Miesiąc: kwiecień 2011

  • Samowyzwalacz

    Roch wszedł w drugi miesiąc pracy programisty; wciąż się wdraża, poznaje elektronikę, coś już większego pisze. Głowi się i poci, bo problemy mnożą się jak króliki w klatce, ale ma nadzieję, że w końcu ogarnie wszystko i jakoś nad tym chaosem zapanuje. Dzisiaj doszło mu pisanie triggerów, czyli procedur, które automagicznie reagują na zdarzenia. Ostatni raz z SQLem Roch miał do czynienia na studiach i miał prawo zapomnieć.

    Niedługo już weekend i Roch odpocznie trochę od wyzwalaczy siedząc na siodełku rowerowym. Pogoda ma być w miarę ładna, deszczu ma nie być więc rower jest całkiem możliwy. Obowiązkowym punktem, o ile pogoda pozwoli, będzie wyjazd na lotnisko, chociażby \”tam i z powrotem\”. Wszyscy chętni mogą się wpisywać na listę.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Po weekendzie zepsuła się pogoda

    Weekend był w pełni wiosenny, o czym Roch z dokładnością Gala Anonima informował Czytelników; dziś od rana zapowiadało się, że będzie powtórka z rowerowania, ale gdy tylko Roch wyszedł z budynku zaczął padać deszcz. I padał całą drogę powrotną, a przy końcu już nie tylko lało, ale i wiało. Z wiosny zrobiło się tylko wspomnienie, ale lepiej żeby padało w tygodniu niż w weekend, kiedy to Roch ma wolne.

    Poniedziałek już się kończy, jutro wtorek i z górki, do weekendu i kolejnego rowerowania. W międzyczasie Roch zaopatrzył się w nowe akumulatorki do mp3grajka gdyby trzeba było jeździć samemu. Na lotnisko z mp3grajkiem też można jechać lecz Roch żywi nadzieję, że ktoś chętny się znajdzie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Niedziela w siodle

    Niedzielny wypadWeekend w pełni wiosenny; ludzie wybyli na rowery, kijki bez nart, w ostateczności na spacery. Na ramieniu każdego z nich wisiała lustrzanka, zdjęcia robił każdy, nawet telefonami komórkowymi, czyli wiosna w pełni. Roch też chciał wybrać się z aparatem na lotnisko, ale znalazł się towarzysz, z którym Roch mógł spędził miło czas. Lotnisko więc musi poczekać pięć dni na Rocha bowiem przyszły weekend należy właśnie do samolotów i zdjęć, a dziś Roch zrobił tylko jedno zdjęcie na potwierdzenie tego, że rower jest w użyciu, a nie stoi i zbiera kurz.

    Jest to też pierwszy dzień bez licznika; instynktownie Roch spoglądał w miejsce, w którym do wczoraj jeszcze był licznik, ale nic tam nie znalazł. I bardzo dobrze, bo mógł się skupić na filozoficznych rozważaniach, które prowadził z niezastąpionym towarzyszem wycieczki. Za cel obrali sobie Świerklaniec, ale tak ich poniosło, że skończyli w Piekarach Śląskich, z których wrócili do Świerklańca i dalej do Tarnowskich Gór. Gdy ktoś zapyta Rocha \”ile przejechałeś kilometrów\” on odpowie \”nie wiem, a konkretnie to nie interesuje mnie to, bo liczy się przyjemność i towarzystwo ulubionych Przyjaciół, a nie suche cyfry, które nic nie mówią\”. I tak oto zrodziła się nowa, świecka, tradycja nieliczenia kilometrów.

    Pogoda dopisała, weekend należy do bardzo udanych, bo Roch nie jeździł sam, a każdego dnia znalazła się osoba, która wraz z nim dźwigała trudy braku kondycji, co bardzo go cieszy. Teraz pozostaje poczekać pięć dni na kolejny weekend i ponowne spotkanie z towarzyszami rowerowymi, a może poznanie nowych, dotąd nie odkrytych talentów rowerowych. W tygodniu Roch postara się wyskoczyć na szybki wypad; na odwiedzenie czekają Repty i Dolomity, a także zaprzyjaźniony sklep Adventure. Oby tylko wiosna stanęła na wysokości zadania, a Roch nie zmarnuje dobrej pogody. Nawet bez licznika.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Bez licznika jest lepiej

    Roch powoli zaczął się przepraszać z różnymi serwisami zbierającymi statystyki rowerowe, aż tu dziś bateria w Rochowym liczniku padła.

    \”To jest znak\” — Pomyślał Roch.

    I postanowił, że dzień padniętej baterii będzie pierwszym dniem bez licznika rowerowego, który i tak już Rochowi nie było potrzebny od dłuższego czasu. Pomiar kilometrów jest fajny, ale też nie ma co popadać w paranoje, a Roch zrozumiał to pedałując z Koyocikiem i nie patrząc ile aktualnie jest kilometrów. Pedałowało się długo i w miarę szybko i od dziś to będzie wyznacznik tego, czy Roch jest wyjeżdżony, czy nie. Z elektronicznych gadżetów Roch zostawi pulsometr; raz, że trochę na niego wydał, a dwa, że serducho trzeba monitorować.

    Zgodnie z obietnicą weekend jest rowerowy; początkowo YR.no straszyło deszczem, ale w końcu pokazało tylko chmurkę i Roch poszedł jeździć. O kilometrach pisać nie ma co, bo zwyczajnie Roch nie wie ile ich było, ale zaliczył Świerklaniec, Chechło i Miasteczko Śląskie. Na zakończenie przejechał się \”Wewnętrzną drogą PKP\” i wrócił z powrotem do Tarnowskich Gór. Nogi bolą, zadyszka była, czyli Roch wyjeździł się, a jutro ostatni dzień laby i też wypadałoby iść na rower szczególnie, że pogoda ma być jeszcze lepsza niż dziś. Być może jakieś lotnisko się zaliczy, ale o tym dopiero jutro.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kolejny weekend

    Dzień jest już na tyle długi, że po pracy można trochę pojeździć i tak też zrobił Roch wczoraj. Po pracy wskoczył w rowerowe ciuszki i pojechał do Miasteczka Śląskiego i z powrotem. Z tego wszystkiego Rochowi nie chciało się już uruchamiać komputera żeby pochwalić się tym faktem. Dwadzieścia kilometrów to niezły wynik, a dzięki temu w tym roku już jest 200 kilometrów. Nie ma co, kilometrów nie będzie dużo, chyba, że Roch zacznie jeździć do pracy rowerem, ale póki nie wolno wjechać rowerem na autostradę, póty Roch tego nie zrobi.

    Oficjalnie nastał weekend, pogoda dopisuje i jutro na pewno Roch będzie jeździł, bo już umówił się z Koyocikiem na 1300, bo rano pewnie Roch będzie nadrabiał zaległości, jakaś faktura jeszcze leży, trzeba zatankować Megi i odrobinę pobyczyć się. Jutro — i w niedzielę — pojawią się dłuższe notki, pewnie ze zdjęciami, bo może w niedzielę znowu lotnisko zostanie odwiedzone (gdyby ktoś chciał się zabrać z Rochem).

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Statystyki za marzec: Google Docs.