Rok: 2009

  • Pierwsza letnia burza

    I nadeszła długo oczekiwana burza, która miała nadejść dużo wcześniej, grzmotnęło, błysnęło i tyle było burzy. Nim się zaczęła to juz się skończyła, deszczu tyle co kot, a właściwie pół kota, napłakał. Przez to wszystko ucierpiał tylko Roch, który nie poszedł na rower bo chmury straszyły deszczem cały dzień.

    Siedząc w domu Roch nie robił nic, tylko jadł rzodkiewki, dzięki czemu teraz ma turbo takie, że na rowerze może spokojnie przekroczyć prędkość światła, ale jest już późna – dla Rocha – noc i nie będzie jeździł na rowerze, choć ogon za nim byłby długi i świetlisty.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Miał być plakat i informacje o zawodach, ale plakatu nie ma. Drukarnia się obraziła.

  • Potwierdziło się

    Roch ma jakieś wrodzone zdolności przewidywania, żeby nie napisać, że posiada zdolność jasnowidzenia, a w tym przypadku czarnowidzenia. Wczoraj wywróżył sobie, że dziś będzie jeździł sam i jeździł. Nie było sensu jechać do Świerklańca bo tam pełno ludzi i nie byłoby przyjemności płynącej z jazdy.

    Roch pojechał na Repty i tam kręcił się po krzakach, później wybrał się na Dolomity i tam spotkał kilka rowerzystek, ale i one nie chciała z Rochem jeździć więc ponownie wjechał w krzaki i tak zakończył się niedzielny wypad.

    Po powrocie do domu Roch zasiadł przed komputerem i tak, prawdopodobnie, zakończy się jego dzień.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Do trzech razy sztuka

    Ciepło, słonecznie, choć trochę wietrznie. Roch wybrał się na rower, ale nie chciał jeździć sam. Rozesłał trzy SMSy, z zapytaniem, czy ktoś nie ma ochoty pojeździć, ale wszyscy jak jeden odpisali, że nie. Cóż, pewnie Roch jest skazany na samotne pedałowanie, nawet słuchawki odwróciły się od niego. Dlatego Roch wymyślił sobie wirtualnego kolegę, z którym jeździ.

    Roch wybrał się na Dolomity, tam zrobił zdjęcie roweru i wybrał się do Świerklańca, ale objechał przy okazji Dobieszowice i przez las wjechał do Świerklańca. Na Świerklańcu pokręcił się trochę i pojechał do domu. Roch planował jeszcze odwiedzić Chechło, ale na chceniu się skończyło i Nowym Chechłem Roch wrócił do domu, gdzie kontynuował pisanie programu, który w ostatnim czasie obrósł w nowe funkcje.

    Jutro kolejny dzień i pewnie Roch sam zrobi kilka kilometrów, taka karma.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    31 maja 2009 odbędą się zawody MTB na Reptach. Szczegóły i plakat w poniedziałek.

  • Kolejny dzień z dopalaczem

    Roch nadal eksperymentuje z dawkami Isostara, tak żeby dobrać najbardziej optymalną mieszankę. Oczywiście testy odbywają się na rower bo przy wzmożonym smak się wyostrza i można porównać działanie. O ile wczoraj Roch odrobinę przesadził z ilością, smak był “ostry”, o tyle dziś wsypał trochę za mało. Jednak w działaniu jest podobnie, pić się nie chce, człowiek jakiś taki nawodniony się czuje, a może to tylko efekt placebo.

    Roch pojechał na Dolomity, pokręcił kilka kółek w lesie i wrócił do domu. W planach były też Repty, ale skończyło się na planach i Repty Roch zostawił sobie na jutro. Pewnie też sam będzie jeździł, to zacznie od Rept, a skończy na Świerklańcu, a może nawet na Chechle. Rano tylko zaliczy wypad do Chorzowa, a popołudnie będzie należało do Rocha i jego roweru, bo nic nie wskazuje na to, że do kogoś jeszcze.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dodatkowy kop

    Roch zakupił w pobliskim super hipermarkecie bryłkę z proszkiem Isostar, który zmieszany z wodą ma spowodować u Rocha podwojenie siły w nogach. Baryłka stała w lodówce kilka dni nim pogoda pozwoliła na wyjście z domu, ale doczekała się. Roch wymieszał miksturę i poszedł na rower.

    Mógł sobie pozwolić na ten luksus ponieważ przez kilka dni siedzenia w domu nadgonił sprawy “poza rowerowe” i teraz mógł oddać się niemałej przyjemności pedałowania, choć temperatura nie była szczególnie wysoka to jednak spodenki z długimi nogawkami załatwiły sprawę.

    Roch wybrał się do Świerklańca, co kilkanaście minut robiąc dwa łyki mikstury, żeby sprawdzić jak mają się ścieżki, a potem uderzyć w kierunku Radzionkowa. Będąc już pod Radzionkowem Roch stwierdził, że mikstura działa, co prawda kopa nie dostał, ale nie chciało się pić i jakoś tak było fajniej, żeby nie napisać mniej męcząco.

    Z Radzionkowa, po pokonaniu dwóch zabójczych podjazdów, Roch pojechał na Dolomity, na których czekała na niego niespodzianka. Dolomity kanalizują się, co chwila koparka coś tam rozkopuje, z boku leżą jakieś rury, a więc niedługo – może już za rok – Dolomity zostaną skreślone z rowerowej listy fajnych miejsc.

    Przez chwilę Roch poczuł się jak bóbr, który też jest rugowany ze swoich naturalnych żerowisk co nieuchronnie prowadzi do wyginięcia gatunku. Cóż, cywilizacja zaczyna wypierać naturalne środowisko rowerzystów, a dzięki temu wzrośnie sprzedaż rowerów szosowych, bo tylko takie sprawdzą się w miejskiej dżungli.

    O, jaka ładna teoria spiskowa została uknuta.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rozpadało się na dobre

    W końcu zaczął padać deszcz, po pierwszych nieśmiałych przymiarkach, pełną parą. Z jednej strony dobrze, bo warzywka i inne roślinki potrzebują wody, a z drugiej strony trochę źle bo Roch siedzi w domu, a tym samym coraz bardziej ryzykuje życie bawiąc się coraz większymi napięciami.

    Jednak dziś Roch nic nie kombinował, poza wymianą bezpieczników w listwie, bo nadzieja na ożywienie umarlaka gdzieś tliła się w Rochu. I udało sie, listwa ożyła, czyli producent nie do końca kłamie, ale to, że zasilacza nie przeżyła to jest fakt.

    Roch siedział w domu i klecił schemat bo zobowiązał się do zrobienia schematu, a Przyjaciół nie można zawieść. Coś już tam się pojawiło, na razie jest to wersja testowa, ale wraz z upływem czasu wszystko będzie nabierało kształtów.

    Tom Morello The Nightwatchman FEAT. Serj Tankian – Lazarus On Down
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=_0jQUGvKZHs&hl=pl&fs=1&color1=0x3a3a3a&color2=0x999999&w=425&h=344]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Tylko listwy żal

    Roch, jak każda istota posiadająca co najmniej jedną żywą komórkę, stara się ewoluować, nabierać coraz to nowych umiejętności. Dziś postanowił, że zabawi się z zasilaczem, czyli żywym napięciem 230V, które radośnie płynie sobie w gniazdku. Przeróbka zasilacza polegała na wymianie transformatora i wymianie stabilizatora, tak aby zejść z 12V na 5V, które są Rochowi niezbędnie potrzebne.

    Na początek Roch musiał przerobić transformator bo drucik był przylutowany w innym miejscu. Roch oderwał drucik, począł za niego ciągnąć, aż go urwał.

    Nic się nie stało – Pomyślał Roch.

    I oderwał drucik z innego miejsca i przylutował do odczepu. Całość złożył, skręcił i włożył do gniazdka. Nie wierząc samemu sobie Roch posłużył się listwą z własnymi bezpiecznikami, tak żeby nie pozbawić osiedla prądu. Po włożeniu zasilacza do gniazda, listwa umarła definitywnie, a podobno wytrzyma wszystko. Producent kłamał, zasilacz Rocha przerósł listwę.

    Okazało się, że pociągnięcie drucika z innej części tego samego uzwojenia to nie był dobry pomysł, bo listwa nadaje się kosza, a transformator ładnie się stopił i trafił na półkę z napisem “Ofiary Rocha”. Na szybko trzeba było znaleźć innego ochotnika. Roch w rupieciach znalazł podobny transformator, trochę słabszy, ale na bezrybiu i rak ryba więc szybko przelutował drucik, zalutował transformator, skręcił obudowę i włożył do gniazdka, uprzednio odłączając lodówkę, telewizor, komputer i inne sprzęty, za które mógł zostać eksmitowany z domu.

    Próba numer dwa przeszła pomyślnie, nic się nie spaliło, a zasilacz działa, teraz trzeba go sprawdzić pod obciążeniem, czy aby nie jest za słaby. Nauczka z dzisiejszej lekcji jest taka: w transformatorze nie każdy drucik nadaje się do zalutowania, a producenci listw zabezpieczających kłamią, że ich produkt jest idioto odporny. Roch jest chodzącym – i co ważniejsze żyjącym – dowodem.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Na zewnątrz zimno to i na rower nie chce się wychodzić.

  • Cisza jak makiem zasiał

    Roch nie radzi sobie z harmonogramem zadań, dnia brakuje, w nocy chce się spać i tak w koło Macieju. Projekty elektroniczne nagromadziły się i kiedyś ta puszka z elektroniką pęknie, a wtedy Roch nie będzie wiedział za co pierwsze się wziąć.

    Wczoraj Roch jeździł na rowerze, a potem robić “coś tam, coś tam”, aż poszedł spać. Dziś od rana w rozjazdach. Katowice zaliczył dwa razy; raz z Koyotem w poszukiwaniu słuchawek, a drugi raz sam w poszukiwaniu butów. O ile słuchawki nadal są w sferze planów, o tyle buty Roch sobie kupił bo były fajne i Roch musiał je posiąść.

    Po powrocie do domu Roch zabrał się za przerabianie zasilacza sieciowego, ale nie szło mu to więc porzucił dalsze czynności i zasiadł przed komputerem.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Koyotowi dedykuję

    Bo dziś Jego dzień, równo o 1700 przeszedł na Jasną Stronę Mocy osiągnąwszy okrągłą liczbę wiosen. W wydarzeniu tym miał zaszczyt, i dziką przyjemność, uczestniczyć Roch, a odśpiewanie Przyjacielowi “sto lat” sprawiło mu ogromną przyjemność.

    Wszystkiego najlepszego Przyjacielu, szczęścia, zdrowia i wszystkiego, wszystkiego.. :*

    I na dziś tyle.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Poranny zlot

    Tak się złożyło, że Roch i Koyocik mieli wolne rano i postanowili, że się spotkają bo dawno wspólnie nie jeździli. Pomijając drobne problemy, takie jak brak wody na osiedlu, na którym mieszka Rocha, spotkanie miało nastąpić o godzinie 1000, ale Roch trochę się spóźnił jednak zmieścił się w kwadransie akademickim.

    Ochota do jazdy nie była wielka, ale to miało być spotkanie, a nie wspólna jazda dlatego Roch z Koyocikiem rozłożyli się na ławce i patrzyli w bezkresny błękit Chechła, na którym spotkanie nastąpiło. W końcu zapadła decyzja żeby przenieść się na Świerklaniec bo tam może mniej wiać, a i widoki powinny być lepsze.

    Szybka przejażdżka lasem i Świerklaniec w zasięgu ręki, ale trzeba było przejechać przez jezdnię, która nagle zapełniła się samochodami. W końcu, po jakichś pięciu minutach, udał się znaleźć lukę i Świerklaniec został zdobyty. Mały popas i ponowny relaks na ławce.

    Jako, że w dobrym towarzystwie czas szybko płynie nim się obejrzeli zegarki wskazywały godzinę około południową i pora było się zbierać do domu. Roch miał pecha bo cały czas jechał pod wiatr, nawet jak wydawało się, że jednak wiatr wieje mu w plecy. W dodatku łańcuch zaczął skrzypieć.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ciężkie chwile

    Kwiecień, może poza jego końcówką, nie był zbyt dobry. Po pierwsze perypetie z amortyzatorem, po drugie oporność elektroniki, która nie chciała się uruchomić, nie wspominając już o jakichś wizualnych oznakach życia. Dopiero z końcem miesiąca wszystko zaczęło się udawać, ale to i tak nie zatrze smutnego wrażenia, że kwiecień nie należy do udanych.

    Początek maja też nie wróży nic specjalnego, ale jego druga połowa powinna być już znośna, na co Roch bardzo liczy. Jednak koniec zrzędzenia, bo to tylko odstrasza Czytelników, a i zaniża poziom bloga, który z założenia miał być odskocznią od szarej codzienności.

    Ostatni dzień kwietnia zaskoczył Rocha deszczem, ale dobrze, że spadł bo nie dało się jeździć, po jednym wypadzie cały rower pokryty był pyłem, o kultowych butach Rocha nie wspominając. Pierwszy raz próbował wyjść na rower to zawrócił zaraz po wyjechaniu, bo niebo w mgnieniu oka zrobiło się granatowe. Jednak to, co z niego spadło nie przypominało deszczu, raptem kilka kropel i koniec.

    Roch zajął się elektroniką i skończył ją męczyć. Wszystko działa, komunikacja działa, mruga, buczy i co tylko użytkownik zapragnie. Teraz tylko dokończyć program obsługujący całą elektronikę, a po skończeniu Roch usiądzie, założy nogę na nogę i pęknie z dumy.

    Kiedy już elektronika została skończona, a przy okazji Roch został “kopnięty” przez prąd, mógł znowu próbować wyjść na rower. Próba zakończyła się sukcesem, Roch objechał Dolomity i Repty, ale chmury nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Zaraz po powrocie do domu spadło kilka kropel i zrobiło się cudowanie chłodno, rześko, aż chce się wskoczyć na rower i pojechać na pączki do Pniowca.

    Tylko z kim na te pączki można pojechać? Jakoś nikogo jeżdżącego nie ma “pod ręką”, a delektować się w samotności tym cymesem to Roch nie planuje. To tak jakby pić do lustra, a Roch tak nisko jeszcze nie upadł.

    I na koniec statystyki za kwiecień, bo za kilka godzin koniec miesiąca, więc można ten fakt uprzedzić i już opublikować pliczek PDF. W kwietniu, pod względem rowerowym, nie było źle, pojawiło się nawet 70km, kilka razy średnia była powyżej 23km/h ogólnie było dobrze.

    Kwiecień 2009
    Roch pozdrawia Czytelników.