Nic nie wskazywało na to, że Roch będzie miał jakąś awarię; w rowerze nic nie stuka, nie trzeszczy, a cały mechanizm jest lepszy niż w szwajcarskich zegarkach. Roch pojechał na lotnisko, bo chciał zrobić pewne 40 kilometrów, w końcu początek miesiąca i ładna pogoda zobowiązują.
W drodze powrotnej Roch wjechał w dziurę, niby nic szczególnego, dziura jak setki innych, w które Roch wjeżdżał, ale okazało się, że ta jest inna. Ta dziura przebija opony, o czym Roch przekonał się chwilę po wyjechaniu z niej. Powietrze zeszło szybko i całkowicie. Do domu było jakieś 18 kilometrów, a więc spacer w butach SPD odpadał. Wezwanie wozu serwisowego też odpadało, bo zanim Roch wytłumaczy gdzie jest to zapadnie noc.
W końcu przypomniał sobie, że w plecaku jeździ z nim pompka i łatki, który były kupione właśnie na taką okazję. Po dwudziestu minutach było po sprawie. Dwie dziurki zaklejone, koło założone i napompowane; można było jechać. W końcu, po wielu miesiącach, przydał się zestaw ratunkowy, który jeździł w plecaku. Wydatek ~50 zł zwrócił się, bo Roch nie musiał dreptać do domu.
Roch pozdrawia Czytelników.