Rok: 2009

  • Początki prawdziwego lata?

    Początek dnia taki jak cały tydzień, deszcz, wiatr, burze. Roch miał powoli dość takiej pogody, ale miał zajęcie bo udało się wydrukować wzory płytek, a więc popołudnie było zagospodarowane. W międzyczasie jeszcze dokonał “naprawy” komputera u sąsiadki, w myśl zasady “nie da ci ojciec, nie da ci matka tego co dać ci może sąsiadka” nie wziął zapłaty, a nóż kiedyś Roch będzie w potrzebie.

    Jednak popołudniu przestało padać i wyszło słońce. Roch nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń wyszedł na rower i zabrał z sobą aparat. Jednak niebo zaczęło robić się szare i Roch nie planował oddalać się od domu. Zaszył się w pobliskim parku i nie ruszał się nigdzie dalej. Okazało się, że pogoda wytrwała, ale Roch nie narzeka, bo siedział w krzakach i pstrykał.

    Jeśli pogoda i jutro dopisze to Roch zabiera aparat i jedzie gdzieś dalej. Chyba znalazł nowego towarzysza wypadów.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wspaniała jesień tego lata

    Wszyscy powtarzają, że mamy astronomiczne lato. Gdyby powtórzyć to jeszcze 999 razy to i Roch uwierzyłby w to, że za oknem jest ciepło, słonecznie, motylki latają, pszczółki zapylają i tak dalej. Rzeczywistość jest inna; za oknem deszcz leje się ciągłym strumieniem, jedna burza się kończy, to już zaczyna się druga. Ogólnie jest idealna jesień i to nie astronomiczna.

    Roch siedzi w domu, miał trawić płytki, ale w taką pogodę to trudno przejść te kilkaset metrów do zaprzyjaźnionego PWiK żeby wydrukować wzory płytek. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na to, że burze i deszcze szybko nie ustąpią, a więc pozostaje nadrukować wzorów płytek i zamknąć się z lutownicą na cały dzień.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda jaka jest każdy widzi

    Roch zmobilizował się i postanowił nie marnować czasu, który spędza w domu. Aby zagospodarować sobie wolny czas postanowił zrobić jakąś płytkę, a może nawet polutować coś. Rano skierował się do zaprzyjaźnionego PWiK, w którym ma drukareczkę laserową idealną do drukowania wzorów płytek. Jednak przyszedł tam w porze największego ruchu i pocałował klamkę. Chciał zrobić wydruk “na mieście”, ale jak pomyślał ile to kosztuje to włos na nodze mu się zjeżył.

    Szkoda wielka, bo drugi dzień astronomicznego lata jest wypisz wymaluj tak sam jak pierwszy, a niektórzy coś przebąkują, że to już jesień jest, a nie lato. Roch w to nie wierzy i nadal ma nadzieję, że pojedzie na lotnisko do Pyrzowic robić zdjęcia samolotom, albo z Koyocikiem wyskoczą na Jurę, jak co roku. Pierogi z Mirowa chodzą za Rochem, tak jak pączki z Pniowca, ale co poradzić jak pogoda jest taka, a nie inna.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda psuje palny

    Plany na niedzielę Roch miał proste i – dla niektórych – zaskakujące, ponieważ Roch planował jeździć na rolkach i to nie sam, a z Koyotem, czyli dwóch zapalonych rowerzystów z czym dziwnym na nogach podążałoby po Świerklanieckich ścieżkach. Jednak pogoda szybko zweryfikowała rolkowe plany. Niebo zaszło chmurami i tak już zostało do wieczora, choć nie padało.

    Jak przystało nie pierwszy dzień astronomicznego lata było zimno i pochmurno, ale Roch nie mógł się powstrzymać i poszedł na rower. Lato, jakie by nie było, trzeba przywitać w siodle. Roch pojechał na Dolomity i korzystał z faktu, że nie było turystów okupujących ścieżki. Z Dolomitów pojechał na Repty, które też świeciły pustkami. Z jednej strony Roch narzeka, że pogoda jest taka, a nie inna, a z drugiej cieszy się, bo nikt nie włazi mu pod koła.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W plenerku

    Zamiast roweru Roch wziął buty i aparat i wybrał się na jakieś polowanie. Zdjęcia wychodzą coraz jaśniejsze, a jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Roch poszedł na Dolomity, tam gdzie normalnie jeździ rowerem, i pstryknął kilka fotek, a z Dolomitów wybrał się na Repty. Jak łatwo policzyć Roch przeszedł jakieś 10 kilometrów, co odczuł w nogach.

    Pogoda znowu poprawiła się, ale taki huśtawki nie wróżą dobrze, nawet sprawdzona pogoda numeryczna na stronie ICM zaczyna się gubić. Jutro mamy pierwszy dzień lata, a pewnie pogoda przywita Rocha deszczem i szarością. W taką pogodę nawet nie chce się pisać. Poniżej najlepsze zdjęcia z dzisiejszego wypadu:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dawno deszczu nie było

    Pogoda zapowiadała się całkiem znośnie, nawet wychodziło słońce, ale wraz z upływem dnia przybywało chmur, aż w końcu rozpadało się na dobre. Zarówno rower, jak i aparat stały w domu, a Roch nie bardzo wiedział co zrobić z nadmiarem czasu. Pewnie gdyby miał jakieś płytki do zrobienia to siedziałby z żelazkiem i grzał miedź, potem moczył się w nadsiarczanie, aż w końcu wierciłby dziurki.

    Jednak brak podstawowego materiału, jakim jest papier kredowy, spowodował, że Roch i tego nie mógł robić. Siedział więc biedaczysko i patrzył się w okno, które było mokre od deszczu. Czynność monotonna strasznie, ale na bezrybiu i rak rybą. Na zakończenie dnia rozpogodziło się na chwilę, ale znowu zaczęło padać. Prognoza pogody na jutro jest bardziej optymistyczna, ale do jutra pewnie wszystko się zmieni.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Początki są zawsze trudne

    Pierwszy wypad z nowym nabytkiem. Roch postanowił, że pojedzie na Repty i tam sprawdzi, po co te wszystkie przełączniki, opcje, pokrętła, guziczki. Odstawił rower i zabrał się z pstrykanie. Początkowo widział ciemność, ale z czasem robiło się coraz jaśniej i jaśniej, aż wychodziło za jasno. Jednak Roch nie poddawał się i cały czas próbował coś podkręcić.

    Nawet wiewiórka mu uciekła, ale i na nią przyjdzie czas. Pech chciał, że padł akumulator, który nie był ładowany od nowości, i na tym Roch skończył zabawę. Wrócił do domu, odpoczął trochę i poszedł ponownie na rower, tym razem bez aparatu. Pojechał do Świerklańca i wrócił lasem, zahaczając o Chechło. Za Rochem zaczęły ciągnąc ciemne chmury, ale szczęśliwie dojechał do domu.

    Efekty pstrykania można zobaczyć na Pikasie:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Idzie lato. W końcu

    W końcu można wyjść na rower nie patrząc w niebo, nie wychodząc na balkon i nie martwiąc się, że zaraz spadnie deszcz, a tu nie ma gdzie się schować. Pogoda poszła po rozum do głowy, spojrzała w kalendarz i stwierdziła, że pora dać taką pogodę jaka w czerwcu być powinna, czyli ciepło, słonecznie, prawie bezwietrznie, z niewielką ilością chmurek, aż chciał się Rochowi wyjść na rower. I wyszedł.

    Roch pojechał na Dolomity i tam jeździł po górkach. Z racji swojej “zniknionej” kondycji częściej wjeżdżał pod górkę, a zjeżdżał tylko z konieczności żeby móc znowu wjechać. To najlepszy sposób na odzyskanie kondycji i zrzucenie paru, zupełnie zbędnych, kilogramów. Potem przeniósł się na Repty i tam też atakował wszystkie górki. Efekt tych ataków Roch odczuwa w nogach, ale to “plus dodatni” wjeżdżania pod górki.

    Jutro kolejny dzień “pod górkę” i wcale nie chodzi, o przeciwności losu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Lustereczko, lustereczko powiedz..

    Pogoda znowu szalała, od rana deszcz, ziąb, wiatr i ogólna ponurość połączona z niemocą umysłową i fizyczną. Z rana wypłynął temat niedawno obronionego dyplomu, o którym sam Roch zapomniał. Okazało się, że Roch zapracował tą obroną na prezent, który miał sam sobie wybrać i sam sobie kupić. Początkowo Roch nie wiedział co wybrać, ale jego głęboko ukryta pasja podpowiadała “wybierz mnie, wybierz mnie”. I tak też uczynił. Po krótkich poszukiwaniach znalazł miejsce, w którym znajdowała się jego nagroda.

    W sklepie fotograficznym Roch wybrał sobie aparacik, który był jego marzeniem bo pociąg do fotografii jakoś nie chciał przestać być pociągiem. Po chwili spędzonej na grymaszeniu Roch był szczęśliwym posiadaczem lusterka, które chciał od dawna kupić, ale liczył na to, że przestanie mu się chcieć. Po powrocie do domu Roch zabrał się za lekturę opasłej instrukcji obsługi, zaczynającej się od słów “Dziękujemy za zakup..”. Później rozdział o zakładaniu obiektywu, włączaniu, ładowaniu, a na końcu dopiero był rozdział o czymś, co przypominało fotografowanie.

    Tak więc Roch ma fajny aparacik, który może nie jest najlepszy, ale dla Rocha jest szyty na miarę i “żadne krzyki i płacze i nie przekonają go, że..”. Oczywiście Roch pochwali się swoim pierwszym zdjęciem, na którym coś widać, ale wymaga to skupienia i solidnego wytężenia wzroku:
    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Być może, a wręcz na pewno, na Blogu pojawi się więcej zdjęć.

  • Uff, jak gorąco

    Strasznie gorąco, parno i duszno, do tego brak wiatru. Tak, tak Roch najpierw narzeka, że wieje, a “chwilę” później narzeka, że wiatru nie ma. Takie wahania pogody wpływają niekorzystnie na Rocha. Dzisiejsza pogoda spowodował, że z Rocha lało się jak z wodospadu i nawet Isostar nie wyrabiał z nawadnianiem wysuszonego Rocha. Jednak ta okrutna pogoda nie zmusiła Rocha do odpuszczenia roweru szczególnie, że pedałował nie sam, a z Aliną.

    Taka “zaduszna” pogoda zwiastowała nadejście burzy i opadów deszczu dlatego trasa nie była daleka, ale dosyć terenowa. Na początek wypad w Dolomity, a później poszukiwanie wyjazdu z wyrobiska, w którym oboje wylądowali. Orientacja w terenie nie należy do najmocniejszych stron Rocha, dzięki czemu nie udało mi się znaleźć wyjazdu i trzeba było wrócić “kawałek” i podjechać pod górkę, na szczycie której Roch wypluł płuca.

    Po powrocie z Dolomitów Roch zasiadł z Aliną na ławce i ogłosił, że nie chce mu się wracać do domu, bo jest zmęczony.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Powrót do formy

    W końcu wiosna przypomina wiosnę, a nie jesień, w końcu jest ciepło, w końcu chce się jeździć; łyżką dziegciu w tej przepastnej beczce miodu okazał się wiatr, który zadomowił się u Rocha i nie chce przestać wiać. Gdyby jeszcze wiał w tym samym kierunku, w którym Roch pedałuje to dałoby się przeżyć, ale on zawsze wieje w kierunku przeciwnym, przez co Roch cierpi strasznie szczególne, że jego powierzchnia jeszcze nie powróciła do normalnych wymiarów.

    W związku z tym, że Roch sam jeździł nie przejmował się gdzie tu pojechać. Jak wypalił z domu tak zatrzymał się na Dolomitach, z których pojechał do Radzionkowa i Dobieszowic. Wiatr stawiał czynny opór, ale Roch nie poddawał się. Parł do przodu niczym lokomotywa; porównanie o tyle trafne, że gabarytowo oba te pojazdy są do siebie podobne z tą różnicą, że u Rocha nie leci dym z komina.

    Z Dobieszowic pojechał lasem do Świerklańca i tam wzdłuż tamy do parku. W międzyczasie jakiś rowerzysta chciał się ścigać, ale nie wytrzymał tempa i odpadł. Kondycja tak do końca nie siadła, ale zadyszka była. Jednak teraz pan absolwent ma nieskończoną ilość czasu, więc może jeździć gdzie i ile chce. Ze Świerklańca pojechał do domu.

    Kilometrów udało się zrobić 40, co w połączeniu ze wczorajszymi 55 daje zacny wynik 95km w weekend. Roch wraca do formy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • “Tylko ubierz się ciepło”

    Początkowo Roch nie chciał iść na rower bo pogoda nie wróżyła nic dobrego, a może dlatego, że Roch chciał tak myśleć. Jednak nadarzyła się okazja i Roch mógł pojeździć z Aliną, co w ostatnim czasie było znacząco utrudnione. Szybkie sprawdzenie pogody i Roch nie wiedział, czy ubierać się jesiennie, czy wiosennie. W końcu ubrał kurtkę licząc na to, że “jakoś to będzie”.

    Chwilę później stwierdził, że “jakoś to będzie” oznacza, że będzie gorąco i to nie tylko na zewnątrz. Gdy Roch spotkał się z Aliną był już podduszony, pozostało tylko ugotować się, co nie było trudne, ale do domu daleko. Roch z Aliną pojechali do Świerklańca, gdzie pojeździli po ścieżkach, a w tym czasie pogoda znacząco się poprawiła, co Roch odczuł.

    Sauna, przy Rochu to pikuś, pryszcz, zero, null, void i tak dalej, ale Roch nie poddawał się. Byłoby dużo lepiej gdyby było coś do picia, ale i tu Roch dał ciała, bo bidon został w domu. Tak więc mokry Roch miał Saharę w ustach, a język zdawał się wołać “pić, pić, pić”. Ze Świerklańca pojechali na Chechło, a ładna pogoda razem z nimi. Z Chechła już tylko do Miasteczka Śląskiego i powrót do domu.

    Roch schudł jakieś 10 kilogramów przez “ubierz się ciepło”, ale było warto. Wypad z Aliną to jest coś fajnego.

    Roch pozdrawia Czytelników.