Rok: 2010

  • Regeneracja

    Po wczorajszych wojażach Roch stwierdził, że dziś będzie się regenerował i – o ile w ogóle – będzie jeździł gdzieś blisko, może wyskoczy w kierunku Koyocika, ale na pewno nie będzie się spinał na więcej niż 30 – 40 kilometrów. Roch musi dbać o zdrowie, bo trzeba przecież podtrzymywać przyrost naturalny, a może nawet wyciągnąć go z zapaści, a do tego potrzeba w pełni sprawnego Rocha.

    Jednak z tych planów nic nie wyszło; Roch musiał siedzieć w domu, bo obowiązki, zajęcia domowe i tak dalej. Rower odpoczywał, ale na jutro planowana jest wycieczka do Koyocika, tak która była planowana na dziś. A wiadomo, że stamtąd jest tylko kawałek na lotnisko więc kto wie, czy i na lotnisku Roch nie skończy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dookoła lotniska

    Pogoda ponownie zachęciła Rocha do wdrapania się na rower, co jest utrudnione przez tłuszczyk, którym Roch systematycznie obrasta. Póki nie przekracza limitu wagowego ustalonego dla Bomberka to wszystko jest w porządku, choć Rocha trochę demotywuje fakt brzuszka, który chcąc nie chcąc się pojawił. Żeby trochę się go pozbyć i podtrzymać kondycję Roch wybrał się dookoła lotniska, bo dawno już wioskami nie jechał. Na towarzysza Roch wybrał swojego \”guru lotniczego\”, który też kilometry uskutecznia, a w grupie – jak wiadomo – jest raźniej.

    Żeby utrudnić sobie życie Roch jechał pod wiatr praktycznie całą drogę. Jak nie wiało z przodu, to rzucało Rochem na boki, a poruszyć Rocha to nie lada wyczyn. Dopiero w drugiej połowie dystansu przestało wiać i zrobiło się spokojniej, a i Roch zaczął jechać prosto. Za Zadniem (Zadzieniem?) było już z górki i nogi Rocha trochę odpoczęły.

    Ponownie doszło do szaleństwa kilometrowego ponieważ 73 km ze średnią prędkością 24 km/h to jest szaleństwo szczególnie, że Roch kilka dni nie jeździł i jutro nogi mogą boleć, ale to dopiero jutro.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwszy prawdziwy spotting

    Wskazówki zegara nieśmiało wskazywały godzinę 700; Roch snuł się po domu szukając zajęcia na najbliższą godzinę. Nie potrafił zasnąć, za bardzo był podekscytowany tym, co miało dziś nastąpić. Chodził z miejsca na miejsce, nie mógł skupić myśli, czas się dłużył, ale w końcu nadeszła upragniona godzina. Wszyscy jeszcze spali, a Roch cichutko wymykał się z domu, jakby szedł na tajną randkę. Jego randką był lądujący Boeing 747, na przylot którego Roch czekał od tygodnia. Nie liczyło się nic, tylko upragnione zdjęcie i pierwszy prawdziwy spotting.

    W drodze na lotnisko spotkał swojego \”Lotniczego Guru\”, który pedałował na rowerze. Roch wybrał inny środek transportu, pewniejszy, szczególnie, iż od rana coś tam z nieba leciało. Na miejscu były już trzy samochody, Roch wcisnął się jako czwarty, zaparkował przodem do pasa i czekał. Po chwili dojechał do niego wcześniej spotkany Guru, razem postanowili czekać na start. Im bliżej godziny zero, tym więcej aut się zjeżdżało, więcej ludzi było, niektórzy nawet wyposażeni byli w drabinki żeby być wyżej niż płot.

    Napięcie rosło, ludzie krzątali się, podchodzili pod płot, oglądali. Planowo start miał się odbyć o godzinie 945 lecz im bliżej godziny zero tym było bardziej oczywiste, że będzie opóźnienie. Wszyscy zaczęli się ustawiać, zajmować najlepsze miejsca, drabinki już były rozstawione. W końcu rozeszła się wieść, że pilot chce startować z innego kierunku niż wszyscy myśleli.

    \”Z 09 ma startować..\” – ktoś powiedział.

    Zrobił się zamęt, bo nie wiadomo było, czy jechać na drugą stronę pasa, czy zostać po tej, po której stał Roch. W końcu silniki zaczęły ryczeć, a cały samolot leniwie się toczył. Podniecenie sięgnęło zenitu, Roch wdrapał się na górkę ułożoną z podkładów i czekał. W końcu 747 wjechał na pas i zaczął się ustawiać. Potem chwila spokoju i moment startu. Warto było czekać ponad godzinę na ten fakt.

    Tak oto dokonał się pierwszy prawdziwy spotting w wykonaniu Rocha. Na zakończenie zdjęcie startującego 747:
    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rozpadało się

    Pogoda wytrzymała zaledwie cztery dni; piątego dnia zachmurzyło się, zrobiło się zimno i zaczął padać deszcz. Korzystając z tej okazji Roch zabrał się za zdjęcia, które popełnił podczas ostatniej wizyty na lotnisku. Efekty tej pracy można zobaczyć na Picasie. Do \”zrobienia\” pozostały jeszcze samoloty na wysokości przelotowej, ale i za to Roch się zabierze.

    W czerwcu planowane są jeszcze dwie \”imprezy\” lotnicze. Pierwsza z nich to \”Drzwi otwarte\” na lotnisku, a druga to \”II Edycja dnia spottera\”, czyli fotografowanie z pasa, co dla Rocha jest pełnym wypasem i postara się dostać na tę imprezę. Na zakończenie jedno zdjęcie z ostatniego pleneru:


    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Środek tygodnia na lotnisku

    Po wczorajszym lataniu Roch postanowił, że pojedzie na lotnisko, bo może trafi mu się dzień jak wczoraj i będzie miał kolejne zdjęcia. Na miejscu okazało się, że jest gorzej niż wczoraj, ale i tak lądowania odbywały się na kierunku 09 więc można było fotografować lądujące samoloty. Trafiło się kilka ładnych sztuk, które Roch pokaże jak zdjęcia wykadruje i usunie płot, który na kilku z nich się przypadkowo pojawił. Na dodatek w niedzielę jest święto wszystkich spotterów, czyli lądowanie B747-400F. Fora lotnicze gotują się z zachwytu.

    Jeśli o rower chodzi to służył on za środek transportu, a wypad był czysto rekreacyjny, choć wspólnie z Guru Lotniczym, który tłumaczył Rochowi co i jak i dlaczego tak, a nie inaczej. Po powrocie do domu Roch zaczyna zabierać się za zdjęcia, ale trochę to jeszcze potrwa. Jak się w końcu Roch zmobilizuje to jutro pojawią się na Pikasie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Podniebne szaleństwo

    Od rana nad Rochem odbywała się istna orgia samolotowa, a apogeum osiągnęła w momencie kiedy nad Rochem pojawił się Airbus A319. Początkowo Roch nie zauważył go, a gdy już wyskoczył na balkon to samolot chował się za blokiem, więc nie ma zdjęcia. Kiedy już wyszedł na rower to przez 30 minut jazdy spoglądał w niebo aż pięć razy, bo leciał samolot za samolotem. Katowice Airport wzięło się do roboty i sezon letni chyba już jest rozkręcony na 100%.

    Jeśli o rower chodzi to Roch pojechał do Radzionkowa i na Kopiec, choć trochę drogę zgubił i brnął przez błoto i krzaki. Z Kopca do Piekar Śląskich i w kierunku domu. Jutro, o ile pogoda dopisze, to obowiązkowa będzie wizyta na lotnisku, bo trzeba ustrzelić kilka ptaszków, które latają i latają. Jednak co z tych planów Rochowi wyjdzie to okaże się pod płotem lotniska.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Lekka rekreacja

    W końcu nadszedł czas żeby zaprowadzić samochód do mechanika, celem naprawienia szyberdachu, który się przytkał i na Rocha spadła, a właściwie spłynęła fala powodziowa, która spowodowała drobne zalanie samochodu. Z racji tego, że samochód miał być do odebrania tego samego dnia Roch nie mógł oddalić się zbytnio od Tarnowskich Gór, bo telefon mógł zadzwonić w każdej chwili. Na początek Roch pojechał, “wewnętrzną drogą PKP”, do Miasteczka Śląskiego, a stamtąd na Chechło.

    Pod domem zadzwonił telefon i faktycznie można było odebrać samochód; nie minęła chwila i już szczelność dachu była testowana przez deszcz, który zaczął padać jak na zawołanie. Pozostaje trzymać kciuki za szczelność i drożność dachu, bo drugiej fali powodziowej Roch nie przeżyje. Na jutro plan jest prosty, bo trzeba trochę więcej kilometrów przejechać. Może jakieś lotnisko na przykład.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Tradycyjnie już: spotting na lotnisku

    Jak w (prawie) każdą niedzielę tak i teraz Roch wybrał się ze swoim Lotniczym Guru na lotnisko poobserwować samoloty. Wizyta skończyła się jedynie na obserwacji, bo aparat Roch zostawił w domu bojąc się deszczu ponieważ pogoda w końcu wróciła do normy, choć chmur było za dużo (ale to już typowe marudzenie). Roch sam siebie zaczął zadziwiać tym, co już wie o całej tej lotniczej technice. Holdingi, kręgi, drogi kołowania, low pass i inne pojęcia, które do tej pory Rochowi były obce i obojętne. Do tego dochodzi “namierzanie” samolotów po ich rejestracji i – oczywiście – rozróżnianie modeli, choć tu jeszcze Roch trafia 2 na 10, ale są postępy ponieważ kiedyś było 0 na 10.

    Akurat Roch załapał się na start Bombardiera (Lufthansa) i Airbusa (Wizz), a później pod terminalem zrobiło się pusto więc nie było sensu oglądania płotu lotniska. Następnym razem Roch planuje zabrać aparat, bo może trafi się jakiś czarter; w końcu sezon wakacyjny już się rozpoczyna to i ilość lotów do ciepłych krajów jest większa. Niedzielne wypady na lotnisko stają się już tradycją, co Rocha cieszy ponieważ jest to kolejna okazja do odrobiny ruchu na świeżym powietrzu.

    Pogoda w końcu zrobiła się znośna, temperatura spadła do akceptowalnych 20°C i powróciła normalność. Wszystko to za sprawą wczorajszej burzy, która zaatakowała okolice Rocha, a było co oglądać, bo deszcz nie padał, a pioruny błyskały, na przykład taki się trafił (jakoś słaba, ale przy czasie 1/5s trudno utrzymać aparat nieporuszony):


    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Off-road

    W końcu Roch postanowił wyjść z domu; po części było to spowodowane nudą domową, a po części lekkim spadkiem temperatury, który wywołał u Rocha chęć do jazdy. Nadal jednak jest dużo za ciepło dlatego Roch postanowił, że nie będzie się zbytnio wystawiał na słońce. Na początek pojechał on na Suchą Górę, tam solidnie się zmęczył i poczuł, że koszulka przykleiła się do Rocha, a z kasku lało się jak z hydrantu.

    Z Suchej Góry Roch pojechał na Dolomity, a stamtąd do Rept. Jednak było tak duszno i parno, że Roch nie wyrabiał i musiał wrócić do domu. Woda w plecaku oczywiście się skończyła, ale to akurat nie był problem, bo w sobotę sklepy są otwarte i można coś mokrego kupić. Plan na jutro jest prosty: wizyta na lotnisku, o ile pogoda i temperatura na to pozwolą. Być może pojawią się też nowe zdjęcia, ale to wszystko okaże się jutro, jak Roch wstanie i spojrzy na termometr.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wszystko płynie

    Tytuł trochę mylący, ale prawdziwy choć wcale nie chodzi o płynącą wodę, a żar lejący się z nieba. Wczoraj temperatura wspięła się na poziom 33°, co Rocha mocno zdołowało, bo było dużo za ciepło. Dziś jest jeszcze gorzej; termometr w samochodzie pokazał temperaturę 40°, a kierownicy nie dało się złapać. Dopiero po dziesięciu minutach dało się wejść, ale i tak panowała tam ostra sauna.

    Obecnie Roch duma nad tym, czy iść na rower, czy siedzieć w domu i czekać na poprawę pogody, czyli na lekkie ochłodzenie. Według wszelkich prognoz ma ono nadejść od jutra, czyli weekend może być normalny.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Uff jak gorąco, uff jak gorąco

    Kto by pomyślał, że gorący wyż, który nie szczędzi Rochowi promieni słonecznych spowoduje to, iż Rochowi przestanie chcieć się jeździć. To już chyba starość go dopada, bo jak jest pochmurno to marudzi, jak słońce jest to też Roch odczuwa niechęć do męczenia się. Pozostaje czekać na lekkie oziębienie, tak żeby termometr przestał wskazywać 30°C; być może wtedy Roch odnajdzie chęć do jeżdżenia, bo póki co gdzieś ją zatracił.

    Jednak wcale nie ma tak źle i dziś Roch nakręcił 20 kilometrów. Za cel obrał sobie Repty i Dolomity, bo tam jest cień i są górki. W Reptach Roch spotkał zabawiającą się, w krzakach, parkę, która nie przejmowała się tym, iż Roch prawie przejechał im po głowie. Nie zrażając się tym Roch pojechał dalej, bo przecież nie ma co zakochanym przeszkadzać. Kocyk, polanka, ciepło i tylko Roch do tej scenerii nie pasował.

    – Dane wypadu: BikeBroher.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Trochę więcej luzu

    Po szalonym weekendzie, który zakończył się wynikiem 140 km, nadeszła chwila oddechu i Roch zabrał się za zdjęcia z lotniska, które leżą i czekają na swoją kolej. Na pierwszy ogień poszły te z startującymi maszynami, potem Roch zabrał się za te z samolotami na wysokościach przelotowych. Efekt tych wszystkich obróbek można zobaczyć na Picassa: Samoloty na wysokościach przelotowych i Samoloty 2010.

    Dzisiejszy wypad stał pod znakiem wysokiej temperatury. Nawet bardzo wysokiej, bo okolice 30°C to już jest wysoka temperatura. W takiej temperaturze ciężko się jeździ, a woda w plecaku szybko się kończy. Wystarczyło jej na 40 kilometrów po czym Roch wrócił do domu. Takie skoki temperatury nie są dobre, bo jeszcze parę dni temu Roch jeździł w długich spodniach i kamizelce, a teraz w krótkich spodenkach jest gorąco.

    Oby pogoda trochę odpuściła, bo z jednego ekstremum wpadniemy w drugie, a gorąc też nie jest lepszy, bo Roch już w niektórych miejscach przypalił się, szczególnie, że na lotnisku nie było cienia. Jutro kolejny upalny dzień i kolejny wypad, oby tylko wody w plecaku wystarczyło, a jak wiadomo Roch to nie wielbłąd i pić musi.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.