Awatar Roch Brada

Trasa Poraj – Częstochowa na rowerze

Czasem rowerowe życie zaskakuje i znienacka podpowiada dużo lepsze trasy, niż początkowo planowaliśmy. Podobnie było w ostatni weekend, kiedy planowali wypad do Tarnowskich Gór. Pojeździć po lesie i innych terenach, ale Rochowi nie bardzo to pasowało. Nie dlatego, że nie chciało mu się jechać do TG, ale dlatego, że trzeba byłoby jednak trochę jeździć po drogach, żeby dojechać z jednego miejsca do drugiego. Plan, który powstał dzień wcześniej, zakładał dojazd do TG pociągiem. Bo to kolejna atrakcja, ale też, póki Roch nie kupi czwartego bagażnika na dach, to wożenie wszystkich rowerów nie jest możliwe. Dirtówka już nie mieści się do bagażnika, więc zostaje pociąg. Koleje Śląskie odpaliły już bezpośrednie połączenie pomiędzy Częstochową a Tarnowskimi Górami i Roch chciał się tą liną przejechać. I tu stała się magia, bo ten pociąg jedzie przez Poraj. PORAJ!

I tak właśnie wyprawowe plany się zmieniły. Zamiast biletów do Tarnowskich Gór, Roch kupił bilety do Poraja. Ta trasa była lepsza pod każdym względem — bliżej pociągiem, dalej rowerem, sporo wody i jeszcze więcej lasu. Wyprawa ewoluowała mocno, pojawiły się kolejne atrakcje takie jak obiad „pod chmurką”, powrót do domu rowerami i objazd jeziora dookoła. Z prostego niedzielnego pedałowania zrobiła się konkretna wyprawa z sakwami załadowanymi pod korek. Dzieciory nie robiły problemu, wręcz przeciwnie — poziom ekscytacji wzrósł jeszcze bardziej, bo to nowe miejsce do jeżdżenia na rowerze i nieznane dotąd tereny.

W sumie Roch też poczuł dreszcz emocji, bo patrząc na mapę, wydawało się to fest daleko i przewidywał, że mogą być problemy z powrotem, ale z drugiej strony jak się nie spróbuje, to się nie przekona.

Jednak nie obyło się bez problemów

Głównym problemem okazał się skład S9, czyli pociąg, który jechał od Częstochowy — przez Pyrzowice — do Tarnowskich Gór. Rowerzystów było tyle, że skład nie ogarnął, ale nie ma co się dziwić, bo to linia „reklamowana” jako lotniskowa, która bardziej nastawiona jest na dojazd do lotniska, niż wożenie rowerów. W składzie były tylko 3 wieszaki na rower, które szybko się zapełniły, a do tego kilka rowerów stało w wagonie, więc Roch zapakował swoje 4 rowery w korytarz i jakoś się jechało, potem dołączyły jeszcze dwa rowery i zrobiło się tłoczno. Jednak Pani Kierownik pociągu nie robiła żadnego problemu, jedynie poprosiła o zrobienie przejścia i tyle.

W sumie to nie ma się co czepiać – S9 to linia lotniskowa, a S8+S13 to bardziej linie „rowerowe” i tam faktycznie jest więcej miejsca. Na 4 przystanki do Poraja miejsca wystarczyło, po 15 minutach jazdy można było wysiadać i tu też Pani Kierownik (Kierowniczka, Kierownica?) pociągu ogarnęła temat, bo poczekała, aż rowery wyjadą z przedziału. Tak więc warto iść w Koleje Śląskie, choć S9 to loteria.

Później już było tylko lepiej

Pierwsze wrażenie po wyjściu z pociągu i przejechaniu kilkuset metrów po Poraju to „kebabowy raj”; po każdej stronie ulicy jakiś kebab, z poziomu samochodu tego aż tak nie widać, a perspektywa roweru dała inne spojrzenie, można śmiało jechać bez obiadu. Jak ktoś lubi ten rodzaj jedzenia, to w Poraju nie umrze z głodu.

Plan wyprawy był prosty — objechać jezioro dookoła i wrócić do domu już na rowerach. Oczywiście nawigacja za pomocą Komoota to bajka, nawet jak źle się skręciło i cały czas jechało się „pod prąd” to Komoot ogarniał prowadzenie. W połowie drogi wpadła pożywna zupka z termosu, coś słodkiego i można było ruszać dalej. Po takim postoju dzieciory spokojnie dały radę objechać jezioro i miały jeszcze siły do powrotu do domu. Droga przez las to bajka. Szeroki i równy szuterek, który ciągnie się aż do Częstochowy. Cała trasa to około 26 kilometrów po prostej, leśnej drodze. Trasa w sam raz na wypad z dzieciorami, zresztą po drodze Roch mijał wiele mniejszych lub większych dzieci, które radziły sobie bez problemu z trasą.

Podjazdów nie było, trasa łatwa i przyjemna, a pogoda dopisała bardzo. Pierwsze delikatne tan-lajny się pojawiły, widać już wiosnę. Podsumowanie tej wyprawy może być jedno — to kolejna świetna trasa na lajtowe rodzinne pedałowanie. Dołożenie do tego termosu z zupą i innych atrakcji wzbogaciło ten wypad mocno, powodując to, że dzieciory po powrocie nie były zajechane i pytały, czy jeszcze taki wypad się powtórzy. I jedno jest pewne: takie wypady będą się pojawiały częściej.

Całkowity dystans26.10 km
Całkowite wzniesienie330 metrów
Poziom trudnościŁatwa
Kiedy najlepiej jechaćKażda pora roku, ale warto pamiętać że od wody bardziej czuć zimno
NawierzchniaAsfalt, przyjemny szuterek
Na jakim rowerzeDowolny
Odpowiednia dla dzieciJeszcze jak!


Roch pozdrawia Czytelników.


Opublikowano

w

, ,

przez

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *