Rok: 2020

  • Amortyzowana sztyca XLC SP-S05

    I nadszedł ten dzień, w którym Roch może podnieść kurtynę i ogłosić wszystkie szczegóły \”tej bomby i petardy\”, o której pisał od kilku tygodni na blogu i jego fanpage’u. Zaczęło się od niewinnego maila od jednego z przedstawicieli sklepu z propozycją współpracy. Od zawsze Roch był przeciwny tego typu inicjatywom, ale z biegiem lat i pod wpływem zeszłorocznych wydarzeń Roch doszedł do wniosku, że te rowery to jednak jest coś co Roch chciałby robić. Zaczął od grzebania przy swoim, kupił sobie kilka narzędzi, zrobił miejsce w garażu i pracowni i powoli zaczyna robić swój kącik domowego mechanika, w którym coraz więcej spędza czasu.

    I dlatego Roch odpisał, że bardzo chętnie nawiąże współpracę i będzie testował, co w zasadzie sprowadza się do jeżdżenia na rowerze, różne części. I tak oto Roch nawiązał współpracę z internetowym sklepem rowerowym rowertour.com. Oni przysyłają Rochowi fajne rzeczy, a Roch na nich jeździ. Gwoli ścisłości, przesyłają Rochowi tylko fajne części, reszta zależy od Rocha i ma tutaj swobodę działania, więc to nie jest tak, że w paczce są części i gotowy tekst.

    I tak słowem wstępu przechodzimy do pierwszej, testowanej przez Rocha, części, a mianowicie amortyzowana sztyca XLC o oznaczeniu XLC SP-S05.

    Jakość wykonania

    Na początek ciężko było Rochowi cokolwiek powiedzieć o jakości, wszak to kawałek rurki, z dwoma śrubami, która – ta rurka – ma za zadanie utrzymanie siodełka na odpowiedniej wysokości. Jednak po bliższym przyjrzeniu się Roch zaczął dostrzegać pewne szczegóły, które na pierwszy rzut oka mogły mu umknąć. Na pewno na plus należy zaliczyć \”podziałkę\”, która pokazuje na jakiej wysokości jest siodełko. Na podziałce jest 10 kresek, co oznacza że mamy możliwość regulacji w zakresie od ok 10 cm do 0 cm, gdzie 0 jest minimalnym poziomem, na który można wyciągnąć sztycę.

    Drugim plusem jest \”medium amortyzacyjne\”, czyli to co odpowiada za to, że sztyca pracuje i spełnia swoją rolę. W przypadku tej sztycy jest to sprężyna i elastomer, a więc zestaw często spotykany w amortyzatorach. Wróży to na pewno lepszy komfort niż sam elastomer, który też czasem można spotkać w podobnych produktach.

    Kolejnym plusem, są nakrętki, które przytrzymywane są blaszką tak żeby ułatwić montaż siodełka. Nie musimy trzymać ich palcem żeby trafić w nie śrubą. Wystarczy, że złożymy jarzmo i wkręcimy śruby w swoje miejsce. I w zasadzie na tym kończy montaż siodełka. Później wystarczy włożyć sztycę w ramę i można jeździć. Chociaż nie, skoro jest to sztyca amortyzowana to powinna mieć regulację. I ma.

    Sposób regulacji

    I w ten płynny sposób przechodzimy do regulacji sztycy. Okazuje się bowiem, że sztyca ma możliwość regulacji. Sama regulacja jest banalna i dość dobrze opisana w instrukcji obsługi. Całość sprowadza się do wkręcenia śruby regulacyjnej na głębokość odpowiadającą naszej wadze. I tak mamy cztery poziomy regulacji:

    • Soft – dla wagi do 65 kg, śrubę wkręcamy na głębokość 3.2 mm,
    • Medium – dla wagi od 66 kg do 85 kg, śrubę wkręcamy na głębokość 3.5 mm,
    • Hard – dla wagi od 86 kg do 100 kg,śrubę wkręcamy na głębokość 3.8 mm,
    • Hard+ – dla wagi od 100 kg do 120 kg, śrubę wkręcamy na głębokość 4.0 mm.

    Najprościej i najszybciej regulacji można dokonać za pomocą suwmiarki, na której ustawiamy pożądaną głębokość i kręcimy śrubą aż do momentu osiągnięcia ustawionej głębokości. Oczywiście można to zrobić \”na oko\” ale to nie gwarantuje że ustawimy ją dobrze, a przecież o to nam chodzi. Na zdjęciu obok widać śrubę wkręconą na głębokość 3.8 mm.

    W tym miejscu należy się jeszcze bardzo ważna uwaga: należy uważać żeby śruby regulacyjnej nie wykręcić. Jak pewnie się domyślacie, może ona wyskoczyć, a za nią pójdzie sprężyna. Tak więc podczas regulacji korzystamy z załączonej instrukcji, tam jest wszystko jasno opisane.

    Po zakończonej regulacji nie pozostaje nam nic innego jak włożyć sztycę w ramę, ustawić wysokość i można siadać i jeździć.

    Wrażenia z jazdy

    Skoro już udało nam się wyregulować i zainstalować sztyce to pora też na niej pojeździć. Jeśli ktoś myśli, że nagle z hardtaila zrobi się full, którym będzie można jeździć na trasach Enduro Trials to – niestety – jest w błędzie. Tak to nie działa. A jak to działa? Bardzo prosto i skutecznie.

    Jeśli chodzi o amortyzację, to jest ona wyczuwalna i działa kiedy ma działać. Najczęściej na poprzecznych nierównościach np.: na krawężnikach, na korzeniach, na nierównej kostce. I właśnie w takim terenie sprawdza się ta sztyca. Jej żywiołem są szutrowe drogi, leśne ścieżki i kostka brukowa. Tam daje o sobie znać. Jeśli jest dobrze wyregulowana to zareaguje w momencie, w którym spodziewalibyśmy że zadziała.

    Kolejnym ważnym atutem jest to, że podczas zwykłej jazdy nic się nie buja, nic się nie ugina więc nie przeszkadza w jeździe. Nawet na podjazdach nie traci się rytmu pedałowania. Jak już Roch na wstępie napisał, sztyca magicznie nie przemieni nam roweru na full’a, ale też komfort jazdy znacząco wzrośnie. Nawet jak wpadniemy na krawężnik, korzeń, czy kostkę brukową to nie odczujemy tego tak bardzo jak ze sztywną sztycą.

    Podsumowanie

    Amortyzowana sztyca XLC SP-S05 sprawuje się całkiem dobrze, jej największymi zaletami jest jakość wykonania, regulacja, sposób pracy. Skala ułatwia ustawienie wysokości, a sprytne rozwiązanie z blaszką przytrzymującą nakrętki jest strzałem w dziesiątkę. Sztyca jest uniwersalna, odnajdzie się w każdym terenie i przede wszystkim kiedy ma zadziałać to działa.

    Jeśli chcecie poczuć trochę amortyzacji pod siodełkiem to amortyzowana sztyca XLC jest doskonałym wyborem, który na pewno spełni swoje zadanie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts

  • Spóźniony prezent świąteczny

    Długo Roch zastanawiał się co by chciał pod choinkę dostać. Co prawda cieszyłby się z każdego prezentu, jaki by dostał, bo prezent jest prezentem, ale w tym roku splot wydarzeń doprowadził do tego, że Roch mógł sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa, nie narażając przy tym budżetu na uszczerbek. I tak doszedł do wniosku, że kupi sobie w końcu czujniki prędkości i kadencji od Garmina. Zagwarantuje to, że zegarek i czujniki połączą się bez żadnego problemu.

    Paczka szybko zamówiona, dostawa jeszcze szybsza i już we wtorek u Rocha były upragnione czujniki. Cala relacja była na blogowej stronie Pedałydwa (można też obserwować). Po powrocie z pracy Roch zabrał się za montaż, co było banalnie proste. Kilka gumek i wszystko na swoim miejscu. Czujnik prędkości na piaście, a kadencji na ramieniu korby. Jeszcze tylko sparowanie z zegarkiem i telefonem i już wszystko gotowe. A nie, jeszcze tylko aktualizacja oprogramowania w czujnikach (sic!).

    Okazało się, że czujnik prędkości może działać autonomicznie, czyli bez żadnego licznika, zegarka, czy smartfona. O tym pisał Roch na fanpejdżu:

    Pedałowane jeszcze nie było, bo urlop Rochowi się skończył, ale weekend zapowiada się całkiem przyjemnie to może w sobotę uda się wyskoczyć na jakiś rower. Niedziela jest zajęta, bo Roch biegnie w zawodach.
    O reszcie Roch napisze jak pojeździ, ale już teraz jest podekscytowany tym, że kadencja i różne inne parametry wpadną w statystyki. Ciekawe będzie też porównanie tych danych z maratonów, które Roch sobie zaplanował na ten sezon. Częstochowa niestety odpadła, więc wszystkie będą wyjazdowe, ale może się to uda połączyć z jakimiś weekendowymi wypadami z dzieciorami i Żonką.
    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Czas podsumować 2019 rok

    Mamy drugi dzień Nowego Roku, a Roch już siedzi przed ekranem i \”generuje\” statystyki, a tych jest teraz podwójna ilość. Grudniowe i te najważniejsze, całoroczne, są skrzętnie zapisane w Garmin Connect, jak i dodatkowo w Sigma Data Center. Wpisywanie tych cyferek zawsze sprawiało Rochowi przyjemność, a że z natury jest skrybą to przychodziło mu to łatwo. O ile zegarek sam synchronizuje się z serwisem, o tyle wszystkie biegi Roch musiał ręcznie wpisywać do Sigmy, która z kolei synchronizuje się z Rocha licznikiem rowerowym. Jedno jest pewne, cyferki są wiarygodne bo wyniki z Garmina i Sigmy się pokryły, więc ten rok jest solidnie udokumentowany.

    Jak już Roch, w poprzedniej, notce pisał ten rok był obfitujący w aktywności i był pierwszym tak aktywnym. I nic dziwnego, bo w 2019 roku Roch przebiegł 174.09 km, a to był jego pierwszy biegowy sezon i spalił przy tym 18700 kcal, tak więc chyba wszystkie Big Mac\’i – jakie zjadł w latach poprzednich – spalił z radością. Bieganie chyba weszło w krew, choć teraz przy tym smogu i tej temperaturze astma Rocha nie specjalnie chce żeby Roch biegał, ale od tego ma bieżnię.

    Rower też prezentuje się całkiem ładnie. W 2019 roku Roch przejechał 1279.06 km i spalił przy tym 56848 kcal i jest to chyba najwięcej przejechanych i spalonych kalorii przez ostatnie 10 lat. Niech dobra passa trwa dalej, a są ku temu perspektywy bowiem Roch ma w planach kilka biegów i maratonów, ale nie tylko. Udało się też Rochowi zacząć współpracę z pewną firmą, ale o tym będzie w jednej z najbliższych notek.

    Jedno jest pewne – ilość wpisów w tym roku na pewno wzrośnie, choćby przez to, że już za 10 dni Roch startuje w pierwszym biegu, a później to już będzie z górki, zacznie się wiosna, zaczną się Bike Atelier Maratony.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Grudniowe statystyki:

    I te z całego roku: