Kategoria: Bez kategorii

  • Zaległości poburzowe

    Ostatnimi czasy trochę się działo. Wszystko zaczęło się od załamania się pogody, które nastąpiło w piątek i postępowało przez całą noc i dzień następny. W tym czasie Roch nakręcił całkiem niezły film, który zostanie opublikowany jak tylko Tuba przestanie grymasić.

    W między czasie, a dokładnie w sobotę, Roch świętował 24-e urodziny. Prezent sam sobie kupił, a i życzenia sam sobie złożył. Później wegetował w domu bo burza szalała w najlepsze. Podobno w okolicach pojawiła się trąba powietrzna, ale Rochowi nie zrobiła prezentu.

    Po przejściu burzy padła sieć. Padła całkowicie i jedyny sposób na jako takie korzystanie z Internetu to telefon zamieniony w modem. Rachunek będzie imponujący, ale trzeba było sprawdzić pocztę i takie tam. W końcu Admin stanął na wysokości zadania i już dzisiaj sieć śmigała aż miło.

    Dla Admina solidne brawa i butelka dobrej wódki, bo mógł czekać do poniedziałku, a nie pracować przy niedzieli. W ten oto sposób minął Rochowi długi weekend. Na koniec zdjęcie prezentu, jaki Roch sobie kupił. Wygodna deseczka:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Jak miło być online 🙂

  • Urodziny w trybie offline

    Po ostatniej burzy Roch został odcięty od sieci. Burza rozwaliła połowę sieci dzięki czemu nie na sieci.

    W związku z tym Roch używa telefonu do pisania tej notki i dlatego nie będzie ona długa.

    będący poza siecią Roch obchodzi dziś urodziny i nawet nie moze sie pochwalić prezentem.

    Roch pozdrawia Czytelników. W poniedziałek pewnie zajrzy na blog.

  • Daleko posunięta monotonia

    Roch, jak codzień, wyszedł na rower. Powietrze było ciężkie, co wróżyło opad deszczu. Roch nie chciał jechać nigdzie daleko, ale Nosiu się uparł. Roch zacisnął zęby i pojechał na Dolomity. Na samych Dolomitach Roch jeszcze mocniej zaciskał zęby żeby nic spod kół nie syczało na niego.

    Jednak wszystkie gady gdzieś się schowały i można było przejechać Dolomity w miarę spokojnie. Z Dolomitów Roch pojechał do Świerklańca, a po drodze zakupił butelkę kondycji wraz z bąbelkami, gdzie spoczął na ławeczce i rozpoczął intensywny odpoczynek.

    Ze Świerklańca Roch skierował się do domu, nigdzie nie skręcał, nie szukał bocznych ścieżek. Jednak codzienne kręcenie pięćdziesiątek powoduje pewne zmęczenie u Rocha.

    Cóż, Roch nie popisał się w tej notce, ale i tak czasem musi być.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Sykło i uciekło

    Roch postanowił, że pojedzie w las pojeździć po czymś innym niż asfalt. W tym celu udał się na Dolomity i tam postanowił, że zakończy rowerowy dzień. Zazwyczaj Roch nie spogląda pod koła ponieważ Bomberek wybiera nierówności, ale Roch coś tknęło i spojrzał pod przednie koło, który właśnie przejeżdżało po ogonie jakiejś małej żmijki lub innego zaskrońca.

    Wygrzewa się to to na środku ścieżki jakby nie mogło sobie znaleźć bardziej ustronnego miejsca, a później jeszcze syczy na człowieka jak ten niechcący przejdzie po ogonie. Roch nie miał zamiaru dyskutować i pognał czym prędzej przed siebie.

    Nie zatrzymywał się nigdzie, gnał przed siebie, aż wyschnął mu Buff na głowie. Zatrzymał się dopiero pod Dobieszowicami. I tak z rekreacyjnego wypadu do lasku zrobił się wypad do Dobieszowic i Świerklańca.

    Dziś jednak Roch nie ustrzelił żadnego zdjęcia pośladków, ale z to cyknął rodzynka ortograficznego:

    Roch nic nie chce spszedać, ale chce pozdrowić Czytelników.

  • Gajowy Roch

    Tytuł nieco mylący, ale Roch chciał zaznaczyć, że dziś polował. Polował na pośladki, takie jędrne z prawdziwego zdarzenia, takie na których Roch mógłby dokonać żywota. I znalazł. Przypadkowo co prawda, ale znalazł. Jednak po kolei.

    Roch wyskoczył na rower i od razu pojechał na Świerklaniec. Pędził sobie 30 km/h, suszył Buffa więc patrzył w asfalt. Jednak co chwile spoglądał co tam dzieje się przed nim. Podniósł głowę i o mało co nie spowodował wypadku.

    O kur*a, ale pośladki – Zapiał zaśliniony Roch i zatrzymał się w miejscu.

    Samochód, który jechał z nim zostawił trochę gumy na asfalcie, ale kierowca zrozumiał jak sam zobaczył to co Roch. Wyjął szybko aparat, ustawił, wycelował i.. ciach. Pośladki ustrzelone. Roch otarł ślinę i pojechał dalej. W między czasie rozesłał MMS ze zdobyczą.

    Ze Świerklańca Roch wrócił tą samą drogą, a nóż coś znowu ustrzeli. I ustrzelił. Spotkał Koyocika, który wracał z pracy. Nie można było zmarnować takiej okazji i Roch wraz z Koyocikiem postanowili trochę pojeździć.

    Najpierw Chechło, a później Miasteczko Śląskie. Na zakończenie Pniowiec i kontrolny przejazd obok pączkodajni, która była zamknięta. W Tarnowskich Górach pożegnali się i rozjechali się każdy do swojego domu.

    Na koniec pośladki:

  • Się nie chciało

    Pogoda dopisała więc Roch postanowił, że zaatakuje upragnioną stówkę. Zaczął jak zawsze od Świerklańca i dalej pojechał do Wymysłowa, Dobieszowic. Pedałował sobie podśpiewując pod nosem bo mp3grajek odmówił posłuszeństwa.

    Będąc już w okolicach Dolomitów Roch wstąpił do sklepu i zakupił najtańszą wodę jaka była. Portfel świecił pustkami, a klepaków było akurat na najtańszą dostępną wodę. Na bąbelki nie starczyło. Z uzupełnionymi płynami Roch pojechał na Dolomity i tam zakończył pierwszy etap.

    Licznik wskazał 50 kilometrów i można było wracać do domu. W domu Roch opuściła chęć do jazdy. Jednak ustawienie odpowiedniego opisu na komunikatorze spowodowało, że odezwał się Nosiu. Roch pomyślał, że można zaryzykować kolejną wizytę na Pniowcu.

    Jednak trasa była inna. Ponownie Roch wylądował na Świerklańcu, ale tym razem skierował się w kierunku Chechła. Z Chechła można było atakować Miasteczko Śląskie, ale Rochowi wybitnie się nie chciało. Wrócił zatem do domu z 70-ma kilometrami.

    I tak nieźle.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kłody pod nogami

    I wcale nie będzie o kaprysach pogodowych, a raczej programowych. Rochowy komputer odmówił posłuszeństwa, a właściwie to Vista przestała chcieć współpracować z Rochem. Ten bez chwili zastanowienia wpisał to co każde dziecko zna na pamięć i już po 40 minutach komputer posiadał nowiutki system.

    Później przyszła pora na aktualizacje, konfiguracje, a jeszcze Roch chciał wyskoczyć na rower. Dlatego podzielił sobie wszystko na określone kawałki dnia i dzięki temu już o 1400 był na rowerze. Wraz z Nosiem pojechali na Świerklaniec, a później do Wymysłowa i Dobieszowic.

    Z Dobieszowic wypadało jechać na Kopiec, a stamtąd na Księżą Górę. Tam Roch chciał się popisać i mało co nie wpakował się w jedyne stojące drzewo. Przypadkowo wjechał na korzeń, który podbił Rochowy rower, który to rower stracił kontakt z podłożem przez co stał się niesterowny.

    Gdy Roch tak leciał w powietrzu zastanawiał się, czy kolejne spotkanie z drzewem będzie tak samo bolesne jak poprzednie. Czuł, że jednak trochę zaboli chociaż drzewo nie było specjalnie grube. Gdy już koła otrzymały względną przyczepność Roch rozpoczął hamowanie. Jednak, tutaj kłania się doświadczenie motoryzacyjne, nie zablokował kół żeby znowu nie stracić upragnionej przyczepności. A drzewo się zbliżało.

    W końcu, jakiś metr przed drzewem, udało się zatrzymać szalejący rower i Roch nie musiał sprawdzać, czy będzie bolało, czy nie.

    Po tych doznaniach Roch udał się na Dolomity i wrócił do domu. W normalnej sytuacji Roch zasiadłby do komputera i rozpoczął pisanie kolejnej, nudnej, notki, ale nie wczoraj. Do zainstalowania pozostał Service Pack 1 dla Visty bo bez niego nie da się korzystać z systemu. Godzina z głowy, a później Mama Roch zapragnęła pączków.

    Trzeba było się ubrać, wsiąść do Megi i jechać do pączkodajni. Wrócił o 21sup]00 to już nawet nie chciało mu się włączać komputera.

    Na koniec Roch:

  • Pogodo! Nie idź tą drogą

    W skrócie można by napisać: było tak samo jak wczoraj, lało i chmurzyło się. Jednak jest pewne ale. Popołudniu zaczęło się wypogadzać więc Roch postanowił spróbować wyrwać się z domu i chociaż chwilkę popedałować.

    Początkowo bał się, że wczorajsza historia powtórzy się i znowu trzeba będzie uciekać przed deszczem. Jednak słońce nieśmiało wyglądało zza chmur co dla Rocha było dobrym znakiem. Im więcej słońca tym Roch dalej wypuszczał się, aż dojechał do Pniowca.

    Dalej nie było czasu jechać gdyż słońce wyszło dopiero w okolicach godziny 1800. Na dłuższą wycieczkę, na przykład stukilometrową, było odrobinę za późno, ale według wszelkich znaków na niebie i ziemi jutro ma być ładnie i będzie można spróbować uskutecznić stówkę.

    Dziś tylko 30 kilometrów, za to w błocie co liczy się podwójnie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda też czyta Rocha blog

    Jeśli ktoś w to nie wierzy to Roch zaraz to udowodni. Wczoraj ujawnił swój tajny plan, który zakładał, że Roch będzie robił codziennie sto kilometrów. Od rana nic nie wskazywało na to, że popołudniu pogoda załamie się.

    Od popołudnia zaczynało lekko pokropywać deszczem, ale Roch nie poddawał się. Przelotny opad jeszcze nikogo nie zabił, a na pewno nie spowoduje, że Roch da sobie spokój z rowerem. Wyruszył zatem na jazdę testową. Będąc już pod Wymysłowem Roch obejrzał się za siebie.

    Zobaczył gigantyczną, czarną chmurę, która złowrogo szła w kierunku Rocha. Ten czym prędzej pognał do domu, a chmura za nim. Już pod domem zaczęło kropić, ale rozlało się dopiero jak Roch wszedł do domu. Ta pogoda nie jest, aż taka zła, ale ewidentnie czyta to co Roch pisze.


    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A może by tak stówa?

    Jakiś tydzień temu Roch odkrył niezłą trasę, która umożliwia zrobienie 50 kilometrów w ciągu niespełna dwóch godzin. Przez ten tydzień Roch jeździł nią, aby szybciej zbliżać się do upragnionego dystansu. I dziś Roch pojechał ową trasą, jednak w połowie naszła go wspaniała myśl.

    A może by tak jeździć nią dwukrotnie? – Pomyślał Roch i rozpoczął kalkulację.

    W końcu ułożył wstępny plan jutrzejszej wycieczki. Jeśli zacząć od 1500 jeździć to do 1700 jest pierwsza pięćdziesiątka. Godzina odpoczynku i od 1800 do 2000 można śmiało machać drugą pięćdziesiątkę.

    Dzięki temu dziennie Roch machałby sto kilometrów i to spowodowałoby spore zamieszanie w statystykach Rocha. Póki co Roch objechał trasę jeden raz i czuł się jakby mógł jeszcze ze dwa razy ją objechać. Jutro Roch przeprowadzi test, czy wydoli kondycyjnie i czasowo. Jeśli wszystko uda się to wycieczki Rocha staną się jeszcze bardziej ekscytujące ponieważ w tydzień będzie robił prawie tyle ile miał robić w miesiąc.

    Rachunek jest prosty jak drut.

    Pomysłowy Roch pozdrawia Czytelników.

  • Paraliż ustąpił

    Od rana Roch czuł, że jego nogi rwą się do pedałowania. Jednak poranki u Rocha są zbyt leniwe żeby pedałować, a sam Roch staję się w miarę przytomny dopiero po drugiej kawie zbożowej. Mniejsza z tym co i kiedy Rochowi staje.

    Popołudniu Roch ubrał się, wrzucił na głowę genialnego Buffa i zaczął pedałować. Tradycyjnie pojechał do Świerklańca i Wymysłowa. Później już tylko Dobieszowice, Piekary Śląskie i można było zaczynać etap terenowy wycieczki.

    Na Dolomitach Roch pojechał swoją ulubioną trasą i już miał skręcać na Repty, ale coś go tknęło i wrócił do domu. W domu do Rocha zagadał Koyocik i zaproponował pączusie. Roch przystał na propozycję i w ten sposób Roch miał zagospodarowany wieczór.

    Pod pączkodajnią (jakże smaczna nazwa) była straszna kolejka, ale w końcu udało się zakupić soczyste, duże, mięciutkie, pulchniutkie, cieplutkie, brązowiutkie pączusie w polewie czekoladowej i z nadzieniem różanym.

    Roch zatopił się w tym cudzie cukierniczym wyobrażając sobie Panią z Twomarku, o której Koyocik wspomniał podczas jazdy. I tak Roch spędził miło wieczór.

    Kończąc Roch pozdrawia Koyocika, a także pozostałych Czcigodnych, i już niecierpliwi się na kolejny pączkowy wypadzik.

  • Paraliż nóg

    Od rana Roch wyglądał przez okno w poszukiwaniu deszczowych chmur. Jednak porywisty wiatr przeganiał wszystko i niebo było stawało się coraz czystsze. Z biegiem dnia wiatr ustawał, a słońce mocniej grzało.

    W końcu Roch wyszedł na rower, ale postępujący paraliż nóg spowodował, że dojechał tylko do Pniowca. O Świerklańcu, czy Dobieszowicach nie było mowy. Na Pniowcu Roch kupił sobie soczek (marchwiowo-brzoskwiniowy), posiedział, popatrzył i wrócił do domu.

    W domu sięgnął do lodóweczki, w której od wczoraj chłodzi się, sprezentowany przez Reeda, Strong i zasiadł przed komputerem, aby napisać kilka słów. Roch przeczytał notkę Reeda i postanowił, że opije pomyślność i długowieczność kółek Reeda. W końcu komplet nowych piast XT na sześć śrub, w dobie wszechobecnego Center Locka, jest czymś tak nie możliwym jak dziewica u Rocha na osiedlu.

    Tak więc Twoje zdrowie Reed i żeby kółka się lekko kręciły. Wirtualnie, ale szczerze 🙂

    Roch pozdrawia Czytelników.