Cisza znowu nastała na blogu, ale tym razem sprawa była poważna, więc Roch jest usprawiedliwiony. Do tej pory ciągle zapomniał albo nie było o czym, aż w końcu notkę pisał tyle, że nowa przykryła tą starą i napisał jedną skumulowaną. Jednak teraz sprawa ma się zupełnie inaczej, kiepsko to w tej sytuacji delikatne słowo, ale nie chcąc urazić niczyich uczuć nie napisze, że to poj*a akcja. A ta akcja skończyła się w szpitalu.
Nie Roch, ale Żonka zaniemogła, ale o szczegółach Roch nie będzie się rozpisywał, bo to nie czas ani miejsce. W każdym razie było grubo. Przez to Roch też musiał zmienić swoje plany, bo bombelkom trzeba było poświęcić więcej uwagi, a przede wszystkim zwiększyć – i tak już wysoki – poziom przytulania dzieci.
Dodatkowo Roch miał zaplanowaną kolejną recenzję, ale z tym akurat było na spokojnie. Wszystko było gotowe, wystarczyło wieczorem zaplanować publikację i cyk, element odhaczony z listy. Tak więc ostatni tydzień był pokręcony. Szpital, dzieci, podwórko, mecz żużlowy. Jednak są takie sytuacje, że rower trzeba odstawić i skupić się na ogarnianiu.
Po tym wydarzeniu Roch doszedł do pewnych wniosków – nie, że tam życie jest kruche, albo coś w tym stylu. Wnioski są następujące: dekady przemijają, nauka idzie do przodu, szpitale stają się nowoczesne, a szpitalna wędlina jest cały czas tak samo dobra. Z racji tego, że Żonka jest bezmięsna to Roch mógł liczyć na kilka plasterków tego wspaniałego wytworu masarskiego. Od razu przypomniały mu się młodzieńcze lata, kiedy leżał Roch w szpitalu po operacji wyrostka robaczkowego i dostawał taką samą wędlinkę. Po prostu jakby cofnął się o te 15 lat wstecz.
W zamian za ten wędliniarski nektar Roch rewanżował się domową pizzą i spaghetti. I tak mijał dzień za dniem. Po czwartym dniu wszystko wróciło do względnego porządku. Dom w końcu w komplecie, dzieci nasycają się mamą, a Roch też odzyskał wewnętrzny spokój. O ile Roch nie jest emocjonalnie wylewny, o tyle wewnątrz męczyło go mocno. Jednak tym razem wszystko dobrze się skończyło.
I tak własnie minął prawie tydzień, wywrócony do góry nogami, ale z happy endem.
W kolejnych dniach Roch powoli wracał do normalności, zaczął serwisować rower Młodego, bo hamulce mu piszczały z taką częstotliwością, że nawet to Rochowi przeszkadzało. Tym razem jednak Młody dostał papier ścierny i szlifował klocki. Okazało się, że tak mu się spodobało, że tył też sobie przeszlifował. Piszczenie ustało i w końcu Młody mógł jeździć w spokoju.
Do zrobienia pozostał jeszcze stary rower Młodego, który pójdzie na sprzedaż, ale wpierw trzeba go trochę przesmarować, wymienić co nieco i wystawić na jakimś popularnym serwisie sprzedażowym. Póki co Roch musi wymienić jeden element, który boli w oczy, a po wymianie rower odzyska dawny blask.
Na zakończenie Roch przypomina o trwającym na Instagramie konkursie, w którym można wygrać zapięcie rowerowe XLC LO-C21. Jedynym warunkiem jest napisanie komentarza dlaczego to zapięcie akurat ma trafić do Was.
I tak to się podziało u Rocha w ostatnim tygodniu. Na szczęście idzie ku dobremu.
Roch pozdrawia Czytelników.
Dodaj komentarz