Autor: Roch Brada

  • 2. Częstochowski Bieg Niepodległości

    Tak, tytuł posta to nie pomyłka. Znajduje się tam słowo \”bieg\”, ale Ci co obserwują bloga wiedzą, że Roch zaczął przygotowywać się do Bike Atelier Maratonu właśnie biegowo. I to się Rochowi na tyle spodobało, że truchtał sobie raz dłuższe dystanse, a raz krótsze. Idąc za ciosem postanowił, że oprócz maratonu MTB zaliczy sobie jakiś bieg. Wiadomo było, że nie będzie to maraton, pół maraton, czy nawet ćwierć maraton, ale takie 5 kilometrów to by przebiegł.

    I tak od myśli do myśli Roch znalazł idealny bieg. Bo miał dystans 5 kilometrów, był w Częstochowie, był niedaleko i dawali w pakiecie medal i koszulkę. Jak się później okazało to koszulka jest ekstra, a medal bombowy, ale od początku. Roch zapłacił opłatę startową no i czekał. Przejechał maraton MTB, trochę sobie odpuścił bieganie, ale cały czas miał z tyłu głowy, że w tym roku zostały jeszcze jedne zawody. Im było bliżej do 11 listopada tym jemu się bardziej nie chciało.

    Doszło do tego, że Roch zaczął myśleć nad odsprzedaniem pakietu startowego, a chętnych nie brakowało, bo medal jest bombowy. Jednak nie mógłby założyć koszulki gdyby nie zaliczył biegu. Inaczej mógłby iść do sklepu i kupić sobie koszulkę. Tak więc był w moralnym rozkroku. Z jednej strony nie był przekonany co do swojej formy, z drugiej nie chciał zrobić z gęby cholewy. No i ten bombowy medal.

    Koniec końców, w dniu biegu, pojechał do biura zawodów i odebrał pakiet. Do ekstra koszulki było dołożone piwo bezalkoholowe od jednego ze sponsorów, ale tego bombowego medalu nie było. I dobrze, bo to miała być nagroda za przebiegnięty dystans, a nie za stawienie się w biurze zawodów. Jednak Roch dalej miał moralną zagwózdkę. Jednak Żonka, na swój sposób, zmotywowała go no i Roch wbił się w obcisłe.

    Sam wyścig był całkiem w porządku. Roch nauczony swoim pierwszym startem nie popełnił wszystkich błędów, jakie można było popełnić, tylko zaczął spokojnie, wybadał grupki biegaczy. Szukał takiej, do której mógł się podłączyć i wytrzymałby ich tempo. I tak się stało. Jednak lektura portali biegowych nie poszła na marne. Mocny start, to słaby finisz; no chyba, że ktoś biega tempem poniżej 5 min/km to jemu zanim start się skończy to meta się zacznie, ale to inna kategoria. Dla Rocha ważne było żeby nie wystrzelić jak z procy i utrzymywać stałe tempo.

    Wynik się nie liczył. Tylko ten bombowy medal i sam fakt udowodnienia sobie, że da się to zrobić, bo Roch nie pierwszy raz pokonał 5 km. I tak się stało, na mecie stawił się po 30 minutach od startu co dla Rocha jest życiówką. Poprawił się o 6 minut, a tempo miał 6:36 min/km i tutaj też się poprawiło. I w końcu miał pełne prawo nosić ekstra koszulkę i bombowy medal.

    Zapis śladu z 2. Częstochowskiego Biegu Niepodległości:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS. No przecież, że będzie fotka z bombowym medalem:

  • Trochę podsumowania, spóźnionego jak zawsze

    Kolejny miesiąc za Rochem i kolejne spóźnienie zaliczone, ale tak już bywa i chyba trzeba nauczyć się z tym żyć. Tak więc skoro Roch już zaczął pisał, to podsumuje to co działo się w październiku, a działo się sporo. Szczególnie na początku miesiąca, czyli podczas startu w swoim pierwszym Maratonie MTB. Roch stanął na linii startu, potem na linii mety, czyli plan został zrealizowany. Wynik chyba też całkiem niezły mu wyszedł jak na pierwszy start, ale więcej o tym można przeczytać w notce podsumowującej start w Bike Atelier Maraton. Potem pogoda nie odpuszczała to i Roch korzystał ze sprzyjających warunków i pedałował. Bieganie, trzeba przyznać, Roch trochę zaniedbał, ale w ostatnim czasie wrócił do starych nawyków.

    Końcówka miesiąca trochę się popsuła pod względem aury i Roch zmuszony był przenieść się do domu z rowerem. Jednak pedałowanie ze Zwift też ma swoje zalety i do przyjemnych należy. Tak więc październik znowu był owocny pod względem ruchowym, co będzie można zobaczyć na załączonych zdjęciach, a już niedługo – ma Roch taką nadzieję – na dedykowanej statystykom stronie, którą Roch tworzy w wolnym czasie. Jakby ktoś chciał zobaczyć menu to może kliknąć: statystyki.pedalydwa.pl i zobaczyć. Pewnie z biegiem czasu będzie się pojawiało coraz więcej ciekawych rzeczy.

    Na zakończenie krótkiego wpisu wspomniane zdjęcia:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Najwyższy czas na zestaw zimowy

    Zestaw zimowy.

    W końcu naszedł czas na zmianę miejsca pedałowania i przeniesienie się pod dach. Co prawda nie oznacza to definitywnego zakończenia sezonu \”zewnętrzengo\”, bo zbliża się długi weekend i pewnie Roch pójdzie pedałować, a według prognoz będzie to całkiem możliwe. Jednak temperatura i czas coraz bardziej się kurczą, więc naturalnym rozwiązaniem jest przenisienie się z pedałowaniem do domu. Trenażer jest rozstawiony od dawna, ale dopiero teraz jest używany częściej.

    Dzięki zaprzyjaźnionemu W., który dla Roch założył koło teraz można reagować na zmiany pogody błyskawicznie. Jak pada, jest zimno albo ciemno Roch idzie do garażu, przekłada koło i zapina rower do trenażera, ale jak chce pojeździć na zewnątrz to też nie ma z tym problemu. Tak więc uniwersalność pełna, ale w końcu do tego Roch dążył. W zeszłym roku męczenie się z oponą powodowało u Ruch ogólną niechęć do jeżdżenia na zewnątrz; a teraz cyk i zmienione. Więc może nawet jakieś świąteczne lub noworoczne pedałowanie będzie, bo jak wiadomo zima zaczyna dopiero gdzieś w okolicach lutego, więc do tego czasu można spokojnie jeździć.

    W tym sezonie nowym elementem zestawu zimowego jest wentylator, który wymusza ruch powietrza. I okazał się nieocenionym pomocnikiem, bo w końcu z Rocha nie leje się wiadrami pot, nie ma kałuży pod rowerem i komfort pedałowania znacznie wzrósł. Do tego można wyobrazić sobie, że jednak jedzie gdzieś indziej niż w domu, a po dołożeniu Zwift będzie już całkiem jak w Nowym Jorku.

    Sezon pedałowania w domu jest więc otwarty, czego dowodem jest wczorajszy ślad:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Chwila odpoczynku, lekkie rozprężenie i historia pewnej gumy

    Po ostatnim w sezonie ‑ a dla Roch pierwszym ‑ maratonie Roch trochę się rozprężył, ale nic dziwnego, trochę jednak się przygotowywał do niego i po zaliczeniu dystansu Hobby zrobił sobie krótką przerwę. Nie oznaczało to wcale, że Roch przestał całkiem pedałować. Bynajmniej nie, chciał po prostu odrobinę odpocząć i poczuć się jak dawny Roch, który zalegał w fotelu i nie myślał o tym, że trzeba zrobić trening bo inaczej nie dojedzie się do mety. Jednak niedawno znowu wrócił do rygoru, bo trening sam się nie zrobi, a jak w przyszłym roku Roch ma wystartować w większej ilości maratonów to noga musi mieć moc.

    I tak zaczęło się od ponownego biegania, ale już na bieżni bo wieczorami smog Rochowi nie daje spokoju, ale przed zaplanowanym biegiem trochę pobiega na zewnątrz żeby przyzwyczaić organizm do zimnego powietrza. Do tego Roch uruchomił trenażer i nawet poskładał, z pomocą zaprzyjaźnionego W., koło do trenażera żeby nie przekładać opon. Teraz w zimne dni można pedałować w domu, a jak tylko aura dopisze to cyk i koło zmienione. W dodatku Żonka też może pedałować na swoim rowerze, a Roch na swoim. Jedno koło, a sprawiło tyle radości. Co więcej Roch uruchomił Zwift, więc teraz wieczorami może jeździć po Central Parku, tak jak zrobił to wczoraj. Fajna zabawa i nawet wciąga to pedałowanie i wyprzedzanie innych wirtualnych kolarzy.

    Jednak poza trenażerem, jest też rower bo pogoda w weekend dopisała i w końcu można było zabrać dzieciory na trasę Bike Atelier Maratonu na dystansie KIDO. Roch z Żonką chciał żeby dzieciory poczuły jak to jest jechać po krzakach, trawach i innych korzeniach. I okazało się, że dzieciory były zachwycone. Młoda non stop krzyczała, że lubi taką wolność, a kiedy nie krzyczała to akurat wjeżdżała w dziurę albo piła. Nad dystrybucją płynów jeszcze muszą popracować, ale widać było, że jej się podoba. Młody ma jeszcze za mały rowerek, ale dzielnie parł do przodu, przez co u Rocha poziom dumy osiągnął poziom 100, albo i więcej. Zaliczył jedną glebę, ale nie groźną. Po prostu koło mu ujechało na błocie i fiknął na trawę. Pozbierał się i pojechał dalej.
    Gorzej było z Żonką. Ona bowiem załapała gumę w połowie drogi, więc musiała wracać piechotą, ale widać było niedosyt. Jednak nic straconego, dziś Roch zaklei dętkę i będzie można znowu atakować trasę KIDO. Na ta jest całkiem niezła. Za rok Młoda dostanie nowy rower i będzie mogła startować w maratonie.
    Tak więc jak widać Roch lekko się rozprężył, ale nie tak całkiem porzucił rower. Wczoraj był trenażer, więc dziś powinna być bieżnia dla odmiany, albo nawet jakieś bieganie na zewnątrz, ale to jeszcze się okaże. Coś na pewno Roch porobi. I oczywiście zaklei dętkę tak żeby Żonka miała możliwość pedałowania.
    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Maraton zaliczony i oficjalne wyniki

    Sobota rano, do startu zostało tylko kilka godzin. Roch wydłużył sobie oczekiwanie na start ponieważ pakiet startowy wraz z numerem startowym odebrał dzień wcześniej. Jednak trochę martwił się pogodą. Co prawda wiedział, że pogoda będzie jaka będzie, nawet prognozy nie zostawiały wątpliwości, że będzie lało. No i lało. Raz mniej, raz bardziej, ale cały czas – przez 30 kilometrów – ale pedałowanie całkiem nieźle szło. Numer jaki dostał to 3005. Przyczepił na kierownicy i pojechał na miejsce startu.

    Miał jeszcze trochę czasu, więc pojeździł po całym terenie, zobaczył jak jadą juniorzy na dystansie KIDO, a potem o 1100 zaczął ustawiać się w swoim sektorze startowym. Po kolejnych trzydziestu minutach pierwsze sektory zaczęły startować. Po ośmiu minutach Roch był już na pierwszych kilometrach trasy Bike Atelier Maratonu. Na starcie popełnił wszystkie możliwe do popełnienia błędy, ale w porę opamiętał się i maraton ukończył. Oczywiście chodzi o to, że na początku narzucił sobie takie tempo, że na pierwszym podjeździe mógł w zasadzie zakończyć wyścig, ale magiczne żele postawiły Rocha na nogi i mógł dalej jechać. Trasa była już objechana więc Roch wiedział czego się spodziewać, ale tempo narzucił sobie większe. Deszcze ciągle padał choć w lesie nie było go czuć, to po wyjeździe na otwarty teren czuć, że ciągle padało.

    Przejechanie całego maratonu zajęło mu 1 godz. 47 minut. Padał deszcz, było zimno, licznik pokazał raptem 10°C ale pedałowanie było szalone, mokre i szybkie. Zjazdy, co prawda śliskie, ale wszystkie dało się przejechać. Żele z tubek dawały radę i robiły robotę. Tak więc Roch dotarł do mety gdzie czekali na niego najlepsi kibice, czyli Żonka z Dzieciorami.

    Maratony spodobały się Rochowi, w przyszłym roku będzie chciał zaliczyć więcej, a może nawet uda się to połączyć z jakimś weekendem w Ustroniu albo Wiśle. Sporo się pozmieniało u Rocha od początku roku, ale w przyszłym będzie to chciał utrzymać, a starty w maratonach są całkiem fajne.

    Na zakończenie kilka zdjęć.

  • Objazd trasy, statystyki i kilka zdjęć

    Czas startu zbliża się nieuchronnie. Niedawno jeszcze było 70 dni, a teraz zostało już ich 2. Korzystając z ostatnich ciepłych dni Roch wybrał się na objazd trasy wg. śladu GPS, który organizatorzy udostępnili. Oczywiście z Rochem pojechała Żonka, która chciała sprawdzić się, czy da radę pokonać trasę. Roch próbował ją namówić na to, żeby wystartowała razem z nim, ale nie dała się namówić. Więc nic na siłę.

    Sama trasa jest genialna, co prawda jest kilka podjazdów, które prawdopodobnie Roch pokona na piechotę, ale poza tym to widoki są obłędne, a zjazdy szybkie i w miarę równe. Tak więc trasa rozpoznana, Roch wie co go czeka, teraz pozostaje spakować się i ruszyć na start, zrobić swoje i wrócić. Wydaje się proste, ale jak powiedziało się \”a\” to trzeba powiedzieć \”b\”.

    Oczywiście z wypadu powstało kilka zdjęć. Można je zobaczyć tutaj:

    Poza tym koniec miesiąca oznacza nowe statystyki, a te poszerzyły się o bieganie i bieganie na bieżni. Tak, Roch i Żonka sprawili sobie bieżnie, bo przecież można usiąść w fotelu wieczorem, ale po co jak można się zamęczyć na własne życzenie. Tak więc, jak pogoda nie dopisuje, to Roch wchodzi na bieżnię, ale jak jest jeszcze w miarę znośnie na zewnątrz to Roch idzie biegać na otwartym terenie.
    Statystyki całkiem niezłe wyszły. Bieganie 70 kilometrów, rower 107 kilometrów. Dziś jeszcze ostatnie zakupy, czyli dętka i spinka do łańcucha tak żeby nie zaskoczyć się na trasie wyścigu. I można startować.  O tym jak poszło Roch napisze po powrocie z trasy, albo następnego dnia / tygodnia.
    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS. Na zakończenie statystyki.

  • Kolejna rywalizacja zaplanowana

    Roch nie ustaje w dążeniu do poprawy kondycji, formy i zdrowia, a efektem ubocznym tych starań jest też przygotowywanie się do maratonu MTB, który już tuż tuż. Patrząc w kalendarz to już pojawia się ten dzień. Jednak idąc za ciosem Roch postanowił spróbować swoich sił w kolejnej dyscyplinie, którą zaczął uprawiać z namiętnością. Czyli w bieganiu. Roch znalazł fajne wydarzenie, na dystansie, który Roch spokojnie przebiega i zapisał się. Tak więc po MTB Roch startuje w 2. Częstochowskim Biegu Niepodległości.
    Końcówka roku dla Rocha to ciągłe uczestniczenie w czymś, ale odkąd w głowie mu się poprzestawiało to tylko bieganie i pedałowanie. I chudnięcie, a to jest najważniejsze.

    Wszystkie starty Roch już opłacił, więc nie może się wycofać, bo przecież zainwestował, a poza tym trąbi o tym na lewo i prawo, więc sprawy trzeba doprowadzić do końca. Startuje bo chce się sprawdzić, ale na wygraną Roch nie liczy, to jeszcze nie ten poziom, żeby bić się o pudło. Poza tym to co robimy powinno sprawiać nam przyjemność i wtedy chcemy jeszcze bardziej to robić. Relacja z obu wydarzeń oczywiście będzie, może nawet na jakieś zdjęcia Roch się załapie. W ostateczności pochwali się wypisem ze szpitala.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Maraton coraz bliżej

    Będzie trochę informacji o tym na jakim etapie przygotowań jest Roch. Otóż jest na etapie, że biega więcej niż jeździ, ale to akurat dobrze, bo co drugi dzień rusza się. Doszedł do etapu 10 kilometrów w butach i chyba to jest optymalna odległość na ten czas. Może za rok szarpnie się na pół maraton, ale to dopiero w planach jest. Najbliższe wydarzenie, to oczywiście maraton w Częstochowie, a do niego, tak Rochowi się wydaje, jest przygotowany. Najważniejsze to, że schudł, nabrał kondycji i wzmocnił nogi. Reszta to szczęście i dobra zabawa.

    Bieganie wciągnęło go całkiem na poważnie. Dodatkowo Roch myśli o jakimś biegu ulicznym, póki co na 3, 5 albo 11 kilometrów, bo tyle jest w stanie przebiec, a później to kto wie. Doszło do tego, że nawet kupił sobie obcisłe do biegania, a w przyszłym sezonie Roch chce szarpnąć się na jakieś fajne buty do biegania. Mówią, że sport to zdrowie i chyba coś w tym jest. Roch też myśli o jakimś miejscu, w którym mógłby sobie pisać o tym, że biega. Taki blog rowerowy, ale dla butów. Domenę ma, wystarczyłoby znaleźć miejsce i można zacząć pisać, albo i czasem zapomnieć pisać.

    Tak czy inaczej Roch nie zamierza rozstawać się ze sportem. Choć chwilowo ma naciągnięty mięsień i robi sobie dzień przerwy od biegania to jutro może coś popedałuje i może pobiega. A na pewno pomyśli o tej domenie. I fanpejdżu na pewno.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Posumowanie sierpnia i plany na wrzesień

    Ostatni weekend sierpnia Roch wraz z Żonką i dzieciorami spędził na błogim wypoczynku w górach. Co prawda było intensywnie, ale odprężająco. Co więcej Roch popuścił sobie rygoru diety i żarł co popadło, a obowiązkowym punktem było schronisko na Szyndzielni i mityczny schabowy. Jak on smakuje. Tak więc rower nie był używany, a szkoda, bo Roch stał na wjeździe na trasę Rock \’n Rolla i aż serce go bolało, ale może jeszcze w tym roku uda się zjechać.

    Później już tylko baseny i obżarstwo. Co prawda waga nie podskoczyła, ale sumienie trzeba było jakoś uspokajać. Oczywiście jedzeniem. No, ale wracając do statystyk to sierpień był wyjątkowo udany. Około 240 kilometrów na rowerze i 40 km w butach. Roch się rozjeździł na dobre, a nawet rozbiegał więc na przyszły sezon trzeba wymienić buty, żeby dalej móc biegać. Na zakończenie kilka zdjęć:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Troszkę spóźniona, ale na blog wjeżdża 60-ka

    Trochę czasu Rochowi umknęło, ale od początku tygodnia walczy z kalibracją licznika. Te wszystkie tabelki, rysunki są o kant kuli. Odkąd Roch jeździ z GPSem na ręku to widzi jak licznik go okłamuje. Plusem jest to, że chociaż zawyża mu dystans, ale fakt że coś nie działa tak jak powinno Rocha wkurza i powoduje chęć naprawy. Wszystko zaczęło się od przejechania w ostatni dzień długiego weekendu 60 kilometrów.

    Żonka od dawna chciała zaatakować tak długą trasę, ale jakoś się nie składało, ale w końcu długi weekend, wizyta dzieci u babci i dobra pogoda spowodowały to, że Roch i Żonka zaatakowali tak długą trasę. Finalnie miało wyjść 70 kilometrów, ale i czas i telefon od Młodzieży nie pozwoliły na więcej niż 60 kilometrów. Trasa to połączenie dwóch mniejszych rundek, czyli tej na Olsztyn i tej na Blachownię co finalnie dało kilometrów 60.

    No prawie 60, bo GPS pokazuje 57 kilometrów co pokrywa się z GPSem Żonki, czyli licznik ściemnia, bo pokazuje blisko 61 kilometrów. Czyli trzeba go przestawić. Wpierw Roch korzystał z tabelek, kalkulatorów, ale wszystko przekłamywało o 10% na dystansie 2 kilometrów. 20 metrów da się przeżyć, ale 200 to już za dużo. Ostatecznie Roch zmierzył średnicę koła sznurkiem i tę wartość wpisał do licznika. Teraz pozostał test, czy licznik pokazuje poprawny dystans, czy jeszcze kłamie, ale o tym Roch napisze w osobnej notce.

    Na  zakończenie ślad GPS z wyprawy:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • 35

    No i nadszedł ten czas, choć nie do końca jeszcze ten bo w czasie kiedy Roch piszę notkę to jeszcze się nie urodził, ale o 23:55 już przyszedł na Świat i ów Świat musi się z nim męczyć. Do napisania tej notki zabierał się od kilku(nastu) dni, ale nie miał koncepcji jak do tego podejść. Chciał bowiem przejść przez swoje życie od \”A do Z\”. Zrobić takie podsumowanie, ale do tej pory nie ma pomysłu jakby to miało wyglądać. Wyszło by pewnie pompatycznie, doniośle albo zwyczajnie sztywno.

    Poza tym to co było już nie wróci, więc po co do tego wracać. Trzeba żyć tym co będzie i co jest. Tak więc w tym momencie zamiast podsumowywać raczej napisze co ma zamiar osiągnąć, bo na tym trzeba się skupić. Największym osiągnięciem jest to, że Roch przeprosił się z rowerem. Od początku tego roku Roch przejechał już 687 kilometrów, czyli więcej niż przez ostatnie lata razem wzięte, ale to dopiero początek. Zimą trenażer, do tego bieganie, a tutaj już 36 kilometrów w nogach, więc jest dobrze.

    Wszystko zaczęło się od początku roku. Alergia dała znać o sobie w sposób osobliwy. Po zjedzeniu pomidora, ryżu albo mleka Rochowi spuchły oczy. Tak organizm zareagował na alergen, który został potraktowany jako trawa. Fachowo nazywa się to alergią krzyżową. To co widać na zdjęciu to już \”dzień po\”. Dzień wcześniej było dużo gorzej ponieważ powieki zeszły się razem. To był moment kluczowy. Od tego czasu w Rochowej głowie poprzestawiało się bardzo. Po pierwsze Roch zmienił alergologa, zmienił dietę i zaczął się ruszać. Dużo ruszać. Wpierw trenażer, potem rower, teraz bieganie. Każdy kto pyta Rocha \”dlaczego\” opowiada właśnie tę historię. Są takie momenty w życiu, których przegapić nie można. U jednych jest to zawał, a u innych prawie wstrząs anafilaktyczny.

    Teraz Roch zbliża się do dwucyfrowej wagi, kondycję ma nieporównywalnie większą, a motywacja jest taka, że spokojnie mógłby nią obdzielić jeszcze ze dwie osoby. Co prawda w przeszłości Roch próbował zacząć biegać, ale zawsze kończyło się to po tygodniu. Teraz bez problemu biegnie na 5 kilometrów, w październiku startuje w biegu ulicznym i maratonie MTB. I nie ma wymówek, że nie chce się, albo jest zimno, bo każdy rok wymówek to rok doświadczenia mniej. W planach ma przebiegnięcie 10 kilometrów, a w odległych planach nawet i (pół)maratonu. Przyszły rok to co najmniej trzy maratony MTB: Psary, Jeleśnia, Częstochowa, a może i nawet Ustroń.

    Tak więc dziś Roch kończy 35 lat z postanowieniem dożycia kolejnych 35 lat w zdrowiu i szczęściu, bo to o czym nie napisał to fajna rodzina, która wspiera go na każdym kroku, a Miśka nawet z Rochem biega jadąc na rowerze i wypijając mu cały zapas wody i Żonka, która przymyka oko na Rocha gadżety i rowerowe gazety, a także wspiera go w tym całym fit życiu robiąc obłędne sałatki. A ze Stasiem codziennie Roch pedałuje, bo po pracy musi być wycieczka rowerowa. Tak więc Roch lepiej trafić nie mógł.

    Roch pozdrawia Czytelników. Urodzinowo.

    PS.
    Dziś też było pedałowane:

  • Kolejna pętelka i 40 km w nogach

    Po raz kolejny Roch siebie zaskoczył i przejechał trasę w okolicach 40 kilometrów. I po raz kolejny z Żonką, której pedałowanie weszło w krew i nogi. Do tego stopnia, że podczas zbliżającego się długiego weekendy chce połączyć dwie pętelki w jedną i przejechać około 70 kilometrów. Trasa byłaby do Olsztyna, stamtąd (jakimś cudem) do Blachowni i z powrotem do Częstochowy. Roch musi siąść do mapy i sprawdzić, czy da się jakoś sensownie przejechać z Olsztyna w kierunku Blachowni.

    I tak pewnie minie długi weekend, na pedałowaniu i spędzaniu czasu z dzieciorami. W międzyczasie jeszcze Roch urodziny, ale to pewnie też siodle będzie. I tak się rozjeździło Rochowi. Kto by się spodziewał, że jeszcze przyjdzie mu czuć ból w nogach i widzieć przejechane 40 kilometrów na liczniku. I w dodatku powtarza się to co trochę, więc nie jest to jednorazowy wybryk, czy wyskok.

    Na zakończenie, oczywiście, ślad GPS. Bez tego podobno się nie liczy:

    Roch pozdrawia Czytelników.