Rok: 2010

  • Prawie pod lotniskiem

    Pogoda zaczyna się poprawić, o ile wczoraj jeszcze słońca nie było widać, o tyle dziś już można było je podziwiać w pełnej krasie, choć często chowało się za chmurkami. Według prognoz, mogło coś popadać, ale nie jakieś duże deszcze, a lokalne opady. Choć wieszczone były też burze. Jako, że Roch nadal ma złe wspomnienia związane z ostatnim opadem, który złapał Rocha w Nowym Chechle trochę bał się oddalać od domu, ale im dalej tym była ładniejsza pogoda.

    Na początek Roch pojechał do Miasteczka Śląskiego, gdzie spojrzał w niebo i pojechał do Żyglina. Tam kolejna kontrola nieba i Roch jedzie do Brynicy, gdzie dopadają go chwile zwątpienia w pogodę, ale w końcu daje się przekonać i jedzie na lotnisko. W połowie drogi Roch mimowolnie spogląda w niebo i okazuje się, że jest granatowe. Tego Roch nie wytrzymał i zawrócił.

    W drodze powrotnej Roch zahaczył jeszcze o Świerklaniec i wrócił do domu przez Nowe Chechło. Pod domem okazało się, że troszkę popadało, ale nic specjalnego. Może na lotnisku padało, ale tego Roch nie wie, bo nie dojechał. Może jutro uda się dojechać do lotniska.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ponownie w siodle

    W końcu, po czterech dniach, Roch wsiadł na rower i popedałował na jakąś skromną przejażdżkę. Pierwszego dnia Roch nie chciał szaleć ponieważ pogoda jeszcze nie jest pewna i lepiej nie oddalać się zbytnio od TG, bo po co wzywać wóz serwisowy szczególnie, że dziś byłby problem z wytłumaczeniem jak dojechać i gdzie Rocha szukać.

    Na początek Roch wybrał się do Świerklańca żeby sprawdzić jak wygląda zbiornik wodny, który Roch zwykł nazywać tamą, bo jakoś nie chce mu się szukać tej poprawnej nazwy. Jakoś szczególnie dużo wody nie było, pewnie w międzyczasie zrobili zrzut lub wcale tak mocno nie padało. Niemniej jednak Rocha ciekawiło co (i gdzie) zalało, ale jakoś wszędzie w miarę sucho. Ze Świerklańca Roch podskoczył do Kozłowej Góry i stamtąd pozostało pojechać do Radzionkowa.

    Jak na pierwszy rowerowy dzień, po czterech dnia postoju, to wyszło całkiem dużo kilometrów, bo 28 i to pod presją zapowiadanego deszczu. Jutro, o ile pogoda się nie zmieni, Roch planuje kolejny wypad, ale dalszy. Może nawet na lotnisko.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Idzie ku dobremu

    Według najświeższych informacji, pochodzących zza Rochowego okna, pogoda opamiętała się i idzie ku dobremu. Przed południem przestało padać i zaczęło schnąć, choć temperatura wciąż jest dużo za niska jak na maj. Jednak nie ma co narzekać, najważniejsze, że przestało padać, bo ostatni tydzień to była deszczowa masakra. Wyposzczony Roch już planuje najbliższy wypad, a także najbliższy kolejowy spotting, bo dawno go na stacji nie było.

    Być może uda się połączyć rower z aparatem i wyskoczyć gdzieś na szlak, choć pilnowanie roweru i aparatu przed amatorami cudzej własności nie należy do najprzyjemniejszych zajęć i Roch pewnie wybierze się na przejażdżkę rowerową, a potem założy wygodne buty, może zainwestuje w bilet i wyskoczy gdzieś poza Tarnowskie Góry.

    Jednak tydzień bezproduktywnego siedzenia w domu powoduje u Rocha wzrost ochoty na rower i zdjęcia, a więc i blog powinien być żywszy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Notka muzyczna

    Czerwone Gitary & Alibabki – Ciągle pada (1975)
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=vuVztOaMQKg&hl=pl_PL&fs=1&color1=0x3a3a3a&color2=0x999999&w=480&h=385]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • To wszystko przez topniejące lodowce

    Każdy, kto śledzi prognozy pogody – a nawet same \”wiadomości\” – wie, że na Śląsku leje od soboty i wcale nie zanosi się na to, że szybko przejdzie. Optymistyczne prognozy wieszczą, że przestanie padać w środę, ale do tego czasu jeszcze wiele może się zmienić. Jak co roku słyszymy o podtopieniach, workach z piaskiem, ewakuacjach i o tym, że powinno regulować się koryta rzek i budować zbiorniki retencyjne, które powinny przyjmować nadwyżkę wody. Na planach się kończy i nic jeszcze nie zostało wcielone w życie.

    Rochowi to nie przeszkadza, bo jedną z nielicznych zalet mieszkania na czwartym piętrze jest fakt, iż żadna powódź mu nie straszna. Pogoda widząc to postanowiła się nie zalewać Rocha tylko jego samochód. Przed wielką ulewą Roch zabezpieczył dach, tak żeby uniknąć jeżdżenia w akwalungu, do czasu aż Roch nie wysuszy samochodu. Na szczęście Roch w miarę szybko wykrył awarię i skutki są minimalne, choć są i to Rocha smuci, bo trzeba opracować technologię wysuszenia gąbki, która przyjęła większość wody.

    Rower, z przyczyn oczywistych, nie wchodzi w grę, lutowanie też, bo Roch cierpi – niczym Grecja – kryzys, a żadna instytucja nie chce wesprzeć go zastrzykiem świeżutkich i pachnących Euro. Pozostaje więc Rochowi siedzieć w domu i podlewać swoje dwa pomidorki, takie o:


    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzień odpoczynku od deszczu

    Wszystko wskazywało na to, iż dziś pogoda trochę się opamięta i – przynajmniej na moment – przestanie padać. Od rana Roch patrzył raz w okno, a raz w prognozę pogody żeby wiedzieć dokładnie co się święci i czy warto w ogóle myśleć o rowerze. Najpierw jednak Roch musiał jakoś zabezpieczyć dach przed deszczem, który jutro ma padać. Według wszystkich prognoz jutro ma być ulewa dochodząca nawet do 6 mm/h, co jest niezłym wynikiem. W końcu Roch okleił dach taśmą i ma nadzieję, że tak wytrzyma do przyszłego tygodnia, kiedy to Roch oddaje samochód do magika, który ma się tym zająć.

    Popołudniu Roch wyskoczył na jakąś przejażdżkę, bo nie mógł już w domu wysiedzieć. Pojechał do Kamieńca i wrócił przez Wilkowice i Miedary. Niebo cały czas nad Rochem zasnute jest ciemnymi i ciężkimi chmurami, z których w każdej chwili może spaść deszcz spowodowało to, że licznik pokazywał średnią prędkość, na dystansie 37,01 km, 24 km/h, co jest całkiem niezłym wyczynem, ale to pogoda \”motywowała\” Rocha.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dziura w wiadrze z deszczem

    Ktoś chyba zapomniał zgłosić obsłudze technicznej wiadra z deszczem faktu, że owo wiadro jest dziurawe i leje się z niego trzeci dzień niemalże bez przerwy. Rocha szczególnie to boli, bo Megi zaczyna być zalewana przez padający deszcz, a magik od szyberdachu dopiero w przyszłym tygodniu się tym zajmie i do tej pory auta nie ma gdzie schować. Co więcej na rowerze też nie można jeździć, bo nie wiadomo kiedy spadnie deszcz, a jak już spadnie to jest ulewny i żadna kurtka go nie zatrzyma.

    Roch, wszelkimi możliwymi sposobami usiłuje wymóc na pogodzie aby się poprawiła, ale on coś go nie słucha. O weekendzie nawet Roch nie myśli, bo pewnie będzie szary i nudny, oby tylko nie padało, bo trzeba będzie przerejestrować samochód na amfibię, a tego Roch by nie chciał, bo obecny wpis w dowodzie rejestracyjnym bardzo mu odpowiada.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Burzowe szczęście

    Powoli zaczyna Roch rozgryzać pogodę, która nie chce się poprawić, choć mamy już połowę maja i teoretycznie powinna być ładna, słoneczna aura, która powinna zachęcać do wypadów rowerowych. Tymczasem pogoda zachęca, ale do siedzenia w domu, bo jak tu wyjść na rower kiedy nie wiadomo, czy będzie padać, czy nie, a może będzie burza, a może tylko deszcz?

    Jednak dziś Rochowi udało się oszukać pogodę i pojeździć przed tym jak rozpadało się. Co prawda Roch pojechał tylko do Miasteczka Śląskiego i z powrotem, ale w tych okolicznościach to i tak wiele. W drodze powrotnej już goniły go deszczowe chmury, ale na szczęście nie miał daleko do domu. Tuż po wejściu do domu zaczął padać deszcz, a chwilę później nadeszła burza, ale Rochowi już to nie przeszkadza, wszak pojeździł na rowerze.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Całkiem bezpiecznie

    W końcu Roch znalazł prognozę pogody, która sprawdza się w 100%. Według tejże prognozy miało padać w okolicach godziny 1700 i tak też było, choć z ilością opadów nie trafili, bo według strony miał być \”light rain\”, a była przelotna burza z oberwaniem chmury. Jednak godzina się zgadzała, a to dla Rocha liczy się najbardziej, bo trzeba wiedzieć kiedy zjeżdżać do domu. Pogodę można sobie sprawdzić na stronie: yr.no.

    Dziś Roch wybrał wariant terenowy trasy i pojechał na Dolomity, żeby trochę pojeździć po korzeniach ponieważ dawno tam nie jeździł. Z Dolomitów Roch podskoczył do Świerklańca, bo kilometrów było mało, a trzeba było dopedałować do 1 100 km, bo tyle aktualnie wskazuje Rochowy licznik.

    Być może do weekendu Roch dokręci do 1 200 km, a potem do kolejnej okrągłej liczby i tak do końca sezonu. Kilometrów nadal jest mało, ale taki miesiąc deszczowy, niestety.

    – Dane wypad: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ten zły i niedobry deszcz

    Po ostatnich przygodach, w których przyszło Rochowi uczestniczyć, zrobił się on strachliwy i przezorny, bo przed każdym wyjazdem sprawdza prognozę pogody żeby nie da się zaskoczyć pogodzie. Na dziś pogodowy przekaz był jasny: popołudniu może popadać przelotnie, ale nic specjalnego nie powinno się dziać.

    W związku z tym Roch postanowił, że przewiezie gdzieś swoje jestestwo, ale niezbyt daleko, bo zasada ograniczonego zaufania nakazywała Rochowi powstrzymanie się przed wypadem gdzieś pod lotnisko, albo jeszcze dalej. Celem był Świerklaniec, ale w połowie drogi niebo zaszło chmurami i prognoza – ta, o przelotnych opadach – zaczęła się sprawdzać. Roch szybko wrócił do domu i już nie planował z niego wychodzić szczególnie, że doprowadzenie roweru do stanu używalności po ulewie to ciężka robota.

    Wszędzie był piach, a najwięcej zebrało się na łańcuchu, co w połączeniu ze smarem zrobił idealną pastę ścierną. Roch musiał wyczyścić łańcuch, a udało się to dopiero za pomocą benzyny ekstrakcyjnej, która normalnie służy Rochowi do odtłuszczania płytek. Potem jeszcze przetrzeć obręcze, wyczyścić klocki hamulcowe, pozbyć się resztek piachu z ramy.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Długo, pochmurnie, ulewnie i burzowo

    Na wstępie należą się wyjaśnienia, dlaczego Roch wziął się za pisanie dziś, a nie wczoraj i dlaczego notka pojawia się rano, a nie pod wieczór. Otóż wczoraj przyszło Rochowi wzywać wóz serwisowy, pod postacią Megi i jadącego w niej Taty Rocha, ponieważ pogoda w ciągu dosłownie paru chwil załamała się i nadeszła ogromna burza z piorunami i nie było jak dojechać do domu, ale zacznijmy od początku.

    Wszystko zaczęło się od wypadu do Kalet, gdzie Roch zwiedzał ruiny fabryki produkującej papier, potem pojechał przez las do Bibieli i tam zwiedzał zatopioną kopalnię, a później sobie tylko znanym sposobem dojechał do Brynicy i podskoczył na lotnisko, bo przecież takiej okazji nie mógł zmarnować.

    Na lotnisku zaczęło się odrobinę chmurzyć, ale Roch zdążył jeszcze pojechać do Sączowa i objechać cały Świerklaniec dookoła i dopiero w samym parku zaczęło padać, ale Roch nie poddawał się i wracał do domu. Poddał się dopiero w Nowych Chechle, po tym jak temperatura spadła, wiatr zaczął wiać, a niebo co chwilę rozbłyskało się od piorunów. Roch powiedział \”dość\” i wezwał wóz serwisowy.

    Całe szczęście, że ktoś był w domu, a Roch stał w miejscu dobrze znanym, a na jakiś Dolomitach, gdzie dojazd graniczy z cudem, a i wytłumaczenie jak tam dojechać byłoby znacznie utrudnione, bo \”pojedziesz wzdłuż nasypu, na końcu skręcisz w prawo, a potem pierwsza w lewo\”. Pierwsze pytanie byłoby o nasyp, a drugie jak dojechać do nasypu. Przy tym hasło \”Nowe Chechło\” było jak współrzędne GPS z dokładnością do sekund.

    Całe szczęście Roch dojechał do domu samochodem, a sprzętowi nic nie jest, ale dziś następuje regeneracja i choćby się waliło i palił to Roch i rower odpoczywają. Za dużo wrażeń jak na jeden weekend. Na zakończenie dane wypadu (niedokończonego).

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Trochę zabrakło do pełni szczęścia

    Wczoraj Roch zapowiadał, że pierwszy tysiąc kilometrów jest już tuż tuż i tylko patrzeć jak licznik przeskoczy, a Roch podskoczy z radości. Plan na dziś był więc prosty, bo zostało 40 km do pełni szczęścia i tyle też Roch chciał przejechać. Żeby być w miarę pewnym tego, że ów dystans zostanie dokonany wybrał się aż do Piekar Śląskich.

    W drodze powrotnej Roch nie spoglądał na licznik, bo nie chciał stracić ochoty do jeżdżenia, ale podświadomie czuł, że zbliża się do dzisiejszego minimum. W końcu dojechał do Świerklańca, pokręcił się chwilę i wrócił do domu. Cały czas nie patrzył na licznik, ale czuł, że 40 km zbliża się.

    Pod domem okazało się, że do pełni szczęścia zabrakło 9 km, ale Rochowi już nie chciało się jeździć i z lekkim mankiem wrócił do domu. Jutro też jest dzień, oby tylko pogodny, bo dziś było nawet znośnie.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.