Miesiąc: kwiecień 2010

  • O Rochu, który jeździł koleją

    Roch znany jest z tego, że często przesiaduje na stacji i ogląda pociągi, ale bardzo dawno nimi nie jeździł. Ostatni raz, z tego co Roch pamięta, był za czasów szkolnych, gdy dojeżdżał na praktykę do odległej nastawni TGc, bo – nieliczni to wiedzą – Roch uczęszczał do Technikum Kolejowego, gdyż pociągi zawsze go fascynowały.

    Kończąc ten historyczny wstęp, Roch pragnie donieść, że wczoraj jeździł pociągiem. Co prawda był to \”zwykły\” EN-57, ale pociąg to pociąg. Żeby było weselej Roch, a właściwie jego rower, zainteresował kierownika pociągu, z którym Roch szybko znalazł wspólny język, a to skutkowało tym, że – uwaga, uwaga – Roch mógł siedzieć w kabinie maszynisty! Tak, Roch siedział obok maszynisty i widział jak się hamuje skład i jak się zbija SHP, czyli samoczynne hamowanie pociągu.

    Atrakcji mnóstwo, a Roch cieszył się jak dziecko, bo w końcu spełniło się jedno z jego marzeń, choć już siedział w lokomotywie, ale nigdy nie jechał w kabinie.

    ****

    Dziś jednak Roch nie jeździł koleją, a rowerem; wyskoczył na Suchą Górę, a stamtąd na Dolomity. Jednak niedzielne popołudnie to już nie jest dobry moment na wyjazd, bo wszędzie plączą się ludzie, którzy cały czas starają się wejść Rochowi pod przednie koło, a ten nie chce go scentrować.

    Kilometrów wyszło średnio, ale po wczorajszych wrażeniach Rochowi nie kilometry w głowie. Na zakończenie Roch umieszcza link do szczegółów dzisiejszego wypadu.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W końcu słonecznie, w końcu rowerowo

    W końcu, po czterech dniach niepogody, wyszło słońce; fakt ten bardzo ucieszył Rocha, bo w końcu mógł wyjść na rower. Czterodniowa przerwa spowodowała, że Roch miał wielką ochotę na jeżdżenie, co spowodowało, że kilometry przybywały w zastraszającym tempie.

    Na początek Roch wybrał się do Świerklańca żeby rozgrzać nogi i przyzwyczaić się (ponownie) do siodełka. Ze Świerklańca Roch wjechał na tamę i pojechał w kierunku Wymysłowa, gdzie wjechał do lasu i wyjechał dopiero w Piekarach Śląskich. Kawałek drogą, potem kawałek ścieżką rowerową i już był Roch w okolicach Kozłowej Góry.

    Pozostało pojechać do Radzionkowa i stamtąd na Dolomity, choć ostatni fragment był największym błędem Rocha, bo koparki i wywrotki rozjeździły – i tak już kiepską – drogę. Roch omijał gliniane kałuże, ale wpadał w inne błotne pułapki, co skutkowało tym, że na oponach było mnóstwo błota i gliny, która przenosiła się na ramę, a także na Rocha.

    Trzeba będzie skreślić Dolomity z listy miejsc, w których można jeździć, bo jak powstanie to co tam się buduje, to pewnie położą asfalt, zrobią sygnalizację świetlną i to będzie koniec Dolomitów jako miejsca dla rowerzystów, a takich miejsc jest coraz mniej. Niestety.

    Wypad należy zaliczyć do udanych, bo pogoda dopisała, siły nie opuściły Rocha, choć wspomagał się batonem, a i kilometrów przybyło. Cała trasa liczyła ich 40. Na zakończenie szczegóły dystansu, śladu GPS nie ma, bo Roch nie naładował baterii, ale cały czas o tym myśli.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Roch-ogrodnik

    Zgodnie z Rocha przypuszczeniami dziś też padał deszcz, choć do południa było nawet ładnie. Później jednak przestało być ładnie i zrobiło się brzydko, deszczowo i szaro, a Roch musiał wyjść z domu. Musiał, bo przyjechała zamówiona myszka, która od dziś pełni rolę lepszego następcy poprzedniego gryzonia, który odszedł do krainy, w której nikt nie będzie go dusił, klikał, przygniatał i rzucał.

    Oczywiście pod Linuksem wszystko zadziałało od razu, choć Roch dał ciała, bo nie potrafił obsłużyć rolki i stwierdził, że ona nie działa. Jednak po mocniejszym jej przyciśnięciu okazało się, że działa. Jeśli chodzi o myszki to Roch stara się być delikatny i nie wciska nic na siłę. Okazuje się, że czasem trzeba.

    Roweru znowu nie było, bo nie ma jak. Deszcz ciągle krzyżuje Rochowe plany. Na koniec obiecany szczypior (można wybuchać śmiechem):

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zero-jedynkowa pogoda?

    Nie dalej jak wczoraj Roch pisał o tym, że pogoda w weekend lubi się popsuć, a w \”środku\” tygodnia jest dużo lepsza. Dziś, za swój niepokorny osąd został ukarany, bo ni z gruszki ni z pietruszki spadł deszcz, a właściwie ulewa, która ponownie uziemiła Rocha. W domu oczywiście nie ma co robić, więc Roch poszedł spać.

    Później, korzystając ze złej pogody, Roch zajął się porządkowaniem komputera, bo działał na \”protezie\”; niby to Linux, a jednak partycje czysto Windows`owe. Pora najwyższa zmigrować całkiem na Linuksa, z wszystkimi jego dobrodziejstwami.

    Wybaczcie, Czcigodni, bo notka trochę na siłę, ale czasem na prawdę u Rocha nic się nie dzieje.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Początek tygodnia, czyli zaczyna się ładna pogoda

    Jak to jest, że weekend – który z założenia ma być rowerowy – zawsze jest brzydki i pochmurny, a od poniedziałku robi się ładna i ciepła pogoda? Rochowi jest to bardzo nie w smak, bo jeździ sam, a to go średnio motywuje do dłuższych wypadów. Wczoraj nawet Rochowi nie chciało się pisać, bo miał dość tej pogody. Zamiast jeździć na rowerze, Roch siedział w domu i patrzył na rosnący w doniczce szczypior, którego Roch namiętnie podlewa i mówi do niego żeby rósł szybciej.

    Dziś, od rana już, słońce świeciło i pogoda zapowiadała się całkiem znośnie. W końcu popołudniu Roch zebrał się i wyszedł na rower. Pojechał do Radzionkowa, a stamtąd do Kozłowej Góry i Świerklańca. Śladu GPS Roch nie zrobił, bo baterie się rozładowały. Pozostaje Rochowi naładować baterie i powtórzyć trasę, a warto to zrobić, bo jedna \”pętla\” ma całe trzydzieści kilometrów.

    Na zakończenie dystans można sobie podejrzeć, bo Roch zaczął rejestrować wszystko online, żeby być \”transparentnym\”.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Znowu deszczowo

    Chciał był Roch wyjść na rower; w tym celu nawet wykonał kilka telefonów żeby sprawdzić, czy ktoś jeszcze nie wyraża chęć iścia z Rochem na rower. Jedna osoba wyraziła ochotę, ale pogoda znowu zagrała Rochowi na nosie. Pojawiło się słońce, Roch zaczął poważnie myśleć o rowerze, a za oknem już padało. Dobrze, że nie było śniegu, bo ten był zapowiadany przez internetowy serwis pogodowy Meteo ICM.

    Na jutro też nic dobrego nie jest zapowiadane, deszcz i zimno, czyli kolejny dzień siedzenia w domu i nudzenia się permanentnego. Nawet już Rochowi spać się nie chce, bo ile można leżeć na łóżku? Pozostaje siedzieć z nosem w pogodzie i wyczekiwać jakiegoś cieplejszego dnia, aby wykorzystać okazję i wyskoczyć na rower.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rowerowa przerwa

    Po wczorajszych wojażach, zarówno tych rowerowych jak i pieszych, Roch musiał odsiedzieć swoje w domu, bo pogoda stwierdziła, że Rochowi byłoby za dobrze i postraszyła go deszczem. Deszcz był niewielki, ale Rochowi skutecznie odechciało się wychodzić na zewnątrz. Pod wieczór wyszło jeszcze słońce, ale już mu się nie chciało, choć oficjalny powód to szybko zapadający zmrok i zimno.

    Korzystając z tego lenistwa Roch walczył z GIMPem, bo zdjęcia czekają, a on się stawia. W końcu, jak na inżynierski umysł przystało, znalazł zgrabne obejście, na które nie wpadli nawet spece od GIMPa. Ponownie Roch udowodnił sobie, że jest bystrzakiem, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji, a przy tym zachowuje nieograniczone pokłady skromności.

    Gdy już zdjęcia były gotowe Roch wrzucił je na Pikasę i oficjalnie zakończył dzień, bo wszystko co miał zaplanowane to zrealizował, a nwet normę wykonał w 110%.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W końcu ładna pogoda

    Zgodnie z tym co wieszczyły prognozy pogody dziś było słonecznie i ładnie, a w dodatku ciepło, co Rocha strasznie cieszyło, bo w końcu mógł wybrać się na jakiś dłuższy wypad. Jednak musiał się śpieszyć, bo po rowerze miał zaplanowaną wizytę na stacji żeby ustrzelić jakieś pociągi. Jednak najpierw Roch musiał \”zaliczyć\” rower.

    Z powodów, które podał wcześniej, Roch wybrał się do Świerklańca, tam zatoczył kółko i wrócił do domu. Prędkość nie spadała poniżej 25 km/h i to wcale nie dlatego, że Rochowi się śpieszyło. Z muzyką jeździ się dużo szybciej, o czym Roch przekonał się na własne uszy, bo ze ślimaczego tempa zrobiła się całkiem ładna prędkość średnia, która oscylowała w okolicach 22 km/h.

    Po powrocie do domu Roch zdążył napić się wody, przebrać i już wychodził na stację. Tam trafiło się sporo lokomotyw, choć kilka z nich już się powtórzyło, ale nie ma się co dziwić – tabor PKP jest ograniczony i w końcu musiało się powtórzyć. Jednak Rochowi to nie przeszkadzało.

    W najbliższym czasie Roch umieści zdjęcia na pikasie, ale póki co musi opanować linuksowego GIMPa, który cały czas gra na Rochowym nosie, ale już niedługo i GIMP polegnie.

    – Dane wypadu: BikeBrother

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pochmurno, ale i rowerowo

    Po dwóch dniach siedzenia w domu Roch miał ochotę wyjść na rower, ale pogoda straszyła chmurami i wiaterkiem, który w każdej chwili mógł przywiać niespodziankę. Jednak Roch nie chciał czekać kolejnego dnia, aż pogoda zrobi się ładna, wyjdzie słońce, a szare chmury przesuną się gdzieś dalej w Polskę.

    Kiedy już Roch wygramolił się z rowerem przed blok, spojrzał w niebo i zobaczył, że jednak wyszło słońce i może uda wrócić się suchym do domu. Za cel wypadu Roch obrał sobie Dolomity i Repty, bo dalej jakoś nie chciało mu się jechać. Na jutro pogoda zapowiada się dużo lepiej, więc jakiś dłuższy wypad będzie bardziej możliwy.

    Kilometrów udało się przejechać dwadzieścia. Jutro musi być dłużej.

    – Dane wypadu: BikeBrother

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ogólne polewanie

    Nie trzeba było specjalnie się spinać, żeby zostać polanym; wystarczyło wyjść z domu i postać chwilę na zewnątrz. Resztę załatwił deszcz, który padał od rana i ani myślał przestać, choćby na godzinkę, żeby Roch mógł gdzieś na rower wyskoczyć. Pozostało siedzieć w domu i walczyć z chęcią nieograniczonego, bo świątecznego, obżarstwa.

    Popołudniu wcale nie było lepiej, deszcz padał, było szaro i nudno więc Roch nadal siedział w domu i się nudził. To już chyba tradycja, że na dyngusa pada deszcz załatwiając to, co inni załatwiają wiadrem wody.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wesołego jajka, mokrego kurczaczka i smacznego dyngusa

    Po wczorajszym wypadzie Roch stwierdził, że dziś ma małą ochotę na jeżdżenie, a wręcz nie ma jej wcale. W związku z tym siedział w domu i mało co robił, bo są Święta, a więc okres leniwy z natury. Jednak popołudniu Roch nie potrafił wysiedzieć w domu i postanowił, że pójdzie gdzieś w teren, może jakiegoś ptaka upoluje. Koniec końców upolował pasażerskiego EN57, który mknął sobie w stronę Tarnowskich Gór. Jest to pierwsza próba obróbki zdjęcia pod Linuksem, z którego Roch zaczął korzystać.

    Na zakończenie Roch śpieszy złożyć życzenia czcigodnym Czytelnikom mokrego jajka, wesołego kurczaczka i smacznego dyngusa. Kolejność może nie ta, ale dzięki temu są one niebanalne i szczere.

    Jutro, o ile nie będzie deszczu, Roch wyskoczy na rower, bo jeden dzień przerwy to odpoczynek, a dwa to lenistwo.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Lotniczo-kolejowy wypad rowerowy

    Wczoraj Roch odpuścił sobie notkę, bo w domu miał trochę obowiązków, a zanęcony tym, że jak teraz pomoże to jutro (czyli dziś) będzie miał cały dzień dla siebie i będzie mógł robić co chce, zapomniał o całym Świecie. Skoro tak została postawiona sprawa, to Roch łapał się wszystkiego, co tylko mogło spowodować zauważenie faktu, że Roch pomaga.

    Zgodnie z obietnicą Roch miał dziś wolne, a więc rano zaprzyjaźnił się z serniczkiem, a popołudniu postanowił, że spali trochę kalorii. Okazją do spalania był zaplanowany wypad z Koyocikiem, bo pogoda w końcu dopisała. Spotkanie nastąpiło na Świerklańcu, a stamtąd Roch zapragnął odwiedzić lotnisko, żeby sprawdzić, co na nim słychać. Tak więc kierunek: Pyrzowice. Na miejscu Roch odpoczywał, bo – nie ma co ukrywać – zmęczył się, szczególnie, że wiatr ciągle wiał w przeciwnym kierunku.

    Z Pyrzowic Roch został przeciągnięty lasem, w okolice Bibieli i dalej do Żyglina i Miasteczka Śląskiego, gdzie znajduje się stacja kolejowa. Była to ta chwila, na którą czekał Roch. I warto była tam jechać, bo więcej pociągów niż na stacji w Tarnowskich Górach. Tam był kolejny odpoczynek i pora była najwyższa, aby skierować się ku domom.

    Jeszcze tylko kawałek wspólnie podjechali, przy okazji uciekali przed psem i pożegnali się, bo pora zaczynała się robić zimna. Takich wypadów Roch życzy sobie więcej, bo i towarzystwo doborowe i kilometrów sporo, a to w rowerze liczy się najbardziej.

    Na zakończenie znajome linki, czyli ślad GPS i zapis kilometrów.

    – Ślad GPS wypadu: Pyrzowice – Miasteczko Śląskie
    – Dane wypadu: 03-04-2010

    Roch pozdrawia Czytelników.