No dobra, Roch nie będzie tutaj udawał przesadnie skromnego – w ogóle nie będzie udawał skromnego, bo jego zdaniem odwalił kawał dobrej roboty. Jak zapewne wiecie Roch nosił się z zamiarem uruchomienia swojego Cuba, bo ten od czasu wymiany kół na nowe stał w garażu, bo hamulce zaczęły niedomagać, a właściwie to przestały całkiem działać – szczególnie tylny. Dzień zero Roch wyznaczył sobie na sobotę, bo wolne, bo można zająć się swoimi sprawami. I tak też Roch zrobił – wszedł do garażu i staną przed całkiem poważnym wyzwaniem.
Na początek zaczął od poszukiwania idealnego miejsca w garażu – doskonale wiedział, że jak źle zacznie to nie skończy tego; rzuci gratami, wkurzy się i taki będzie finał. Tego dnia wszystko musiało grać idealnie. Nie można było sobie pozwolić na żadne niedociągnięcia. Dlatego zanim Roch założył rękawiczki to wszystko ustawił co do centymetra. Stojak, jego wysokość, walizka z narzędziami, najpotrzebniejsze klucze pod ręką, te mniej potrzebne w polu widzenia. Szmatka, benzyna ekstrakcyjna, bo DOT-4 jest agresywny i trzeba szybko się go pozbyć jakby siknął.
Do tego sprawdzenie, czy wszystko jest; strzykawki, płyn hamulcowy, torxy. Dosłownie jak przed operacją na otwartym sercu – instrumenty musiały być pod ręką, pacjent w odpowiedniej pozycji. Szczerze pisząc to Roch był bardzo przejęty; to pierwsza taka akcja, więc wszystko musiało zagrać i nie było opcji żeby coś powtórzyć. Plan był prosty; tylny hamulec, później przedni i na koniec bonus, o którym będzie na końcu.
Na początku Roch był trochę przejęty, ale jak tylko odkręcił śrubę mocującą przewód do klamki i go wyjął poczuł, że to jest ten dzień, ten czas i ta chwila. Nie mogło być inaczej, musiało się udać. Kluczem do sukcesu wg. Rocha był spokój, opanowanie i konsekwencja. Jak już przewód wyszedł z klamki, to Roch widział co robić. Sprawdzić długość, przyciąć i wyrównać. Założyć nową oliwkę i wkręcić przewód na swoje miejsce pamiętając, że oliwka musi się dobrze zacisnąć.
Później już z górki; dwie strzykawki, jedna napełniona w 1/4 płynem hamulcowym wkręcona w zacisk, a pusta strzykawka wkręcona w klamkę. Przepychanie do góry, od zacisku do klamki. Zważywszy na fakt, że Roch spuścił płyn żeby przyciąć przewód to teraz nie pozostało mu nic innego jak napełnić ponownie układ płynem i przepychać ten płyn do momentu aż przestaną iść bąble powietrza. Później wkręcić śrubkę do zacisku i na koniec śrubka do klamki. Całości dopełniło włożenie klocków, założenie koła i pierwsze naciśnięcie klamki.
O Boże! Jakie to uczucie kiedy klamka zaczyna pompować płyn, nic nie cieknie i nic nie poci się. To znaczy, że robota została dobrze zrobiona. Jedynie koszulka Roch ucierpiała, bo się oblał płynem hamulcowym i chyba koszulka wyląduje w koszu, ale za to tylny hamulec działa idealnie. Nie pozostaje nic innego jak zabrać się za przód.
Tutaj schemat działania podobny; spuszczenie płynu, skrócenie przewodu, i zalanie układu. W tle wesoło brzdęka Billy Talent, a robota idzie jak z płatka. Normalnie nie było szansy nic zepsuć. Przedni hamulec przelany, odpowietrzony i gotowy do działania, ale na tym nie koniec. Roch pomyślał, że jak robota tak idzie to nie może być inaczej jak zakończyć całą operację wymianą pancerza w przerzutce. I tutaj jest bonus.
Roch zamówił sobie niebieski pancerz; od zawsze chciał żeby ten jeden jedyny pancerz był właśnie w takim kolorze. Teraz, korzystając z okazji, że miał cały rower rozgrzebany, a koszulkę oblaną płynem DOT-4, wymienił i ten element roweru, a przy okazji linkę i wyregulował przerzutkę. I wszystko działa jak nowe. Początkowo Roch obawiał się, że utopił kasę w kolejne gadżety, bo w sumie musiał kupić:
- Klucze TORX
- Zestaw do odpowietrzenia
- Oliwki
- Pancerz przerzutki
- Linkę przerzutki
Więc jakby nie patrzeć trochę zainwestował, ale zwróciło się. Zwróciło się z korzyścią dla Rocha. Sam ogarnął hamulce, nie zepsuł niczego przy okazji i złapał sporo doświadczenia. To był TEN dzień. Nie piątek, nie niedziela, ale właśnie ta sobota czekała na Rocha. Nie dało się nic zepsuć, nawet jak Roch chciałby coś nawywijać to sobota nie pozwoliłaby na to. Nie licząc koszulki, która prawdopodobnie skończy jako „uniform serwisowy” o ile nie uda się sprać plamy, a pewnie nie uda się. Cóż, można by rzec, że ta koszulka tworzyła historię.
Dlaczego Roch jest taki podekscytowany? Bo to kamień milowy w jego „garażowym serwisie rowerowym”. Do tej pory były tam jakieś wymiany, regulacje, ale takiego grubego serwisu ten stojak jeszcze nie widział. I wszystko poszło tak jak Roch to sobie zaplanował. Do tego stopnia się udało, że Roch już myśli o kolejnym serwisie – tym razem amortyzatora. Jednak to dopiero jak spadnie śnieg, bo teraz Roch cieszy się swoim Cube’m, który doszedł do zdrowia Rochowymi ręcami.
Na zakończenie galeria z Cube’m w roli głównej. I nowymi kołami. I hamulcami.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Pod choinkę Roch zamawia centrownicę!
Dodaj komentarz