Rok: 2010

  • Zajęć tyle co śniegu

    Śniegu na zewnątrz jest dość na najbliższe dwa lata. Wystarczy wyjść na zewnątrz żeby brnąć po kolana w śniegu, a czasem można zaliczyć poślizg, bo pod białym puchem ukryty jest lód. Dzięki temu Roch ma wewnętrzne “fuj” i nie wychodzi na zewnątrz. Dopiero przymuszony do tego siłą i gwałtem od czasu do czasu idzie wyrzucić śmieci, albo coś załatwić. Gdyby nie ta siła lub inny rodzaj gwałtu to Roch siedziałby w domu i zajmował się rowerem.

    Poza rowerem Roch zajmował się płytą główną, której nie udało się naprawić, bo Roch za cienki na to jest, a teraz leży przed nim jakiś zasilacz, z którym jest o tyle łatwo, że ma mało elementów, a więc może się uda. Jak na razie Roch stawia na transformator, ale na ile jest to trafne to się okaże po przelutowaniu. W międzyczasie Roch zajmuje się rowerem, czyści, rozkręca, psuje i składa. W końcu wrzuci ramę do wanny albo – w ramach oszczędności – sam się z nią wykąpie i będzie mógł składać rower. Do zakupienia pozostały dwie zębatki, linki i pancerze. Siłą rozpędu Roch wymieni olej w Bomberku i ogłosi, że rower jest skończony.

    Jednak, póki co nie trzeba się śpieszyć; wszystkie prognozy mówią, że śnieg do lutego, a w perspektywie i dłużej poleży to nie trzeba się spinać z rozpoczęciem sezonu rowerowego, choć z drugiej strony obecna laba będzie skutkowała tym, że później trzeba będzie kręcić 1500 km w miesiąc, a kto wie, czy Roch takie tempo wytrzyma. Nadal Roch chce powtórzyć 10 000 km i wydaje się to możliwe szczególnie, że parcie na siodełko jest u Rocha spore.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Epoka lodowcowa

    Od jakiegoś czasu zdaje się, że klimat ulega oziębieniu, a nie ociepleniu. Do takiego wniosku doszedł Roch zrywając 1,5 centymetrową warstwę lodu, która zaległa na samochodzie. Skutecznie uniemożliwiła wejście do środka, bo szczelnie zalała drzwi, a nawet bagażnik. W końcu Roch zorganizował trochę ciepłej wody i udało się odmrozić drzwi. Do odmrożenia jednak pozostała reszta samochodu, a to nie było wcale takie łatwe. Jednak po godzinie intensywnego grzania wszystko stopniało, poza lusterkami, którym trzeba było pomóc.

    Poza tym nagłym zlodowaceniem Roch zaliczył kolejnego leniwca. Był umówiony w zaprzyjaźnionym Adventure, ale sen go z nóg zwalił i dziś już nie udało się nigdzie wyjść. Jednak jutro Roch nie da się pokonać senności i wybierze się do sklepu, choćby miał iść na czterech łapach.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Trzeci rozbiór roweru

    Zwykło się mawiać, że “do trzech razy sztuka” i Roch wziął to do siebie. Wczoraj pisał o tym jak to walczył z tylną przerzutką, a dziś postanowił skończyć rozkręcać tył roweru i zdjął hamulce. Oczywiście potem je umył i przesmarował, a na koniec włożył do woreczka i napisał nań “Tył” żeby wiedzieć, z której części roweru one pochodzą. Do końca pozostał tylko przód roweru i finalne umycie ramy. Potem wszystko trzeba założyć z powrotem, a w międzyczasie jeszcze wizyta w zaprzyjaźnionym Adventure.

    Po rowerze przyszła pora na zdjęcia; sporo śniegu spadło i nasi skrzydlaci bracia mają poważne problemy ze znalezieniem jedzenia. U Rocha w karmniku zawsze coś się znajdzie, dlatego bez skrępowania ptactwo ucztuje piszcząc przy tym aż miło. Tak się złożyło, że Roch miał akurat wyjęty aparat no i powstała skromna galeria, która dołączyła do albumu Ptaki. Wersja Druga.

    Na zakończenie jedno zdjęcie zmarzniętego ptaszka:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Drugi rozbiór roweru

    Po wczorajszym pierwszym rozbiorze roweru, Roch z nadzieją rozpoczął przygotowania do drugiego podejścia. Tym razem postanowił nie zasypiać, a wziąć się solidnie z robotę, bo tej trochę jest. Na początek Roch pozbył się linek i pancerzy, bo to i tak idzie do wymiany, potem wykręcił tylną przerzutkę i postanowił ją trochę przeczyścić.

    Już próba wykręcenia jej z ramy nie wróżyła nic dobrego; pisk, skrzypienie i opór powodowały u Rocha zimne poty, bo bał się, że wykręci razem z przerzutką gwint z haka i trzeba będzie kupić nowy, a to wcale nie jest taka łatwa sprawa, bo hak do pięcioletniej ramy to już rzadkość. W końcu przerzutka wyszła, a gwint został, więc wszystko w porządku. Przyczyną takiego pisku była zardzewiała śruba, która złapała wilgoci i przestała współpracować. Trzeba było rozłożyć przerzutkę na czynniki pierwsze.

    – “O, sprężynka wyskoczyła” – Zdziwił się Roch.

    Wraz ze sprężynką wyskoczyła jeszcze podkładka, jakieś łożysko i inne pomniejsze elementy. O ile łatwo to było rozebrać, o tyle złożyć już jest trudniej. Przy pierwszym podejściu sprężyna nie miała naciągu i przerzutka wysiała jak słoniowi trąba. Znowu trzeba było rozkręcać i naciągać sprężynę, a to takie łatwe nie było. Przydała się dodatkowa para rąk Rocha Seniora, który trzymał przerzutkę, a Roch Junior naciągał. Wspólnymi siłami sprężyna była ciągnięta, a przerzutka stała jak słoniowi.. trąba.

    Tył załatwiony, jeszcze tylko wymienić oponę, umyć obręcz i zajrzeć do piasty. Jutro przód, czyli kierownica, hamulce i manetki. Oby tylko nie było sprężyn.

    Efekt końcowy:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    Aktualizacja: 10-01-2010
    Wiadomość od rowerowego guru i speca:
    Wojciech

    17:42:35: cze
    przerzutka na zdjeciu z twojego bloga ma odwrotnie poskladany wozek……..

    Dał Roch ciała. Notka i zdjęcie pozostają dla potomności.

  • Pierwszy rozbiór roweru

    Początek weekendu, opad śniegu większy niż kiedykolwiek, a więc wyjście z domu nie wchodzi w grę. W domu też niewiele do roboty, ale w końcu Roch powziął męską decyzję o tym, że zacznie powoli rozbierać rower, bo trzeba go umyć, sprawdzić co jeszcze jest do wymiany i powoli myśleć o podejściu do zakładania nowych gratów tak, aby nie dać się zaskoczyć wiośnie.

    Zanim Roch wziął klucz do ręki, to zasnął. Na szczęście był w pobliżu łóżka, a więc szybko przyjął odpowiednią pozycję i nic go nie obchodziło. Po zasłużonym odpoczynku Roch stwierdził, że dziś już się napracował i resztę dokończy jutro, o ile ponownie nie padnie. W międzyczasie czeka na niego płyta główna, którą trzeba obejrzeć i dojść do tego co się spaliło. Znając Rocha szczęście to nic z tego nie będzie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejne rowerowe zakupy

    Od wczoraj nic się nie zmieniło, choć Roch obiecywał sobie, że przejdzie przez to gładko i bez bólu. Jednak jest inaczej, ale cóż, czasem tak musi być i tego nie przeskoczymy. Chciałoby się złapać za telefon, ale rozsądek podpowiada “po co? Przecież to nic nie zmieni” no i efekt jest taki, że telefon jest daleko od Rochowej ręki. Żeby nie kusiło.

    Kobiety, na smutki, mają swój sprawdzony sposób. Zakupy. Im większe, tym humor lepszy. Roch postanowił, że przez dziesięć minut mentalnie będzie kobietą. Tylko co takie kobiety kupują? Buty? Spódnice? Paski? Z tego zestawu nie pasowało do Rocha, bo gdzież on w szpilkach by poszedł? Postanowił, że kupi sobie coś bardziej męskiego, coś co będzie podkreślało, że jest samcem alfa; takim, który nie je miodu tylko żuje pszczoły.

    Aby stać się takim facetem Roch kupił sobie opony do roweru. Dwie sztuki, bo jak szaleć na zakupach to szaleć na całego. Swoją samczość Roch przypieczętował długiem, który zaciągnął, bo nie był przygotowany na tak duże zakupy. Trzymając po jednej oponie w ręce Roch – nie dość, że utrzymywał równowagę na lodzie – to jeszcze pokazywał wszystkim, że zrobił duże zakupy, tak jakby to kogoś – poza Rochem – obchodziło. W końcu dołek to doskonały pretekst na generowanie ruchu w przemyśle rowerowym.

    Akcja “Rower 2010” posunęła się do przodu. Zębatki będą w przyszłym tygodniu i wtedy Roch zwali się z gratami na zaplecze zaprzyjaźnionego Adventure żeby to wszystko poskładać, a przy okazji rozebrać Bomberka, bo i jemu potrzeba nowego oleju. O postępach Roch poinformuje Obserwatorów.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Bo czasem historia koło zatoczy

    Kiedy Roch stawiał swoje pierwsze kroki w blogowym świecie pisał, o czym popadnie, licząc, że ilość przełoży się na jakość, jednak im bardziej wgryzał się w to wszystko dochodziło do niego, że – prócz ilości – ważna też jest jakość samego wpisu. Do tej pory zdarza mu się pisać dwadzieścia osiem notek w miesiącu, ale stara się, by były one przynajmniej w dwóch pierwszych linijkach atrakcyjne. Po części udało mu się to osiągnąć, bo skupił się jedynie na swojej pasji, czyli rowerze. Później doszły pewne oboczności, takie jak elektronika, czy fotografia, ale zawsze starał się pisać o tym, co go fascynuje i pochłania bez reszty.

    W historii starego bloga, o którym mało kto już pamięta, a który znikł był z Internetu już jakiś czas temu, były opisane perypetie Pafnucego, dawno zapomnianego brata Rocha i Aliny, która to zawróciła Pafnucemu w głowie. Od tamtego czasu sporo wody już upłynęło, a Roch obiecał sobie, że nigdy więcej nie będzie publicznie wylewał swoich żali i trzymał się tego postanowienia aż po dziś dzień. Dziś przytrafiła się kolejna “okazja” do przelania swoich porażek na blog, bo on jest cierpliwy i wszystko przyjmie, ale nie ma co Was, Czcigodni, zanudzać. Stało się i już, życie idzie do przodu i trzeba za nim gonić.

    Poza tymi ewidentnymi smutkami i żalami powstał śmiały plan, aby powtórzyć zeszłoroczny wypad na Dolomity, które zimą są białe, a przez to mają jakąś taką atmosferę. Roch jest na etapie poszukiwań towarzysza i prawie jest wszystko dopięte na (przed)ostatni guzik. Jeśli tylko pogoda dopisze to powstaną obrazy, który aspirowałby do miana zdjęć.

    Na zachętę ubiegłoroczna galeria z takiego wypadu:
    http://picasaweb.google.pl/s/c/bin/slideshow.swf
    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Wybaczcie, że tak smętnie.

  • Który to już raz zima atakuje?

    Zima jest jak czkawka: przychodzi znienacka i w najmniej oczekiwanym momencie, trzyma jakąś chwilę i równie szybko ustaje. Z zimą, w tym roku, jest tak samo, było już kilka podejść, jedno nawet było lekkim falstartem, ale nigdy śnieg nie leżał dłużej niż tydzień. Potem chlapa, szaro, mokro i ciepło. W ostatnim czasie scenariusz znowu się powtórzył. Spadł śnieg, a prognozy na najbliższy czas wieszczą “rychłe nadejście wyżu, w wraz z nim ocieplenia”.

    Dziś Roch nie uskuteczniał żadnych zakupów rowerowych, ani też nie lansował w okolicach lodowiska. Siedział w domu i dumał, a w przerwach spał. Taki leniwy dzień się zrobił, pewnie ciśnienie opadło albo coś innego. Jutro, o ile pogoda pozwoli Roch wybierze się do zaprzyjaźnionego Adventure, żeby sprawdzić jak tam mają się Rochowe zębatki.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Akcja “Rower 2010” oficjalnie rozpoczęta

    Piękna, zimowa pogoda, drogi białe, chodniki zasypane, lekki mróz, bezwietrznie. Pomiędzy przypadkowymi przechodniami można dostrzec Rocha, który niezdarnie przedziera się przez tłumy. Co jakiś czas poprawia czapkę, która nie wiedzieć dlaczego ciągle zsuwa się na oczy. Skostniałe dłonie lądują w kieszeni, ale to nic nie pomaga. Nerwowe poszukiwania rękawiczek kończą się porażką; rękawiczki zostały w samochodzie, kluczyk od samochodu w domu, a dom daleko w tyle. To nic, taka błahostka nie powstrzyma Rocha przed rozpoczęciem akcji “rower 2010”.

    Na drzwiach zaprzyjaźnionego Adventure biała kartka formatu A4, ułożona poziomo, a na niej odręczny napis “Remanent”. To nic, Roch puka w szybę, dostaje pozwolenie na wejście, w środku ciepło, jasno, zerowy ruch spowodowany białą kartką na drzwiach. Szybkie przywitanie ze wszystkimi i wizyta na poziomie –1, niczym w tajnej bazie wojskowej, tylko bez identyfikatorów z napisem “Visitor”.

    Po chwili Roch był już na poziomie zero, przygotowany do sfinalizowania zakupów, których dokonał, a które były pierwszymi w tym roku. Przed wejściem do sklepu czekała orkiestra, dziewczynki z kwiatami i wielki transparent z napisałem “LUD JEŻDŻĄCY NA ROWERACH GRATULUJE ROCHOWI UDANYCH ZAKUPÓW”. Były gratulacje, były autografy, były uściski, były tańce. Akcja “Rower 2010” rozpoczęta z pompą.

    Na koniec zdjęcie pierwszych zakupów:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A niektórzy jeżdżą na rowerze

    Korzystając z tego, że nastała niedziela Roch postanowił spróbować odpalić Megi, bo w tym roku nie miał jeszcze tej dzikiej przyjemności włożenia kluczyka do dziurki i posłuchania zalotnego warkotu, który wydobywa się z jej serca. Po obiedzie zszedł więc na dół, bez problemu ją odnalazł, bo to jedyny samochód z taką ilością śniegu, zlokalizował drzwi i rozsiadł się wygodnie w jej gościnnym wnętrzu. Włożył kluczyk do dziurki, poczuł lekki opór, ale nie przejmował się tym. Przekręcił i Megi zaczęła cicho pomrukiwać. Pozostało odkopać resztę samochodu spod śniegu.

    Gdy całość była już odkopana, Roch spotkał sąsiada rowerzystę, który akurat wjeżdżał był do klatki. Rower cały pokryty śniegiem, korby prawie wcale nie widać, w każdym miejscu śnieg. Roch doskonale to zna, bo swego czasu też praktykował zimowy rower, a teraz pozostało mu – z nieukrywaną zazdrością – patrzeć na innych, bo sam nie potrafił się w zeszłym roku przemóc do jazdy na rowerze. Ten rok będzie zdecydowanie lepszy, Roch już to czuje w kościach, a także w tej części ciała, która styka się z siodełkiem.

    Jutro kolejna wizyta w zaprzyjaźnionym Adventure i tym razem na pewno uda się kupić to, co Roch zaplanował. Później tylko wszystko złożyć i można uroczyście, z pompą, inaugurować sezon rowerowy 2010.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsza próba dokonania zakupów

    Nastał w końcu ten czas, kiedy trzeba złapać się za portfel, zacisnąć zęby i pójść do zaprzyjaźnionego Adventure, aby rozpocząć akcję “rower 2010”, która ma na celu doprowadzenie do stanu świetności Rocha i jego rower. Dziś nastąpiła pierwsza próba dokonania zakupów, ale zakończyła się ona porażką. Nie dlatego, że Rochowi zabrakło funduszy, ale dlatego, że nie przestawił się on z sezonu letniego, na sezon zimowy kiedy to sklep jest otwarty godzinę krócej.

    Czyli wychodząc z domu o godzinie 1300 sklep był już zamknięty, a Roch szedł na próżno. Na szczęście miał miłe i zacne towarzystwo więc można było skoczyć na stację i na lodowisko, aby pooglądać łyżwiarki (nie zawsze figurowe). Po krótkim lansie udali się do domu, a Roch zanotował pierwszą nieudaną próbę napędzenia rowerowej gospodarki. W poniedziałek będzie druga próba ataku, tym razem bladym świtem, żeby nie pocałować klamki.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Trzeba by coś postanowić

    No i mamy całkiem nowy, nieużywany i jeszcze na gwarancji rok 2010; sam fakt zmiany warty Roch już prawie przespał, ale nie pozwolił całkiem opaść powiekom, a więc można powiedzieć, że był na wpół przytomny. Nie było to spowodowane upojeniem alkoholowym, ani też szampańską zabawą, bo tej nie było. Zwyczajnie Roch chciał iść spać, a akurat wtedy nie wypadało spać.

    Wszyscy w na początku roku coś sobie postanawiają, żeby potem móc powiedzieć, że “za rok już na pewno dotrzymam słowa”. Roch długo nad swoim noworocznym postanowieniem myślał i myślał i nic nie wymyślił, bo cóż tu sobie obiecać? Na pewno Roch będzie dążył do odbudowania mitycznej już kondycji, na pewno będzie chciał dużo czasu spędzać z Przyjaciółmi i na pewno będzie się doskonalił w trudnej sztuce fotografii. Reszta przyjdzie sama.

    Powoli wszystko wraca do normy, cały ten świąteczny szał ustaje i można zacząć myśleć o zakupach rowerowych. Trzeba tylko przeżyć okres remanentów, które zapewne nadejdą i będzie można kupować, czyli napędzać rowerową gospodarkę.

    Roch pozdrawia Czytelników.