrotem na Dolomity.

    Okazało się, że z dużej i czarnej chmury spadł mały deszcz, po którym Roch mógł dalej jeździć. Co więcej wyszło prawdziwe słońce, takie żółte i jasne, którego od dawna nie było widać. Powietrze jakby się ogrzało, a może to tylko autosugestia Rocha. Niemniej jednak zrobiło się ładnie i przyjemnie. Taka namiastka Polskiej Złotej Jesieni (TM).

    Prognozy na jutro są równie zachęcające więc i jutro będzie kilka kilometrów więcej w Rochowych statystykach.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Powrót ładnej pogody

    Stało się; ładna pogoda wróciła, znaczy wraca bo jeszcze deszcz od czasu do czasu popada, ale temperatura już wskoczyła na 15 st. C. Roch pojechał na Repty i planował zrobić jakieś ładne zdjęcia, ale oczywiście padły akumulatorki.

    Roch wziął telefon żeby nim zrobił jakieś mniej ładne zdjęcia, ale w momencie wyjęcia go z kieszeni koszulki telefon się wyłączył bo \”low battery\”. No i tak Roch nie popstrykał żadnych ładnych zdjęć. Jednak jutro to nadrobi.

    Z Rept pojechał na Pniowiec i wrócił do domu bo już ciemnawo się robiło. Brak lampek mści się na Rochu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Dziś krótko, a co!

  • Nie ma papieru w mieście

    \”Chodzę i szukam, szukam i chodzę
    Szperam w szafach, patrzę po podłodze\”

    I w ten muzyczny sposób Roch rozpoczyna kolejną ekscytującą notę o .. poszukiwaniach papieru kredowego. Okazuje się bowiem, że w Tarnowskich Górach nie ma papieru kredowego, na którym Roch mógłby wydrukować obrazek płytki. W żadnym z dwóch sklepów papierniczych nie ma takiego rarytasu, ale obie panie, w obu sklepach obiecały, że do piątku będzie.

    W związku z ułomnością logistyczną tarnogórskich kupców Roch poszedł na rower. Pogoda go miło zaskoczyła, asfalt wyschnął, a nawet słońce wyszło. Roch pojechał na Pniowiec, a stamtąd skoczył na Repty. Pojeździł trochę po mokrych krzakach i wrócił do domu.

    Do piątku Roch ma wolne od moczenia i drapania, ale za to Pogodynki zapowiadają zacną pogodę to Roch nie powinien nudzić na swoim blogu, który coraz mniej przypomina rowerowy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Żelazko, moczenie i drapanie

    Jako świeżo upieczony miłośnik elektroniki Roch zabrał się za tworzenie płytki, którą później zastosowałby w swoim ściśle tajnym projekcie. Zaczął od wydrukowania projektu na drukarce laserowej w zaprzyjaźnionym PWiK.

    W domu znalazł stare żelazko, które idealnie nadawało się do podgrzania płytki do 160 st. C. O starości żelazka niech świadczy tabliczka znamionowa Сделано в CCCP. Tak więc żelazka na pewno nie szkoda, a myśl techniczna naszych przyjaciół na pewno przeżyje niejedno nowe i wypasione żelazko.

    Tak więc Roch położył płytkę na nagrzane żelazko, na to przyłożył wydruk i rozpoczął masowanie. Początkowo delikatnie, aż poczuł te 160 stopni pod palcem masującym. Wziął szmatkę i zaczął masować mocniej i mocniej. Po chwili Roch odłożył płytkę i pozwolił żelazku ostygnąć.

    Gdy płytka przestygła Roch wrzucił ją do ciepłej wody żeby papier odmókł i został tylko toner z drukarki. Po piętnastu minutach moczenia Roch wyjął płytkę z wody i rozpoczęła się nudna procedura oczyszczania płytki z papieru.

    Gdy wszystko było czyste Rochowi ukazała się płytka gotowa do trawienia z jednym ale. Odkleiła się jedna ścieżka co zakwalifikowało płytkę do kosza, a raczej do woreczka \”Porażki Rocha\”. Jako, że brak drugiej płytki pod ręką, a i wydruki się skończyły Roch ma wolne do jutra. Kupuje płytki, drukuje i masuje.

    A tak wygląda prawie udana płytka na tle bardzo udanego schematu, który to Roch własnoręcznie narysował:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Płytka tak pochłonęła Rocha, że zapomniał iść na rower.

  • Niby kraj bez granic

    A czasem są problemy z wejściem do domu. Powodem tych, przejściowych, trudności był brudny rower, na którym Roch jeździł z rana po Reptach. Wszystkie prognozy twierdziły, że popołudniu będzie gorzej niż rano, a rano było całkiem przyjemne. Nawet deszcz nie przeszkadzał tak bardzo.

    Roch pojechał z Michałem na Repty bo tylko tam można było jechać w deszczu. Dolomity były niedostępne z powodu śliskiej gliny, której na Reptach nie ma, na szczęście. Tak więc Roch z Michałem wjechali w krzaki i magicznie deszcz ustał, a właściwie listny parasol powstrzymywał go przed opadem na Rocha i Michała.

    Na Reptach zostało uskutecznione kilka rundek i nastąpił powrót do domu. Nagle okazało się, że deszcz pada jakby mocniej i jest zimniejszy. No ale to już nie było ważne. Pod domem okazało się, że Roch wejdzie do domu, ale rower musi zostać i wyschnąć.

    I tak, w częściach, Roch dostał się do domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dziś się nie udało

    Kiedyś dobra passa musiała się skończyć. Nie zawsze można wracać suchym do domu. Roch poszedł o krok dalej i poszedł jeździć w deszczu. Co mu tam zależy skoro i tak będzie mokry. Wyszedł z domu to pogoda zdawała się mówić \”idź Rochu, wrócisz suchy\”, ale już po kilku obrotach korby pogoda zmieniła zdanie.

    Deszczyk delikatnie kapał z nieba próbując zawrócić Rocha z obranego kierunku. Jednak Roch pokazał język pogodzie i pognał na Repty. Z czasem deszcz padał mocniej, ale Rochowi było już wszystko jedno. Na Reptach zrobił on jedną rundkę po krzakach i wrócił do domu. W sam raz na ostatni etap Tour de Pologne.

    Zasłużonym zwycięzcą całego Touru został Jens Voigt, chociaż brakowało jakiegoś Polaka. Brawa należą się dla Marcina Sapy, najaktywniejszego zawodnika Touru. Roch z własnego Touru też wrócił mokry i brudny więc można napisać, że ma coś wspólnego z Profi.

    Cóż, pogoda nie rozpieszcza, ale obiecane 10 000km już blisko.

    Roch pozdrawia Czytelniczkę i Czytelników.