Miesiąc: lipiec 2010

  • Chorzów Stary. Rowerem.

    Nastała sobota i Roch rozpoczął poszukiwania rowerowego towarzysza. Pierwsze kilka prób spełzło na niczym, ale na Koyocika można zawsze liczyć. Nie było zbędnego gadania, szybko się umówili i szybko się spotkali, choć Roch spóźnił się dziesięć minut, jak zawsze zresztą. Plan wycieczki był prosty: odwiedzić wspólnego Przyjaciela, który mieszka w Chorzowie Starym.

    Jednak do tej pory Roch znał jedyną słuszną drogę, która miała dwa pasy i była strasznie ruchliwa. Koyocik jednak znał \”objazd\” więc nie było mowy o innej trasie jak tylko do Reeda. Roch pedałował przez Dobieszowice, Bobrowniki, Wojkowice, Michałkowice i finalnie przez Chorzów Stary. Jednak Reeda nie było w domu; nie ma w tym nic dziwnego ponieważ miała to być niespodziewajka i zainteresowany nic nie wiedział o tym, że Koyocik z Rochem planują go odwiedzić.

    Po chwili odpoczynku nadeszła pora na powrót. Trasa taka sama, tylko w drugą stronę, te same podjazdy i te same zjazdy, ale w tak zacnym towarzystwie to sama przyjemność. Na końcu jeszcze odpoczynek w Świerklańcu i można było wracać do domu. Kolejny weekend upłynął pod znakiem wspólnego pedałowania wraz z Koyocikiem, a za dwa tygodnie – jak los da, a terminarz pozwoli – Wielkie Jurajskie Pedałowanie (TM), być może we trójkę, a może nawet we czwórkę. Pozostaje trzymać kciuki za powodzenie całej operacji.

    Tak na marginesie Roch miał jeszcze jeden powód żeby poznać alternatywną drogę do Chorzowa Starego. Ten powód ma na imię Daria, z którą Roch lata świetlne nie widział się, ale dziś mało czasu było, żeby \”obskoczyć\” wszystkie miejsca jednak trasa jest znana więc można powtórzyć wypad.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nadplanowa wizyta na lotnisku

    Tydzień zbliża się ku końcowi, niedługo weekend i kolejne plany dotyczące wyjazdu na lotnisko. Jednak Roch miał jeszcze jedną zaległą wizytę na EPKT ponieważ w ubiegłą niedzielę Roch pedałował wraz z Koyocikiem. Bilans wizyt musi się zgadzać więc trzeba było pojechać w kierunku lotniska i zaliczyć kilka zdjęć. Wśród Wizz`ów trafił się jeden Bombardier CRJ-900, którego Roch jeszcze nie ma w swojej kolekcji. Teraz go już ma i poluje na inne maszynki, których jeszcze mu brakuje.

    Później już tylko same Wizz`y operowały więc nic specjalnego, nawet dla takiego szczawika jakim jest Roch. W weekend może będzie większy ruch, bo Roch nie odpuszcza i niedziela już jest zarezerwowana dla samolotów i lotniska. Jeśli o kilometry chodzi, to licznik pokazał ich 40, a więc tyle ile ma być. Resztę zdjęć można zobaczyć na Flickr, bo Pikasa przypomina stajnię Augiasza i trzeba tam porządek zaprowadzić. Tak więc link do zdjęć to: http://www.flickr.com/photos/gusioo/.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Definitywny koniec regeneracji

    Po dwóch dniach zaawansowanej regeneracji, czyli zwykłego byczenia się, Roch wyszedł na rower; pogoda sprzyjała, choć niebo nie było błękitne, ale w końcu raz się żyje. Smaczku całej sytuacji dodawał fakt, iż Megi znowu była u Mechanika (przez duże \”M\”, bo to magik pierwszej klasy). Tym razem poduszka silnika zepsuła się i wszystko wibrowało, drgało i trzęsło się. Tak więc wóz serwisowy nie był dostępny i – w razie jakiegoś deszczu – Roch musiałby ratować się w inny sposób.

    Wraz ze swoim \”Lotniczym Guru\” Roch uderzył do Miasteczka Śląskiego, a stamtąd na Chechło, czyli lokalny akwen wodny. Z Chechła Roch podskoczył do Radzionkowa i na zakończenie wyjazdu pojechał na Dolomity. W końcu trochę Roch popedałował w miłym towarzystwie, rozruszał nogi, a i statystyki nabrały rumieńców choć to tylko 43 km.

    W najbliższym czasie, czyli być może jutro, Roch planuje wypad na lotnisko, bo w ostatnią niedzielę zaniedbał samoloty, choć fizycznie pojawił się pod płotem. Relacja oczywiście na blogu, bo gdzie indziej?

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Przymusowa regeneracja

    Tak jak Roch pisał w swojej ostatniej notce nadszedł czas regenerowania się. O ile wczorajszy przestój był całkiem zamierzony, o tyle dzisiejszy był już spowodowany przelotnym deszczem, który straszył Rocha przy każdej chęci wyjścia na rower. Jednak według wszystkich prognoz od jutra będzie można poważniej myśleć o jeżdżeniu.

    Jeśli pogoda dopisze to może uda się wyskoczyć na lotnisko zrobić jakieś zdjęcia, a jeśli nie to zawsze można kręcić się po okolicy, tak żeby szybko uciec przed deszczem, który ewentualnie może się pojawić. Tak, czy inaczej Roch wskoczy na rower.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Tradycyjny wypad prawie zrealizowany

    Początkowo Roch, jak w każdą niedzielę, chciał pojechać na lotnisko robić jakieś zdjęcia, ale perspektywa wspólnego wypadu z Koyocikiem wygrała i Roch odpuścił dzisiejsze fotografowanie, na które wybierze się w środku tygodnia. Z Koyocikiem pojechali do Świerklańca, a stamtąd, przez las, na lotnisko. Lotnisko zostało objechane dookoła i już mieli wracać, kiedy padła propozycja pojechania do Mierzęcic.

    W Mierzęcicach nastąpił postój w knajpce \”Mr. Hamburger\”, w której serwowano okrągłe bułki, z czymś w środku. W sumie raz na dwa lata Roch może sobie pozwolić na \”fast food\” bez jakiejś szkody na zdrowiu. Po posiłku pora było wracać w okolice domu. Kierownikiem wycieczki był Koyocik, bo Roch dawno stracił orientację w terenie, a pytania typu \”tu w lewo?\” musiały męczyć Rochowego towarzysza.

    W końcu znowu wyjechali pod lotniskiem i stamtąd tradycyjnie pojechali do Brynicy, gdzie rozjechali się każdy w swoją stronę. Rochowi zostało jeszcze piętnaście kilometrów do domu, a picia już nie było. W końcu w pierwszym sklepie Roch kupił 1,5 litra \”wody źródlanej\” i wypił tak, jakby była to szklanka wody. Człowiek nie wielbłąd i pić musi. Później było z górki, nie licząc bolących nóg i skrzypiącego łańcucha, który irytował Rocha przy każdym obrocie. Pora go nasmarować.

    Wypad jeden z lepszych, długi, urozmaicony i w przyjacielskim towarzystwie. Czego chcieć więcej? Może tylko częstszych spotkań.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    79 kilometrów Roch przejechał. Jutro można spodziewać się regeneracji.

  • Żeby tylko zera nie było

    Lejący się z nieba żar spowodował u Rocha wystąpienie zjawiska zwanego leniwcem, który to pojawia się wtedy, gdy temperatura osiąga niebezpieczną granicę 30°C. Jednak koniec końców Roch wsiadł na rower i pojechał w las, przejechać się chwilkę żeby w statystykach nie było zera na początku. Jednak wcale przyjemnie nie było; spodenki się rozgrzały, o butach nie wspominając, bo w nich nawet siateczki wentylacyjne nie dawały rady.

    Z Dolomitów Roch wrócił do domu, bo gorąc był nie do wytrzymania. Jutro, jak zresztą w każdą niedzielę, Roch jedzie na lotnisko. Zabiera z sobą aparat, butelkę wodę i jakiś banknot na wypadek braku wody w butelce. Rano planowany jest wypad integracyjny z Koyocikiem, ale o tym wszystkim Roch napisze jutro (lub, znając życie, w poniedziałek).

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Amortyzacja pompki i łatek

    Nic nie wskazywało na to, że Roch będzie miał jakąś awarię; w rowerze nic nie stuka, nie trzeszczy, a cały mechanizm jest lepszy niż w szwajcarskich zegarkach. Roch pojechał na lotnisko, bo chciał zrobić pewne 40 kilometrów, w końcu początek miesiąca i ładna pogoda zobowiązują.

    W drodze powrotnej Roch wjechał w dziurę, niby nic szczególnego, dziura jak setki innych, w które Roch wjeżdżał, ale okazało się, że ta jest inna. Ta dziura przebija opony, o czym Roch przekonał się chwilę po wyjechaniu z niej. Powietrze zeszło szybko i całkowicie. Do domu było jakieś 18 kilometrów, a więc spacer w butach SPD odpadał. Wezwanie wozu serwisowego też odpadało, bo zanim Roch wytłumaczy gdzie jest to zapadnie noc.

    W końcu przypomniał sobie, że w plecaku jeździ z nim pompka i łatki, który były kupione właśnie na taką okazję. Po dwudziestu minutach było po sprawie. Dwie dziurki zaklejone, koło założone i napompowane; można było jechać. W końcu, po wielu miesiącach, przydał się zestaw ratunkowy, który jeździł w plecaku. Wydatek ~50 zł zwrócił się, bo Roch nie musiał dreptać do domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.