Rok: 2009

  • Świętowanie drugiego dnia kwietnia

    Okazja do świętowania zawsze się znajdzie, a to imieniny cioci, a to rocznica ślubu, a to urodziny. Świętować można też jakiś dzień, nie związany z jakąś szczególną rocznicą. Tak też zrobił Roch z Michałem, ale wcześniej Roch wybrał się na przejażdżkę sam. Jednak mp3grajek szybko wyzionął ducha i Rochowi odechciało się jeździć. Wrócił do domu i zajął się programowaniem robota.

    Po pomyślnym zaprogramowaniu robota, Roch wybył na rower z Michałem. Celem były Repty ponieważ dzień jest jeszcze za krótki na dłuższe wojaże. Na Reptach Roch prawie rozjechał dziewczynę, która uprawia jogging, ale przytomność i trzeźwość umysłu zapobiegły rozjechaniu dziewczyny. Została także pstryknięta fotka Rochowi, ukazująca jego słuszną wagę, ale to tymczasowa waga, bo Roch już zaczyna zrzucać zbędne kilogramy.

    W drodze powrotnej nastąpiło skromne świętowanie drugie dnia kwietnia, bez specjalnej okazji, ot tak, spontanicznie. Po powrocie do domu Roch zajął się uruchamianiem robota, ale to póki co jest tajemnica.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Prima aprilis

    Dzień, w którym każdy każdemu robi jakiś żart, dla Rocha był łaskawy. Nikt nie zrobił mu psikusa, co Rocha ucieszyło, ale i Roch nie robił żartów. Na przekór wszystkim i wszystkiemu Roch był poważny, jak na dojrzałego, młodego człowieka przystało. To był taki prima aprilis dla wszystkich. Bycie poważnym w tym dniu wcale nie jest łatwe, ale Roch dał radę i wytrzymał, co nie było trudne z racji tego, że sam na rowerze jeździ więc nawet nie było komu spuścić powietrza z koła, albo wrzucić kilka kamyków do kierownicy.

    Nie mniej jednak Roch pojechał do Radzionkowa i stamtąd, przez Dobieszowice i Wymysłów, do Świerklańca. Będąc na miejscu podziwiał coraz skąpiej ubrane rolkarki (rolki?) i inne spacerowiczki, które wyległy na ścieżki, łapiąc pierwsze promienie wiosennego słońca. Roch pokręcił się chwilę po parku i wrócił do domu. Tak się złożyło, że podczas powrotu w mp3grajku pojawiło się “Hurroo Hurroo!” i od razu nogi same poniosły.

    Jako, że marzec to już przeszłość, wypada pochwalić się tym mizernym dystansem, który Roch popełnił. Jak zawsze można sobie obejrzeć pliczek z cyferkami: Marzec 2009. W skrócie wygląda to tak: 204km w czasie 9 godz. 51 min, czyli nie ma się czym chwalić.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Podwójna przyjemność

    Nadeszła wiosna, ostatniego dnia marca pogoda zrehabilitowała się i umożliwiła Rochowi dłuższą przejażdżkę, rozłożoną na raty. Pierwsza część przejażdżki odbyła się popołudniu. Celem był Świerklaniec i Radzionków. Roch pomknął przed siebie, uzbrojony w aparat, którym planował zrobić kilka zdjęć. Jednak nogi nie chciały przestać pedałować i aparat całą drogę spędził w kieszeni.

    Ze Świerklańca Roch pojechał, zahaczając o Wymysłów, do Radzionkowa, a stamtąd udał się do domu, gdzie czekała lutownica i kilka elementów, które trzeba było dolutować. Po skończonej pracy Roch zasiadł do komputera i już miał ogłosić koniec dnia, ale nogi dały o sobie znać. Roch postanowił, że wyskoczy jeszcze na wieczorną przejażdżkę.

    Bojąc się, że ciemna i zimna noc go zastanie pojechał tylko na Repty. Tam próbował wjechać w krzaki, ale wody i błota pełno i Roch szybko uciekł z krzaków na asfalt. Z racji tego, że w krzakach było mokro Roch pojechał na Dolomity, żeby dobić do pięćdziesięciu kilometrów i tym samym ustanowić nowy rekord sezonu 2009. Po powrocie do domu Roch poczuł, że ma nogi, a krzesło jakieś takie twarde się zrobiło, ale to bardzo dobrze, bo Roch odzyskuje kondycję i gubi brzuszek, który urósł przez wstrętną zimę.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Było milczeć

    Jakieś weekendowe fatum nad Rochem wisi. Trzeci weekend z rzędu Roch umawia się na rowerową randkę z Koyotem i trzeci raz pada deszcz. Roch postanowił, że nie będzie pisał o pogodzie bo szkoda nerwów i klawiszy, a w dodatku Roch nie miał weny, żeby spłodzić jakąś notkę, która trzymała by poziom. Początek tygodnia wzbudził w Rochu nadzieję, że w końcu nadejdzie wiosna, zrobi się ciepło i przyjemnie. Popołudnie było już pogodne, ale Roch nie wychodził z domu.

    Rano pojechał do miasta, żeby poszukać kleju epoksydowego, który znalazł dopiero w pewnym markecie budowlanym, ale to nie ważne. W mieście Roch spotkał Koyota, bez roweru, ale i tak spotkanie zostało zaliczone. Po powrocie do domu, wraz z klejem, Roch udał się na zasłużony spoczynek, a po przebudzeniu się postanowił, że sklei to co ma skleić. Wymieszał klej, przyłożył i zaczął suszyć.

    Klej, cud nowoczesnej techniki, schnie 4 godziny, a pełną twardość uzyskuje się po dobie, więc musi trzymać. Jak nie, to Roch przyklei sprzedawcę do sufitu. Jutro Roch idzie na rower, pogoda ma był ładna, więc nie ma sensu siedzieć w domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jedzie laskiem Roch

    Nadszedł długo oczekiwany weekend, Roch zjadł obiad, wskoczył w spodenki i wyruszył na przejażdżkę. Kondycja podupadła, więc przejażdżka nie mogła być czysto rekreacyjna, musiała zawierać element współzawodnictwa – z braku partnera – z samym sobą. Roch obrał kurs na Świerklaniec. Mknął przez Nowe Chechło, goniąc autobus, czyli warunek współzawodnictwa został spełniony. Na Świerklańcu dał odpocząć nogom, ale nie schodził z roweru, aż tak odpoczywać nie mogły. Żeby utrudnić przejażdżkę, akumulatorek w mp3grajku wziął i padł, a jego brat został w domu.

    Ze Świerklańca Roch pojechał – przez las – w okolice Piekar Śląskich, a stamtąd wrócił do Świerklańca. Prędkość nie schodziła poniżej 40km/h, bo lato – już nie wiosna – zbliża się wielkimi krokami i nie można pokazać się z brzuszkiem. Na Świerklańcu ponownie nogi odpoczywały, a Roch zwiedzała okolice, omijając spacerowiczów, którzy niczym jaskółki i Rocha opryszczka, zwiastują nadejście wiosny.

    Licznik wskazał 30km, więc Roch wykalkulował, że droga powrotna zajmie kolejne 10km i będzie solidne 40km, czyli najdłuższy dystans, póki co oczywiście. Na Nowym Chechle Roch zauważył kolejną oznakę wiosny, czyli kwitnące bazie. Obowiązkowo zrobił zdjęcia, ale wszystkie wyszły nieostre. “Taka karma” pomyślał Roch i pojechał dalej. W Tarnowskich Górach zrobił jeszcze lans na rynku i wrócił do domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A jednak idzie wiosna!

    Przewidywania Roch potwierdziły się. Nie minął tydzień od notki, w której Roch żalił się, że opryszczka wyskoczyła, a to zwiastuje nadejście wiosny. Niektórzy zwątpili już w moc Rochowej opryszczki, ale ona nie myliła się. Temperatura podskoczyła do 6 – 7°C, przestało wiać, pozostał jedynie deszcz, który – według prognoz – jutro ma ustąpić. Jeśli wierzyć tym przewidywaniom to Roch jutro wyjdzie na rower, a jak szczęście dopisze to nie sam.

    Dziś Roch siedział w domu, ale co rusz podchodził do okna sprawdzając, czy uda się wyjść na rower. Kiedy był już zdecydowany, to zaczynał padać deszcz zniechęcając do jazdy, ale jutro ma być ładnie i pogodnie i Roch pójdzie na rower.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niewłaściwe odpowiedzi

    Roch, odkąd pamięta, ma słabe zdolności pedagogiczne. Jeśli dołożyć do tego jakiś informatyczny termin, na przykład DNS, to Roch jest ugotowany. Późnym wieczorem prośby o sponsora zostały wysłuchane. Z problemem przyszła sąsiadka, bo Internetu nie ma, a ona musi pracować. Roch podszedł do problemu profesjonalnie i ekspresowo. Od razu usunął kartę sieciową, nie bacząc na ustawienia, adresy i inne bzdury.

    Po ponownym uruchomieniu komputera Internet objawił się buczeniem Skype i miganiem Gadu-Gadu, czyli niezbędnych programów internetowych. Roch sprawdził jeszcze, czy wszystko działa. Ogłosił, że działa, ale pojawiło się niespodziewanie pytanie, które pojawić się nie mogło. Nie dlatego, że Roch oszukał, naciągnął, czy zasymulował naprawę, a dlatego, że wytłumaczenie przerosło Rocha.

    Co się stało? – Pytanie podał znienacka.
    DNS się zgubił – Odpowiedział, strzelając sobie w stopę.
    A co to jest? – Padło pytanie.
    Yyyyy no to jest takie coś, co zamienia nazwę domenową na adres ip – Padł strzał w drugą stopę.
    A co to jest adres ip? – Padło podstępne pytanie.

    W końcu Roch wybrnął z dołka zwanego DNSem, tłumacząc, że to tak jakby powiedzieć pięć, a napisać 5. Tłumaczenie bardzo naciągane, ale akceptowalne i wystarczające. Roch naprawdę chciał dobrze, ale to nie jego wina, że trudne słowa wyjaśnia innymi trudnymi słowami.

    Pomijając sprawy komputerowe to Roch siedział w domu. Pogoda już ładniejsza, ale nadal wietrznie i rower odpadał bo “pod wiatr” to Roch nie będzie jeździł.

    Na zakończenie Roch znowu umieści kawałek z Tuby, ryzykując, że uszy zostaną oberwane do końca. Oczywiście zarażającym był Koyocik.

    Gogol Bordello – Tribal Connection
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=SW1OglXLIHE&hl=pl&fs=1&color1=0x3a3a3a&color2=0x999999&w=425&h=344]
    Kawał optymistycznego ładunku pozytywnych emocji, czy jakoś tak.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Coś na kształt solarium

    Roch, po hektolitrach wylanego potu, stwierdził, że trzeba zmienić technologię wytwarzania płytek, bo żelazko już nie wystarcza. Ostatnia płytka powstawała w bólach i, po kilku modyfikacjach, ostatecznie nie wygląda tak superowo, jak w zamierzeniach. Trzeba przejść na metodę fotochemiczną, która gwarantuje lepsze odwzorowanie, ale coś za coś.

    Żeby myśleć o tej metodzie trzeba mieć lampę halogenową albo inną emitującą promienie UV. Oczywiście gotowce są horrendalnie drogie, a Roch chce ciąć koszty bo kryzys w końcu jest. W końcu znalazł “tani” projekt, oparty na diodach LED, jednak potrzeba ich 54 sztuki, ale to i tak koszt mniejszy niż zakup lampy. Roch zbuduje małe solarium dla płytek, o ile żelazko zechce wytrawić płytkę.

    ****

    Poza elektroniką Roch wyszedł na powietrze żeby przewietrzyć umysł, rozruszać kości i sprawdzić w terenie, czy będzie pogoda na weekend. Śnieg jeszcze leży, ale pogoda poprawia się i są szanse na jakiś rowerowy wypad w weekend. Trzeba trzymać kciuki za pogodę i za wiosnę, żeby przyszła w końcu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niby wiosna, a śnieg pada

    W zamierzchłych czasach, znanych Rochowi z opowiadań, było tak, że na 1 maja padał śnieg, ale Roch nie potrafił sobie wyobrazić takiej sytuacji; bo jak w maju może padać śnieg? Jednak coraz częściej zastanawia się, czy w tym roku będzie ciepło, czy w maju Roch będzie chodził w polarze, czapce, a w bagażniku nadal będzie łopata do odśnieżania zamiast piknikowego kocyka, na wypadek gdyby jakaś Fanka chciała z Rochem ucztować.

    Prognozy nie nastrajają optymistycznie, do końca tygodnia ma przelotnie padać, wiać i być brzydko. Szczęście, że Roch ma co robić, inaczej szybko dostałby sweterek z przydługimi rękawami. Dziś, na ten przykład, Roch łatał przebitą dętkę w rowerze mamy, która jeździ więcej niż Roch w ostatnim czasie. Dziurki były dwie, spowodowane czymś na kształt zszywki tapicerskiej, później zajął się troszkę elektroniką, coś tam porzeźbił, a na zakończenie dnia był serwisantem, bo znowu komputer się popsuł.

    Tak więc dzień minął w miarę ruchliwie, a wszędzie Roch słyszy “Hurroo Hurroo!”, czyli fragment piosenki, którą został zarażony przez Koyocika. Zespół nazywa się Dropkick Murphys i gra wypasioną muzyczkę, którą Roch odkrył i zakochał się, a żeby zarazić innych to fragment z Tuby:

    Dropkick Murphys – Johnny, I Hardly Knew Ya
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=QKIocZ3WbgE&hl=pl&fs=1&color1=0x3a3a3a&color2=0x999999&w=425&h=344]
    Roch pozdrawia Czytelników. Hurroo Hurroo!

  • Dlaczego ostatni kawałek ciasta jest najsmaczniejszy?

    Roch musiał pojechać do Sosnowca, wsiadł więc do samochodu, wziął GPS, wstukał adres i pojechał. Do Sosnowca jechać musiał bo konsultacje, bo takie tam inne zajawki, bo dawno nie widział budynku zwanego “żyletą”. Na miejscu Roch zaparkował samochód i wszedł do środka. Jak zawsze winda był na górze, a nie na dole, a czekanie, aż zjedzie nie miało sensu. Roch pokonywał kolejne piętra, mijając kolejne katedry, instytuty, aż w końcu wdrapał się na na czwarte piętro.

    Podnosząc płuca, które wcześniej wypluł Roch zapukał do pokoju 418, ale zza drzwi wydobywała się tylko cisza. Po naciśnięciu klamki drzwi stawiły wymowny opór, co oznaczało, że nikogo nie ma. Roch postanowił poczekać, bo był umówiony na konsultacje i specjalnie po to jechał. W końcu się doczekał, wszedł, skonsultował, i wrócił do domu.

    Pogoda nadal pod psem, wiatr, deszcz, zimno, jesiennie i depresyjnie. Roch siedział w domu, nie robił nic, poza drzemką, no i zjedzeniem reszty ciasta. Ostatni kawałek był najsmaczniejszy, ale dlaczego tak jest to najwięksi uczeni nie potrafią wyjaśnić. Zawsze ostatni kawałek smakuje tak, jak powinno smakować całe ciasto. Trochę filozofii na blogu też musi być.

    A propos bloga to coraz mniej przypomina rowerowy, za co Roch przeprasza, ale chęć “pisania” jest silniejsza.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kiedy przyjdziesz wiosno?

    Wczorajsza pogoda spowodowała, że Roch zapragnął już wiosny, a nawet zaczął planować jakiś niedzielny wypad. Jednak pogoda zweryfikowała plany wypadowe i uziemiła Rocha. Rano jeszcze było w miarę ładnie, choć zimno, lecz z upływem czasu niebo zachodziło chmurami, aż w końcu rozpadał się na całego.

    W związku z tym Roch siedział w domu i z nudów pożerał ciasto z jabłkami. Waga znowu podskoczy, a pogoda nie pozwoli na zrzucenie zbędnego balastu tak, żeby w lecie pokazać się w koszulce bez wystającego mięśnia powstałego wskutek brzydkiej pogody i nieumiarkowania w jedzeniu.

    W prognozy Roch przestał wierzyć bo niby ma być pogodnie, a za oknem pada. Innym razem ma padać, a jest pogodnie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Idzie wiosna!

    I to nie dlatego, że wszystko kwitnie, jest ciepło i Roch jeździł na rowerze. Wiosna idzie dlatego, że Rochowi wyskoczyła brzydka, swędząca i szczypiąca opryszczka, która co roku zwiastuje nadejście wiosny. Tylko patrzeć jak temperatura podskoczy do 20°C, ptaszki zaczną ćwierkać, a dziewczyny zrzucą z siebie tony ciuszków powodując, że Roch będzie zajęty podziwianiem widoków, a nie patrzeniem gdzie jedzie.

    Skoro Roch jeździł na rowerze to wypadało by napisać gdzie jeździł i z kim. Roch wybył na rower sam i bez określonego celu. Zdał się na swoją intuicję i nogi, które miały ogromną ochotę pedałować. Na początek Roch pojechał do Świerklańca, ale to było za mało. Ze Świerklańca Roch pojechał do Radzionkowa, a z Radzionkowa wyskoczył na Dolomity, aby sprawdzić, czy można już jeździć po krzakach, czy jeszcze jest za mokro.

    Po drodze spotkał Damiana i uwaga.. Alę, rowerzystkę. Gdyby nie Ala to Roch pogadałby chwilę i pojechał dalej przed siebie, ale takiej “okazji” nie można było zmarnować. Roch pojechał więc z Damianem, modyfikując swoje wcześniejsze plany. Roch, nagle odzyskał kondycję, przestał spać i dyszeć, nabrał werwy niczym po zgrzewce Red Bulla. Okazało się, że Ala musiała jechać do domu, ale i tak warto było modyfikować swoje plany.

    Na zakończenie wypadu Roch przejechał przez miasto i wrócił do domu. Po raz pierwszy w tym roku Roch zrobił więcej niż 30km, co jest kolejny zwiastunem, że wiosna idzie.

    Roch pozdrawia Czytelników.