Kategoria: Bez kategorii

  • Regeneracja sił

    Bite trzy dni w siodle dla Rocha to było zbyt dużo, ale ostatkami sił wytoczył się on z domu i wsiadł na rower. Jednak jazda nie dawała przyjemności, a nogi były zmuszane do pracy, bo same nie wykazywały chęci. Do pełni szczęścia doszła jeszcze wczesna pobudka bowiem \”promocja w markecie\” była i nie można było nie być tam.

    Po przejechaniu 10 km Roch wrócił do domu i walnął się na łóżko. Potem jeszcze zaliczył wizytę na stacji kolejowej i wrócił do domu. Może jutro Rochowi zachce się jeździć dłużej niż 30 minut i może kilometrów będzie więcej niż dziesięć.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ponownie bardziej asfaltowo

    Z wczorajszych planów Rocha nic nie wyszło, a wszystko przez jeden telefon. Otóż Roch został zachęcony, telefonicznie, perspektywą wypadu na Lotnisko, na którym dawno go nie było. Plan trasy jednak trochę go przeraził i nie zabrał z sobą aparatu, a szkoda bo startowały dwa Wizzy i jedna Lufthansa. Na lotnisku nastąpił odpoczynek i powrót do domu.

    Jednak z wiatrem jedzie się dużo łatwiej niż pod wiatr, a tak właśnie przyszło pedałować Rochowi w drodze na lotnisko. Z lotniska wiało cały czas w plecy i od razu łatwiej mu się jechało. Na koniec jeszcze wpadł do wody i resztę dystansu pokonał w mokrych butach, które schły na Rochowych stopach, co nie było przyjemne.

    Wczorajsze plany Roch przekłada na jutro, być może uda się je zrealizować.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Bardziej asfaltowo

    Nastąpił długo wyczekiwany początek weekendu, a w dodatku pogoda dała czadu i temperatura wskoczyła na 20°C. Tuż po obiedzie Roch zapragnął towarzysza, ale koniec końców Roch jeździł sam, a właściwie z mp3grajkiem. Trasa była identyczna jak wczoraj i przedwczoraj, bo jakoś nie chce się Rochowi nic nowego wymyślać, a jako że jest ona i długa i asfaltowo-terenowa to w ostateczności może być. Jak Roch stwierdzi, że mu się znudziła to poszuka czegoś nowego.

    Na jutro plan jednak jest inny; skoro dziś był odcinek bardziej asfaltowy, to jutro Roch z krzaków nie wyjdzie, a asfaltem będzie tylko dojeżdżał do krzaków. W ciągu dwóch dni Roch uskutecznił już 100km, nie jest to szczyt jego możliwości, ale jest lepiej niż było, a będzie jeszcze lepiej. Może uda się trzydniowy weekend zamknąć w liczbie 150km. To byłoby coś. Na zakończenie szczegóły:

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Bo przyjemność trzeba powtarzać

    Po kilkudniowej przerwie Roch ponownie wskoczył na siodełko, ale zanim to uczynił musiał zakleić dziurkę, która zrobiła się w dętce choć Roch nie ma pojęcia gdzie, kiedy i jak ją zrobił. Kiedy łatka była już przyklejona Roch napompował koło i zszedł na dół. Plan był prosty, bo Roch chciał powtórzyć ostatni wypad i spróbować go podwoić, aby kilometrów wyszło około 70. Jednak potem doszedł do wniosku, że takie szarpnięcie może źle się skończyć, a słoneczny, ciepły i rowerowy weekend dopiero przed Rochem.

    Trzeba było znaleźć medianę, tak aby powyżej i poniżej wartości środkowej była taka sama ilość elementów (\”matematyka – możesz na nią liczyć\”). W końcu Roch postanowił, że dokręci 20 km i te 20 km opuści, czyli zamiast 70 km będzie 50 km, czyli o 20 km więcej i 20 km mniej, czyli mediana jak ta lala. Tak jak zaplanował tak też zrobił, zamiast powtarzać całą pętle powtórzył tylko środek i wyszło prawie równe 50 km. Pozostałą ilość Roch zostawi sobie na weekend, bo plany są śmiałe i z pewnością jeszcze nie jedna pięćdziesiątka się pojawi.

    Roch nie zdziwiłby się, gdyby dostał zaproszenie do reklamówek matematyki, tak jakby Królową Nauk trzeba było reklamować. Nie mnie jednak na rowerze też matematyka się przydaje, choćby do tego, żeby się nie zapedałować na śmierć.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zbieg okoliczności, czy celowe działanie?

    Od dawna jeżdżącemu Rochowi towarzyszyło uczucie, które było tym silniejsze im Roch dalej był od domu. Chodziło, oczywiście, o brak \”zestawu naprawczego\”, który ratowałby Rocha w sytuacjach podbramkowych, czyli w przypadku przebicia dętki. O ile komplet miniaturowych imbusów zawsze ma przy sobie, to już pompki i łatek nie woził z sobą bo ich nie miał. Zresztą po co mu były łatki, jak źródła powietrza nie było, a płuca niepalącego Rocha nie mają takiej mocy pompującej.

    Dziś jednak Roch postanowił, że to się zmieni. Zaczął od zakupu pompki, wersji miniaturowej, choć dwuczęściowej. Gdyby ktoś chciał iść w ślady Rocha to z czystym sumieniem Roch poleca Author Booster. Metalowy tłok powinien przeżyć upadek, a \”tłok w tłoku\” znacznie przyśpiesza pompowanie. No i cena, która na głowę bije podobne produkty SKS\’a.

    Kiedy już Roch był w domu to chciał przetestować owo cudo. Okazało się jednak, że jakaś nadprzyrodzona siła spowodowała to, że w przednim kole ubyło powietrza i pompowanie nie pomaga. Jeśli dobrze pójdzie, to jutro Roch ogłosi, że złapał pierwszą w tym roku gumę, choć kompletnie nie wie gdzie i jak. Na szczęście teraz Rochowi gumy nie straszne, pod warunkiem, że będzie ich mniej niż łatek w pudełku i kleju w tubce.

    Kolejny zakup to tylne światło, bo trzeba dbać o tyły Rocha.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Taka nijaka pogoda

    Przed Rochem stały dwa wyzwania, które zaplanował na dziś; pierwszym z nich było odkręcenie korka, który zassał się był i nie można było sprawdzić, czy jest płyn we wspomaganiu kierownicy (nie w rowerze), a drugie wyzwanie to naprawa roweru, na którym jeździ Rochowa mama. Zarówno pierwsze jak i drugie zadanie zostało wykonane w 100% choć Roch po tym wszystkim nie miał już ochoty na własną przyjemność.

    Poza tym pogoda zrobiła się dosyć niepewna, bo raz były chmury i deszcz, a raz było słońce i całkiem ciepło, choć wietrznie. Z tego wszystkiego Roch stwierdził, że mu się nie chce i został w domu. Teraz trochę tego żałuje, bo mógł iść, ale mądry Roch po szkodzie. Jutro też jest dzień.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pociąg do roweru

    Tak jak Roch wczoraj zapowiadał, tak dziś zrobił; od rana chodził i sprawdzał prognozy pogody, bo popołudnie należało do Rocha i jego roweru. Okazało się, że deszczu nikt nie przewiduje i można było wyjść trochę pojeździć. Z tym \”trochę\” to Roch przesadził, bo kilometrów wyszło trochę więcej niż \”trochę\”. Jak zawsze Roch zaczął od Świerklańca i potem wjechał do lasu, którym dojechał do Piekar Śląskich.

    Stamtąd Roch wrócił do Kozłowej Góry, pokonał zabójczy podjazd i wyjechał w okolicach Radzionkowa. Kilometrów było mu jednak nadal mało i postanowił, że dzień zakończy na Dolomitach. Wiedząc jednak, że nie ma co się pchać w rozkopane resztki ścieżek, Roch objechał dookoła Dolomity i wrócił przez jakiś rezerwat.

    Pod domem okazało się, że licznik wskazuje już rozsądną liczbę kilometrów i można było skierować się ku domowi. Na jutro plan jest jeszcze śmielszy, bo Roch chcesz podwoić dzisiejszy wynik, czyli wykręcić około 70 km. Trzeba będzie machnąć dwa kółka, żeby zrealizować plan, ale nie powinno być z tym problemu. Oczywiście, o ile pogoda dopisze, bo trochę czasu Roch musi spędzić na siodełku.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zaproszenie do przejażdżki

    Roch, przez chwilę zapominając o swojej wrodzonej skromności, zauważył, że zaczyna być popularny i wcale nie chodzi o jego twórczość blogową, bo ta została dostrzeżona tylko raz, dawno temu na Wydziale Informatyki UŚ. Chodzi o jego kolejową \”zajawkę\”, która przybiera na sile. Dziś Roch ponownie wybrał się na stację, bo niebo zaszło chmurami i na rower Roch bał się iść.

    Na stacji w końcu pojawił się jego upragniony Freightliner PL, na którego polował już trochę czasu. Żeby było ciekawiej zatrzymał się tak, jakby chciał Rochowi ułatwić wykonanie zdjęcia, które Roch od razu obrobił (na tyle, na ile umiał) i wrzucił na Picasę. Na zakończenie jeszcze ładnie zadymił i zaczął ruszać.

    Kiedy przejeżdżał obok Rocha, uchyliło się okienko i padło pytanie:

    \”Jedziesz do Kalet\” – zapytał maszynista, choć ani Roch go nie znał, ani on nie znał Rocha.

    Trochę zszokowany Roch nie wiedział co powiedzieć i dał spokój, choć – o ile była taka możliwość – – teraz trochę żałuje, bo z Kalet do Tarnowskich Gór wcale nie jest tak daleko i można było próbować załapać się na przejażdżkę.

    Teraz – idąc za ciosem – trzeba zorganizować wycieczkę do lokomotywowni, bo i tam są ciekawe rzeczy, choćby solidna obrotnica. Reszta zdjęć jest w obróbce i jak tylko Roch się obrobi to umieści je na Pikasie.

    Dziś było kolejowo, za to jutro będzie rowerowo (i ze śladem GPS).

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • O Rochu, który jeździł koleją

    Roch znany jest z tego, że często przesiaduje na stacji i ogląda pociągi, ale bardzo dawno nimi nie jeździł. Ostatni raz, z tego co Roch pamięta, był za czasów szkolnych, gdy dojeżdżał na praktykę do odległej nastawni TGc, bo – nieliczni to wiedzą – Roch uczęszczał do Technikum Kolejowego, gdyż pociągi zawsze go fascynowały.

    Kończąc ten historyczny wstęp, Roch pragnie donieść, że wczoraj jeździł pociągiem. Co prawda był to \”zwykły\” EN-57, ale pociąg to pociąg. Żeby było weselej Roch, a właściwie jego rower, zainteresował kierownika pociągu, z którym Roch szybko znalazł wspólny język, a to skutkowało tym, że – uwaga, uwaga – Roch mógł siedzieć w kabinie maszynisty! Tak, Roch siedział obok maszynisty i widział jak się hamuje skład i jak się zbija SHP, czyli samoczynne hamowanie pociągu.

    Atrakcji mnóstwo, a Roch cieszył się jak dziecko, bo w końcu spełniło się jedno z jego marzeń, choć już siedział w lokomotywie, ale nigdy nie jechał w kabinie.

    ****

    Dziś jednak Roch nie jeździł koleją, a rowerem; wyskoczył na Suchą Górę, a stamtąd na Dolomity. Jednak niedzielne popołudnie to już nie jest dobry moment na wyjazd, bo wszędzie plączą się ludzie, którzy cały czas starają się wejść Rochowi pod przednie koło, a ten nie chce go scentrować.

    Kilometrów wyszło średnio, ale po wczorajszych wrażeniach Rochowi nie kilometry w głowie. Na zakończenie Roch umieszcza link do szczegółów dzisiejszego wypadu.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W końcu słonecznie, w końcu rowerowo

    W końcu, po czterech dniach niepogody, wyszło słońce; fakt ten bardzo ucieszył Rocha, bo w końcu mógł wyjść na rower. Czterodniowa przerwa spowodowała, że Roch miał wielką ochotę na jeżdżenie, co spowodowało, że kilometry przybywały w zastraszającym tempie.

    Na początek Roch wybrał się do Świerklańca żeby rozgrzać nogi i przyzwyczaić się (ponownie) do siodełka. Ze Świerklańca Roch wjechał na tamę i pojechał w kierunku Wymysłowa, gdzie wjechał do lasu i wyjechał dopiero w Piekarach Śląskich. Kawałek drogą, potem kawałek ścieżką rowerową i już był Roch w okolicach Kozłowej Góry.

    Pozostało pojechać do Radzionkowa i stamtąd na Dolomity, choć ostatni fragment był największym błędem Rocha, bo koparki i wywrotki rozjeździły – i tak już kiepską – drogę. Roch omijał gliniane kałuże, ale wpadał w inne błotne pułapki, co skutkowało tym, że na oponach było mnóstwo błota i gliny, która przenosiła się na ramę, a także na Rocha.

    Trzeba będzie skreślić Dolomity z listy miejsc, w których można jeździć, bo jak powstanie to co tam się buduje, to pewnie położą asfalt, zrobią sygnalizację świetlną i to będzie koniec Dolomitów jako miejsca dla rowerzystów, a takich miejsc jest coraz mniej. Niestety.

    Wypad należy zaliczyć do udanych, bo pogoda dopisała, siły nie opuściły Rocha, choć wspomagał się batonem, a i kilometrów przybyło. Cała trasa liczyła ich 40. Na zakończenie szczegóły dystansu, śladu GPS nie ma, bo Roch nie naładował baterii, ale cały czas o tym myśli.

    – Dane wypadu: BikeBrother.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Roch-ogrodnik

    Zgodnie z Rocha przypuszczeniami dziś też padał deszcz, choć do południa było nawet ładnie. Później jednak przestało być ładnie i zrobiło się brzydko, deszczowo i szaro, a Roch musiał wyjść z domu. Musiał, bo przyjechała zamówiona myszka, która od dziś pełni rolę lepszego następcy poprzedniego gryzonia, który odszedł do krainy, w której nikt nie będzie go dusił, klikał, przygniatał i rzucał.

    Oczywiście pod Linuksem wszystko zadziałało od razu, choć Roch dał ciała, bo nie potrafił obsłużyć rolki i stwierdził, że ona nie działa. Jednak po mocniejszym jej przyciśnięciu okazało się, że działa. Jeśli chodzi o myszki to Roch stara się być delikatny i nie wciska nic na siłę. Okazuje się, że czasem trzeba.

    Roweru znowu nie było, bo nie ma jak. Deszcz ciągle krzyżuje Rochowe plany. Na koniec obiecany szczypior (można wybuchać śmiechem):

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zero-jedynkowa pogoda?

    Nie dalej jak wczoraj Roch pisał o tym, że pogoda w weekend lubi się popsuć, a w \”środku\” tygodnia jest dużo lepsza. Dziś, za swój niepokorny osąd został ukarany, bo ni z gruszki ni z pietruszki spadł deszcz, a właściwie ulewa, która ponownie uziemiła Rocha. W domu oczywiście nie ma co robić, więc Roch poszedł spać.

    Później, korzystając ze złej pogody, Roch zajął się porządkowaniem komputera, bo działał na \”protezie\”; niby to Linux, a jednak partycje czysto Windows`owe. Pora najwyższa zmigrować całkiem na Linuksa, z wszystkimi jego dobrodziejstwami.

    Wybaczcie, Czcigodni, bo notka trochę na siłę, ale czasem na prawdę u Rocha nic się nie dzieje.

    Roch pozdrawia Czytelników.